Nie będę skrywał, że porusza Pan wątki bardzo dla mnie ciekawe. Mam nadzieję, że będziemy jeszcze mieć wiele okazji, żeby je rozwijać.
Tym razem, pozwoli Pan, że skupię się na jednym. Może dwóch.
Już poprzedni wspomniałem o dwóch pierwiastkach – społecznym i kreacyjnym. Mam wrażenie, że są to dwa główne motory skłaniające nas do twórczości blogerskiej.
Ten pierwszy jest ciekawszy socjologicznie, bo w istocie stanowi przejaw nowego rodzaju więzi społecznej. Ale o tym kiedy indziej, może…
Pierwiastek kreacyjny, czy może ekspresyjny (waham się jeszcze) prowadzi nas do prób kreowania narrativum, owej nadrzeczywistości, o której Pan wspomina. Dla jednych bliższe jest to dawnego dziennikarstwa, dla innych – beletrystyki.
Ja przekonałem się, że ten drugi kierunek jest mi bliższy. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że wolę zadawać pytania niż udzielać odpowiedzi, choć to może jednak zbyt wielkie uproszczenie.
I jeszcze kwestia manipulacji.
Każda ekspresja, która choćby bierze pod uwagę, że zostanie odebrana, jest manipulacją. Manipulacją wizerunkiem autora, to pewne, ale też manipulowaniem reakcjami odbiorców.
Nie ma doskonałych manipulatorów w wystarczająco złożonej rzeczywistości społecznej. Ale są tacy, którzy są mniej lub bardziej świadomi swojego społecznego oddziaływania.
Ja jestem dość świadomy. Powiedzmy, że to mój bagaż, z którym tu przyszedłem. Można by nawet powiedzieć paradoksalnie, że mam rzadką okazję empirycznego weryfikowania swojej wiedzy w tym zakresie. Potwierdzania i, bardzo często, falsyfikowania.
Tylko problem jest z samym słowem. Manipulacja brzmi fatalnie. Wpływ społeczny jest lepszy.
Oczywiście, koniec końców, sprowadza się to do tego, że każdy autor, kreator takiego czy innego narrativum, chce się spodobać. Chce być odbierany, jako podmiot wzorcotwórczy.
To z kolei prowadzi do niebezpieczeństwa zatarcia się granicy miedzy dwoma, zasadniczo odrębnymi podmiotami. Tym, który funkcjonuje społecznie, także w blogosferze (jakże ja nie lubię tego nadętego słowa) i tego, który stwarza nadrzeczywistość.
Ale, pozwoli Pan, że spróbuję skonkludować te chaotyczne uwagi, koniec końców ma to skutki dobroczynne. Napięcie między tymi dwoma podmiotami, nieporozumienia i konflikty prowadzą do rozwoju formy i kreowania doskonalszego narrativum.
Panie Lorenzo,
Nie będę skrywał, że porusza Pan wątki bardzo dla mnie ciekawe. Mam nadzieję, że będziemy jeszcze mieć wiele okazji, żeby je rozwijać.
Tym razem, pozwoli Pan, że skupię się na jednym. Może dwóch.
Już poprzedni wspomniałem o dwóch pierwiastkach – społecznym i kreacyjnym. Mam wrażenie, że są to dwa główne motory skłaniające nas do twórczości blogerskiej.
Ten pierwszy jest ciekawszy socjologicznie, bo w istocie stanowi przejaw nowego rodzaju więzi społecznej. Ale o tym kiedy indziej, może…
Pierwiastek kreacyjny, czy może ekspresyjny (waham się jeszcze) prowadzi nas do prób kreowania narrativum, owej nadrzeczywistości, o której Pan wspomina. Dla jednych bliższe jest to dawnego dziennikarstwa, dla innych – beletrystyki.
Ja przekonałem się, że ten drugi kierunek jest mi bliższy. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że wolę zadawać pytania niż udzielać odpowiedzi, choć to może jednak zbyt wielkie uproszczenie.
I jeszcze kwestia manipulacji.
Każda ekspresja, która choćby bierze pod uwagę, że zostanie odebrana, jest manipulacją. Manipulacją wizerunkiem autora, to pewne, ale też manipulowaniem reakcjami odbiorców.
Nie ma doskonałych manipulatorów w wystarczająco złożonej rzeczywistości społecznej. Ale są tacy, którzy są mniej lub bardziej świadomi swojego społecznego oddziaływania.
Ja jestem dość świadomy. Powiedzmy, że to mój bagaż, z którym tu przyszedłem. Można by nawet powiedzieć paradoksalnie, że mam rzadką okazję empirycznego weryfikowania swojej wiedzy w tym zakresie. Potwierdzania i, bardzo często, falsyfikowania.
Tylko problem jest z samym słowem. Manipulacja brzmi fatalnie. Wpływ społeczny jest lepszy.
Oczywiście, koniec końców, sprowadza się to do tego, że każdy autor, kreator takiego czy innego narrativum, chce się spodobać. Chce być odbierany, jako podmiot wzorcotwórczy.
To z kolei prowadzi do niebezpieczeństwa zatarcia się granicy miedzy dwoma, zasadniczo odrębnymi podmiotami. Tym, który funkcjonuje społecznie, także w blogosferze (jakże ja nie lubię tego nadętego słowa) i tego, który stwarza nadrzeczywistość.
Ale, pozwoli Pan, że spróbuję skonkludować te chaotyczne uwagi, koniec końców ma to skutki dobroczynne. Napięcie między tymi dwoma podmiotami, nieporozumienia i konflikty prowadzą do rozwoju formy i kreowania doskonalszego narrativum.
Co wcale nie znaczy, że przez tego samego autora.
Pozdrawiam jak najserdeczniej
yayco -- 29.10.2008 - 13:38