Opowiatkę o perypetiach szpitalno – camelowych przeczytałem niejako jak kolejny rozdział książki. Bo tak się to czyta. Książki sie nie komentuje z zasady. Ale dobrze, że komentarze się pojawiają, bo rozwija Pan wątki.
Prawdę mówiąć, cała historia wraz z komentarzami tematycznymi mnie szczerze rozbawiła, acz przy okazji uświadomiła, że nie bardzo potrafię ogarnąć klimat otoczenia. Zeby nie przedłużąc wyłuszcze w prosty sposób: “niewarszawiacy” tych drobnych wrzutek prasko/grochowsko/służewskich nie łapią. To, co dla Pana oczywiste, jest dla mnie i myśle także dla innych czytelników – dość mgliste. A mam wrazenie, że pewne “klimatyczne” kwestie mają znaczenie fundamentalne w takich dość prywatnych opowieściach.
Kiedyś prosiłem, aby może Pan coś o tym swoim Grochowie napisał. Oczami Warszawiaka. Bo te Pańskie historie nie sa opowiastkami oderwanymi od miejsca, w którym się wydarzają. Bez wczucia się w miejsce, tracą prawdopodobnie połowę przekazu.
Panie Yayco
Opowiatkę o perypetiach szpitalno – camelowych przeczytałem niejako jak kolejny rozdział książki. Bo tak się to czyta. Książki sie nie komentuje z zasady. Ale dobrze, że komentarze się pojawiają, bo rozwija Pan wątki.
Prawdę mówiąć, cała historia wraz z komentarzami tematycznymi mnie szczerze rozbawiła, acz przy okazji uświadomiła, że nie bardzo potrafię ogarnąć klimat otoczenia. Zeby nie przedłużąc wyłuszcze w prosty sposób: “niewarszawiacy” tych drobnych wrzutek prasko/grochowsko/służewskich nie łapią. To, co dla Pana oczywiste, jest dla mnie i myśle także dla innych czytelników – dość mgliste. A mam wrazenie, że pewne “klimatyczne” kwestie mają znaczenie fundamentalne w takich dość prywatnych opowieściach.
Kiedyś prosiłem, aby może Pan coś o tym swoim Grochowie napisał. Oczami Warszawiaka. Bo te Pańskie historie nie sa opowiastkami oderwanymi od miejsca, w którym się wydarzają. Bez wczucia się w miejsce, tracą prawdopodobnie połowę przekazu.
Mam nadzieję, ze nie namieszalem…
Griszeq -- 29.10.2008 - 10:28