FFWW: Psy

Oli dedykuję – a konto niegdysiejszego zakładu

Mnóstwo wizji utrwalono w Polsce na filmowej taśmie w ciągu ostatnich parunastu lat, od kiedy już nie trzeba się konsultować ze smutnymi facetami z Mysiej. Oczywiście nakręcono mnóstwo chłamu, ale jest też wiele pozycji godnych uwagi – choć może mniej, niż by się czasem chciało. Osobiście mam takie trzy pozycje, które według mnie streszczają wolną Polskę po 1989 – i chciałem poświęcić kilka słów najwcześniejszemu chronologicznie z tych filmów: “Psom” Władysława Pasikowskiego. Dla ustalenia uwagi: to jest zestaw moich wysoce subiektywnych refleksji, a nie recenzja – zresztą przez piętnaście lat od premiery recenzowano już ten film tyle razy, że szkoda czasu na powtarzanie po bliźnich. Ten sport zostawmy epigonom OberAutoryteta.

Reakcje ludzi, którzy obejrzeli “Psy”, dzielą się zasadniczo na dwie grupy: jedni potępiają w czambuł (z uwagi na zagęszczenie wulgaryzmów dorównujące chyba tylko “Człowiekowi z blizną” de Palmy), a drudzy zachwycają się tekstami rzucanymi przez Lindę – na czele ze sławetnymi “bo to zła kobieta była” i “w imię zasad, skurwysynu”. Tu dygresja: oglądając niedawno “Psy” po paru latach przerwy nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Linda (podobnie jak Clint Eastwood w “trylogii dolarowej” Sergio Leone) trochę parodiuje tu ekranowy stereotyp twardziela, bawiąc się rolą – a mnóstwo ludzi traktuje to ze śmiertelną powagą. Ciekawe, czy – podobnie jak “Dobry, zły i brzydki” – ta zabawa konwencją przetrwa próbę czasu lepiej niż “poważne” kryminały. No, ale na odpowiedź na to pytanie trzeba poczekać jeszcze przynajmniej ze trzy-cztery dekady.

A czy ktoś z Was popatrzył kiedyś na “Psy” jako na komentarz do polskiej rzeczywistości A.D. 1989? Czy taka była intencja twórców – nie wiem i prawdę powiedziawszy, średnio mnie to obchodzi. W liceum mdliło mnie od pisania wypracowań w stylu “co poeta miał na myśli”, więc Pasikowski mógł równie dobrze myśleć podczas zdjęć o zaciągnięciu blond asystentki scenografa do łóżka albo hipotece za dom – ale ja zobaczyłem w “Psach” celny komentarz do nowej Polski, choć ukryty pod otoczką z zupełnie innej bajki.

Są tu metafory niespecjalnie subtelne, na przykład na początku filmu – Franz daje upust fizjologii obok ogrodzenia, za którym szaleją psy. I widzi podobieństwo między sobą, niepewnym przyszłości ubolem, który awansował dzięki wżenieniu się w rodzinę wiceministra – a wściekłymi kundlami, które nie decydują o własnej przyszłości tylko gryzą tego, kogo gryźć im się każe. Nawet wykrzywia twarz na obraz i podobieństwo psiego pyska – parafrazując klasyka, nie wiadomo już kto jest człowiekiem, a kto zwierzęciem.

Albo scena tuż przed dramatycznym finałem, gdy w rozmowie z jednym z braci Słaby bohater Lindy opisuje swoich byłych kolegów po fachu: “byli w najlepiej zorganizowanej mafii na świecie, byli dobrymi ubekami”. Mamy obraz jednego budzącego sympatię ex-ubola – i równocześnie stanowczo potępionej jego macierzystej organizacji. Tylko kto ma się przeciwstawić Olowi, Grossowi i Rewizorowi z Moskwy? Pierdołowaty poseł z Chrześcijańskiej Unii Jedności? “Uczciwy” milicjant Bień? Handlarz bronią Wolf? Jak by to przerażająco nie brzmiało, przesłanie jest proste: jedynym lekarstwem na raka takich układów jest seria z Kałasznikowa. Nie bawić się w sądy, obrońców i próby zrozumienia historycznych racji – tylko wyrywać chwasty z korzeniami.
Swoją drogą, jak można było uznać taki film za gloryfikację funkcjonariuszy minionego systemu? Chyba tylko będąc podobnie zaślepionym tępakiem jak dziennikarze wrzeszczący kiedyś o antysemityckiej wymowie “Ziemi obiecanej”...

Wyraźną, jak dla mnie, inspiracją był dla “Psów” Brudny Harry – znowu Eastwood! Podobnie jak lewicowi krytycy – Siegela, tak i polscy żurnaliści oskarżyli Pasikowskiego o apoteozę przemocy. Tak nie można, przecież nawet szef narkotykowej siatki, który dekadę wcześniej odbijał ludziom nerki na komisariacie, ma prawo do obrony… I może to jest tak w sumie wziąwszy racja, ale jak mawiają Angole “desperate times call for desperate measures”. A gdy kolejny raz człowiek słyszy, że Jaruzelski czy Kiszczak wywijają się od procesu zasłaniając się kłopotami z sercem, ciężko nie powtórzyć za jednym z bohaterów “nie łżyj, skurwysynu, ty nie masz serca”...

Jest też w filmie fragment, który można zadedykować tym, którzy śmieją się z teorii o niejawnych porozumieniach czy innych spiskach: Olo łapie Młodego na fotografowaniu ubeków palących teczki na miejskim śmietnisku i wrzeszczy “co ty myślisz, że polityka to jest “Dziennik Telewizyjny”? Polityka to jesteśmy my, tu, na tym wysypisku śmieci”... Znowu: nic dodać, nic ująć. Zwłaszcza z perspektywy afer Orlenu, PZU, egzekucji Nikosia czy Dziada – dziwnym trafem w kontekście 95% tych spraw wraca jak refren hasło SB. Czasem chodzi o byłych oficerów prowadzących, czasem – o kapusiów (np. wśród cinkciarzy przekwalifikowanych na mafioso), ale wspólny mianownik zawsze stanowią te dwie złowieszcze litery. Że nie wspomnę o postaci prokuratura Nawrockiego, który jest jednoosobowym argumentem na rzecz gruntownej dekomunizacji w sądownictwie (panie były-już-ministrze Kryże, pozdrawiam!).

Jest wreszcie genialny w swej zwięzłości socjologiczny komentarz do naszej najjaśniejszej, cudownie oswobodzonej etc. Ojczyzny: gdy Mauer kolejny raz odpyskowuje przewodniczącemu komisji weryfikacyjnej, ten karci go mówiąc: “to pan stoi przed komisją, a nie ja”, na co pada riposta “no tak, czasy się zmieniają, ale pan zawsze jest w komisjach”. Urocze, zwłaszcza w kontekście generała Dukaczewskiego robiącego aktualnie za wzór patrioty zatroskanego o polskie służby specjalne.

Linda jako były ubek próbujący znaleźć sens w nowej rzeczywistości, jego kumpel który wybrał ciemną stronę (Kondrat), wysoki oficer kręcący lewe interesy ze Wschodem i stąpający przy tym po trupach (Gajos), młody naiwny (Pazura), szamocący się między lojalnością wobec służby a niechęcią do ubeckiego “układu” milicjant (Bednarz)... Plejada świetnych polskich aktorów kreśli tę przejmująco smutną opowieść o człowieku, w którym mimo wszystko kołacze się na dnie jakaś iskierka przyzwoitości. Wie, że jego miejsce jest już na śmietniku historii – ale odchodząc, chce przynajmniej zabrać ze sobą kilku złych (a w każdym razie – gorszych niż on). Warto obejrzeć ten film i spróbować zobaczyć w nim coś więcej, niż klon amerykańskiego kina sensacyjnego kręcony w polskich warunkach.

- Czy jest pan gotów stać na straży porządku prawnego odnowionej demokratycznej Rzeczpospolitej Polskiej? – Bezapelacyjnie i do samego końca. Mojego lub jej.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

autor

super tekst

im dalej na osi czasu, tym więcej podziwiam Pasikowskiego za “Psy” (choć tylko 1 część)
pozdrowenia

==============
po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…


Bo z perspektywy

już piszesz.
A i samo UB też juz bardziej mitem niż rzeczywistością.
Igła


Szacunek...

dobry tekst, tylko wiesz jak mysle, ze zdanie “co ty myślisz, że polityka to jest “Dziennik Telewizyjny”? Polityka to jesteśmy my, tu, na tym wysypisku śmieci”... ma znacznie szerszy sens niz ten ktory mu nadales.

Innymi slowy nie podzielam naiwnej (moim zdaniem) wiary ze sprawe moze zalatwic seria z kalacha.


Powitanie i racja

To mój pierwszy komentarz na textowisku, więc przede wszytkim pozdrawiam wszystkich. A co do meritum, to chyba taki społeczno-polityczny odbiór był czymś naturalnym w roku bodajże 92. Pamiętam nabitą salę kinową, jakich dziś już w ogóle nie spotykam, bardzo żywo reagującą właśnie na sceny z “ogniska” i komisji. Na wspomniane “kultowe” a w istocie dość marne bon mociki, naród, słabo jeszcze wytresowany przez medialne małpy wtedy nie reagował prawie w ogóle.


@xipetotec

Oczywiście, że sens jest szerszy – ale ja próbując spojrzeć na problem szerzej nie pretenduję do tworzenia ogólnej teorii wszystkiego.

co do serii z kałacha – oczywiście, że to nie rozwiąże wszystkiego. ale i nie zaszkodzi.

Konrad Banachewicz


@imho

“A co do meritum, to chyba taki społeczno-polityczny odbiór był czymś naturalnym w roku bodajże 92.” – niewykluczone, acz miałem wtedy 14 lat więc nawet nie używałem jeszcze zwrotów w rodzaju “odbiór społeczno-polityczny” :)

Konrad Banachewicz


Autor

No ja miałem odrobinę więcej. I odbiór “społeczno-polityczny” ugruntowany w młodym, durnym łbie przez pewne pismo, określane wówczas często mianem “naszej gazety”...


Subskrybuj zawartość