Początek

Włączamy film i czytamy notkę.

To było coś. Przyjechałem na wieś Ż koło 15. Od razu, wraz z moim „opiekunem” P zabraliśmy się do uruchamiania domu. Domu wyjątkowo ogarniętego. Zwykle po całym roku przyjeżdżamy do domu, w który na zimę z pól schodzą myszy, a czasem coś większego… Więc generalnie z reguły syf jest straszliwy. A tu proszę. Po wyjeździe brata i bratowej z dzieciakami porządek jak nigdy. Parę dosłownie niedociągnięć. Mleko zostawione w kance… Zawór od szlaufa niezakręcony. Jak tylko włączyłem wodę, na dworze zaczęła się lać całym strumieniem… Największym bodaj przewinieniem braciostwa była taczka pozostawiona bez opieki przy ognisku (też pozostawionym bez opieki, ale generalnie zgaszonym :-D). Dzięki Bogu wszystko się dało naprawić. Potem ogarnęliśmy coś do jedzenia (jak by nie patrzeć od 11 rano byliśmy w podróży) i zajęliśmy się strzelaniem z wiatrówek i wreszcie graniem w grę planszową RYZYKO.
O 9.00 (!) zostałem obudzony. To było straszne. A jeszcze do tego P. stwierdził, że idziemy do lasu… Tak. Tam od miesiąca nic się nie dzieje tylko pada deszcz… i iść do lasu? Chyba, żeby popływać… I jak się okazało, zaliczyliśmy parę, co głębszych kałuż po kolana…
Po lesie łaziliśmy od 10.00 do 13.00. Zgłodnieliśmy jak cholera, ale upolowaliśmy sobie obiad. To znaczy ćwierć siatki grzybów — Kurek. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że dosłownie na 5 minut przed dogotowaniem się kaszy skończył się gaz w butli…
No nic. Zjedliśmy niedogotowane. Ale za to był to pierwszy (i jak się okazało ostatni w tym tygodniu) dzień bez deszczu! Tak więc następnego dnia zabrałem się za koszenie trawy. „Wykosiłem jeden bak” i zaczęło padać. A jak już zaczęło, to nie skończyło do następnego dnia…
Najlepsze było jak następnego dnia oglądaliśmy plon zebrany przez deszcz. Po pierwsze przez moment poczułem się jak w Wietnamie albo innych Chinach. Wszędzie w około otaczały mnie pola ryżowe :-D…


Wersja akustyczna.

Stawik, położony 100 metrów za stodołą wylał na pola, sąsiad rolnik stwierdził, że rumianek poprzedniego dnia położony na kozły do suszenia się, nadaje się już tylko do zaorania, bo nawet palić się nie będzie po takim deszczu. Zboża na polach położone połaciami. Zalane całe pola. Rowy melioracyjne (czy jak się tam one zwą) przepełnione wodą, nurt w nich jak w Wiśle. Nawet trawiasty parking przy kościółku zalany wodą. Nawet na łączce przed domem wody po kostki. Do piwniczki też się trochę nalało…
Ale jak wiadomo po burzy przychodzi spokój, toteż dnia następnego było już ciepło i… Nie! Sucho na pewno nie było. Ale nie padało…
Po obiedzie wsiadłem z rodzicami do auta i pojechaliśmy do W. Na razie jestem. Ale pewnie w Poniedziałek wracam do Ż. Tam nawet jak pada, to jest pięknie!

Tymczasem pozdrawiam. Cześć.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Droga na Ostrołekę to był taki program

kiedyś w Trójce, a muzycznie z drogą nie wiedzieć czemu mi się taka smętnawa i wciągająca piosenka skojarzyła:)

A deszcz pada wszędzie, choć dziś u mnie jeszcze, dziwnym trafem, nie padało, ale generalnie południe całe powodzią zagrożone (aż się przejdę zobaczyć jak Wisła u mnie w mieście wygląda), więc w sumie niedobrze, ale mimo to pięknie i zielono jest.

pzdr

P.S. A w ogóle pod wrażeniem żem, bo po 3 to ja chyba tekstu jeszcze żadnego nie napisałem:)


Miło, że wpadłeś

Wbrew wszelkim… wszlekim—wszelkim u mnie dziś wyjżało słońce i niebo niebieskie nad głowami mamy.

Na południu to w ogóle przerąbane,
Czechy, kłodzko, Opolskie, W ogóle paranoja.
Wiesz, że na Północy Czech 13 ofiar śmiertelnych…

PS.
Chyba mój najpóźniejszy tekst. Ale też tak zupełnie bez powodu czytałem jeszcze do 4.15…
Pozdro.Jachoo


panie Grzesiu pan wybaczy zarcik :)

...“ale mimo to pięknie i zielono jest”

Nie skarze sie na dole marna
nadzieja oczodoly plona
bo choc jest tak okropnie czarno
to zawsze lepiej gdy zielono.
(KIG)

panie Jachu jak ja zazdroszcze panu tego wyjazdu do Ż
pozdro


Panie/Pani Passerby

proszę żartować do woli, szczególnie jak pan/pani cytuje Gałczyńskiego przy okazji.


Subskrybuj zawartość