Cios trafil w punkt. Oddech na chwilę się zatrzymal, myśli w glowie zawirowaly. Myśli nieuczesane. Czy coś w tym jest? A jest, jest. I to wcale nie anarchizm, ale normalna w takiej sytuacji próba znalezienia wyjścia z zaklętego kręgu systemu, który – co widać raczej powszechnie – nie chce się za czarta sprawdzić. (Dlaczego za czarta – chyba wiadomo, przecież anieli mają raczej dobre zamiary wobec śmiertelników).
Pierwsza uwaga moja dotyczy jednak sformułowania, iż to pewna grupa ludzi, która wygrala wybory, usiluje zdobyć wladzę nad urzędnikami, stając się niejako superurzędnikami. I tu moja wątpliwość: czy tym zdobywcom przypadkiem tylko się nie wydaje, źe mogą tę wladzę naprawdę zdobyć. Wiem, zakrawa to na elementy teorii spiskowej, ale ten system biurokracji zostal wymyślony już dawno i jest jedynie tylko unacześniany (co wcale nie oznacza, iż jest unowocześniany, jeśli już, to tylko na płaszczyźnie wyposażenia technicznego).
Zdobywcy władzy przejmując ją, tak naprawdę przejmują również i wchodzą w utarte tory systemu biurokratycznego, jaki już od dawna funkcjonuje. I chyba nie zdają sobie z tego na początku sprawy. Potem jest już za późno, co widać po wszelkich próbach przeprowadzania reform: a to konstytucja nie taka jak trzeba, a to inne ustawy, co oczywiście nie pozwala „ze względów technicznych” na uchwalenie i realizację tego, co uchwalone i zrealizowane być powinno.
Proszę spojrzeć choćby na ostatni przykład afery informacyjnej dotyczącej przekazania wieści o katastrofie prezydentowi. MON broni się opracowanymi procedurami, A rzecz dotyczy sprawy wyjątkowej i zewnętrznie bardzo tragicznej. Spróbujmy sobie wyobrazić, co się dzieje w trakcie tzw. obiegu dokumentów w bardzo ważnych dla nas sprawach gospodarczych, problemach prawnych itd. Nawet doskonala inicjatywa zostanie spowolniona i na końcu utopiona przez szarego urzędnika na odpowiednich kolejnych szczeblach. I nikt tego tak naprawde nie wie, na którym szczeblu to się stalo i kto wydal polecenie wyhamowania sprawy. Bo takie są procedury w tak dużym organizmie państwa średniej wielkości. Rozpływa się odpowiedzialność, podobnie jak coraz bardziej nieprzejrzysty staje się procedura podejmowania decyzji. I spróbujcie potem znaleźć winnego. Tego prawdziwego, ukrytego za wieloma rzędami szarych urzędników różnych szczebli. Wyajśnia to także mechanizm możliwości zaistnienia wielkich afer gospodarczych (chociaż nie tylko tych wielkich). Pozostaje wtedy tylko rozłożyć ręce i wzruszyć ramionami.
Rozumując w ten sposób wiem już, dlaczego tak naprawdę nic się w naszym kraju nie zmieni. Bo zmienić się nie może. I nie pomogą zmiany w ordynacji wyborczej, gdyż nowi, ponoć lepsi i bardziej odpowiedzialni (by nie powiedzieć – bardziej inteligentni) poslowie nie będą w stanie zmierzyć się z sukcesem z hydrą biurokracji, systemów zarządzania państwem itd. Po prostu nie maja szans. Pamiętam zresztą slowa jednego z najwyższych urzędników ministerialnych, jakie padly w odpowiedzi na pytanie podległego mu dyrektora „co zrobić z tym lub innym poleceniem ministra”. „Poczekać tydzień, dwa, i zobaczyć, kto się odezwie w tej sprawie. A potem poczekać następne kilka dni, by sprawdzić, czy ta osoba o tym jeszcze pamięta. Wtedy zorientujesz się, komu na tym zależy, i zapytasz o zdanie kogoś niezupełnie sprzyjającego osobie interweniującego. Po kilku-kilkunastu tygodniach będzie po sprawie.”
Drugą kwestią jest permanentny brak czasu na wypracowanie strategii (najpierw jednak należy zebrać dane, by wiedzieć, jak ma wyglądać ta strategia), opracowanie planu jej wprowadzenia, zebranie środków technicznych i finansowych. I wreszcie uchwalenie określonych zasad prawnych. Rządy ostatnich kilkunastu lat mają na to góra dwa do trzech miesięcy. I to dopiero po zmianach w szeregach decyzyjnych urzędników, poznaniu przez nich meandrów obiegu dokumentów, systemu podejmowania decyzji urzędniczych etc.etc. By było to możliwe, kadencja Sejmu musi trwać co najmniej 6 lat.
Przejdźmy teraz do problemu zarządzania tej wielkości organizmem państwowym. Jak widać po opisanych wyżej trudnościach, sprawa jest niemal nie do ogarnięcia. Posługując się historią rozwoju przedsiębiorstw zauważyć można, że dzieje się to metodą ewolucyjną: male organizmy lączą się w coraz większe, aż stają się niewydolne pod względem zarządzania. Wtedy dzielą się lub reorganizują, poszczególne dywizje stają się ponownie oddzielnymi firmami, zrzeszonymi tylko w korporacjach itd. W przelożeniu na język organizacji państwowości będziemy mieć do czynienia z reorganizacją mająca na celu lansowanie koncepcji samorządności, sprowadzającej kwestie decyzyjności na niższy, mniej rozlegly obszar. System bardziej efektywny i przejrzysty, bo bliższy obywatelowi.
Ale jak tu przekonać nie tyle rządzących, ale biurokratów, by oddali część przynajmniej swych kompetencji innym, będącym bliżej obywatela. To już jest pierwszy problem, i to z gatunki politycznych, chociaż względy indywidualistyczno-personalne też odgrywają ważną rolę („bo niby dlaczego mam oddawać kawalek władzy innemu, niżej stojącemu” – jeśli już, to tylko w ramach koncesji czyli lenna, bo przecież nie idei. Zresztą, co to jest idea na tym poziomie?). I co z systemem, który po prostu ubezwlasnowalnia z zalożenia każdego urzędnika, o obywatelu nie wspominając (klaniam się Panu Wyrusowi).
Firma staje się nieruchawa, gdy jej rozmiary przekraczają granicę tzw. efektywnego zarządzania. Nie da się już nią zarządzać osobiście przez szefa/właściciela. Wtedy realizacji wizji/strategii zależy od wykonawców, zastępców szefa, szybkiego systemu przekazywania decyzji, ich efektywnej realizacji. Gdy system zaczyna żyć wlasnym życiem, ogon zaczyna kręcić psemi i koniec jest już widoczny na horyzoncie.
Gdy spojrzeć na to, co dzieje się od kilkunastu lat w Europie, to widać, iż mamy do czynienia z kolejną wersją rozwoju, jaki zostal zapoczątkowany na naszym kontynencie po I wojnie światowej. Rozpad wielkich imperiów, stworzenie państw narodowych (choć niekoniecznie homogenicznych ludnościowo), następnie kolejny rozpad krajów wielonarodowościowych (Czechoslowacja, Jugoslawia).
Ten proces rozwoju samorządności nazwałbym tendencją do feudalizmu oświeconego (aczkolwiek można i należy się spierać co do poziomu tego oświecenia). Jeśli weźmiemy pod uwagę, iż Austria, Szwajcaria (w pewnej formie) i Niemcy są krajami związkowymi o sporej autonomiczności tychże, to widać, że jest niezły material porównawczy do naszych rozważań dotyczących perspektyw rozwoju walki ze wszechogarniającą hydrą biurokracji urzędniczo-politycznej na wszystkich poziomach naszego życia oraz transparentnością tzw. biznesu politycznego.
Oczywiście nie muszę przypominać, że kolejnym etapem po „zwijaniu się” czy też dzieleniu ze względów efektywnościowych wielkich firm na mniejsze, bardziej wydolne, jest czas przejmowania innych, słabszych przez silniejszych i tworzenie kolejnych wielkich organizmów.
A biurokracja pozostaje ciągle ta sama. System wygral z człowiekiem czyli stalo się dawno już to, co prorokowali pisarze sf, czyli zwycięstwo maszyny nad człowiekiem, który wprzągł ją do swej służby. Tyle, że zwycięstwo odniosly nie komputery, elektroniczne mózgi, a system, który sami wymyśleliśmy dawno, dawno temu.
komentarze
Rój
Tak się to chyba nazywa. Odpowiednio liczny rój, złożony z zupełnie głupich jednostek potrafi zbudować celowo zorganizowane mrowisko, zachowujące optimum pod każdym względem. Nadrzędnym jest nie wódz a wewnętrzna potrzeba, instynkt, który każe kumulować wysiłki pozytywne i blokować negatywne.
Von Hayek nazywa to rozproszoną mądrością. Stwierdza dalej, że społeczność zawsze osiaga swój cel. Wtedy, kiedy władza mu przeszkadza, następuje to później.
W BBNie nastąpił proces, który działania roju dowodzi. Nie zajmując się niczym, ograniczył swe koszta do minimum, rezygnując z całodobowej czujności. W ten sposób naraził swego szefa na śmieszność. Nie odebrał bowiem ważnego sygnału a odebrawszy nie przekazał. Inny urzędnik, też prezydencki, zapaławszy świętym gniewem, podniósł ośmieszający prezydenta rwetes, uruchamiając całą dyskusję w której tle znajduje się pytanie o celowość istnienia instytucji nie mającej żadnej kompetencji i grożącej jedynie blokowaniem działań rządu. Ujawnił więc też ów urzędnik proces samozniszczenia, jaki zmierza do wyeliminowania z polityki formacji przezeń reprezentowanej.
Co do walki z biurokracją zaś, to Kazimierz Wielki karał na gardle urzędnika, który na dzień drogi zbliżył się do żup solnych. Dotąd zresztą to przetrwało w taki oto sposób, że urząd górniczy otrzymuje dokument i ma dwa tygodnie na jego zatwierdzenie. Jeżeli tego nie uczyni, uznaje się, że dokument jest zatwierdzony i już. Urzędnicy za skutki odpowiadają tak, jak by rzecz zatwierdzili.
Wystarczy naśladować. Na przykład przetrzymanie na granicy kontrolowanego pojazdu ponad trzy godziny jest niemożliwe z mocy prawa. Skończyłoby to problem korków a wyeliminowało durnych urzędasów. Nie nadążając, trafialiby za bramę. Trzeba by ich było odpowiedni opłacać. Wtedy zresztą sami by się starali o likwidację głupich przepisów.
Z korupcją we wszystkich zaś urzędach można by walczyć dodatkowo wymagając aby sprawy były rozpatrywane w kolejności i bezwzględnie wywalając z roboty tych, którzy takiej zasady nie przestrzegają.
Po pewnym czasie by się okazało, że przepisy są czytelne, urzędy sprawne a korupcja tak mała jak w Danii.
Pozdrowienia.
Stary -- 27.01.2008 - 17:16Stary
Widzę, że jesteś Pan radykalnym radykałem z tych strasznych!
Podoba mi się taki radykalizm. :)
lallallla la la la ….
jacek [dot] jarecki63 [at] gmail [dot] com
Jacek Jarecki -- 27.01.2008 - 17:21Jacek Jarecki
Bo bajki też lubię.
Stary -- 27.01.2008 - 17:30Pozdrowienia.
Panie Lorenco
Pan, widzę, nadal krakowiaka w przedszkolu tańczysz.
I na dodatek w rajtuzach.
Tak sie tylko śmieję.
Igła
Igła -- 27.01.2008 - 17:51Wtedy, Panie Iglo
rajtuzów się nie nosilo. Nie te czasy. Mam gdzieś zdjęcie, ale chyba bylem ns nim w czymś w rodzaju pończoch czy cóś. Bardziej bym jednak za “cóś” optowal.
Pozdrawiam serdecznie, nawet jak sie Pan śmieje. Bo nie tylko ze mnie sie Pan śmiejesz. Cyba że do mnie. To tym bardziej:))(
Lorenzo -- 27.01.2008 - 18:01>Autor
Janusz Korwin-Mikke swój dzisiejszy wpis kończy tak:
PS. Dziś jestem nieco zmęczony (oddawałem do druku “Najwyższy CZAS!”) ale jutro zwrócę się do Państwa z drobną prośbą... A prośba na dziś: przeczytajcie Państwo tego {Lorenzo}...
A wcześniej:
Na blogu p.Jacka Jareckiego znalazłem tekst {Lorenzo} – a ponieważ nie potrafiłem odnaleźć go na blogu {Lorenzo} w Salonie24, odsyłam na ten blog; po co mam pisać po raz drugi, skoro facet dobrze napisał?
Całość tutaj
To się nazywa reklama! Brawo!
Pozdro :-)
wyrus -- 28.01.2008 - 00:14Lorenzo zadymił
Wklejam i tą notkę. Chciałeś rozpropagowania to masz!
Ukłony!
jacek [dot] jarecki63 [at] gmail [dot] com
Jacek Jarecki -- 28.01.2008 - 07:52Szanowny Wyrusie
A wszystko przez Ciebie i Nicponia (choć jego nazwisko brzmi w tym konteście całkiem zabawnie):)))
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 28.01.2008 - 10:26