Problem sprowadza się do paradoksu instytucji. Chrześcijaństwo, jeżeli ktoś zadał sobie trud prześledzenia historii pierwszych czterech wieków kształtowania się doktryny, przetrwało trudny czas dzięki specyficznej decentralizacji i bardzo luźnym związkom pomiędzy gminami. Hierarchia w dzisiejszym kształcie okrzepła dopiero w momencie uzyskania przez chrześcijan najpierw poczucia bezpieczeństwa, a później uzyskania przez Kościół decydującej roli politycznej w Europie. Stając się jednym z filarów władzy kościół utracił dziewictwo, bo uzyskując potężne wpływy, siłą rzeczy hierarchowie ulegli nieodzownej demoralizacji.
W czasach reformacji problem sprzeczności pomiędzy ewangelicznym przewodnictwem duchowym, a realiami wynikającymi z czynnego udziału w polityce, tlący się od wieków, zaczął niepokojąco buzować. Dzisiaj, jest nieznośnym balastem, który może w końcu katolicyzm wykoleić.
Po Oświeceniu, jakkolwiek by je oceniać, Kościół hierarchiczny tracił zwolna wpływy, a jego polityczna rola słabła. Tęsknota do czasów, gdy kapłani pełnili dla wiernych rolę duchowego przewodnika wciąż jednak określa w kościele katolickim relacje pomiędzy owieczkami i pasterzem, a nurt ten wciąż jest mocny, a nawet zdaje się przeważać. Kiedyś monopol na znajomość Pisma i jego interpretację rozciągał się także na interpretację wszelkich zjawisk zachodzących w otaczającym nas świecie. Trochę z tego zostało, zwłaszcza we wzajemnych relacjach hierarchii i wiernych. Wciąż żywy ruch kreacjonistów, któremu kościół w cichości sprzyja, sprawa In vitro czy próby interpretacji pewnych zjawisk w kosmologii, dla jednych wyglądają na próbę zawracania kijaszkiem Wisły, ale dla wielu stanowią kwestie fundamentalne. Niestety.
Mimo zmian obyczajowych i pomimo wielkich mentalnych przeobrażeń w indywidualnej i masowej świadomości, kapłan wciąż w katolickiej tradycji traktowany jako boży pośrednik i jako taki ludzkim ocenom nie powinien podlegać. Stąd instynktowny lub wyrachowany opór przed osądzaniem księży dopuszczających się przestępstw, czy choćby zwykłej nieobyczajności.
Niestety Kościół oparł swój byt na fundamencie niepodważania autorytetu kapłanów, co jest interpretowane bardzo szeroko. Problem w tym, że w takim wciąż żywym, tradycyjnym podejściu kapłan nie musi swoim przykładem osiągać pozycji, jaką miała idealna żona Cezara, natomiast tylko z samego faktu bycia sługą bożym taki status automatycznie mu się przypisuje.
Słabością Kościoła hierarchicznego jest specyficzna pętla w jaką się wpuścił. Obawa przed utratą wpływów i znaczenia każe tuszować niedostatki i słabości ludzkie księży, co naturalnie pcha kościół na drogę sprzeniewierzenia się ewangelicznym prawdom.
Dlatego lustracja, mogąca obnażyć ludzki, grzeszny a zarazem prawdziwy obraz duszpasterzy postrzegana jest jako śmiertelne zagrożenie, bo uderza w pewien niepisany, ale ustalony od wieków porządek, przez wielu postrzegany jako jeden z filarów katolicyzmu.
Schlebianie w sposób oczywisty pokoleniom schodzącym, bez oferty dla następców stawia Kościół w jednym szeregu z partiami politycznymi, które dla młodych ludzi nie mają także wiele do zaoferowania.
Bezładne to wszystko, ale o wyrozumiałość proszę dla niedostatków pióra.
Panie Sąsiedzie!
Problem sprowadza się do paradoksu instytucji. Chrześcijaństwo, jeżeli ktoś zadał sobie trud prześledzenia historii pierwszych czterech wieków kształtowania się doktryny, przetrwało trudny czas dzięki specyficznej decentralizacji i bardzo luźnym związkom pomiędzy gminami. Hierarchia w dzisiejszym kształcie okrzepła dopiero w momencie uzyskania przez chrześcijan najpierw poczucia bezpieczeństwa, a później uzyskania przez Kościół decydującej roli politycznej w Europie. Stając się jednym z filarów władzy kościół utracił dziewictwo, bo uzyskując potężne wpływy, siłą rzeczy hierarchowie ulegli nieodzownej demoralizacji.
W czasach reformacji problem sprzeczności pomiędzy ewangelicznym przewodnictwem duchowym, a realiami wynikającymi z czynnego udziału w polityce, tlący się od wieków, zaczął niepokojąco buzować. Dzisiaj, jest nieznośnym balastem, który może w końcu katolicyzm wykoleić.
Po Oświeceniu, jakkolwiek by je oceniać, Kościół hierarchiczny tracił zwolna wpływy, a jego polityczna rola słabła. Tęsknota do czasów, gdy kapłani pełnili dla wiernych rolę duchowego przewodnika wciąż jednak określa w kościele katolickim relacje pomiędzy owieczkami i pasterzem, a nurt ten wciąż jest mocny, a nawet zdaje się przeważać. Kiedyś monopol na znajomość Pisma i jego interpretację rozciągał się także na interpretację wszelkich zjawisk zachodzących w otaczającym nas świecie. Trochę z tego zostało, zwłaszcza we wzajemnych relacjach hierarchii i wiernych. Wciąż żywy ruch kreacjonistów, któremu kościół w cichości sprzyja, sprawa In vitro czy próby interpretacji pewnych zjawisk w kosmologii, dla jednych wyglądają na próbę zawracania kijaszkiem Wisły, ale dla wielu stanowią kwestie fundamentalne. Niestety.
Mimo zmian obyczajowych i pomimo wielkich mentalnych przeobrażeń w indywidualnej i masowej świadomości, kapłan wciąż w katolickiej tradycji traktowany jako boży pośrednik i jako taki ludzkim ocenom nie powinien podlegać. Stąd instynktowny lub wyrachowany opór przed osądzaniem księży dopuszczających się przestępstw, czy choćby zwykłej nieobyczajności.
Niestety Kościół oparł swój byt na fundamencie niepodważania autorytetu kapłanów, co jest interpretowane bardzo szeroko. Problem w tym, że w takim wciąż żywym, tradycyjnym podejściu kapłan nie musi swoim przykładem osiągać pozycji, jaką miała idealna żona Cezara, natomiast tylko z samego faktu bycia sługą bożym taki status automatycznie mu się przypisuje.
Słabością Kościoła hierarchicznego jest specyficzna pętla w jaką się wpuścił. Obawa przed utratą wpływów i znaczenia każe tuszować niedostatki i słabości ludzkie księży, co naturalnie pcha kościół na drogę sprzeniewierzenia się ewangelicznym prawdom.
Dlatego lustracja, mogąca obnażyć ludzki, grzeszny a zarazem prawdziwy obraz duszpasterzy postrzegana jest jako śmiertelne zagrożenie, bo uderza w pewien niepisany, ale ustalony od wieków porządek, przez wielu postrzegany jako jeden z filarów katolicyzmu.
Schlebianie w sposób oczywisty pokoleniom schodzącym, bez oferty dla następców stawia Kościół w jednym szeregu z partiami politycznymi, które dla młodych ludzi nie mają także wiele do zaoferowania.
Bezładne to wszystko, ale o wyrozumiałość proszę dla niedostatków pióra.
tarantula
tarantula -- 13.03.2009 - 20:29