Ja mam inaczej. Kiedy książka jest dobra, to akceptuję swoją nieznajomość realiów. Ale kiedy mi się zdarzy takie miejsce odwiedzić, to widzę to inaczej.
Kiedyś wpadł mi w ręce album fotograficzny zatytułowany bodaj (nie pamiętam dokładnie) Los Angeles Raymonda Chandlera. Potem jeszcze raz przeczytałem wszystkie jego książki. I też mi się spodobały.
Potem obejrzałem sobie Los Angeles współczesne. I kiedy czytam Connellego, to cieszę się jak dziecko, kiedy przypominam sobie miejsca, w których dzieje sę akcja.
A Warszawa, tak naprawdę nie zdołała odtworzyć swojej tkanki społecznej. Resztki przetrwały, ale się nie zrosły. Tak to odbieram.
Ja zresztą też nie jestem nadmiernie uwiązany miejscami. Moje miejsce to bardziej Krakowskie Przedmieście, niż Grochów.
Ale konteksty praskie są zabawniejsze. Jako konteksty.
Panie Griszqu,
ale to akurat był dobry przykład.
Ja mam inaczej. Kiedy książka jest dobra, to akceptuję swoją nieznajomość realiów. Ale kiedy mi się zdarzy takie miejsce odwiedzić, to widzę to inaczej.
Kiedyś wpadł mi w ręce album fotograficzny zatytułowany bodaj (nie pamiętam dokładnie) Los Angeles Raymonda Chandlera. Potem jeszcze raz przeczytałem wszystkie jego książki. I też mi się spodobały.
Potem obejrzałem sobie Los Angeles współczesne. I kiedy czytam Connellego, to cieszę się jak dziecko, kiedy przypominam sobie miejsca, w których dzieje sę akcja.
A Warszawa, tak naprawdę nie zdołała odtworzyć swojej tkanki społecznej. Resztki przetrwały, ale się nie zrosły. Tak to odbieram.
Ja zresztą też nie jestem nadmiernie uwiązany miejscami. Moje miejsce to bardziej Krakowskie Przedmieście, niż Grochów.
Ale konteksty praskie są zabawniejsze. Jako konteksty.
Pozdrawiam szczerze
yayco -- 29.10.2008 - 12:18