Moje poglądy polityczne dotyczące Polski nie są ważne, ale ekspertem PiS nie jestem, nie byłem i nie zamierzam być, nawet gdyby mi to proponowano.
Drogi Panie, zbyt emocjonalnie traktuje Pan sprawę i stąd ta egzaltacja – jak mniemam. Teheran jest za daleko, żeby mieć istotny wpływ na rozwiązanie problemu izraelsko-palestyńskiego. Nigdzie nie neguję faktu sponsorowania Hezbollahu przez Iran i Syrię i wspierania przez te państwa Hamasu (choć w dużo mniejszych rozmiarach z oczywistych względów de facto odcięcia Strefy Gazy od świata).
Producenci ropy liczą na niepokoje w regionie – tego nie neguję. Także Rosja bardzo liczy na niepokój w regionie, stąd uparte wspieranie Iranu. Pisałem zresztą niegdyś, że liczenie na Moskwę w kwestii “problemu irańskiego” to ułuda, gdyż Kremlowi zależy na czymś zupełnie odwrotnym niż Waszyngtonowi i Europie. Także tutaj nie ma między nami sporu.
Co ma zrobić Izrael? Bardzo proste, jasne i – co więcej – znane od lat: wycofanie się do granic sprzed wojny z 1967 roku, likwidacja osiedli na Zachodnim Brzegu, zapewne podział Jerozolimy, “prawo do powrotu” w postaci symbolicznych odszkodowań za de facto brak tego prawa – tutaj rozumiem obawy Izraela związane z demografią, a ze spraw bardziej bieżących na pewno odblokowanie Strefy Gazy. Jednak, co najważniejsze, wznowienie prawdziwego i konstruktywnego dialogu. Szczera rozmowa i wymiana argumentów, zamiast działań pozorowanych (i to po obu stronach, choć zaznaczam, że to Izrael – jako silniejszy, musi poczynić pierwszy krok).
Warto rozwiązać także problem syryjski. Była dobra propozycja wycofania się ze Wzgórz Golan i stworzenie tam rezerwatu przyrody (czy czegoś w tym stylu), a więc demilitaryzacja tego obszaru i oddanie go pod jurysdykcję Syrii.
Te kroki pozwoliłyby na nawiązanie normalnych stosunków z większością (może wszystkimi) krajami arabskimi i w znaczący sposób zmniejszyło napięcie w regionie.
Przypomnę Panu, że porozumienie z Palestyńczykami i Syrią było praktycznie gotowe w roku 2000 i 2001, ale ówczesny premier, a obecny minister obrony, Ehud Barak zerwał rozmowy i wszystko zostało po staremu. Potem mieliśmy festiwal negacji rzeczywistości i stawianie kolejnych zaporowych warunków i odmawianie poważnych rozmów. Wszystko przy bierności bądź aplauzie Waszyngtonu, który stał się wyłącznie adwokatem Izraela i zmonopolizował amerykańską politykę na tym wycinku, a także wywierał ogromny wpływ na całą politykę bliskowschodnią Stanów Zjednoczonych.
ZS
Moje poglądy polityczne dotyczące Polski nie są ważne, ale ekspertem PiS nie jestem, nie byłem i nie zamierzam być, nawet gdyby mi to proponowano.
Drogi Panie, zbyt emocjonalnie traktuje Pan sprawę i stąd ta egzaltacja – jak mniemam. Teheran jest za daleko, żeby mieć istotny wpływ na rozwiązanie problemu izraelsko-palestyńskiego. Nigdzie nie neguję faktu sponsorowania Hezbollahu przez Iran i Syrię i wspierania przez te państwa Hamasu (choć w dużo mniejszych rozmiarach z oczywistych względów de facto odcięcia Strefy Gazy od świata).
Producenci ropy liczą na niepokoje w regionie – tego nie neguję. Także Rosja bardzo liczy na niepokój w regionie, stąd uparte wspieranie Iranu. Pisałem zresztą niegdyś, że liczenie na Moskwę w kwestii “problemu irańskiego” to ułuda, gdyż Kremlowi zależy na czymś zupełnie odwrotnym niż Waszyngtonowi i Europie. Także tutaj nie ma między nami sporu.
Co ma zrobić Izrael? Bardzo proste, jasne i – co więcej – znane od lat: wycofanie się do granic sprzed wojny z 1967 roku, likwidacja osiedli na Zachodnim Brzegu, zapewne podział Jerozolimy, “prawo do powrotu” w postaci symbolicznych odszkodowań za de facto brak tego prawa – tutaj rozumiem obawy Izraela związane z demografią, a ze spraw bardziej bieżących na pewno odblokowanie Strefy Gazy. Jednak, co najważniejsze, wznowienie prawdziwego i konstruktywnego dialogu. Szczera rozmowa i wymiana argumentów, zamiast działań pozorowanych (i to po obu stronach, choć zaznaczam, że to Izrael – jako silniejszy, musi poczynić pierwszy krok).
Warto rozwiązać także problem syryjski. Była dobra propozycja wycofania się ze Wzgórz Golan i stworzenie tam rezerwatu przyrody (czy czegoś w tym stylu), a więc demilitaryzacja tego obszaru i oddanie go pod jurysdykcję Syrii.
Te kroki pozwoliłyby na nawiązanie normalnych stosunków z większością (może wszystkimi) krajami arabskimi i w znaczący sposób zmniejszyło napięcie w regionie.
Przypomnę Panu, że porozumienie z Palestyńczykami i Syrią było praktycznie gotowe w roku 2000 i 2001, ale ówczesny premier, a obecny minister obrony, Ehud Barak zerwał rozmowy i wszystko zostało po staremu. Potem mieliśmy festiwal negacji rzeczywistości i stawianie kolejnych zaporowych warunków i odmawianie poważnych rozmów. Wszystko przy bierności bądź aplauzie Waszyngtonu, który stał się wyłącznie adwokatem Izraela i zmonopolizował amerykańską politykę na tym wycinku, a także wywierał ogromny wpływ na całą politykę bliskowschodnią Stanów Zjednoczonych.
pozdrawiam serdecznie,
Piotr Wołejko -- 26.01.2009 - 11:53