Historia miasta Breslau

Otwarta w dniu 19 kwietnia br. w Pałacu Królewskim we Wrocławiu przy ul. Kazimierza Wielkiego wystawa pt. „1000 lat Wrocławia” mówi o innym mieście niż to, w którym mieszkamy od 1945 roku. To miasto, które prezentuje wystawa nazywa się nie Wrocław, lecz Breslau. Świadczą o tym zgromadzone tu eksponaty, ich pruska tradycja, która choć prawdziwa, w żadnym wypadku nie jest zrównoważona powojennymi polskimi osiągnięciami we wszystkich dziedzinach wiedzy, kultury i gospodarki. Argument, że były to równocześnie propagandowe sukcesy władzy komunistycznej, nie wytrzymuje krytyki, gdyż ciężka praca, ofiarność, talenty, sukcesy i efekty odbudowy były dziełem mieszkańców miasta. Dziś o tym wszystkim łatwo się zapomina, owszem pamiętając, że było ono w niektórych rejonach zburzone nawet w 90 procentach. Obecny, nowoczesny jego wygląd przyjmuje się jednak tak, jakby stało się to samoczynnie, za działaniem jakiejś różdżki czarodziejskiej, a nie było osiągnięte drogą potu, łez i cierpienia.

Pałac Królewski
O jego historii w latach 1945 – 2008 w folderze „Historia i sztuka Wrocławia w Pałacu Królewskim” napisano jedno zdanie: „Po ich odbudowie w latach 1963 – 1999 znajdowało się tutaj Muzeum Archeologiczne i Etnograficzne”. Koniec, kropka. W przewodniku po wystawie „1000 lat Wrocławia” liczącym sobie 326 stron w rozdziale „Pałac z historią – historia w pałacu” zabrakło miejsca nawet na to wspomnienie. Wśród licznych jego fotografii brak zdjęcia z 1945 roku, na którym widać tylko wypalone mury i sterty gruzów pokrywające dziedziniec i przyległą ulicę. Kto pałac odbudował? Głęboki cień zapomnienia pada na tych, którzy sporządzili odpowiednie projekty i dali na to pieniądze. Przecież ktoś to musiał wykonać. Samo się nie stało! Jak wykorzystano ten gmach? Czy umieszczone w nim Muzea Archeologiczne i Etnograficzne umiały wykorzystać jego walory? Tabula rasa. Nic na ten temat, a przecież to czasy tak niedawne! Jeżeli twórcy wystawy z takim pietyzmem i dokładnością potrafili odtworzyć realia pałacu z przed setek lat, dlaczego nie pamiętali o tym, co było wczoraj? Gdyby, jego historię zamknięto na roku 1945, byłoby to nieuzasadnione, ale przynajmniej zrozumiałe. Tymczasem zarówno tytuł wystawy, jak i ustawione po obu stronach pałacowego dziedzińca 22 kamienie milowe, mówią o najważniejszych datach w życiu miasta w latach 1000 – 2000. Odbudowujący ten gmach z powojennych gruzów i zniszczeń zostawili po sobie pamiątkę w postaci tablicy z piaskowca o następującej treści:

MUZEUM ARCHEOLOGICZNE
ODBUDOWANE ZE ZNISZCZEŃ WOJENNYCH
W CZASIE OBCHODÓW TYSIĄCLECIA PAŃSTWA POLSKIEGO
Z OFIARNOŚĆI PUBLICZNEJ
NA SPOŁECZNY FUNDUSZ ODBUDOWY KRAJU I STOLICY
22 LIPCA 1963 ROKU

Tablica ta umieszczona pierwotnie w holu pałacu w czasie jego remontu zakończonego w 2008 roku została zdjęta i przechowywana jest w magazynie. Trzeba też przypomnieć, że obiekt ten do 2004 roku nosił oficjalną i powszechnie przyjętą nazwę swego pierwszego właściciela Spätgena. Jednakże wraz z decyzją Rady Miasta o utworzeniu tutaj nowego obiektu muzealnego postanowiono dla podkreślenia roli królów pruskich w historii Wrocławia i Polski zespół tych budynków nazwać „Pałacem Królewskim”.

Królowie pruscy
Od Spätgena pałac ten kupił król Fryderyk II Wielki, w polskiej historii znany ze swoich inicjatyw względem Rzeczypospolitej, które doprowadziły do jej pierwszego rozbioru w 1772 roku. W obszernym eseju na temat polityki zagranicznej tego króla zawartym we wspomnianym wyżej przewodniku po wystawie, o jego inicjatywach rozbiorowych nie wspomniano ani słowem. Za to szczegółowo omówiono projekt, wykonanie i odsłonięcie pomnika tego króla na wrocławskim rynku. Nie zapomniano o dokumentacji fotograficznej i kopii oryginału tego monumentu, którą pokazano w jednej z sal dokumentujących „osiągnięcia” tego monarchy. Dokumentacja ta pozytywnie wpisuje się w publicznie zgłoszoną propozycję odtworzenia tego pomnika w jego pierwotnym położeniu. Podobnie jego następca, Fryderyk Wilhelm II, który często przebywał we wrocławskiej rezydencji był inicjatorem, organizatorem, prowokatorem i wykonawcą szczególnie drastycznego w skutkach drugiego i trzeciego rozbioru, które miały raz na zawsze wymazać z mapy Europy nazwę państwa polskiego. Szeroko omawiając politykę obu władców mimochodem wspomina się, że ten ostatni wspólnie z carycą Katarzyną brał udział w drugim i trzecim rozbiorze Rzeczypospolitej, co „… stworzyło jednocześnie dla wrocławskiej wytwórczości i handlu nowe, korzystne rynki zbytu.” Można odnieść wrażenie, że autor pochwalił pruskiego króla za dokonane zabory ziem polskich! Na uwagę zasługuje też zawarty w przewodniku opis działalności Fryderyka Wilhelma III, który w tym gmachu ustanowił jedno z najbardziej popularnych odznaczeń wojskowych nadawanych niemieckim żołnierzom podczas I i II wojny światowej – Żelazny Krzyż. O tym, że z rozkazu tego króla zniszczono insygnia koronacyjne królów polskich, wcześniej wykradzione ze skarbca na Wawelu, zarówno na wystawie, jak i w przewodniku zapomniano.

Muzeum Archeologiczne
Jego powstanie wiąże się z datą 25 maja 1945 roku, kiedy w kilkanaście dni po wyzwoleniu miasta, wysłany został stąd do Warszawy preliminarz budżetowy dla Muzeum Prehistorycznego we Wrocławiu, które mieściło się w niezniszczonych pomieszczeniach przy pl. Wolności, położonych obok obecnego pałacu. Pierwszą wystawę Muzeum urządziło w 1946 roku na Uniwersytecie Wrocławskim pt. „Słowianie na Śląsku”, która spotkała się z wrogą reakcją niemieckiego podziemia „Werwolf” wyrażoną w plakatach i ulotkach. Z Muzeum tym związani byli wybitni uczeni jak prof. dr Rudolf Jamka, prof. dr Kazimierz Żurowski i doc. dr Wanda Sarnowska oraz cała plejada naukowców, którzy wnieśli swój wkład w rozwój tej instytucji. Przez następne dziesiątki lat zgromadzono tutaj ok. 160 tys. zabytków, 50 tys. tomów literatury specjalistycznej oraz wydano kilkadziesiąt tomów rocznika „Silesia Antiqua” i 10 wydawnictw książkowych. Otwarto dwie filie: Muzeum Ślężańskie w Sobótce i Muzeum na Zamku w Oleśnicy. Nie wdając się w szczegóły wspomnieć tylko trzeba, że opracowano 250 wystaw własnych, 25 objazdowych oraz eksponowano 17 wystaw zagranicznych. Wielu jeszcze innych jego osiągnięć nie sposób nawet wymienić w tej krótkiej notatce. W dniu 13 lipca 1999 r. Zarząd Miasta Wrocławia powołał pełnomocnika, którego zadaniem było połączenie placówek muzealnych w jednej instytucji pod nazwą Muzea Miejskie Wrocławia. W wyniku tej decyzji zlikwidowano samodzielne dotąd Muzeum Archeologiczne i przeniesiono je do Arsenału Miejskiego oferując mu trzykrotnie mniejszą powierzchnię niż miało ono poprzednio. W ten sposób Wrocław, jako pierwszy spośród krajowych metropolii zlikwidował swoje Muzeum Archeologiczne. O tym wszystkim ani słowa nie napisano we wspomnianym przewodniku „1000 lat Wrocławia”.

Protesty
Od chwili podjęcia decyzji o likwidacji Muzeum Archeologicznego posypała się lawina protestów. W liście otwartym z 1999 roku pracownicy tej instytucji piszą: „Domyślamy się, że cała reforma została pomyślana po to, by wyprowadzić Muzeum Archeologiczne z zabytkowego i stojącego w centrum miasta Pałacu Spagetów, przeprowadzić w nim remont za pieniądze wydziału kultury… i sprzedać nasz budynek”. Do tego jeszcze nie doszło. Pojawiły się jednak opinie, że: „Jest już powszechnie wiadome, że dotychczasowy gmach Muzeum Archeologicznego ma być siedzibą nowego powołanego do życia Muzeum Miejskiego z wystawą „1000 lat dziejów Wrocławia” uwzględniającą dorobek niemiecki w dzieje Wrocławia, aż do XX wieku.” Były to słowa prorocze. Te protesty, udostępniane są anonimowo, gdyż niektórzy z ich autorów są jeszcze pracownikami wrocławskich placówek kulturalnych oraz posiadają dokumentację będącą świadectwem oraz dowodem tych wydarzeń i faktów. Protest w tej sprawie złożył też Zarząd Regionu NSZZ „Solidarność” Dolnego Śląska.

Bez zachwytu
Na opisywanej wystawie zaprezentowano mundur niemieckiego i sowieckiego żołnierza z czasów drugiej wojny światowej, bez dodania munduru polskiego. Uzasadnieniem tej ekspozycji był fakt, że przez długie miesiące Niemcy i Rosjanie brali udział w bitwie o „Festung Breslau”. Jednakże zapomina się, że tuż po kapitulacji miasto zajęło Wojsko Polskie. Pierwszą jego defiladę we Wrocławiu upamiętniał obelisk na Placu Wolności, który w wyniku prowadzonych tam prac budowlanych również trafił do magazynu. Wracając do wystawy, to całość lat 1945 – 1989 przedstawiono tylko w kontekście wydarzeń politycznych, opozycyjnych i represyjnych, co jest zawężeniem bogatej historii miasta. Omawianie rozwoju przemysłowego aglomeracji zakończono na pierwszej połowie XX wieku. Po wojnie byli jeszcze tylko artyści. Reszta jest milczeniem. Polskiego przemysłu i nauki nie było. Pominięto milczeniem nie tylko polskiego kandydata do Nagrody Nobla wrocławskiego lekarza Ludwika Hirschfelda, ale o całej plejadzie śląskich noblistów związanych z Wrocławiem wspomniano tylko marginalnie, że byli oni w większości pochodzenia żydowskiego. O tym, co odkryli, czym się wsławili, jakie mieli zasługi nie napisano już ani słowa. Nic moim zdaniem nie usprawiedliwia tych elementarnych w swojej wymowie zaniedbań względem historii. Wszystko jednak wskazuje na to, że jej celem było ukazanie nie dziejów Wrocławia, lecz jego niemieckiej świetności z czasów, kiedy nosiło ono nazwę Breslau. I to się udało. I z tego osiągnięcia może być dumna Rada Miasta, jej prezydent, sponsorzy oraz patroni medialni. Nie wszyscy jednak są tym zachwyceni.

Adam Maksymowicz

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

@Podróżny

Trochę Pan przesadza. Trudno się dziwić, że twórcy wystawy w pierwszym rzędzie skupiają się na tym, co Wrocław konstytuuje – czyli jego niemieckiej przeszłości zachowanej cudownie wszędzie tam, gdzie swoich trzech groszy nie dodali lub odjęli nasi rodacy. Na szczęście dla Wrocławia, poslkich ingerencji w strukturę miejską nie było zbyt wiele a wielką naszą zasługą jest zabezpieczenie i renowacja starej tkanki miejskiej i kluczowych obiektów. Możliwe to było chyba wyłącznie dzięki temu, że do Wrocławia spłynęła duża część inteligencji lwowskiej, dla której infrastruktura wielkomiejska nie była czymś obcym. Wiejska ludność ze wschodu, która zasiedlała pozostałe miejscowości Dolnego Śląska jeszcze długie lata nie czuła się tam u siebie i zastany majątek poniemiecki zaniedbała często aż do zatracenia.

Jako rodowity wrocławianin urodzony i dorastający na Biskupinie z pewnym zafrasowaniem muszę powiedzieć, że właśnie w tym mieście jak w soczewce widać było zderzenia najwyższych lotów myśli urbanistycznej wielkich niemieckich architektów: Max Berga, Hugo Althoffa, Hans Poelziga, Theo Effenbergera, Fritza Behrendta, Paula Schmittera, Paula Heima, Hermanna Wahlicha i Alberta Kemptera z bylejakością twórczości rodzimej.

W tej sytuacji wcale mnie nie dziwi chęć przypomnienia Wrocławianom komu zawdzięczają to wspaniałe miasto. Sądzę, że z czasem wystawa wrocławska zostanie uzupełniona o postacie niektórych wybitnych uczonych i twórców pochodzenia żydowskiego czy polskiego, lecz dobrze zauważyć, że wspomniany przez pana Ludwik Hirschfeld nie był z Breslau jakoś szczególnie związany – przecież ówczesne władze nie dopuściły go nawet do egzaminów! Nadanie wrocławskiemu zakładowi mikrobiologii klinicznej imienia Hrischfelda było zatem nieco na wyrost :-)

Więc zamiast pluć na Niemców niech Pan bogu dziękuje, że w fajnym poniemieckim mieście pan mieszka. Bo mógł pan równie dobrze trafić do takiego syfu jak Kielce!


Panie Adamie!

Zawsze podziwiam Pańską erudycję i postawę broniącą polskości. Moje uznanie.

Pozdrawiam


Pluć na Niemców

Panie Szczęsny! Dziwi mnie niepomiernie, kiedy ujawnia się przykrą prawdę o naszych wadach narodowych, których jest niezliczona ilość. To wszyscy uważają za konieczne zmierzenie się z historią, z koniecznością przyznania się do winy itp. I tak powinno być. Zgadzam się, że nie można ukrywać naszych wad, tylko trzeba o nich mówić, po to, aby się ich pozbyć. Jeżeli jednak to samo czyni się w stosunku do naszych sąsiadów, to to już jest plucie. Obrażanie, wypaczanie itp. Nie można stosować surowych sądów względem polskości, wybielając, a nawet uważając za zasługi wady i zbrodnie niemieckie. To co pokazano na wrocławskiej wystawie to jest gloryfikacja wszystkich poprzedników Hitlera i jego polityki, która była tylko nowoczesną kontynuacją Fryderyka Wielkiego i jego nastepców. Daleki jestem od tego, co mi się wmawia, aby zapominać o niemieckiej przeszłości, szczególnie widocznej w niemieckich osiągnięciach technicznych na terenie Wrocławia. Regulacja Odry, jakiej nie ma Warszawa, Hala Ludowa, Most Grunwaldzki itp. itd. to dzieło geniuszu inżynierów niemieckich od których trzeba z całą pokorą uczyć się. O 11 noblistach śląskich pochodzenia niemieckiego chyba rok temu na tych łamach dałem cały cykl tekstów z podziwem dla ich talentów, pracowitości i osiągnięć. Oskarżenie mnie o plucie na Niemców jest w tym kontekście dla mnie obraźliwe i niesprawiedliwe. Nie mniej nie mozna moim zdaniem polskiej polityki odwracać na zasadzie wahadła, jak przedtem wchodzono bez mydła do pewnej części ciała ZSRR, teraz na siłę to samo robi się w stosunku do niemieckiej polityki. Obrzydliwość. Pan Szcęsny pisze, że Hirszfeld nie był związany z Wrocławiem,. Jest dokładnie odwrotnie. Po wojnie całe swoje życie poświęcił temu miastu. Jako kandydat do nagrody Nobla, został utrącony przez swoich antypolsko nastawionych rodaków, ze względu, że identyfikował się zawsze z polskością. Bardzo proszę zwrócić uwagę na cały mój tekst. Dlaczego giną we Wrocławiu polskie tablice pamiątkowe. Nie tylko te dwie o których piszę, ale zaginęła ostatnio tablica upamiętniająca pierwszą redakcję “Słowa Polskiego” umieszczona na rogu ul. Krupniczej i Włodkowica. Tłumaczono mi, ze nie był to zabytek z tego powodui polską tablicę w mieście każdy może zniszczyć, zdjąc itp., gdyz jest ona wyrazem prywatnyego tylko stanowiska własciciela nieruchomości. Jedna tylko na razie tablica polska jest pewna, to ta równiez na ul. Krupniczej poświęcona stuleciu koncertu Paderewskiego w tym budynku. Jej promotorem był obecny komendant głowny policji i dlatego gdyby coś jej się stało jest szansa, ze “nieznani sprawcy “ zostaną natychmiast odnalezieni. Panie Szczęsny, czy obecna sytuacja we Wrocłąwiu nie przypomina Wolnego Miasta Gdańska. Prosze mi powiedzieć, jakie sensowne uzasadnienie było do nadania rok temu doktora honoris causa pani Angeli M. na Politechnice Wrocławskiej? Ano czysto korupcyjne. W zamian miała przyczynić się do umieszczenia we Wrocławiu Centrum Techniki Europejskiej. Doktorat wzięła, a centrum poparła w Budapeszcie.


Panie Adamie!

Zaraz dostanę czerwoną kartkę za niewłaściwe poglądy, niemniej zaryzykuję. Są osoby z którymi nie warto dyskutować. Ja tego pana pomijam, jak powietrze. po prostu szkoda mi czasu na analizowanie głupot lub treści pisanych w złej wierze. Nie wiem jakie motywy nim kierują, życzę mu, żeby to była głupota a nie skur…stwo, bo głupotę można wybaczyć.

Ludzie piszący przeciwko naszemu narodowemu i państwowemu interesowi powinni być ścigani przez prokuraturę z urzędu. Natomiast są pod ochroną administracji portalu. (Pozdrowienia dla Adminów.)

Pozdrawiam, być może po raz ostatni (Szybkość działania adminów powala mnie czasem)


@Podróżny

Nie mogę się teraz rozpisywać z racji zajętości, lecz w sprawie Hirschfeldów po pańśkim drugim wpisie rozumiem, że Pan ma na myśli już dzieje powojenne i Ludwika Hirszfelda (nazwisko w pisowni polskiej) – odkrywcę grup krwi i twórcę wrocławskiego instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN na Czerskiej.

Niemniej jednak w tekście głównym napisał pan o Ludwiku Hirschfeldzie (nazwisko w pisowni niemieckiej) a to zupełnie inna osoba – wybitny polski anatom i patolog również żydowskiego pochodzenia, twórca pierwszego polskiego podręcznika angiologii, lecz żyjący jeszcze przed wojną.

Obaj panowie nie byli ze soba spokrwenieni.

Jak będę miał więcej czasu, to odniosę się do reszty.

Pozdrawiam i dziękuję za rzeczową odpowiedź.


Hirschfeld

Pisałem o nim na tych łamach rok temu pt.” Nie przyznany Nobel”. Zainteresowanych odsyłam do tej lektury.


Mam wrażenie przesady

Tym niemniej trzeba aby ktoś dmuchał na zimne.

Faktem jest, że to było, świetne, bogate, ludne, niemieckie miasto na słowiańskim korzeniu.
Teraz trzeba abyśmy przywrócili mu świetność.


Świetność

Trudno zrozumieć Igłę, jak mamy przywracać świetność Wrocławia przy pomocy gloryfikacji polityki poprzedników Hitlera. Tu niczego nie trzeba przywracać, bo Wrocłąw jaki Polacy zastali w 1945 roku leżał w całości w gruzach, o czym wystawa dyskretnie milczy choć obejmuje okres do roku 2000. Ten dzisiejszy wspaniały i odbudowany Wrocław to Polacy zbudowali praktycznie od nowa. Dziś o tym nikt nie chce pamiętać. Igło przeczytaj ten fragmenbnt o czarodziejskiej różyczce, który jest na samym początku tekstu. Zgadzam się z wrażeniem przesady, które również odczułem po zwiedzeniu tej wystawy i zapoznaniu się z jej katalogiem. Klimat tej przesady starałem się odnotować w tekście. Cieszę się, że ktoś to wreszcie zauważył, bo wszycy mówią co tam, niech sobie pokazują co chcą, to kiedyś było ich miasto. Kiedyś, to nie dziś, a wystawa jest dziś, a nie kiedyś. Chodzi mi właśnie o jakiś umiar w tym wszystkim.


Historia i muzeum to sprzeczność

Organizatorom wystawy zabrakło wiedzy historycznej oraz polskiej wrażliwości, a także poczucia patriotyzmu. Prawdopodobnie studiowali oni w polskim Wrocławiu i mieszkają w tym mieście, a jednak w sposób groteskowy ukazali polski Wrocław ośmieszając przede wszystkim siebie na przykład przed turystami niemieckimi. Za pieniądze polskiego podatnika ukazują niemieckość Wrocławia, gdy przed zjednoczeniem Niemiec w muzeum eksponowana była prastara piastowskość równa polskości. Stefan Kisielewski nazwałby taką wystawę wazeliną wobec Niemiec, albo wazelinowaniem się Niemcom, znowu niestety silnym. W zakończeniu pozwolę sobie na ironię wobec herbu Wrocławia, który był herbem niemieckiego patrycjatu od XVI w. do 1938 r., a dokument herbowy w języku niemieckim jest na wystawie; otóż nie ma w nim ani jednego elementu polskiego i jak tak dalej pójdzie to współczesna, polska rada miejska zechce urzędować w języku niemieckim, przejść na luteranizm i dokooptować do swojego składu potomków niemieckiego patrycjatu aus Breslau, których bez wątpienia sprawnie wyszuka dyrektor M. Łagiewski i otrzyma kolejną wysoką nagrodę niemiecką.
P.S. Z zachowaniem wszystkich proporcji, podobna sytuacja jest w Brzegu w związku z Muzeum Piastów Śląskich.


Panie Adamie

lepiej, jak to mówią, późno niż wcale.
Bardzo dobry tekst.
Tak, zauważam tę uniżoność wobec Niemców.
Zresztą wystarczy prześledzić szlak wpompowanych pieniędzy w klikę rządzącą, a wszystko stanie bardziej oczywiste.

Pozdrawiam serdecznie


Subskrybuj zawartość