Dom Elżbiety XXVII

Gdy dojechali, zobaczyli, że na ławeczce przed szpitalem siedzi Kanusia, jakby w oczekiwaniu na nich. Gdy ich zobaczyła, jakby już nie mogła się doczekać, kiedy wysiądą z samochodu, więc wstała i zaczęła iść w ich stronę.

- Dzień dobry – Z uśmiechem powiedziała Ela wysiadając z samochodu – jak się pani czuje?

- Dobry…całkiem dobrze, ale chodźcie tu na ławkę – zwróciła się do Eli i Piotra, który właśnie zamykał samochód.

- Jasne – głos Piotra, był wesoły, nawet rozbawiony. – Widzę Kanusiu, że jesteś w formie. Uwielbiam gdy tak nas rozstawiałaś w dzieciństwie.

Kanusia spojrzała na niego poważnie.

- Tu się nie ma z czego cieszyć. A taką mam naturę – tu spojrzała jakby cieplej w stronę Elżbiety. – Muszę wam coś opowiedzieć. Jeżeli to tak daleko zaszło…- tu zamyśliła się, jakby wspominając coś – nie rozumiem, jak ten pamiętnik mógł zostać nie odnaleziony przeze mnie i panią Leokadię.

- Był w kredensie na strychu – poinformowała Ela, jakby chcąc jej wytłumaczyć, czemu go nie znalazła.

- No tak, graciarni – spojrzała na Elę – twoja babcia nie lubiła. W ogóle strychu. Mówiła, że w końcu trzeba tam zrobić porządek, ale się jakoś nigdy nie złożyło, byśmy tam czego szukały. A szkoda jak widzę. Trzeba było te graty dawno porąbać.

- Oj Kanusiu – powiedział Piotr, jego glos zdradzał lekkie rozczarowanie – lepiej chyba poznać ją, znaczy tą Mioducką. Nikt nie jest tylko zły, uwierz. My z Elą to odkryliśmy, czytając te jej wspomnienia.

- Usiądźcie – powiedziała, bo doszli do tamtej ławeczki. Oboje posłusznie usiedli – Mówicie, że nie jest tak całkiem zła, tak?

- Tak – odparli równocześnie.

- Elżbiecie się nie dziwię, ale – tu spojrzała na Piotra – tobie tak. No, ale niech wam będzie. Chcecie wiedzieć wszystko, tak?

- Było by cudnie – powiedziała Ela – zwłaszcza, że podobno bardzo ją przypominam.

- Bzdury – głos Kanusi stał się twardy, nawet nieprzyjemny.- Widziałam ten jej portret, to był portret diablicy. Te jej oczy! Tak zimnego spojrzenia i uśmiechu się nie zapomina. Ona nie miała w sobie żadnych ludzkich uczuć, wierzcie mi.

- Nie przesadzasz? – Zaoponował Piotr.

- Nie, a mam ku temu powody by tak mówić. Znam jej historię, znałyśmy ją obie z panią Karską. Dlatego chciałyśmy zniszczyć wszystko, co było z nią związane.

- Z tego co my się dowiedzieliśmy i to wprost od niej – Piotr patrzył jak na to reaguje Kanusia, która była zdenerwowana. – To, to, że ten jej mąż Gerard, traktował ją jak niewolnicę i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. Zwłaszcza, że to była jeszcze nastolatka, nami to wstrząsnęło, prawda Elżbieto? – zwrócił się w stronę Eli.

Elżbieta kiwnęła potakująco. Wpatrywała się w Kanusię, która jakby się nad czymś zastanawiała, może rozstrzygała za i przeciw, o czymś co miała im powiedzieć.

- Tak, zdeprawował ją Gerard, macie rację – zaczęła i westchnęła ciężko – tylko, że to ją nie tłumaczy z tego, co zrobiła…hm. Najlepiej zacznę od początku, dobrze?

Kiwnęli głowami, wpatrując się w Kanusię.

- Nie mam za wiele czasu, bo o czwartej zapowiedział się Robert – tu spojrzała na Elę – mój drugi syn – dodała.

-Ok.!

- No więc tak, rzeczywiście wydano ją za tego Mioduckiego, który zaszantażował jej ojca, z powodu długów. To prawda, że poniewierał nią i bił. Z tych jej francuskich czasów wiem nie wiele. Tyle, co z listów od niej do ojca. Czy pisała prawdę? Bardzo możliwe, że tak.

- A pisała, ze pastwił się nad nią fizycznie, seksualnie i psychicznie? – Zadał pytanie Piotr.

- Tak – Kanusia znów westchnęła – ja wiem, że to was wzruszyło. Fakt, została sprzedana jak worek kartofli. To dlatego jej ojciec zmarł ze zgryzoty, nie mógł sobie tego wybaczyć. Potem… ale zaraz, bo to bardzo ważne, ta jej pokojówka, podobno uratowała ją od śmierci.

- Tego jeszcze nie czytaliśmy – powiedziała Elżbieta.

- Byli w Hiszpanii, wtedy, gdy ona była w ciąży. To wtedy uratowała małą Katalonkę, którą podobno chciano utopić.

- Czemu?

- Podobno była czarownicą.

- Jak Zofii udało się ją uratować? Co na to Mioducki?

- Mioducki cieszył się, że będzie mieć potomka, Zofia stała się dla niego bardzo cenna, więc niczego jej nie potrafił odmówić w tym czasie. Zwłaszcza, że ta Hiszpanka, była podobno przepiękna, a Zofii w tym czasie nawet nie tknął.

- Sugerujesz, że chciał sobie zrobić z niej kochankę? – zapytała Elżbieta.

- Nie tylko sugeruje, ale wiem. – Nagle Kanusia przerwała patrząc w stronę parkingu.

- Coś się stało? – Zapytał Piotr.

- Nie, nic, tylko widzę, że Robert przyjechał wcześniej. Myślałam, że wam opowiem wszystko. Ale mnie starej jakoś nie sporo o pewnych rzeczach gadać. Za nim mój Robciu tu przyjdzie, ostrzegam was dzieci…nie ufajcie jej, jeśli już musicie to czytać, proszę was, nie ufajcie jej!

- Komu mamuś mają nie ufać? Mi? – Mężczyzna który do nich podszedł, był podobny do Andrzeja, ale młodszy i jakby szczuplejszy. – Cześć Piotrek – zwrócił się do Pawlickiego – A pani nie znam – uśmiechnął się ujmująco.

- To wnuczka pani Karskiej – za Elżbietę odpowiedziała Kanusia.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

No i po co Kanusia umawiała się z Robusiem tego dnia,

to ja doprawdy nie wiem….

Mnie interesuje, choć pewnie nie powinnam o to pytać: masz całą opowieść w głowie, czy tworzysz na bieżąco?


Ach Dorotko, Dorotko

Kanusi miło jest, że dzieci ją odwiedzają. Zapewne, Robcio umówił się z mamą wcześniej, niż wypłynął temat pamiętnika.

A opowieść całą wymyśliłam już dawno, tylko czasem do tego com wymyśliła dopisuję kilka innych rzeczy.

Inaczej się nie da, kiedyś próbowałam pisać opowieść, właśnie tak na bieżąco, potem zbyt skomplikowałam fabułę i…nadal tamta leży odłogiem.

Wspólny blog I & J


No, no, zawsze w najciekawszych momentach

trzeba przerwać akcję:), jak mnie to czasem wkurzało, sczzególnie jak odcinek dwuczęściowy “Z archiwum X” się jakiś kończył.

pzdr


No tak, wiem że to

niedoskonałość. Piszę na bieżąco, więc, tyle ile zdołam napisać, czyli moje myśli ubrać w słowa.

Wiem, że wkurzające, a zarazem ciekawe.

Pozdro.:D
Wspólny blog I & J


Iwono!

U mnie jest właśnie po ósmej, tylko nie tego dnia co trzeba. :)

Pozdrawiam


Jerzy

u mnie też po ósmej!!

Wiesz, zawsze już teraz będzie po wczorajszej ósmej.

Pokrętna logika?
Wiesz, jestem kobietą.

Pozdro.:D
Wspólny blog I & J


Iwono!

alga

[…]- Oj Kanusiu – powiedział Piotr, jego glos zdradzał lekkie rozczarowanie – lepiej chyba poznać ją, znaczy tą Mioducką. Nikt nie jest tylko zły, uwierz. My z Elą to odkryliśmy, czytając te jej wspomnienia.[…] – Sugerujesz, że chciał sobie zrobić z niej kochankę? – zapytała Elżbieta.[…]

W pierwszym wypadku zwykła literówka. Choć nie wydaje mi się, żeby Piotr doszedł do takiego wniosku czytając pamiętnik. Taka postawa to jest coś znacznie głębiej tkwiącego w nas.

W drugim wypadku nie bardzo mogłem się zorientować dlaczego miał robić sobie z żony kochankę. Po namyśle zorientowałem się, że kochanką stała się ta hiszpańska „czarownica”.

W jakimkolwiek miejscu przewiesz, zawsze będzie źle. :)

Pozdrawiam


Tak, już poprawiłam literówkę.

a nie z żony chciał sobie zrobić kochankę, a z tej młodej uratowanej Hiszpanki, która została pokojówką Zofii.

O widzę, żeś zauważył.

A wiesz, najlepiej pewnie by było, gdybym całą opowieść wkleiła jednorazowo…tylko kto by miał siłę to czytać?;p

A i moje motywację by się obniżyły, gdybym musiała najpierw skończyć, a potem dopiero publikować.

Pozdrawiam

Wspólny blog I & J


No way:)

nie wrzucaj całości, ja się już przyzwyczaiłem do powieści w odcinkach, zresztą nie licząc dawnego kryminału Referentowego tylko ty cus podobnego robisz na TXT na tak dużą skalę.

No i ma to swój urok.


Grześ

tak mi mów…choć nie wiem, czy Referent z takiego porównania zadowolony.

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Iwono!

Przecież napisałem, że nawet gdybyś wszystko jednorazowo wkleiła, to i tak znaleźli by się malkontenci mówiący, że mają za mało do czytania i że możesz napisać drugą część. Po prostu czyta się świetnie, więc niedosyt jest naturalną rzeczą na końcu każdego odcinka. :)

Pozdrawiam


Tak mi mówcie, razem z Grzesiem

a zacznę się zachowywać jak jaki literat.;p

Pozdrawiam.:D
Wspólny blog I & J


Iwono!

Uważaj żebyś nie została literatką.

Pozdrawiam


Jerzy

“literatka”??? o mamo droga!Literatką, to może być Gretkowska, Masłowska i inne.

Ja najwyżej literatem.

Wspólny blog I & J


Iwono!

Przeca nie uwierze żeś chłop!

:)


Iwono!

To Ty chyba feministką jakąś jesteś! A fuj!

:D


Wiesz, gdybym była feministką

to bym hołdowała własnie tym końcówkom żeńskim.

Ja jestem wojującą MULIERYSTKĄ!

Pozdrawiam

Wspólny blog I & J


Końcówki żeńskie niekiedy mają sens,

niekiedy brzmią dziwnie, z literatką jest problem, że się robi dwuznacznie, bo literatka to przecież tyż szklanka do picia wódki, no:)

Acz mnie np. podoba się całkiem brzmienie słowa “socjolożka” czy “psycholożka”, aczkolwiek niektórym ono zgrzyta, le z drugiej strony język to jest materia niesłychanie żywa i jeżeli tak zacznie się mówić, to na nic nasze/wasze/moje/Algi opory:)

Ogólnie ciekawy aspekt językoznawstwa i języka to jest.


Mnie tam wszystkie żeńskie końcówki drażnią

bo jak dla mnie nazwy stają się niepoważne, jak np. Poseł – Posłanka( kojarzy mi się raczej z jakimś łóżkiem, nie posłem).

Jasne, że nic na to nie poradzę, ze wchodzą do użytku powszechnego takie odmiany.

Ale przyznaj sam, że pani dyrektor, brzmi lepiej od pani dyrektorki.

Wspólny blog I & J


Brzmi, to prawda,

do Ewy K. zawsze mówię “dzień dobry, pani dyrektor!” i trzaskam obcasami. Jakbym powiedziała dyrektorko, to gotowa by mnie zrzucić ze schodów. ;)

Moje przyjaciółki kiedyś, przy jakiejś imprezie w szkole, specjalnie sobie na plakietkach wpisały “uczeń”, żeby wkurzyć jedną nauczycielkę, nawet dosyć znaną feministkę, choć nie tak znaną, jak np. Kazia Szczuka… Ona strasznie była wyczulona na to, żeby panienki wszędzie sobie wpisywały żeńskie formy.


Pino

Też bym nie lubiła, gdyby tam na mnie mówiono. znaczy dyrektorka.

A feministki walczą o te końcówki jak o jaką niepodległość, co mnie wkurza podwójnie, bo wtryniają się wszędzie jak jakie robactwo i zatruwają nazwy własne tą niepoważną formą.

Wspólny blog I & J


Pamiętm, jak się wściekła

nauczycielka od matematyki liceum, jak kumpela z klasy powiedział do niej “profesorko”, nie “pani profesor”.
\
Więc z tymi końcówkami, jedni się ich domagają wszędzie, inni mają jakąś awersję całkowitą.

I ta różnorodność jest piękna, zakończę zgodnie z duchem mego najnowszego wpisu:)

Mówimy nie uniformizacji, nawet feministycznej, a co by nie.


Grześ

wszystkim feministkom mówimy NIE! Nie dla kaleczenia poważnych nazw.

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


E, niektórym feministkom to ja mówię tak,

taką Kazię Szczukę chętnie poznałbym np.
I se o literaturze pogadał.


Uważaj,

żebyś nie musiał do niej krzyknąć jak Łubieński w jednym z programów: “proszę mnie nie szantażować menstruacją!”


Co tam Łubieński,

ona to i zdecydowana kobieta i jednego dziennikarza (acz gupka swoją drogą) brutalnie potraktowała.

Filmik jest gdzieś na youtube.

A Łubieńskiego w duecie z nią lubiłem strasznie w “Dobrych książkach”, jak Szczukę zastąpiła Dunin, to się nudno od razu zrobiło.


To było wesołe trio,

jeszcze Bereś gadał.

Chodziło o Mellera, że go oblała piwem?

No cóż, Kazia strasznie się ciska, a przecież ładna jest, więc nie rozumiem, po co jej te różne akcje absurdalne… Żeby nie było, istnieją i sensowne feministki, ale akurat Szczuki do tej grupy zaliczyć nie potrafię. Dunin tym bardziej nie.


Nie,

http://www.youtube.com/watch?v=sRiV3E3SMCE

A sensowne feministki?
Pewnie że są:), nonsensowne też, le wiesz, każdy głupiec ma swą opowieść też.

:)

No.


A to,

kiedyś oglądałam, ale mi wyleciało z pamięci.

No cóż, chwały jej to nie przynosi, prowokacja raczej durna, ale sama wygłupiła się gorzej, za coś takiego się nie daje strzała w pysk. To już wolę Daniela siekącego szablą zdjęcia nazistów w Zachęcie ;)


To z okazji manify??

Jejku, jaka wymiana zdań o rodzimych feministkach.

Wspólny blog I & J


Manifa to dopiero nadchodzi wielkimi krokami,

nie wiem, z jakiej okazji Pino, ale mnie ostatnio naszło na czytanie o feminizmie i czytanie przedstawicielek naszego polskiego feminizmu.
Jak na razie zacząłem od Agnieszki Graff i nawet skończyłem jej książkę jedną, zamierzam się rozwijać dalej w tym kierunku:)


A ja tylko

wykorzystałam okazję, żeby napomknąć o Szczuce i Łubieńskim, ponieważ jest to jedna z moich ulubionych anegdotek. :) Jak człowiek ogląda ten odcinek DK, to można się popłakać ze śmiechu, Kazia ze śmiertelną powagą nawija o symbolice krwi miesięcznej, wyzywająco przy tym patrząc na panów Tomasza i Witolda, aż wreszcie Łubieński nie wytrzymuje tego bredzenia i krzyczy, żeby przestała go szantażować menstruacją.

normalnie Monty Python


Subskrybuj zawartość