Dobro wspólne

Nie jestem tak obeznany w prawie, jak nie-prawnik Yayco, ani tak oczytany, jak pani Mo, ani tak pewny swego, jak Nicpoń.
Właściwie, to ja wogóle nie jestem, jak słusznie zauważyła osoba – Paliwoda.

Mówiąc inaczej, mnie nie ma. Z małym zastrzeżeniem, że ja nagle się ujawniam i wtedy bywam.
Moje nagłe ujawnianie się i powracanie do rzeczywistości może mieć różne przyczyny. Jedną z nich jest mój przejazd przez jedną z warszawskich ulic – pt Powstańców Śląskich. Otóż, jako byt rzeczywisty, jestem z tę ulicą związany od, było nie było, jak policzyłem, od 34 lat. Kawał czasu.

I co ja widzę na tej ulicy ( ona jest, proszę sprawdzić na – mapa szukacz ). Otóż, ja tam, od 34 lat, widzę korek w tym samym miejscu.

Ten korek stawał, ranną porą, wtedy, kiedy jako sztudent, jechałem z Osiedla Przyjaźń, linią autobusową 163, 15 min na uczelnię, wstając o 7 rano i jeszcze zdążyłem zjeść parówkową w bufecie, przed zajęciami. Ten korek, stał tam w stanie wojennym, tyle, że dłuższy. Ten korek, stał tam w latach ‘90tych, kiedy puszczono tamtędy tramwaje, ten korek stoi tam dziś, teraz cały dzień. Ten korek jest od zawsze i będzie już stał do końca świata. Amen.

Ten korek jest spowodowany tym, że tam gdzie ul. Powstańców Śląskich zbliża się do Poznańskiej, zwęża się gwałtownie , najpierw z 3 pasów na 2 a potem z 2 na 1.
Bo na tych 2 pasach stoi willa. Taka w stylu wczesny Gierek, szarobura kostka z pustaków a na działce jeszcze kilka chlewików obitych papą.

Ona jest nienaruszalna. Po prostu jest.
Codziennie stoją tam w korku tysiące aut, setki autobusów. Dziesiątki tysięcy ludzi spóźniają się do pracy, marnują swoje roboczogodziny, spalają hektolitry benzyny, zużywają silniki, hamulce i łożyska. Klną, denerwują się, zdenerwowani powodują kolizje, tam i gdzie indziej.

Niestety, sprawa, jak widać jest nierozwiązywalna. Siedzi w tej domu-kostce jakieś bydle i nie chce go sprzedać. Nie wiem za ile i niewiele mnie to obchodzi. Tam idą w powietrze, z benzyną i zdrowiem ludzi miliony zł rocznie. Bydle ma prawo własności i wydaje się być nieusuwalne.

A ja, w związku z wyżej opisana sytuacją, mam pytanie.

Czy istnieje coś takiego, w tej konkretnej sprawie, jak – DOBRO WSPÓLNE?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

No to w stolicy dają dupy!

Ulice są inwestycjami celu publicznego. Dość niewiele jest tych celów publicznych ale wśród tych co są – ulice są jednymi z najważniejszych! Się wywłaszcza, płaci za wywłaszczone i koniec! Nie wierzę, że przez kilka ustrojów politycznych nie udało się. Może tam mieszka BARDZO WAŻNA PERSONA? To bydlę...
:)


Szanowny Panie Igło

istnieje i prawo powinno dopuszczac w takim momencie (przy braku alternatyw) wywłaszczenie.

moja przyjaciółka stracila dom rodzinny, budowany jeszcze przez dziadka, przy budowie A4. ciezko było, ale za uzyskane pieniądze wybudowali sobie dwa nowe. i są zadowoleni (choć to akurat obojętne w temacie). sprawa tez oparła sie o sąd, ale była to jedynie kwestia wysokości odszkodowania, a nie tego, czy ją wywalą z domu.

i tak nalezałoby zrobic – dwukrotnie przepłacic i wywłaszczyć.

Griszeq – liberal.


>Autor

Oczywiście jest coś takiego, jak dobro wspólne. Pisałi o tym różni mądrzy ludzie. Najlepszy pomysł na tego gościa z willi podał – sorry, ale spróbuj to przeżyć – Janusz Korwin-Mikke. Otóż miasto przychodzi do faceta i powiada: – Masz tu milion zyli za domek, albo trzy miliony i spierdalaj. – Facet odpowiada, że on ma w dupie trzy miliony. Na to misto pyta: – Jak to masz w dupie trzy miliony? To na ile wyceniasz ten swój domek? – Facet mówi, że na 20 milionów. I od tego dnia miastoo nalicza mu podatek od nieruchomości wartej 20 milionów. Problem rozwiąże się najdalej w miesiąc.

Co Ty na to?

Pozdro.


rozstrzelać

kula jest tańsza niż odszkodowanie … a poza tym będzie jednego bydlaka mniej i państwo zdobędzie szacunek wzbudzając przestrach i grozę

“Nie ma Boga, jest motór.”


Wyrus

no tak, ale tak zbudujesz precedens. bo co z tymi, ktorych akurat sie nie wywlaszcza? oni radykalnie zaniżą wartości własnych nieruchomości dla potrzeb szacowania wysokosci podatku od nieruchomosic.

chyba łatwiej jednak walnąc wycene + 20% lub + 50% , wskazac termin zaskarżenia tej wyceny i potem na bruk.

myśle jednak, że Igle chodzi o to, czy należy uznać za nadrzędne: prawo własności gościa czy też jednak Dobro Wspólne mieszkańców i użytkowników drogi?

bo jeśli Dobro Wspólne, to wywalenie gościa to już tylko technikalia ;-)


ja znam przykład autentyczny

Gościowie mieli domy gdzieś pod Wrockiem, gdzie ma iść droga. Trzech sprzedało za cenę zaproponowaną przez GDDKiA a jeden się uparł. No to wzieli rzeczoznawcę ten wycenił, sprawa się trochę ciagneła. Zanim wypłacili minął rok.

Tamci się wybudowali od nowa, lepsze chałupki, temu jednemu po wypłacie wystarczyło jedynie na pokój z kuchnia w bloku. :)))

Na Klecińskiej we Wroc też jeden przez kilka lat blokował obwodnicę.


Rodzina G....k tam mieszka.

Ich problem polegał zdaje sie na tym, że nie chciano ich wywłaszczyć. Oni mówili – prosze kupić naszą nieruchomość za rynkową warszawską cenę + jakis tam procent, a to co im zaproponowano, to – że odkupi się od nich kawałek posesji, tzn. tylko kawałek ogródka. To spowodowałoby, że pas zewnętrzny mieliby POD OKNEM.

WYobraźcie sobie, że ktoś proponuje Nicponiowi, że nie kupi od niego Lesieńca pod, np., lotnisko, tylko proponują mu, że wezmą pas przez środek, i pod oknami stajni będą kołować jumbojety. A cena za ten pasek oczywiście wyznaczona przez urzędnika – jak za działkę rolną, bot o KRUSowiec przecież, nie?

Nie wiem, czy by mu starczyło nabojów do jego arsenału.


>Griszeg

Nie znam się na tym, to nie moja dziedzina. Ale myślę sobie tak: jak trzeba gościa wywłaszczyć, to się mu daje kasę i wywłaszcza. W czym problem? Teraz jest tak, że jak sprzedasz chałupę, a urzędasom wydaje się, że robisz jakiś wałek polegający na tym, iż w notariacie podałeś cenę zaniżoną (chcąc uniknąć płacenia dużego podatku), a w rzeczywistości wziąłeś kasę za cenę prawdziwą, to ci dowalą wyrównanie. Więc niech i tutaj ustalą, ile ten domek kosztuje, zapłacą facetowi i po kłopocie.

Jeszcze jedna jest rzecz. Jakby ludzie sami mogli deklarować wartość swoich nieruchomości to nie byłoby kłopotu. Ktoś ustala, że jego dom jest wart 1.000 zyli. Kiedy jest potrzeba państwo przychodzi, płaci facetowi dwa tysiaki (że niby taki gest) i faceta wywala. Ręczę, że większość ludzi, zdając sobie sprawę z tego, że mogą na takiej zaniżonej wycenie wtopić, chciałaby za swój dom wziąć więcej niż dwa tysiaki.

Jednak aby to wszystko działało prawo musi być spójne.

Pozdro.


Jeżeli jest coś takiego

jak, w tym konkretnym przypadku – dobro wspólne?

To?
Czy jest coś takiego, jak – DOBRO WSPÓLNE – jako abstrakt?
Igła


Igła

w tym konkretnym przypadku jest konkretne dobro wspólne, dla mnie to oczywiste.

czy “dobro wspólne” istnieje jako jako abstrakt? nie. takie pojęcie jest IMO wybitnie kazuistyczne.

“Nie ma Boga, jest motór.”


Wyrusie

W pierwszej kwestii mamy to samo stanowisko. Wycenić, wypłacić – wywalić jak sie nie wyniesie.

Z tym ustaleniem wartości domu samodzielnie – nie jesteś, podobnie jak ja, zwolennikiem sytuacji, w której państwo wywala gościa z domu, kiedy chce. A więc – tylko wtedy, kiedy rzeczywiście potrzebuje. No to w sumie – nieczęsto. Wystarczy, abyś kontrolował plan zagospodarowania gminy czy jak tam sie to nazywa i juz wiesz, czy moga przelezc Cię wywalić, czy raczej sie nie zapowiada. A jak sie nie zapowiada – zaniżasz i smiejesz sie w nos poborcom.

Wole jednak te rynkowe wyceny.


Panie Igło

no mnie pytanie o ten abstrakt przerosło. pytasz o definicje Dobra Wspólnego? bo coś nie trybie, do czego zmierzasz…


>Griszeg

No to popatrzmy jak poradzą sobie z tym problemem zwolennicy istnienia państwa, którzy – jak myślę – zechcą przynajmniej zachować pozory tego, że państwo powinno szanować coś takiego jak właśność :) :)

Pozdro.


Igła,

Dobro wspólne, to rozumiem, że dobro przejeżdżających tamtędy kierowców, czyli uwolniony trzeci pas, a także dobro mieszkającej tam rodziny, w postaci przyzwoitego odszkodowania za wywłaszczenie.
Jak napisałem wyżej, zdaje się, że chciano zrobić przejazd, a tych ludzi wyruchać zwyczajnie, nie wywłaszczać tylko odkupić nędzne kilka metrów kwadratowych posesji.

Sprawę znam z którejś tam ręki, ale od ludzi raczej wiarygodnych.

Ogół, którego DOBRO WSPÓLNE jest realizowane, powinien wynagrodzić jednostkę, która miała to nieszczęście, że realizacja owego dobra uderzyła w JEJ DOBRO OSOBISTE.

I wtedy nie ma krzywdy.


Mamy sytuacje konkretną

tę na Powstańców Śląskich.
Jest zgoda, wycenić, zaproponować, potargować, zapłacić, wypieprzyć gościa i rozwiązać problem komunikacyjny miasta.
I teraz mamy takich problemów, w skali kraju, 167.000. Różnych oczywiście i o różnej wadze.

Np. ktoś ma szambo ( nieszczelne rzecz jasna ), na swojej działce, a pod jego działką i w promieniu kilometra, są pokłady, dobrej, zdrowej wody dla miasta 50 tys. ludzi.
I właściciel szamba i działki, mówi – walcie się.

Jest DOBRO WSPÓLNE, czy nie ma, można go ganiać za nieszczelne szambo, albo wykupić pod przymusem?

Igła


>Igła

Czy ten twój przykład z droga jest dobrem wspólnym czy nie to ja nie wiem.

Wiem jedno, urzędnikom w tym mieście nie zależy aby kierowcom lepiej się jeździło.


Igła

w tych konkretnych przypadkach JEST.

trzeba gonić za nieszczelne szambo, a jak nie pomaga to karać .. i tyle

“Nie ma Boga, jest motór.”


Jedźmy dalej

Jest rozrastające się miasto.
Ludzie budują się wzdłuż drogi dojazdowej z obwodnicy do miasta.
Jeden, drugi, piąty dom.
Wzdłuż drogi, bez chodnika, burzowca, ścieku, gazu, wodociągu, pobocza, parkingów.
Po dziesięciu latach stoją tam setki budynków, dzieci idą do szkoły, w podwórkach powstają sklepy, firmy usługowe, jada rowerzyści. Zaczyna sie lokalny ruch i życie.

Miasto mówi, budujemy media, chodniki, ścieżkę rowerową, puszczamy autobus miejski.
Każdy, który ma działkę przy ulicy, musi ustąpić, dla DOBRA WSPÓLNEGO, 2 m ze swoje działki aby to pobudować. Za pieniądze.
114 mówi – tak, 7 mówi – nie. Bo sa np starzy i maja w dupie ścieżkę rowerową i chodnik dla idących do szkoły dzieci. Jak se dzieciak na poboczu drogi wpadnie pod samochód z gnojem za kierownicą, to nie ich problem, bo ich dzieci są już od 27 lat w Ameryce.

Jest DOBRO Wspólne, czy nie?
Igła


Panie Igło

no i to jest tak, ze te 167.000 przypadków można w silnym systemie samorzadowym rozwiązać w parę minut.

w przypadku tego goscia od szamba – zbudowac mu przydomowa minioczyszczalnie. bo to musi być tak, jak napisał jajcenty. jesi dla dobra wspólnego dowalamy jednostce, to trzeba jej to wynagrodzic. sowicie. aby kazdy byl pewien, ze jesli trzeba bedzie cos w imie Dobra Wspólnego poświęcić, to mi się opłaci.


>Igła

ehh, to sie nazywa miejscowy plan zagopsodarowania. Miasto musi przewidywać, że tam bedzie osiedle, zreszta sami zatwierdzaja podział działek. droga aby była drogą musi mieć odpowiednią szerokość ustaloną przepisami.

Juz nie wymyślaj absurdalnych przykładów.


Jacer

Kup se działkę na księżycu, razem z planem zagospodarowania.
To pogadamy.
Igła


>Igła

Ale po co?

Niekumam o co ci chodzi.

Ja wiem, że nie ma planów, ja wiem, że gminy nie maja obowiązku ich ustalać, ja wiem, że robi się je teraz dla pojedynczych działek.

Jednak jakieś stare plany są i na dzień dzisiejszy gminy bazują na nich.

Wcześniej tez napisałem, że urzędnicy nie są zainteresowani rozwiązywaniem problemów mieszkańców. ŻADEN urzędnik, od ministra do gminy, oni żądaja abyś stosował to absurdalne prawo, które sami wymyslili pod groźbą kary.

Jeżeli masz wielkie pole i chcesz je podzielić na działki budowlane, wydzielić na nim drogę dojazdową to musisz ją wykroić o odpowiedniej szerokości. No chyba, że chcesz ja sobie zostawić i pobierać myto. Jednak myślę, że chciałbyś ją opchnąć gminie a wtedy droga MUSI mieć odpowiednią szerokość inaczej gmina jej od ciebie nie wykupi. Znam to z autopsji, bo robiłem projekty na takiej drodze, której gmina nie chciała przejąć.

Więc przykład z poszerzaniem drogi w odległej przyszłości jest nie trafiony.


Jacer

Ja się ciebie nie pytam co mają/nie maja zrobić urzędnicy?
Lepsi i gorsi, jak to zwykle bywa.

Ja się pytam, czy jest – DOBRO WSPÓLNE?
Igła


>Igła

No to napiszę po zastanowieniu: Nie ma.

Jest chęć lub nie rozwiazania problemów komunikacyjnych. Jest chęć rozwiązania problemu korków w mieście a czy to jest dobro wspólne?

Nie wiem, dla jednych tak, dla innych nie.

A więc jeżeli nie jednoznacznie dla wszystkich toi nie ma.


Igła

JEST, do kur.y nędzy.

Nawet te Powstańców Śląskich, z tym przewężeniem, jest dobrem wspólnym. Jak zlikwiduje się przewężenie, to będzie jeszcze większym dobrem wspólnym.

Dlaczego zadajesz wciąż to samo pytanie ? Co chcesz przez to powiedzieć ?


Jacer

No właśnie.
Odpowiedź rozumiem.
Kompletnie się z nią nie zgadzam.
Dlaczego?
A no to chłopie kumaj dalej.
Igła


Panie Igło

w takim kontekście nie ma jednoznacznie zdefiniowanego Dobra Wspólnego.
Może się pojawić w odniesieniu do konkretnej sprawy. I niekoniecznie mieć pierwszeństwo nad dobrem jednostki.

Bo co bedzie, jeśli mieszkancy osiedla domków sobie umyślą, ze zobią w moim ogródku wybieg dla psów wszystkich mieszkańców?


Szanowny Igło

Zacznijmy od szamba – ten przypadek nie ma nic wspólnego z dobrem wspólnym. Takie ustrojstwo jak szambo (pojęcie z kategorii “budownictwo i jego parametry bezpieczeństwa” ma mieć odpowiednie parametry techniczne i być szczelne! Jeśli nie jest, to facet dostaje karę za zanieczyszczanie środowiska i tyle. Potem go pewne jeszcze sąd może ukarać.

Natomiast co do dobra wspólnego jako abstraktu, to jednym ze specjalistów w kwestii wolności (bo dobro wspólne jest jednak ograniczeniem wolności jednostkowej) na txt jest Wyrus. Ja się nie podejmuję prowadzenia dyskusji na ten temat, choć na wyczucie pewne interesy wspolnoty powinny mieć pierwszeństwo. Pytanie tylko – jakie?

Z punktu widzenia funkcjonalności zbiorowiska czy grupy, a takźe bezpieczeństwa poszczegolnych jej członków, też powinny istnieć ograniczenia. Przykład: facet ma grunt w pobliżu rzeki i chce się na nim wybudować, mimo iż szansa, że go zaleje podczas najbliższej powodzi jest jak 1 do 1. Czy gmina może mu pozwolić na wybudowanie domu na własnym gruncie, czy też nie? Jak nie – bo chroni go w ten sposób przed utratą życia i majątku – to czy nie jest to naruszenie podstawowego prawa wolności jednostki, o prawie własności nie wspominając?

W tym przypadku również idzie o dobro wspólne, bo jak go zaleje i straci majątek, to go gmina (czyli wspólnota) utrzymywać będzie musiała, jakieś zapomogi wypłacać będzie musiała z Twoich podatków etc.

Pojęcie dobra wspólnego powinno być doprecyzowane i chyba w jakiś sposób ujęte (mam na myśli jego ochronę, jesli przyjmiemy, że to dobro istnieje) w konstytucji. A to znowu domena Yayco oraz oczywiście Wyrusa.

Dobro wspólne w Twoim ujęciu (przynajmniej tak to odebrałem) nie ma chyba nic wspólnego z dobrem w pojęciu ewangelicznym, a jest (winno być) kategorią prawną.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Griszequ

Ja podaje jakieś mniej lub bardziej, prawdopodobne przykłady.
I pytam na ich tle, czy jest Dobro Wspólne.
To wszystko.
Bo z tych przykładów układa się jakaś mozajka, mająca wspólny mianownik.
Ma ten mianownik, czy nie ma?
Igła


>Igła

Nie chce mi się kumać. Ide sobie otworzyć Ciechana Wybornego.

Zresztą ja wiem o co ci chodzi.

Tylko nie widzę powodu tego nazywać dobrem wspólnym.

W przypadku tego domu na Powstańców, to na 99,8% jestem pewien, że urzędasy zaczeli z tymi ludźmi gadać z pozycji “macie kase i się wynoście” no to się ludzie zaparli i tyle.

Ja tez załatwiam zgody ludzi, żeby wkopać słup lub go wymienić, wkopać kabel energetyczny, ustawić stację trafo itp. Do ludzi trzeba odpowiednio podejść, być cierpliwym, wysłuchać ich problemy życiowe, wysłuchać jaki to z tego i owego h..j, powykrzykiwać razem z gościem na tego czy innego polityka (choc mogę miec inne poglądy) i na 99,9% przypadków taką zgodę otrzymuję.


Igła

o tym, co jest dobrem wspólnym pisałem u siebie.

Nie wydaje mi się, by tutaj było coś do dodania. Natomiast te wykupy- one nie maja nic wspolnego z dobrem wspolnym. To jest czyjes konkretne dobro. Ale nie wspólne. No i gdy masz sytuacje konfliktowa, to trzeba ja rozwiązywac tak, zeby “chcącemu nie dziala sie krzywda”, co ci Wyrus ładnie wyłożył na korwinowym przykładzie (zniosleś to jakoś?).

No ale zobacz, napisales tak:

“Ona jest nienaruszalna. Po prostu jest.
Codziennie stoją tam w korku tysiące aut, setki autobusów. Dziesiątki tysięcy ludzi spóźniają się do pracy, marnują swoje roboczogodziny, spalają hektolitry benzyny, zużywają silniki, hamulce i łożyska. Klną, denerwują się, zdenerwowani powodują kolizje, tam i gdzie indziej.”

Rozumiem, że kosztuje to jakies olbrzymie pieniądze, tak? Że to sa ponoc miliony zeta topione bez sensu w tym korku. No to ja nie rozumiem tego, że sie nie płaci choć części z tych grubych milionów człowiekowi, by wykupic od niego te posesje i nie wysiedlić go do jakiegos z setek pałacyków, które państwo ukradło po wojnie i ktorych nie zamierza oddać. Takiego wiesz, z parkiem i fontaną. Bo jak facet ma farta takiego, ze jego działka, JEGO teren stoi w tak kluczowym miejscu, że tylu ludzi by się ucieszyło z jego przenosin, to niech to będą przenosiny z których i ten gościu sie uraduje, tak? I tu nie chodzi o żadne dobro wspólne a o interes. Czysty deal.


WSP Lorenzo

Hmm…
Toć ja właśnie chcę wyjść od przykładu konkretnego i przejść do ogólności jakiejś.

Bo jednostkowe przykłady będą zawsze.
Ale czy one składają się na zbiór?
Wedle mnie, tak, jak najbardziej.

Zbiór, w sensie definicji.
Igła


>Artur

Ano właśnie, a może benzyniarze maja interes w tym żeby ten dom nadal tam stał, bo oni więcej zarabiają na benzynie. Może kilku płaci gościowi, żeby sie nie wyprowadził.

Dla nich to nie jest dobro wspólne, dla nich to interes.


Artur

No własnie czysty dil.
Toc napisałem, ze mnie za jedno, ile facet chce.
Koszty wszystkich sprawiają, że cena nie gra roli. Uczciwa cena.
I od 34 lat, jak pamiętam, nic.
Czyli może być coś takiego, ze facio żąda np 1.397 mln zł. Za pudło z pustaków i chlewik.

I co wtedy?
Igła


> Nicpoń

A jak spowodować, żeby jakas częśc tej kasy, na benzynę czy na coś innego, którą bulą ci kierowcy, trafiła w ręce właściciela tej posesji i żeby on jeszcze wiedział, że to na nową chatę?

Poważnie pytam.


Lorenzo

dobrem wspólnym mozemy w danej wspólnocie określich chyba tylko te rzeczy, które służą przetrwaniu tej wspolnoty, sa do tego przetrwania niezbędne. Cala reszta to juz jest dobro czyjes oplacane pieniedzmi i utrata wolnosci kogoś. Z reguły kogos innego.

w tej sytuacji, o której Igła pisze, z ta chatynka na trasie, mamy do czynienia z konfliktem interesów. Bo przecież właściciel tej chatynki nie ma wspolnego dobra z tymi kierowcami. Może je mieć tylko w sytuacji takiej, w ktrej ktoś w imieniu kierowców (i całej tej wyliczanki roboczogodzinnej) ZAPŁACI włascicielowi kwotę, która będzie właściciela satysfakcjonować i równocześnie będzie niższa, niż straty, które sie ponosi w wyniku tego przewężenia drogi. Żeby to sie obu stronom OPŁACAŁO. I tyle.

Czy to trudne tak zrobić? Nie wydaje mi się.

Exemplum z życia. X posiadał działkę, która miala to szczęście, że leżała na trasie planowanej drogi. Kolesie od budowy drog wykupili róznych niepiśmiennych kmiotków (ach ta państwowa edukacja) na planowanej trasie za tzw. psi grosz. Trochę strasząc ustawami o wywłaszczeniach. Przyszli wreszcie do X na co X popatrzył na proponowana kwote i kazal im wypierdalac do stu diabłów. X bedąc, w odróżnieniu, piśmiennym (ach te prywatne uczelnie) wiedział, ze te mendy od dróg moga mu zrobić niefajnie. Wiec sprzedał ziemię swojemu koledze Y. Za wyyyyyyśrubowaną kwotę, zapłacił od tej sprzedazy nalezny podaetk etc. Zrobił zmiany w księgach wieczystych. No, cala te biurokracje odfajkowano. I dostal pismo że będzie wywlaszczany. Odeslał drogowcom odpowiedz, że teraz niech sie uzeraja z Y, bo to Y jest włascicielem gruntu. No i jak przyszlo do wywlaszczania Y, to drogi musialy zapłacic nie tyle, ile X chciał, ale tyle, za ile “sprzedał” tę ziemię Y, plus koszty operacji, plus “godziwy zysk” pana Y. W sumie, jakieś 4 razy tyle, ile grunt był wart. Tak się to robi w Szikago. Czyli w Polsce.
A przeciez mozna było zapłacic panu X tyle ile pan X chciał, zeby mu zapłacono, prawda?


>Igła

Tu nie chodzi o to czy ten chlewik jest tyle warty czy nie.

Interesem miasta jest poprawienie komunikacji, więc trzeba patrzeć czy poprawienie komunikacji jest warte 1.397mln zł Oraz jaki procent tego wykupu jest zbudowanie tej drogi.


Igła

jesli te milion trzysta to MNIEJ niz starty, to trzeba mu zaplacić, jak więcej, to trzeba zostawić jak jest. Bo to jest JEGO teren.

Bo z innej beczki. Załóżmy, że mieszkamy w kraju normalnym i ktos, kto znajduje złoto na swojej ziemi może je kopać i sprzedawać.
Jakis urzedas wie o tym, że tam, na gruncie pana S jest złoto. Więc mowi- my cie, S, wykupujemy. Bo gmina i dobro wspolne. Na co S mowi, OK, to ja szacuje to zloże na milion pięćset sto dziwięćset. A urzedas mowi na to- jak to, tyle kasy za kawałek ziemi i dwa drzewa?

Choć najlepiej zrobic tak, jak proponuje Korwin. Płacisz podatek od swojej własnosci na poziomie, który sam zadeklarujesz i w sytuacji, w której trzeba cie wykupić to prawo chroni twoja wlasnośc do wysokości która sam zadeklarowales. Dosyć uczciwe, nie?

A najlepszym batem na zaniżaczy wartosci jest możliwośc wykupu przez gmine i sprzedania dalej takiej nieruchomości, co do ktorej wychodzi na to, ze jej wartość jest zaniżona. Proste.


>Artur

Niekoniecznie straty.

Jeżeli urzędnik sobie ubzdra, że miasto będzie ładniej wtedy wyglądać i koszt tego uładnienia nie gra roli to powinni bulić, że ho ho.


Zły prykład

Sprawę kopalin reguluje dośc wyraxnie prawo.

Ja wracam do ul. Powstańców…
Nie wiem dlaczego, ale sprawa nie może być rozwiązaną od dziesiątków lat?
Nie wiem dlaczego i już.

I teraz wexmy to tak?
Idę dziś do facia i mówię – daję w imieniu gminy – 10 mln zł.
Facio mówi – nie, chcę 11.

Krążą pisma, idę do facia, po pół roku i mówię, – daję 11.
Facio mówi – nie, chcę 12.

Czy w pewnym momencie mogę faciowi położyć na stole, pismo, że zgodnie z…paragraf.. ustawa… , sąd… , wyrok… z powołaniem się na DOBRO Wspólne ( wedle przepisów…..) ma pan do odebrania w kasie, np gminy XXX zł.
Jutro wjeżdża spychacz. Miło było. Do widzenia.
?
Igła


Igla

no jak ty sie do prawa odwolujesz (z tymi kopalinami) to ja sie do tego wywlaszczeniowego odniose. Na dzis jest tak, ze jesli ruszaja negocjacje i gosc chce kwotę X, to wraz z tokiem negocjacji nie może chciec coraz więcej i wiecej ad mortem usrandum. Co jest srednio korzystne w sytuacji galopujacego wzrostu cen nieruchomosci i jednoczesnie przedluzajacych sie negocjacji.

Ale cos innego chcialem rzec- bo ty pytasz o dobro wspolne, o rozwiazania etc. W naszym dzisiejszym prawie, bez ględzenia o dobru wspólnym jest cała masa mechanizmow wywłaszczających (i to raczej krzywdzących właściciela niż odwrotnie). Jesli tego od al nikt ne zalatwil w tym przypadku, to tylko jest dziadowsto tych zalatwiających. Chyba, ze “inni Szatani” w tym maczają swoje brudne paluchy.

Chyba, że ty Igła, chcesz sobie pogadać ogólnie tak, o tym, jaki mechanizm byłby dobry etc. No to ja cie w tej sprawie odsyłam do Korwina, któregos tak umiłował. Bodajże “Podatki, czyli rzecz o grabieży” się ksiązka nazywa i tam jest o tym sporo, takoz o wywłaszczeniach. Po co dublować texty gościa, który dobrze odrobił swoja robote?


hm...

A nie prościej byłoby zlikwidować prywatną własność ziemi ? Zamiast w pocie czoła rozwiązywać problemy, które sami sobie stworzyliśmy grodząc dobro wspólne jakim jest niewątpliwie ziemia .


Nemo

jasne, że prościej. Najprościej to w związku z tym było w Związku Sovieckim- patrz ilu oni problemów uniknęli w ten sposób i jak “swabodnie dychał czieławiek”!


Arturze

mijamy się.
Ja ci daje konkretny, bijący w oczy, przykład, który ćwierć Warszawy zna.
Nierozwiązywalny, nie wiem dlaczego?

I teraz, czy na bazie tego przykładu, można zbudować przepis ogólny ( to pytanie jest??).
No bo przecież sytuacja może być powtarzalna.
Ty, i inni dają przykłady rozwiązań pozytywnych, jasne, takie przeważają.
Jest jednak jakś % przykładów negatywnych.
I co wtedy?
Igła


>Igła

Jeżeli gość podnosi cenę przy każdym spotkaniu, to ja bym zrobił tak, że w walizce przyniósłbym mu umówiona kasę a przed domem czekał by drugi urzędnik z dodatkowym milionem i notariusz.

Ale do tego trzeba mieć jaja inaczej mówiąc spryt. Tego urzędnicy nie mają. Oni mają papierki i czas.

No i własnie trzeba mieć chęc załatwienia czegoś.

——

O Jezu, ktoś chce nas cofnąć do ZSRR?? nemo, opamiętaj się.


Artur, Jacer

To ,że w w Sajuzie sprawę totalnie spieprzono nie zmienia faktu , że jest to najprostsze rozwiązanie. I nie oznacza , że nie można tego rozwiązać tak , żeby ponownie nie spieprzyć. Zdaje sie , że w Słowacji i w Czechach większość ziemi należy do państwa – przeszkadza to w czymś ?


>nemo49

Ja wiem, pamiętam to.

Socjalizm tak, wypaczenia nie.


Igła

dlaczego ten konkretny przykład nie jest rozwiazany- nie wiem. Mozliwosci prawne są. Widac biurwy w dupie to maja.
A przepis ogólny? No jest ich cała masa- po co dokładac nowe. Na bazie tych co sa państwo i tak ma w garści obywatela.
A jak zrobic, żeby bylo i sprawiedliwie, i dobrze (bo to nie zawsze to samo), to odsyłam do Korwina raz jeszcze.

Z innej beczki- Orient Express budowano ile? Cos 5 lat, jesli dobrze pamiętam. 120 lat temu. prawie 3000 km. Przez ladnych kilka krajów. W czaach, gdzie rzady nie wpieprzały sie tak w gospodarke (bo to prywaciarze zrobili ten pociag) a prawo własności bylo szanowane bardziej niż dziś i nie wystarczal urzedas z kwitkiem by cie wywlaszczyć. Pomyśl o tym. I pomyśl o tych 30 lat korka na jednej ulicy i jednej chatynce z kurnikiem. Tu nie o prawo chodzi ani te rzeczy. Tu raczej o to biega, że biurwom nie zalezy i w dupie maja co będzie, jak będzie itd. Kombinuja jakby tu sie samemu nachapać, rodzinę ustawic po urzedach i takie tam. A co ludzie będa robic? Jak jeździć? Że marnotrastwo? A kogo to obchodzi, Igła! Co ty, dziecko jestes?


Nemo

nie wiem, jak jest w Czechach i jak jest na Slowacji. Wiem za to, że znaczna część inwestycji czynionych przez ludzi robiona jest nie z mysla o sobie a o dzieciach i wnukach. Te inwestycje stają pod znakiem zapytania w sytuacji, w której ziemia jest państwowa. Zwyczajnie ludzie takich przedsięwzięć nie podejmuja się, bo po co? Dla kogo? A państwo jak je prowadzi, to wiadomo jak inwestycje prowadzi państwo i jak sa one opłacalne.


Jacer

Ja też pamiętam – 49 to był niezły rocznik :) Ale nie widzę powodu nadmiernego ideologizowania pewnych spraw . I nie uważam , że tylko dlatego, że komuna jakiś pomysł próbowała nieudolnie wprowadzić to ma automatycznie oznaczać , że sam pomysł jest skreślony po wsze czasy. I dlatego lubię czeski pragmatyzm:)


Artur

Ja patrzę na to pragmatycznie – są dziedziny ,w których w sposób naturalny należy zostawić swobodę inwestowania ludziom . Ale są też dziedziny, którymi raczej powinno zajmować się może niekoniecznie państwo – ale na pewno gmina czy miasto. Wybacz , ale komunikacja miejska moim zdaniem należy do tych drugich .


Arturze

I znowusz powtarzam.
Czy jeżeli 234.594,62 razy podobna sytuacja, jak ta na Powstańców…..
się powtórzy, bo może, to mamy do czynienia z jakąś prawidłowością, którą ja nazywam – Dobrem Wspólnym, czy nie?

I dodaję, mnie jest obojętne, czy ten gościu na Powstańców, chciał wczoraj bańkę, a teraz 349 baniek, i czy urzędnicy popełnili błąd zaniechania albo jakiś inny?
Mnie interesuje, czy możemy tego gościa wziąć za pysk, dać mu XXX zł i powiedzieć, spadaj dziadu.
Jemu i innym podobnym.
Zgodnie z prawem.
Igła


Igła

nie, bo mamy nie żadne dobro wspólne tylko 234.594,62 interesów i jakąś ilośc zamieszanych w nie ludzi. I kazda z tych sytuacji jest w jakis sposób inna a ty bys chciał jakis strychulec przylożyć do tego wszystkiego. Urawniłowke jakąś.
No to Soviety tak robiły. chciałbys w Sovietach życ?

Ale powtarzam- po co ci jakaś jedna pała na wszystkich skoro dzis ISTNIEJA mechanizmy które wystarczy WYKORZYSTAĆ.


>Igła

Dopowiem do Artura

Nie, niech się urzędnicy uczą na swoich błedach, niech szkolą ich jak się takie sprawy załatwia z ludzmi.

I niech ten domek zostanie przykładem nieudolności urzędów, i niech na tym przykładzie mówią im co zostało źle zrobione. Bo ja mysle, że ci ludzie unieśli się honorem i maja teraz w d… kase.

tylko czy urzędnicy maja takie myślenie? Wątpie, przecież oni to władza a reszta to plebs.


Jak nazwiesz ten

strychulec, interes, przykład & mechanizm?
Igła


>Igła

przykład.

Ja znam wiele urzędów gdzie umieją takie sprawy załatwiać, ale też znam gdzie nie umieją.

Sam działam na terenie czterech powiatów i 10 gmin. Znam tych urzędników od prawie 10 lat, jedni przychodzą inni odchodzą, i mogę stwierdzić, że zostają, trwaja na swoich stanowiskach, te najwieksze oszołomy. Chodz nie wszędzie. U mnie w mieście panie w geodezji to skarb i przyłóż do rany.

P.S. Ostatnio zaatakował mnie i moich pracowników gosc z siekierą, bo zaczeliśmy kopać przed jego płotem rowek pod kabel. Gość się upierał, że od domu do asfaltu jest wszystko jego.

Już myślałem, że okaleczy mi samochód, ale metr przed nim ciepnął siekierkę na ziemie.

Oczywiście Policja i te sprawy.

Jego żona przybiegła z pracy – rozmowa spokojna i tłumaczenie, potem córka, która co ledwo wysiadła z samochodu chciała wzywać Policje – my na to, że już Policja była.

-No to dzwonie po adwokata.

-hehehe

Znów spokojna rozmowa i tłumaczenie ludziom, że złącze kablowe jest własnością energetyki i oni nic do tego nie mają, choć stoi na ich działce.

na koniec stwierdzenie: no w końcu nam ktos na spokojnie to wszystko wytłumaczył.

Robota została zrobiona, nikomu członków nie odrąbano i samochody całe.

wniosek:
z ludzmi trzeba spokojnie i uczciwie rozmawiać.


?

Artur napisał :
Tu raczej o to biega, że biurwom nie zalezy i w dupie maja co będzie, jak będzie itd. Kombinuja jakby tu sie samemu nachapać, rodzinę ustawic po urzedach i takie tam.
jacer napisał :
tylko czy urzędnicy maja takie myślenie? Wątpie, przecież oni to władza a reszta to plebs.

Wygląda na to , że według was wszystko jest najlepsze na tym najlepszym ze światów, tylko trzeba zrobić porządek z urzędniczymi biurwami płci obojga. Naprawdę to wystarczy ? To też było już przećwiczone….
PS
Igła słusznie dusi o coś więcej


Pan zadaje trudne pytania Panie Igło.

Ile to razy już tak zaczynałem odpowiedź? Nie raz, to pewne
Z dobrem wspólnym, to jest trochę problemów.
Jeden, który mi przyszedł do głowy, jest taki, że idea ta została rozwinięta (bo ufundowali ją rzymianie, odróżniając dobro pojedynczego obywatela, od dobra Rzymu) w monarchiach absolutnych, jako odpowiedź na demokratyczne pomysły, aby rozstrzygać różne kwestie przez liczenie większości i mniejszości, przez głosowanie.

Państwo, a ściślej centralny ośrodek władzy miał, dzięki swej mądrości i zasobom tak robić, aby wszystkim było dobrze, i to bez żadnej demokracji. I wszystkim razem i każdemu z osobna.

Demokracja większościowa ostatecznie zwyciężyła i dobro wspólne wegetuje na peryferiach.

U nas w zasadzie się o niej dużo mówi, ale na poziomie dyskusji społecznej i politycznej. Gdzieś się ona obika o spłeczeństwo obywatelskie, o ratowanie Ojczyzny w skrajnych stuacjach. Podstaw prawnych brakuje.

Dawniej było trochę inaczej.
Taka, na przykład Konstytucja marcowa, w artykule 99, powiadała, że „_dopuszcza tylko w wypadkach, ustawą przewidzianych, zniesienie lub ograniczenie własności, czy to osobistej, czy to zbiorowej, ze względów wyższej użyteczności, za odszkodowaniem_”
Proszę zauważyć, mamy tutaj względy wyższej użyteczności. Ale to prawie to samo.

Mniej demokratyczna, jak mówią, Konstytucja kwietniowa ujmowała te kwestie stanowczo, utożsamiając, jak się wydaje, dobro wspólne z interesem państwowym. Artykuł 10 Stwierdzał kategorycznie, ze „_Żadne działanie nie może stanąć w sprzeczności z celami Państwa, wyrażonymi w jego prawach_” i jeszcze, jakby było mało wzmacniała to w prostym stwierdzeniu „_W razie oporu Państwo stosuje środki przymusu_”.

Z tej perspektywy, korek zniknął by szybciej. Chyba.

Dzisiaj mamy zamiast tego ogólne i nic niewnoszące stwierdzenie artykułu 64 Konstytucji: „_Własność może być ograniczona tylko w drodze ustawy i tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności_”.

Ale je chyba już gdzieś wspominałem, że mamy kiepską Konstytucję.

Trzeba by tu cywilisty, żeby coś napisał, czy ten korek da się usunąć na podstawie innych przepisów prawa. Ja nie wiem.

Dobro wspólne stało się wykrętem polityków, którzy tłumaczą nim ograniczenia wolności. Nie przypominam sobie, żeby w ten sposób tłumaczono działania na rzecz interesów szerszych, niż jednostkowe.

Bez sensu to napisałem. Jeszcze zaciemniłem, to co wystarczająco ciemne. Przepraszam.

Wkurza mnie to zwężenie jezdni. Nie wiem czy Pan pamięta, ale było podobne coś na Wisłostradzie, ale kilka lat temu zrobiono z tym porządek. Ciekawe jak?


No właśnie jak?

Panie Yayco, jak?

Jeżeli tak, jak Artur napisał, a ja, tu murem za nim stoję, że to proste jest jak za przeproszeniem krzywizna banana, bo to jakiś obywatel ma wziąć XXX zł, to ja jestem za.
ZA JESTEM.

No ale pozostaje pytanie, dlaczego ten obywatel z Powstańców… , nie wziął XXX zł i dlaczego problem nie zniknął?

Bo w tym momencie to już nie jest problem tego obywatela z Powstańców…., tylko to jest Wspólny Problem jadących, klnących, tracących cenny czas obywatelów, tkwiących dziesiątki lat, w korku na Powstańców…

To jest to problem wspólny, czy problem jednego, wrednego bydlaka?
Hę..

Igła


>nemo

Ja ci dam przykład ze zdemoralizowanych Niederlandów.

Tam dzwonisz najsampierw do urzędnika i mówisz o co ci biega.

On ci przysyła kwity do domu.

Wypełniasz je i znów dzwonisz do niego i umawisz się na termin żeby je złożyć.

ustalasz z nim godzinę i dzięń kiedy tobie pasuje i jemu.

przychodzisz, nie czekasz w kolejce, nie denerwujesz się, załatwiasz i wychodzisz.

Znam to na przykładzie meldunków. Można? Można.

drugi przykład.

Kumpla kuzyn, rodowity Anglik, przyjechał do Polski. zachciało mus ię przepalic spirytus. traf chciał, że mu ten spirytus w morde wybuchł.

I teraz.

trza do lekarza, ale to Anglik!!

Zostało załatwione, bo byli znajomi lekarze.
OK, ale gość chce zwolnienie lekarskie.

No i zaczeły się schody.

już nie wiem gdzie oni to załatwiali, ale Angol na koniec powiedział:

Gdyby w Angli urzędnicy tak się odzywali do petenta jak oni tutaj to by dostali wilczy bilet i nigdzie by niedostali pracy.

Bo w urz edzie w Anglii pracują ludzie, którzy już kompletnie nic nie umieją. Oni mają za zadanie trzymać się procedur, być miłym i wystawiać kwity na rządanie ludzi.

Jednym słowem skakać koło nich.

ty wiesz, że ten Angol miał pretensje, że mu w jakims urzędzie nie dali kawy?

Powiedział: w Anglii urzędnik, jak się wchodzi do niego to pierwsze co, proponuje kawe!!


Panie Igło,

powinny istnieć prawne możliwości wywłaszczenia przymusowego za sprawiedliwą cenę.

Tyle.

Ale sam Pan wie, że w Warszawie przymusowe wywłaszczenie to nie jest popularny temat. On nawet nie jest dobrze widziany.

A z drugiej strony, to jest ten sam problem co z pielęgniarkami, które powinny być grzecznie i stanowczo wyniesione. A nie podsłuchiwane.

Włądza nie chce, żeby ją pokazywano w telewizorze na tle płaczących kobiet.

Upór w sprawdzaniu, czy może jednak spodnie można włożyć przez głowę, już nawet nie jest zabawny.

Jak rok temu czytałem, że chcą tam zrobić taki myk, żeby zająć chodnik, a dom zostawić, to sprawdziłem, czy to nie 1 kwietnia jest.

Osobliwie mam wrażenie, że ktoś chce przyoszczędzić na wynajęciu dobrego adwokata. A skończy się na tym, że zpłacą te 10 baniek, co to zdaje się właściciele tej rudery chcą. Albo i dwanaście.


zabawne

30 lat po Tobie ja byłem tak samo wściekły na dokładnie tego samego buca, zapewne o tej samej porze dnia co Ty. Mijają lata, zostają buce…

==============
po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…


Igło

Skoro tyle ludzi traci pieniądze i czas to wspólnie są w stanie zaoferowac taką cenę za dom, że – jak to ująłeś – bydle, się skusi…

inaczej skoro się nie opłaca im stac w korku – opłaca im sie dac taką kasę, żeby w tym korku nie stac…

a jak ci ludzie nie chca dac to widocznie wola stac w korku – mnie ta sprawa nie obchodzi, bo ja tam nie stoje w korku – wiec jest to tylko sprawa miedzy stojacymi w korku a tym, a nie dobro wspolne – jak to poetycko nazwales – bydlem

oczywiscie, boleje nad tym, ze musze potem oddchac nieświeżym powietrzem, ale może powinienem miec prawo podac te tysiace aut do sądu za zanieczyszczanie mi powietrza i wtedy tym autom, jeszcze bardziej oplacaloby sie zrobic sciepe na rzecz wykupienia – jak to smacznie ująłeś – bydlecia

pozdrawiam

“The market is a democracy in which every penny gives a right to vote.” [Ludwig von Mises]


Panie Yayco

warosc danej rzeczy nie zalezy od tego, czy cos jest ruderą czy nie ale czy ktos chce to kupic… w tym wypadku bardzo chce, bo ta rudera utrudnia ludziom zycie

widzi Pan tak to w zyciu jest, że Pana przepoconą koszulką nie zainteresuje się pies z kulawą nogą, a o przepoconą koszulkę Micka Jagera będą się fani licytowac na aukcji

pozdrawiam serdecznie


to tu

powinni mu ludize po obywatelsku wpierdolić. zajazd zrobić i wpierdolić. a potem usankcjonować instytucję “wpiedrolenia obywatelskiego”

==============
po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…


Panie jacer

i co z tego?

a po jakiego grzyba ten urzędas ma o czymś decydowac?

problem nie polega w tym, żeby urzędnicy byli mili – tylko żeby nie decydowali o byle czym

także pozdrawiam, choc pierwszy raz Pana nicka na oczy widzę

“The market is a democracy in which every penny gives a right to vote.” [Ludwig von Mises]


Panie Igło

Zgadzam sie z Panem Yayco – prawne mozliwosci wywlaszczenia istniec powinny. Ale bałbym sie tworzenia jakies zdefiniowanej konstrukcji dotyczacej Dobra Wspolnego. Bo podpierajac sie Dobrem Wspolnym Kaczynski Lech zakazal jakies parady w Warszawie. Potem przegral przed sądem.
Dla mnie to Dobro to bardzo ulotny temat, uciekajacy przed definicja. A juz zmianownikowanie go dla chocby konfederatow… syzyfowa praca.


Lorenzo

A po jakiego grzyba gmina ma idiotę utrzymywac? skoro musi się z jego własnej winy zawalil?

mysląc Pana tropem to rząd powinien zakazac chodzic w czerwcu i lipcu po licy miedzy 12 a 15 [godzina policyjna], bo mozna dostac udaru i leczyc sie na koszt podatnikow

rowniez podrawiam serdecznie

“The market is a democracy in which every penny gives a right to vote.” [Ludwig von Mises]


Panie Hrabio

Pan jako hrabia, nie musisz rozumieć problemów bydła-ludu.
Jak to raczyleś nazwać.
Wcale mnie to nie dziwi, hrabiowie tak mają.
Ja tylko nieśmiało napisałem, ze bydlakem jest właściciel tego chlewu.
Cóż hrabiowie rozumieją samych siebe, nie nnych, dlatego są hrabiami.
Igła


Panie hrabio,

a czy ja napisałem, że im nie wolno chcieć tych 10 baniek? Bynajmniej.

Napisałem, że powinno istnieć prawo przymusowego wywłaszczenia za sprawiedliwą (moim zdaniem – rynkową) cenę.

Napisałem też, że samorząd czyni fałszywe oszczędności na pomocy prawnej.

Pozdrawiam

PS. Co do przepoconych koszulek, to chyba mnie Pan z kimś pomylił.


Panie Griszeq

proszę przeczytac mój koment http://www.tekstowisko.com/comment/537370/Ig-o

następnym razem Pana arbitralnie wywłaszczą, bo będą chcieli postawic jakiś urząd, w kórym będzie się tak wspaniale załtwiac sprawy jak w niderlandach- np. urząd jak powinien sie Pan odżywiac, bo przecież wiadomo, że jak ktoś się źle odrzywia to choruje a potem płacą za to podatnicy

również pozdrawiam bardzo serdecznie

PS: przypominam że tzw. “użytecznośc publiczną” wymyslili oligarchowie w USA, bo nie chcialo im sie konkurowac na wolnym rynku i przychodow nie chcieli dostawac od klientow a od panstwa via podatki


hrPonimirski

Panie Hrabio…

myślać Pana tropem, to władza nie powinna mi zabraniac jeżdzenia pod prąd po autostradzie, bo to ograniczanie mojej wolności.

że Pan tego nie powiedział? oczywiscie, ja tylko myśle Pana tropem.

reasumujac: sprowadzanie do absurdu to nie dyskusja, tylko erystyka.

pozdrawiam


Hamiltonie dzięki za fotkę

Niech se powisi, nawet w Skocji, jako przykład kurestwa bydlaka/wlaściciela i kretyństwa władzy.
Igła


Panie Yayco

ale przecież czy to będzie 10 baniek czy 20 nie ma specjalnej różnicy jeśli się podzieli przez tą zatrważającą ilośc samochodów, którą podał Igła

chodzi o to, że tworzy się precedens do wywłaszczania, bo państwo arbitralnie ustala, kto ma byc wywlaszczony

jeszcze raz podrawiam

PS nie posadzam Pana o przepocone koszulki, chodzilo mi o to, że czasem dosyc absurdalna rzecz moze miec swoja wartosc [dla konkretnej osoby] – jesli dla Pana ten przyklad byl zbyteczny, to przepraszam


hrPonimirski

minelismy sie w komentarzach.

brak mechanizmu mozliwosci przymusowego wywlaszczania spowoduje, ze budowa autostrad bedzie niemozliwa. albo skonczy sie na tym, ze za kilometr zaplacic przyjdzie setki milionow.

jakie rozwiazanie Pan proponuje?


hrPonimirski

minelismy sie w komentarzach.

brak mechanizmu mozliwosci przymusowego wywlaszczania spowoduje, ze budowa autostrad bedzie niemozliwa. albo skonczy sie na tym, ze za kilometr zaplacic przyjdzie setki milionow.

jakie rozwiazanie Pan proponuje?


Panie Igła

Pan nieuważnie czytac – cały czas perorowałem używając pojęcie per bydlak odnośnie właściciela chałupy – notabene za Panem –

ale wg mnie jeśli tym ludziom na prawdę zależy żeby nie stac w korku to juz by dawno zrobili ściepę

ja nie jest przeciwko ludowi – wręcz za, bo jeśli Pan pamięta mojego Kierownika Ziemi w teorii i praktyce to oligrachia właśnie zarabia na państwowym interwencjonizmie i wmawianiu ludziom, ze jest cos takiego jak dobro wspolne, bo wtedy latwo mozna od ludzi wyciagnac kase – Orwell w 1984 roku nazwal to “zrobieniem czegos spolecznie akceptowalnym”


Jacer

Zgoda co do tego, że modelowe stosunki na linii obywatel – urzędnik powinny wyglądać tak jak w twoim przykładzie z Niderlandów. Ale to są rozważania bardziej o kulturze niż o pryncypiach. Bo ten urzędnik, zachowując w/w poziom kultury, powinien mieć tez prawo powiedzieć obywatelowi : niestety, ale z biorąc pod uwagę to i to, nie możemy Panu na coś pozwolić – albo o zgrozo : jesteśmy Panu zmuszeni Panu to czy to nakazać !
Bo okrutna prawda jest taka , że ja reprezentuję swój interes a urzędnik powinien reprezentować WSPÓLNY INTERES.
A one nie zawsze są tożsame. I tu jest pies pogrzebany , bo w tym momencie mamy automatyczne skojarzenia z komuną i Sojuzem.A w pamięci urzędnika , który niekoniecznie reprezentował wspólny interes – nikt nas wcześniej o nic nie pytał, tylko coś uchwalono za naszymi plecami a potem narzucano.

Gdyby udało się pomyślnie rozwiązać problem jak dochodzić do konsensusu w sprawie wspólnego dobra i jak powołać kadrę urzędniczą bezstronnie tego konsensusu pilnującą – myślę , że nie tylko my dwaj moglibyśmy się pod tym podpisać.


Panie Griszeq

dlaczego? do kogos nalezy autostrada i on ma do niej prawa i ustalania zasad, jak sie jezdzi

dom nalezy do kogos i to on ma do niego prawa


Panie Hrabio

Bardzo prosze o uświadomienie mnie matołka i prostaka.
Jak ja ,jako nie mieszkający w Warszawie oraz Hamilton mieszkający w Anglii mamy zrobic sciepę? Na te widoczne na zdjęciu miejsce.
Mamy sie może razem z panem do UPRu zapisać i Korwinowi kopertówkę wysłać?
Ja naprawdę jestem durny a szczególnie na widok Hrabiów i ich złotych mysli.
Igła


Griszeq

dlaczego niemożliwa? skoro jeździ tysiące aut? a skąd Pan wie, że ta inwestycja okaże się rentowna? może nie?

co do samej autostrady i zasad to jak w komencie powyzej – poza tym może się zdarzyc sytuacja odwortna – ktos bedzie mial autosrade a rząd pomysli, że obok chce wybudowac szkole i będzie zaglosno dla tej szkoly ze wzgledu na autostrade?

przypominam że mówimy o “dobru wspolnym” jak nauka naszych dzieci


Panie Igła

skoro Hamilton mieszka w Anglii to zupelnie nie rozumiem dlaczego przeszkadza mu dom w Warszawie? pies ogrodnika czy co? ; )

ja nie lubie Korwina ; ) tak bajdełej


jotesz

“Ulice są inwestycjami celu publicznego. Dość niewiele jest tych celów publicznych ale wśród tych co są – ulice są jednymi z najważniejszych!”

ale mnie Pan rozśmieszył – a tzw. służba zdrowia, a nauka, a rolnictwo, a edukacja, a kultura, a telewizja…

czy coś nie jest celem publicznym? żyjemy w jednym wielkim totalitaryzmie – czlowiek jest celem publicznym


Szanowny Panie Hrabio

Sądzilem do tej pory, że jedynym Kozakiem na txt jest Pan Igla. Troszeczkę żeś Pan poszedl po bandzie, czyli zacząl sie bawić slowem, a nie problemem. Oto bowiem gmina nie ma oczywiscie obowiązku utrzymywac tego idioty, któremu powódź dom zabrala z wlasnej winy. Tyle, że w aktualnej sytuacji, czego żywym dowodem jest niejaki Cimoszewicz, ludzie by Panu nogi z dupy powyrywali, gdybys Pan nie daj Boże (to tylko dla Pańskiego dobra to odwolanie) byl politycznie lub prawnie odpowiedzialny za taki numer. Nie mówiąc już o drobiazgu, że mowa byla (oczywiscie w domysle – to tez, by sie Pan laskawie nie wyzlosliwial) o wsparciu, a nie utrzymywaniu.

Idąc tropem moich mysli – i tu – jesli Pan pozwoli zastosuje numer a la Wyrus czyli skąd Pan wie, co ja mialem na mysli? – czyli nic takiego nie napisalem, co mi Pan imputujesz. Czyli sam Pan sobie coś napisal, co Pan mysli, że ja napisalem, i sam się Pan do tego ustosunkowujesz. Zdrowia życzę, bo ta metodą szybko Pan się choroby jakiejs nabawisz.

Ja po prostu zadalem pytanie, jak należy stosować (i czy w ogóle) prawo ograniczające czyjąś wolność, jesli zagraża ona lub ogranicza wolnośc innych oraz jak się to ma lub może mieć, gdy idzie o wlasnośc prywatną, jesli zagraża lub szkodzi ona wolności lub wlasności innych osób. O życiu nie mówiąc, bo mniej więcej o to tez chodzilo w przykladzie z powodzią. A państwo ma ponoc obowiązek dbac o bezpieczeństwo i życie obywateli.

Proszę laskawie przeczytać inne moje wpisy pod tym tekstem, a nie odnosić sie tylko do wybranych i dogodnych dla Panskich tez fragmentów. Zdaję sobie sprawę, że to może efektowne, ale niezbyt jednak efektywne.

Pozdrawiam serdecznie


WSP Lorenzo

Ja nieśmiało.
KOZAK to brzmi dumnie.
Przynajmniej dla mnie.
Igła


Szanowny Panie Iglo

Kozak to brzmi dumnie – to raz. Ale kozactwo (choć nie tylko – my, jako Polacy, też trochę tego w sobie mamy, czego dowodzi tzw. akcyjnośc niektórych naszych poczynań) mialo także chyba i inne przymioty, czyli takie z gatunku: szable w dloń, oczy zamykamy i do boju. Czasami efekt byl dobry (takie, jak spora cześć tekstów Pana Hrabiego), ale czasami może nie do końca. Zbyt dużo dbalości o efektowność, a za malo niekiedy o efektywność i sensowność. Taki trochę przerost formy nad treścią.

Pozdrawiam i prosze o wybaczenie, jesli cos niezręcznie wyszlo


Panie Lorenzo

czytałem Pana kilka komentarzy i w ogóle byłem zdziwiony, że coś Pan takiego napisałeś o tym socjalu

[jeśli dobrze pamietam napisał Pan, że jedynie my z wyrusem pozwalamy sobie na luksus myslenia i nie przyjmowania wszystkiego na wiare – co bylo bardzo mile]...

jesli chodzi o powodź to uważam – że rząd nogi z dupy by powyrywał tym którzy by próbowali sami usypac wały – jesli ten kawałek brzegu byłby prywatny to odpowiedzialnosc stoi na tym co ma ten kawalek i to jego biznes czy go zaleje czy nie

jesli jednak nie postawienie walow na posesji A spowoduje tez zalanie innej posesji B to ten z A powinien temu z B wyplacic odszkodowanie

jesli chodzi o wolnosc – to wolnosc jest dopoki nie zagraza sie innej wolnosci – tu sie w pelni zgadzam na poziomie ogolnym

nie uwazam jednak ze wolnoscia jest jezdzenie po czyjejsc posesji albo zabieranie mu jej w celu pojezdzenia, jest to wg mnie nie wolnosc a samowola


Szanowny Panie Hrabio

Być może rzecz w nieporozumieniu, stąd moja prosba o przeczytanie innych moich komentarzy pod tym tekstem. Ja stawialem pytanie, a nie kategorycznie prowadzilem granice. Byc może niezręcznie, więc winę biorę na siebie, bo przekaz powinien być wyraźny.

Możemy teoretyzować, ale skoro Pan Igla oparl swoja tezę, a wlasciwie pytanie dotyczące istnienia dobra wspólnego, na przykladzie rzeczywistym, stąd – moim zdaniem – przy dyskusji powinniśmy sie tez odnosić (przynajmniej w miarę) do istniejącego stanu prawnego. I zdaje się, że o to biegalo. Stąd w bodaj pierwszym moim komencie odwolanie do Wyrusa i Yayco.

Rzeki oraz ich brzegi w naszym kraju sa wlasnościa panstwa. Sa tez tereny prywatne leżące na terenach wysokiego ryzyka powodziowego, ograniczone różnego rodzaju przepisami, jesli idzie o inwestowanie na nich przez wlaścicieli. I stąd mój przyklad i pytanie (być może niezbyt zręcznie postawione). Obowiązkiem państwa jest stawianie walów przeciwpowodziowych w ramach dbania o zdrowie i bezpieczeństwo obywateli.

Powtarzam więc – ja stawialem pytania. A w zasadzie to Panskie zdanie zawarte w ostatnich slowach Panskiego ostatniego komentarza jest w jakims stopniu odpowiedzią na pytanie postawione przez Iglę, choc wcale nie musi być on z niej zadowolony (aczkolwiek nie mam pojęcia, czy zależy mu na istnieniu Dobra Wspólnego czy też nie). Chociaż Pan Igla znanym prowokatorem jest, więc diabel go wie, co naprawde myśli w tej kwestii.

Poprzednio dyskusja (mam na mysli tę dotyczącą wolności) toczyla sie trochę na zbyt abstrakcyjnym poziomie – teraz po zadaniu pytanie przez Iglę i podaniu kilku tylko przykladów, może toczyć się dalej, ale jakby już bardziej w świecie realnym. I jesli się potoczy, to bedzie szukala odpowiedzi na stare pytanie, co ważniejsze: jednostka czy spoleczność. I tu okazać się może, że rzeczywistośc nie jest ani biala, ani czarna, tylko jak zwykle pelna przedziwnych czasem odcieni.

Pozdrawiam serdecznie


panie Lorenzo

konkretna sprawa – napisałem panu Igle jak ja to widzę http://www.tekstowisko.com/comment/537370/Ig-o

wg mnie nie ma szare… po prostu albo respektujemy prawo wlasnosci, albo mozemy ja sobie negowac… tak jak w tym komencie dla Igly – jesli ludziom sie cos oplaca to zrobia…

poza tym, czego rzad ma zapewniac ludziom waly – ja w wieku 12 lat wykopalem 2 szamba dla siebie i ciotki [podsmiechujac sie ze slynnej juz Majorowej kanalizacji] – wiec dla mnie to jest kuriozalna sprawa czekanie na widzimisie rzadu jak mozna zrobic cos samemu, albo wynajac do tego firme

“The market is a democracy in which every penny gives a right to vote.” [Ludwig von Mises]


Szanowny Panie Hrabio

Niestety, dalszą przyjemność wymiany poglądów z Panem pozwole sobie przelozyc na dzień jutrzejszy.

Pozdrawiam serdecznie i dobranoc z Panem


hrabio

Jak byłem cielęciem to na Osiedlu Przyjaźń mieszkałem :)

Jak Igła… Ino że potem na Żwirkach zalegałem …

Dawno temu to było…

==============
po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…


Uff,jakoś doczytałem

do końca,choć teraz mam taki mętlik we łbie,że szkoda gadać.

Myślę sobie,że postawiony problem przez WSP Igłę jest prosty z najprostszych bez tego całego rozpisywania,bez prowokowania i przepychanek wirtualnych.
Dzielimy włos na czworo,miotamy się od bandy do bandy,wymyślamy jakieś tam rzeczy zdarzenia etc.Bijemy pianę,a może by tak,że jeśli w jakiejś ustawie nie było czegoś,co nam sen z oczu spędza sięgnąć do zdrowego rozsądku i okazać dobrą wolę,tak z jednej i drugiej strony.
To było o rozwiązaniu problemu.

Natomiast wmieszanie w to DOBRA WSPÓLNEGO jest mąceniem.
To dlatego,że bez precyzyjnego zdefiniowania DOBRA WSPÓLNEGO wszelkie komentarze są dywagacjami.

Pozdrawiam


Pozwolę się nie zgodzić z szanownym przedmówcą

Nie da się dłużej uciekać od podjęcia tematu tego co Igła nazwał dobrem wspólnym – wbrew pozorom to nie jest problem prosty i rozwiązywalny przez zastosowanie zdrowego rozsądku. Może ta przykładowa sprawa i wiele innych da sie jeszcze rozwiązać w ten sposób ale mamy do czynienia z efektem kuli śniegowej. Nasz indywidualizm sie przeciwko temu buntuje ale proszę zwrócić uwagę na to , że “imię nasze to miliardy” i świat coraz bardziej będzie przypominał mrowisko. A życie w mrowisku narzuci prędzej czy później konieczność wyboru pomiędzy indywidualizmem a bezpieczeństwem mrowiska. Przyroda rozwiązała ten problem już przed milionami lat – teraz na nas kolej.
I zadam jeszcze moje ulubione pytanie – czyje są morza i oceany ? Czy da się wydzielić z nich działki i sprzedać w drodze przetargu ? Czy uznamy je za dobro wspólne całej ludzkości ?


Panie Hrabio

ja sie Pana nie pytam o okreslanie zasad oceny rentownosci inwestycji. pytam sie, jak mam wybudowac autostradę albo tory kolejowe bez mozliwosci ewentualnego wywlaszczenia/wyplacenia odszkodowania? realnie i praktycznie.

bo sprowadzanie sprawy do poziomu: jak ktos chce za dzialke trzydziesci milardow zł, to należy to uzwglednic przy koszcie budowy autostrady (ocenie rentownosci) i tak dla 1000 dzialek, a jesli nie chce w ogóle sprzedać, to nalezy zrobic autostradą 30km łuk, albo wkopać ją w ziemię na odcinku 2 km, cofnie dowolny kraj do epoki kamienia lupanego.

ps. to, ze ktos sie zaszyje w bieszczadach i nie bedzie z korzystal z drog i torow, wobec czego nie można mówić o względach wyzszej użyteczności mnie nie przekonuje.


>Griszeq

Pod Amsterem koło wioski Abcoude właśnie wkopią pod ziemię drogę i nie na odcinku 2 km ale chyba 6km, bo ludzie się nie zgadzaja. Mimo to i tak sie ludzie burzą, bo nad ziemię będą co jakiś czas wystawać otwory wentylacyjne – na polu.

Połowa ludzi w Abcoude jeździ z plakatami na samochodach “NIE Autostradzie”


A tak w ogóle to co było pierwsze ?

ulica Powstańców Śląskich czy ta chałupka z kurnikiem ?

To też może być ważne dla dyskusji.


jajcenty

gdyby najpierw była ulica PŚląskich to nie byłoby tej dyskusji :)

==============
po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…


re: Dobro wspólne

Jacer, ja myśle bardziej o autostradach u nas, bo wciaz ich nie ma. Podchodzac z czystego rachunku ekonomicznego – jesli bede musial wykupywac działki po 300mln zł za metr, omijac tych, ktorzy nie chca dzialek sprzedac, wkopywac sie w ziemie na obszarach po 100km albo prowadzic autostrade zakosami, to po prostu nie udzwigne ekonomicznie kosztu. nikt nie udzwignie. stanie sie on nieuzasadniony kosztowo w oparciu o absurdalne wymagania parunastu – parudziesieciu mieszkancow. bo przeciez maja prawo zadac absurdalnych kwot, prawda?

skonczy sie – z punktu ekonomii, ze dla kosztu kilometra autostrady w okolicach 3 mld zł faktycznie – nie ma zadnego ekonomicznego uzasadnienia do ich budowy. i pozostaniemy sobie bez dróg. ale ekonomicznie i wolnosciowo w odniesieniu do jednostki w porządku.


Sir Hamilton

zawsze znajdzie sie cos, co bylo przed droga. np Gora Sw Anny tez byla przed autostrada A4. ;-))))))

ale dalismy rade i teraz z katowic do wrocka jedzie sie chwilke…


>griszeq

Ja też myśle o naszych.

dałem przykład, że nie tylko u nas są takie problemy.

Taka moda nastała w Nl, żeby wkopywać pod ziemię.

W rzeczonym Abcoude wkopali tory kolejowe pod rzekę i drogę aby pociagi zyskały 2min na czasie w drodze do Amsteru.

Pod Utrechtem wkopią autostradę pod dworzec kolejowy.


Jacer

problemy są wszędzie, ale gdy porownac nasycenie tego typu inwestycjami, to problem wyglada inaczej. faktycznie mozesz protestowac, gdy chca Ci kolejna autostrade budowac – co czasem mija sie ze zdrowym rozsadkiem. u nas takiego tematu nie ma. do Warszawy z Katowic jedzie sie 6 godzin.

w Warszawie na centralny tez chyba wjezdza sie pod ziemia i to dobre rozwiazanie raczej?


Subskrybuj zawartość