Grzesiu

Grzesiu

No z jakiegoś powodu tak się czujesz. Nie wiem z jakiego, ale Ty wiesz. Ty możesz coś z tym zrobić.

Co do klęski txt… Kilka dni temu jeszcze czułam ten żal, który i w Tobie był, że tylu fajnych ludzi odeszło, że Administracja zawaliła sprawę. Dzisiaj myślę tak, że Administracja pojechała, że strach. Że nic nie zrobiła, żeby tego i owego zatrzymać, że się zagalopowała. Ale też już dzisiaj wiem, że był jeszcze jeden wątek.
Txt da sobie radę. Tak myślę.

Czy miło mi jak ktoś mnie popiera? Jasne. Zwłaszcza lubię, jak ludzie rozumieją, co chcę powiedzieć. Bardzo to jest wzmacniające widzieć, że sprzeciw wobec czegoś jest zrozumiały. Fajnie jest widzieć, że ludzie nie zmykają w krzaki tylko dlatego, że mogą się komuś narazić .
Uczciwie mówiąc jednak czegoś od ludzi oczekuję. Nie od każego, ale od niektórych. Od ważnych.

Pytasz co to znaczy. Pisząc wczoraj nie miałam na myśli wirtualnych nicków. Miałam na myśli realnych dla mnie ludzi, którzy ileś godzin ze mną przerozmawiali, którzy czegoś się o mnie dowiedzieli, którzy mogli mój głos usłyszeć, zobaczyć jak się śmieję, jak jestem ścięta bólem. Głównie Merlota. I Griszqa, w mniejszym zakresie, ale jednak.

Od takich ludzi, którzy wielokrotnie mówili do mnie dobre słowa, oczekuję elementarnej uczciwości. Elementarnej. Zapewne nakładam swoje wyobrażenia, ale nic nie poradzę. Obaj panowie mogli na mnie liczyć.

Nie rzucam, słów na wiatr, a nawet je dokładnie dobieram, żeby nie dawać czegoś, czego do dania nie mam.

Ważność? To się odbywa jakoś w kosmicznej przestrzeni. Pamiętam jak opowiadałam Borsukowi o Merlocie. Jaki to niezwykły człowiek, jak bardzo Go szanuję.
Mam w pamięci zatroskany o moje samopoczucie głos Griszqa, który zadzwonił do mnie po śmierci Michała. Jak zapewniał o swojej obecności. Potem czytam sobie na poste restante, że to właśnie Griszeq jest pierwszą osobą, która sprzeciwia się mojej tam obecności. Bo Griszeq dba przede wszystkim o miejsce.

Griszeq oczywiście nie wie, że słowa bym tam nie napisała, ale to niewiele zmienia.

Griszeq nie był dla mnie nickiem. Nie był nim Merlot.
Dlatego tak zabolało. Rozumiesz?

Co mnie kpiny?
Nic (?)

Dzisiaj już nic. Nie wiem co dzisiaj mogłoby mnie w sieci dotknąć, ale nie tracę wiary w blogerów :)

Napisałam:

“I faktycznie obrzydza mnie tchórzliwość. Że jedno jest publicznie, a drugie prywatnie. Że ludzie się przyznają po cichutku, a publicznie to już nie.”

Odpisałeś:

“Wiesz, ja tej sytuacji nie widzę w tych kategoriach.

A czy to tchórzliwość?
czasem tak, czasm obłuda, czasem co innego.”

Nie widzisz, bo nie możesz widzieć. To do mnie trafiły dwie wiadomości, a nawet trzy. Trzecia od Odysa, który się poczuł błotem obrzucony. Niemal w całości wrzucił maila do mnie u JackaKa. Zmienił jedno słowo. Do mnie napisał niegodziwość , publicznie łajdactwo . I dobra.

Nie wiem co to może być to co innego , o którym piszesz. Nie wiem, dopuszczam tego czegoś innego istnienie, ale nie łapię. Nie zgadzam się.

I zobacz, napisałam o sobie w tej Granicy, o tym jak ja to widzę. Nie napisałam, czego kilka osób się domagało, o co kamman. Bo ostatnie resztki przyzwoitości mi nie pozwoliły. Przecież gdybym napisała, to ci wszyscy, którzy po mnie pojechali, musieliby się zapaść pod ziemię ze wstydu. No przynajmniej w moich kategoriach, więc nie mówmy hop.

Moja wolność polega na tym, że mówię otwarcie. I ci, do których to miało dotrzeć, dotarło. Choć oczywiście zabrakło im odwagi, żeby to powiedzieć. Smutne? Już nie.
Kolejne doświadczenie Grzesiu. Doświadczenia to takie małe bursztyny. Trzeba zbierać.

Idziesz plażą, pochylasz się, patrzysz, wyszukujesz i jest. Podnosisz. Trzymasz w rękach.

Możesz wyrzucić, ale możesz popatrzeć.

Wziąć.

I iść dalej. Jeśli trzeba.

Albo zatrzymać się, jeśli trzeba.

To tu, to tam. Jak w życiu.

Przygoda Grzesiu, tym dla Gretchen jest życie.

Rozpisałam się... Widzę, że coś tam się tli na dnie.

I tak bywa.

Tak bywa.


Ja/Nie Ja By: tecumseh (25 komentarzy) 10 maj, 2009 - 23:25