"Przypomnijmy o Rotmistrzu" - z Tekstowiskiem?

Fundacja Paradis Judaeorum prowadzi akcję na rzecz przywrócenia powszechnej świadomości postaci rotmistrza Witolda Pileckiego. Do inicjatywy zaproszeni są wszyscy ludzie dobrej woli.

Akcja pod hasłem “Przypomnijmy o Rotmistrzu” cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Vide np.:

http://www.polskieradio.pl/krajiswiat/wiadomoscikraj/artykul35007.html

oraz:

http://mementomori.salon24.pl/

Zobacz także:

http://michaltyrpa.blogspot.com/

Właścicieli, Autorów i Komentatorów tego portalu chciałbym zapytać, czy inicjatywa “Przypomnijmy o Rotmistrzu” zasługuje również na ‘instytucjonalne’ poparcie ze strony Tekstowiska.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Rotmistrz na to zasługuje

Zamiast linek daj jakiś tekst.

Igła


komentarz

+

Kłaniam się zielono


Jesli chodzi o mnie

Z chęcią, jeśli:

przygotuje Pan materiały, które pokaże tu, w TXT.

Chodzi mi o życiorys bohatera, jego drogę zawodową, etos i jak się tworzył, wpływ na ówczesnych i potomnych, spuścizna bohatera.

Okraszone zdjęciami, skanami dokumentów.

Rozumie Pan, PR.

Powiem Panu coś na ucho- jeśli Panu to coś pomoże, to moglibyśmy porozmawiać o napisaniu scenariusza filmowego.

No, ja jakiś konkret zapodałem.

I`m sexy motherfucker!


Panie Michale

Tylko dopiszę się do Przedmówców. Jasne, że sprawa zasługuje na promowanie na TXT. Natomiast żeby to było skuteczne, to nie może Pan się ograniczyć do podania zewnętrznych linków, gdyż wtedy skutek jest taki, że w efekcie promujemy linki (lub ogłoszenia) zamiast samej sprawy. A przecież nie taka jest wspólna intencja, jeśli dobrze rozumiem? Prosimy o materiały jakieś tutaj, na TXT. Nie każdy wchodzący na TXT pójdzie za linkiem, ale jak już przyjdzie i tutaj będzie mógł więcej poczytać, to skraca Pan drogę do odbiorcy i zwiększa skuteczność inicjatywy.

Pozdrawiam.


Kto wytrwa do końca

„Uważałam, że ci, którzy rozumieją, iż to jest krzyż Chrystusowy, w imię reszty winni wziąć go na siebie” – św. Teresa Benedykta od Krzyża – Edyta Stein- zginęła w komorze gazowej w Auschwitz 9 sierpnia 1942

Rotmistrz Witold Pilecki – bohater, patriota, męczennik. Kawalerzysta, żołnierz wojny polsko-bolszewickiej i wojny obronnej 1939. Ochotnik do Auschwitz. W obozie nosił nr 4859 i przebywał pod nazwiskiem Tomasza Serafińskiego. Twórca konspiracyjnego „Związku Organizacji Wojskowej” w Konzentrazionslager Auschwitz. Po ucieczce żołnierz Powstania Warszawskiego. Po wojnie zamordowany przez sowieckich kolaborantów.

Jego „Raport Witolda” z 1945 r. po roku 1989 nie znalazł się liście lektur obowiązkowych dla uczniów polskich szkół średnich. Dokument, który od dawna powinien być dostępny w językach obcych; źródło, które powinno być znane wszystkim politykom i reformatorom Unii Europejskiej; świadectwo, które winno wejść do kanonu lektur także w niemieckich, izraelskich, amerykańskich szkołach, jest dziś powszechnie n i e z n a n e nawet w Polsce…

Jeśli nie chcemy obudzić się w świecie rządzonym przez barbarzyńców, zechciejmy pomedytować nad losami ś.p. Rotmistrza i innych, przywołanych w jego raporcie osób. Przyjrzyjmy się tym, którzy w miejscu nazwanym Anus Mundi dali świadectwo prawdziwej miłości. I tym, którzy stali się narzędziami zła.

***

Przedstawiam wybór cytatów z relacji Rotmistrza oraz komentarzy i nielicznych innych źródeł.

Powitanie w Auschwitz

„Zaczynało się od pytania rzuconego przez pasiastego człeka z drągiem: „Was bist du von zivil?” Odpowiedź: ksiądz, sędzia, adwokat wówczas powodowała bicie i śmierć. Przede mną w piątce stał jakiś kolega, który na to pytanie, rzucone mu z równoczesnym ujęciem go garścią za ubranie pod gardłem, odpowiedział: „Richter”. Fatalny pomysł! Po chwili był na ziemi bity i kopany. Więc wykańczano specjalnie inteligencję. Po tym spostrzeżeniu zmieniłem nieco zdanie. To nie obłąkańcy, to jakieś potworne narzędzie do wymordowania Polaków, rozpoczynające swe dzieło od inteligencji.”

Gerhard Palitzsch – żołnierz

Rudolf Höss tak opisywał Gerharda Palitzscha: “Obojętny i opanowany, bez pośpiechu i z nieporuszoną twarzą wykonywał swoje okropne dzieło. W czasie jego służby przy komorach gazowych miał zawsze nieruchomą twarz. Był prawdopodobnie tak zahartowany psychicznie, iż mógł bez przerwy zabijać, o niczym nie myśląc (...) Szedł on dosłownie po trupach, by zaspokoić swoją żądzę władzy”.

„Specjalną radość miały władze lagru, gdy zbierały większą grupę Polaków do rozstrzelania w dnie, które kiedyś były obchodzone jako święta narodowe, tam w Polsce, na ziemi. Z reguły mieliśmy większą „rozwałkę” w dniach 3 maja i 11 listopada”

„Pewnie z oddali można powiedzieć, że to był tylko fragment polskiego cierpienia. (…) Nieraz między sobą w dniu, gdy była rozwałka, omawialiśmy wieczorem, kto jak umierał – czy szedł odważnie, czy lękał się śmierci. Koledzy zamordowani 28 października 1942 roku wiedzieli o tym, co ich czeka. Na bloku 3 powiedziano im, że będą rozstrzelani; rzucali kartki kolegom, co mieli jeszcze żyć z prośbą o przekazanie rodzinom. Postanowili umrzeć „na wesoło”, żeby wieczorem o nich dobrze mówiono. Niech mi kto powie, że my, Polacy, tego nie potrafimy… Ci, co widzieli ten obrazek, mówili, że nigdy go nie zapomną.(…), szli kolumną w piątkach, głowy spokojnie nieśli wysoko, miejscami – uśmiechnięte twarze. Szli bez eskorty. Za nimi Palitzsch z karabinkiem na pasie i Bruno; obaj, paląc papierosy, rozmawiali o sprawach obojętnych. Wystarczyło, by ostatnia piątka zrobiła w tył zwrot, a tych dwóch oprawców przestałoby istnieć. Czemuż szli więc? Lękali się o siebie? Czegóż mieli się lękać w takiej chwili, gdy i tak szli na śmierć? Wyglądało to już na psychozę. Lecz oni szli, bo mieli w tym swoje racje. Zapowiadane przez władze, potwierdzane przez kolegów przyjeżdżających z wolności, wieści o tym, że za wybryk aresztowanego odpowiadała cała rodzina robiły swoje. Wiadomym było, że Niemcy w stosowaniu represji są bezwzględni i uśmiercają rodziny, wykazując w takich wypadkach bestialstwo, na jakie ich tylko stać. Jak wygląda bestialstwo? – któż od nas lepiej wiedział. Widzieć lub tylko wiedzieć, że matka, żona, dzieci znalazły się w takich warunkach, jak tu kobiety w Brzezince, wystarczyło do paraliżowania wszelkich chęci rzucenia się na oprawców. (…)
Przyzwyczajonym do śmierci, z którą kilka razy stykało się codziennie, łatwiejsza była myśl o śmierci własnej, niż myśl o strasznym ciosie w najdroższe nam osoby. Nawet już nie tylko ich śmierć, lecz te okropne przeżycia, zabieranie twardą, bezwzględną ręką ukochanych istot z tego świata, złamanie ich psychiki i wtrącenie w świat inny, w świat piekła, do którego nie wszyscy łatwo przechodzą... Myśl, że stara matka czy ojciec ostatkiem sił brnie gdzieś po błocie, szturchani i bici kolbą z przyczyn syna… Lub, że dzieci idą na śmierć do gazu z powodu swego ojca, było o wiele ciężej, niż myśleć o własnej śmierci. A nawet jeśli był taki, dla którego był to poziom zbyt wysoki, to jednak szedł wiedziony przykładem innych. „Wstydził się „ – to za słabe słowo; nie mógł wyłamać się z kolumny o pięknej postawie, tak hardo na śmierć idącej! Więc szli… Koło kantyny (…) kolumna, jakby się zatrzymała, zawahała, omal, że nie poszła prosto. Lecz był to jeden, krótki moment, skręciła pod kątem prostym w lewo i poszła już na bramę bloku 11 wprost w paszczę śmierci.

„Dziewczętom kazał się Palitzsch rozbierać i biegać w koło po zamkniętym dziedzińcu. Stojąc w środku, wybierał długo, po czym mierzył, strzelał, zabijał – kolejno wszystkie. Żadna nie wiedziała, która zginie zaraz, a która jeszcze pożyje chwilę, czy też może znowu wezmą na badania… On zaprawiał się w celnym mierzeniu i strzelaniu. (…) Innym razem widziano z 12 bloku przywiezioną jakąś rodzinę, stojącą na dziedzińcu przed „ścianą płaczu”. Palitzsch strzelił najpierw w ojca rodziny i zabił go na oczach żony i dwojga dzieci. Po chwili zabił małą dziewczynkę, trzymającą się kurczowo ręki bladej matki. Później wyrwał matce malutkie dziecko, które nieszczęśliwa kobieta tuliła mocno do piersi. Chwycił za nogi – rozbił główkę o ścianę. Wreszcie zabił matkę wpółprzytomną z bólu.”

„19 marca 1942 roku przywieźli 120 kobiet, Polek. Uśmiechały się do więźniów, którzy wchodzili w kolumnach do obozu. Po dochodzeniu, a może specjalnym jakimś katowaniu, czego nikt stwierdzić nie mógł, pod wieczór tegoż dnia, wywieziono w wozach do krematorium porżnięte na kawałki niektóre ciała z poobcinanymi głowami, rękami, piersiami, okaleczone trupy.”

„Idąc z garbarni, w pięciu setkach, zaraz po Nowym Roku, byłem świadkiem, jak przed krematorium (stare krematorium na węgiel, zbudowane tuż przy obozie) stała grupka kobiet i mężczyzn. Było ich razem kilkanaście osób, młodych i starych. Stali przed krematorium jak stado krów przed rzeźnią. Wiedzieli, po co tu przyjechali. Wśród nich stał chłopak mający może 10 lat i szukał kogoś wzrokiem wśród przechodzących naszych setek; może ojca, może brata… Podchodząc do tej grupki człowiek lękał się ujrzeć w oczach tych kobiet i dzieci – pogardy. My – pięć setek silnych i zdrowych mężczyzn, nie reagujących na to że oni zaraz pójdą na śmierć. Człowiek wewnętrznie się burzył i skręcał w sobie. Lecz nie; przechodząc, z ulgą stwierdzaliśmy, że w oczach ich tkwiła tylko pogarda dla śmierci. (…)oczy tego małego chłopca, patrzące na nas, szukające kogoś długo mi w nocy nie dawały spokoju.”

Josef Klehr i Mieczysław Pańszczyk – sanitariusze

Teraz cicho i spokojnie, rozebrani do naga więźniowie, numery, zapisane w HKB przez niemieckiego lekarza z SS, stali na korytarzu boku (…) i czekali cierpliwie na swoją kolej. Wchodzili pojedynczo za kotarę do łaźni, gdzie sadzano ich na krześle. Dwóch oprawców wychylało im ramiona do tyłu, wypinając klatkę piersiową naprzód i Klehr robił zastrzyk fenolu długą igłą wprost w serce. (…) Klehr mordował igłą z ogromnym zapałem, obłędnym wzrokiem i sadystycznym uśmiechem, stawiając kreskę na ścianie po każdym zabójstwie ofiary. Za moich czasów doprowadził listę zabitych przez siebie do czternastu tysięcy i chwalił się tym codziennie z ogromnym zadowoleniem, jak myśliwy opowiadający o swoich trofeach po polowaniu.

Trochę mniej, bo koło czterech tysięcy więźniów wykończył z wielką hańbą dla siebie więzień Pańszczyk, zgłaszając się na ochotnika do wbijania zastrzyków w serca kolegów.” Mieczysław Pańszczyk w Auschwitz nr 607, po (prawdopodobnym przeniesieniu do KL Neuengamme zginął z rąk współwięźniów.

Klehr miał wypadek. Gdy pewnego razu po załatwieniu wszystkich z kolejki do zastrzyku wszedł jak zwykle do ubikacji, gdzie rzucano jedne na drugie konające ciała więźniów, by napawać się widokiem swego dzieła z dnia bieżącego, jeden z „trupów” ożył (widocznie była jakaś niedokładność w robocie i mało dostał fenolu), wstał i chwiejącym się krokiem, po trupach kolegów, kołysząc się jak pijany, zaczął się zbliżać do Klehra, mówiąc: „Du hast mir zu wenig gegeben – gib mir noch etwas!” Klehr zbladł, lecz nie tracąc panowania nad sobą, rzucił się na niego. Tu opadła maska pozornej kultury kata – wyciągnął pistolet i bez wystrzału, bo nie chciał robić hałasu, wykończył swą ofiarę, bijąc po głowie kolbą.”

„Z tych transportów lubelskich wybrano młodych chłopców od 10 do 14-15 lat. Wydzielono osobno, puszczono do obozu. Myśleliśmy, że się chłopcy uchowają. Lecz pewnego dnia, gdy przyszła wiadomość, że przyjeżdża jakaś komisja sprawdzająca stan obozu, żeby nie mieć kłopotu, nie tłumaczyć się przed nikim, skąd tacy młodzi więźniowie – zresztą może i z innych przyczyn – zaszpilowali tych wszystkich chłopców na bloku 20 fenolem. Wiele już widzieliśmy gór trupów w obozie, lecz ta góra z ciałek młodocianych, około dwóch setek, działała na nas, nawet starych więźniów, niebywale mocno, przyspieszając gwałtownie uderzenia serca.”

prof. dr Carl Clauberg – lekarz

W raporcie dla Himmlera z 7 czerwca 1943 Clauberg stwierdził z dumą: „Niedaleki jest moment, kiedy będę mógł powiedzieć, że jeden lekarz z pomocą może dziesięciu asystentów, będzie w stanie przeprowadzić kilkaset, jeżeli nie tysiąc sterylizacji dziennie.”

„Przywożono jakieś instrumenty, aparaty. Potem wieczorami zjawiać się zaczęli profesorowie niemieccy, studenci. Kogoś przywozili, pracowali nad czymś nocami, odjeżdżając rano lub pozostając przez kilka dni. Spotkany raz profesor zrobił na mnie odrażające wrażenie. Miał jakieś obmierzłe oczy. Czas jakiś nic nie wiedzieliśmy o tym bloku, snuto różne przypuszczenia.
Lecz nie obeszli się bez pomocy flegerów – obozowego szpitala. Na razie chodziło o sprzątanie, potem o różną pomoc. Wzięli dwóch flegerów i trafili na obydwu z naszej organizacji. Koledzy wniknęli wreszcie do zamkniętego stale bloku 10. Przez jakiś czas nic to nam nie dawało, gdyż ich z bloku 10 nie wypuszczano. Któregoś dnia zjawił się jednak u mnie jeden z nich, 101, straszliwie zdenerwowany i mówił, że nie wytrzyma długo tam, że przechodzi to już granice jego wytrzymałości.
Przeprowadzano tam eksperymenty. Lekarze i studenci medycyny robili tam doświadczenia, mając przecież ogrom materiału ludzkiego, za który przed nikim nie ponosili żadnej odpowiedzialności. Życie tych królików doświadczalnych i tak oddane było na pastwę tych zwyrodnialców w obozie – tak czy inaczej zostaną zamordowani; wszystko jedno jak i gdzie – i tak będzie popiół.
Więc robiono najróżniejsze doświadczenia z dziedziny seksualnej. Sterylizacja kobiet i mężczyzn zabiegiem chirurgicznym. Naświetlanie narządów płciowych obu płci jakimiś promieniami, które miały likwidować zdolności rozrodcze. Przy tym następne próby wykazywały, czy wynik był pozytywny, czy nie. Stosunków płciowych nie stosowano. Było komando kilku mężczyzn, którzy dostarczać musieli nasienie, a które natychmiast wstrzykiwano kobietom. Próby wykazywały, że po kilku miesiącach kobiety poddane naświetlaniu narządów, zachodziły w ciążę znowu. Wtedy zastosowano promienie znacznie silniejsze, które spaliły organy kobiet i kilkadziesiąt kobiet zmarło w strasznych męczarniach.
Do eksperymentów używano kobiety wszystkich ras. Z Birkenau przywożono Polki, Niemki, Żydówki i ostatnio Cyganki. Z Grecji przywieziono kilkadziesiąt młodych dziewczyn, które zginęły w tych eksperymentach. Wszystkie, nawet po udanym eksperymencie, likwidowano.(…) Patrząc na te wszystkie męczarnie kolega (…) doszedł do niezwykłego u starych więźniów stanu zdenerwowania.

Otto Küsel – kryminalista

„Komanda wymaszerowywały do pracy. Część do pracy wewnątrz drutów, a część maszerowała na zewnątrz (do pracy za bramą, za ogrodzeniem). W pobliżu bramy stał kierownik obozu (Lagerführer) z grupą esesmanów przed pulpitem. Robił przegląd wychodzących komand, sprawdzał ilość z podaną w rejestrze. Tuż obok stał „Arbeitsdienst” – Otto (Niemiec, który nigdy Polaka nie uderzył). Z tytułu swego urzędu on to przydzielał do pracy poszczególnych więźniów.” Otto Küsel, niemiecki więzień kryminalny, w Auschwitz z numerem 2. Jerzy Pozimski, w Auschwitz nr 1099 w swych wspomnieniach pisał: „Otto Küsel nauczył się na skrzypcach wygrywać nasz hymn narodowy „Jeszcze Polska nie zginęła” i na złość swoim kompanom, niemieckim kapom, grał całą wigilię jedno i to samo. Każdemu przy tym powtarzał, że po wojnie zostaje w Polsce.” 29.XII.1942 wraz trzema polskimi więźniami Küsel szczęśliwie ucieka z Auschwitz. Warto przy tym zauważyć, że ucieczki więźniów, za które przez pierwszy okres niemieckie władze karały innych więźniów oraz rodziny uciekinierów, nie byłyby możliwe, gdyby nie postawa mieszkańców okolic Oświęcimia. „ludność miejscowa jest fanatycznie polska i – jak ustalono w drodze wywiadu – gotowa do każdego wystąpienia przeciwko…załodze obozowej. Każdy więzień, któremu uda się ucieczka, może liczyć na wszelką pomoc, skoro tylko dotrze do pierwszej polskiej zagrody.” – pisał już w lipcu 1940 komendant KL Auschwitz Rudolf Höss w liście do wyższego dowódcy SS i policji w Breslau Ericha von dem Bach-Zelewskiego. Otto Küsel po ucieczce został ponownie aresztowany. Przeniesiony do obozu we Flossenburgu, tam doczekał wyzwolenia. 3.V.1981 r. Prezydent Rzeczypospolitej na Emigracji odznaczył Otto Küsela Złotym Krzyżem Zasługi. Były niemiecki więzień kryminalny KL Auschwitz zmarł w bawarskiej wiosce w listopadzie 1984.

Wątpliwość antropologiczna

„Wracam do momentu, gdy znalazłem się po raz pierwszy w miasteczku w mieszkaniu esesmana. (…) Widziałem już w Oświęcimiu straszne obrazy – nic mnie nie potrafiło złamać. A tu, gdy mi nie groził żaden kij i żadne kopnięcie, poczułem jak serce nagle podeszło mi do gardła i było mi ciężko, jak nigdy dotąd… (…) Jak to – więc jest nadal świat i ludzie żyją, jak żyli? Tu domki, ogródki, kwiaty i dzieci. Radosne głosy. Zabawy. Tam piekło – mordowanie, przekreślanie wszystkiego, co ludzkie, co dobre… Tam esesman jest katem, oprawcą, tutaj – udaje człowieka. Gdzież więc jest prawda? Tam? Czy tu? W domu zakłada swe gniazdo. Przyjedzie żona, a więc i uczucie jakieś w nim mieszka. Dzwony w kościele – ludzie się modlą, kochają, rodzą, a tuż obok – katują, mordują...
Powstał we mnie wtedy jakiś bunt. Były to chwile ciężkiego zmagania. Potem przez cztery dni, chodząc do pracy (…) widziałem na przemian to piekło, to ziemię. Czułem się tak jakbym był raz po raz wpychany to do ognia, to do wody. Tak! Hartowano mnie wtedy.”

„Kwitły pięknie kasztany i jabłonie… Szczególnie w tym okresie, wiosną, najciężej się odczuwało niewolę. Gdy maszerując w kolumnie wzbijającej słupy kurzu po szarej szosie do garbarni, widziało się piękny wschód słońca, różowiejące ślicznie kwiaty w sadach i na drzewach przy szosie, lub gdy w drodze powrotnej spotykało się spacerujące młode pary, wchłaniające czar wiosny, albo kobiety spokojnie wożące w wózkach swe dzieci, wtedy rodziła się myśl, kołatająca się niespokojnie po głowie, gdzieś się zatracająca, to znów szukająca uparcie jakiegoś wyjścia lub odpowiedzi na pytanie: „Czy wszyscy jesteśmy ludźmi?” I ci przechadzający się wśród kwiatów i tamci, idący do komór gazowych? I ci, maszerujący stale koło nas z bagnetami, i my, od paru lat straceńcy?
Codziennie spotykaliśmy te same kolumny kobiet, mijaliśmy się, dążąc w różne kierunki do pracy. Znało się już z widzenia niektóre sylwetki, głowy, twarzyczki. Początkowo trzymające się dzielnie niewiasty, wkrótce zatraciły blask oczu, uśmiech buzi i rześkość ruchów. Uśmiechały się jeszcze niektóre, lecz coraz smutniej. Twarze szarzały, z oczu wyzierał niemal głód zwierzęcy – powoli stawały się „muzułmankami”. Zaczęliśmy coraz częściej dostrzegać w ich piątkach brak znajomych postaci.
Kolumny kobiet idące na wykańczanie się w pracy eskortowali też niby-ludzie ubrani w bohaterskie mundury żołnierzy niemieckich i cała sfora psów. W pracy, w polu, setkę kobiet pilnowało dwóch lub czasem jeden „bohater” z kilkoma psami.”

Więzień nr 16670

„Razu pewnego wydarzył się wypadek, że gdy wybrano młodego więźnia, z szeregu wystąpił staruszek-ksiądz i prosił komendanta obozu, by wybrał jego, a zwolnił tamtego młodego od kary. Blok skamieniał z wrażenia. Komendant się zgodził. Ksiądz-bohater poszedł na śmierć, a tamten więzień wrócił do szeregu.” 14.VII.1941 r. po dwutygodniowej męce w bunkrze śmierci, więzień nr 16670 został uśmiercony zastrzykiem fenolu przez Hansa Bocka – niemieckiego kryminalistę, w Auschwitz z numerem 5.

***

Po brawurowej ucieczce z KL Auschwitz, więzień „Tomasz Serafiński” pracował w wywiadzie Armii Krajowej, walczył w Powstaniu Warszawskim. Po tzw. „wyzwoleniu” kaci z UB zgotowali mu los, którego podsumowaniem było słynne zdanie Rotmistrza, wypowiedziane do Eleonory Ostrowskiej podczas zakończonego wyrokiem śmierci procesu: „Oświęcim to by była igraszka”

Pilecki Gibsona?

Witold Pilecki nie może się doczekać właściwego miejsca w świadomości Polaków. Nie może się doczekać szacunku ze strony tych, którzy w wolnej Polsce odpowiadają za edukację. Być może wynika to z faktu, że także dziś, w roku 2007, Witold Pilecki ma potężnych i aktywnych wrogów.

Jak zauważyła jakiś czas temu w jednym z wywiadów telewizyjnych córka ś.p. Rotmistrza, pani Zofia Pilecka-Optułowicz, być może jedną z przyczyn widocznej niechęci do wspominania świadectwa ochotniczego więźnia Auschwitz jest jego powojenna działalność, w tym również fakt, iż zbierającemu informacje na zlecenie rządu londyńskiego rtm.Pileckiemu udało się zdobyć ważne dowody na temat inspiratorów i wykonawców tzw. „pogromu kieleckiego”. Jak wiadomo, jeszcze dziś przykładem owej perfidnej hucpy z powodzeniem posługują się niektórzy specjaliści od zniesławiania Polski.

Już przed paroma laty przekonałem się, że biografia jednego z najodważniejszych ludzi wszech czasów, wileńskiego harcerza, bohatera wojny 1920, ochotnika do Auschwitz, żołnierza Powstania Warszawskiego, katowanego i zamordowanego przez tych, którzy przywłaszczyli sobie Polskę, de facto nie stanowi dobrego „materiału” dla naszych filmowców. W trakcie dyskusji panelowej podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego 2004, kilku wybitnych reżyserów wyjaśniło mi, że w sprawie filmu o Witoldzie Pileckim „nic się nie da zrobić”. W związku z tym przed paroma tygodniami anglojęzyczne dossier na temat Rotmistrza przesłałem do wytwórni Icon i Mela Gibsona. Skoro w ukochanej Ojczyźnie Witolda Pileckiego nakręcenie filmu o nim nie jest możliwe, być może twórcę „Pasji” temat ten zainteresuje…

Metamorfoza

Radując się najbardziej rodzinnymi z polskich świąt, dyskutując wszystkie nasze dzienne sprawy, zechciejmy spojrzeć dobro, za które czujemy się odpowiedzialni, z perspektywy tych, których świadectwo miało charakter ostateczny. Śledząc aktualne spory naszych polityków, spróbujmy zadumać się nad zanotowaną przez więźnia „Tomasza Serafińskiego” sceną:

„W wieczór wigilijny [1941 – przyp.MT] było przemówienie paru naszych przedstawicieli komórki politycznej. Czy Dubois mógłby na ziemi słuchać z zadowoleniem, jak przemawia Rybarski i po tym serdecznie uścisnąć mu ręce, lub odwrotnie? Jakiż to byłby kiedyś w Polsce rozrzewniający obrazek zgody i jak tam był niemożliwy. A u nas, na sali w Oświęcimiu, obaj zgodnie przemawiali. Co za metamorfoza…”

Nie zapominajmy, że również od nas w jakiejś mierze zależy, czy będziemy żyć w świecie opartym na tolerancji i równouprawnieniu takich „praw człowieka”, jak pogarda i nienawiść względem innych. Świecie, w którym ktokolwiek – żołnierz lub cywil – przekonany jest, że z racji przynależności do „rasy panów”, jemu i jego współplemieńcom wolno więcej, niż stworzonym z „odpadów bożych” „podludziom”. Także z uwagi na przyszłość rodzaju ludzkiego, świadectwo św. Maksymiliana Kolbe, św. Edyty Stein, ś.p. Witolda Pileckiego, powinno być dla nas punktem odniesienia.

Wczytując się „Raport Witolda” pamiętajmy, że źródłem siły Autora był Zmartwychwstały Chrystus. Witold Pilecki piszący w wielkim pośpiechu relację ze swego pobytu w piekle na ziemi w pewnym miejscu zauważa:

„bo stale i zawsze byłem wierzącym”

***

„8Szczepan pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu. 9Niektórzy zaś z synagogi, zwanej [synagogą] Libertynów i Cyrenejczyków, i Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji, wystąpili do rozprawy ze Szczepanem. 10Nie mogli jednak sprostać mądrości i Duchowi, z którego [natchnienia] przemawiał.” (Dz 6,8-10)

„54Gdy to usłyszeli, zawrzały gniewem ich serca i zgrzytali zębami na niego. 55A on pełen Ducha Świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Boga. 56I rzekł: „Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego, stojącego po prawicy Boga”. 57A oni podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem. 58Wyrzucili go poza miasto i kamienowali, a świadkowie złożyli swe szaty u stóp młodzieńca, zwanego Szawłem. 59Tak kamienowali Szczepana, który modlił się: „Panie Jezu, przyjmij ducha mego!” 60A gdy osunął się na kolana, zawołał głośno: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu!” Po tych słowach skonał.” (Dz 7,54-60)

„17 Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. 18 Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. 19 Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, 20 gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. 21 Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. 22 Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. (Mt 10,17-22)


Czytaj:

http://powstanie-warszawskie-1944.ac.pl/raport_witolda.htm

Adam Cyra – „Ochotnik do Auschwitz. Witold Pilecki 1901-1948”, Oświęcim 2000.

http://www.tekstowisko.com/michaltyrpa/51494/kto-wytrwa-do-konca


"Volunteer for Auschwitz"

Czy postacią Witolda Pileckiego zainteresuje się Mel Gibson? Czy polskie, amerykańskie, europejskie, żydowskie instytucje i środowiska zechcą zadbać o pamięć o Rotmistrzu?

Jak wspomniałem ostatnio, w listopadzie ub. roku przesłałem do wytwórni filmowej Icon dossier na temat rotmistrza Witolda Pileckiego. Jeśli do tej pory Mel Gibson nie słyszał o ś.p. Rotmistrzu, spodziewam się, że informacje (...) zachęcą twórcę „Braveheart” do przyjrzenia się postaci bohaterskiego Polaka. Podejrzewam, że filmowiec, któremu nieobce są pytania o fundamenty chrześcijaństwa („Pasja”), miłość ojczyzny („Patriota”) i kondycję cywilizacji chylącej się ku upadkowi („Apocalypto”); człowiek który odniósł ogromny sukces wcielając się w rolę bohaterów kina akcji (np. Riggs z „Zabójczej broni”); byłby w stanie poradzić sobie z niemożnością, jaka niweczy najlepsze nawet intencje mistrzów kina III i IV RP.

Poza tym świadectwo życia ś.p. Rotmistrza zasługuje na szersze audytorium. Jego postać powinna być rozpoznawalna nie tylko wśród nas, którzy tak wiele mu zawdzięczamy. Odwaga, honor, poświęcenie, męstwo i chrześcijańska miłość bliźniego to wartości wciąż bliskie milionom mieszkańców globalnej wioski.

Przywrócenie pamięci o dokonaniach Witolda Pileckiego powinno być także troską oficjalnych instytucji. Spodziewam się, że nie tylko Muzeum Powstania Warszawskiego, Instytut Pamięci Narodowej i Muzeum Armii Krajowej (które poinformowałem o inicjatywie), ale także Prezydent RP, ministrowie Obrony Narodowej, Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Edukacji Narodowej mogliby użyć w tej sprawie swoich wpływów. Sądzę również, że naszym sojusznikom – tym z czasów II wojny światowej, jak i tym współczesnym – oddanie czci Rotmistrzowi powinno być drogie.

Wysiłki na rzecz upamiętnienia ochotniczego więźnia Auschwitz powinni, jak sądzę, wesprzeć przedstawiciele wspólnot, które mają szczególny dług honorowy względem ś.p. Witolda Pileckiego – Izrael i środowiska żydowskie oraz Republika Federalna Niemiec.

Mam wrażenie, że stosunek do jednego z największych Bohaterów nie tylko polskiej historii stanowić będzie probierz rzeczywistych – nie tylko tych deklarowanych – wartości podstawowych Zachodu.

http://www.tekstowisko.com/michaltyrpa/51749/volunteer-for-auschwitz


Przypomnijmy o Rotmistrzu

W sześćdziesiątą rocznicę sądowego mordu na Witoldzie Pileckim mamy obowiązek przywrócenia pamięci o jego Postaci. Taka jest idea rozpoczętej niedawno akcji. Do uczestnictwa w niej zaproszeni są wszyscy ludzie dobrej woli.

Zastanawiając się nad hasłem, które w sposób najpełniejszy oddało by sens podjętych działań, wybrałem imperatywną formę czasownika „przypominać”. I nie bez przyczyny. W ciągu ostatnich lat wielokrotnie miałem okazję przekonać się, że nazwisko ś.p. Rotmistrza wielu jego rodakom nie kojarzy się z niczym. W roku 2008 zdarza się spotkać absolwenta uniwersytetu, który nigdy nie słyszał o Witoldzie Pileckim.. Bez cienia przesady można stwierdzić, że ów Bohater jest „wielkim nieobecnym” w świadomości Polaków. A przecież dokonania żołnierza wojny 1920 r., wojny obronnej 1939, twórcy podziemnej organizacji w KL Auschwitz, uczestnika Powstania Warszawskiego i ofiary komunistycznego bezprawia, stawiają Witolda Pileckiego w rzędzie największych spośród wielkich.

I to nie tylko w skali historii Polski. Wartości, których obronie poświęcił życie Rotmistrz, mają charakter uniwersalny i ponadczasowy. Przeciętny Japończyk, Turek, Hindus, Norweg, czy Amerykanin doskonale rozumie, czym jest honor, wytrwałość, odwaga, poświęcenie oraz miłość ojczyzny. U progu trzeciego tysiąclecia od narodzenia Chrystusa, zwyczajni mieszkańcy globalnej wioski coraz lepiej zdają sobie również sprawę, że deficyt owych wartości pociąga za sobą trudne do oszacowania straty. Coraz częściej uświadamiamy sobie, że znaczna część problemów, z którymi się borykamy, w jakiejś mierze wynika również z zaniku heroicznego wymiaru życia. Także z tego względu Postać uosabiająca wszystko, co najszlachetniejsze w naszej tradycji, powinna stać się trwałym punktem odniesienia dla człowieka XXI w. Żeby tak się mogło stać, wszyscy musimy się zdobyć na wysiłek anamnezy. Musimy sobie i innym przypomnieć, że był wśród nas Człowiek takiego formatu. Musimy sobie uświadomić, że biografia Witolda Pileckiego w pewnym sensie stanowi apogeum i podsumowanie wielu polskich losów. Heroicznych losów, bezimiennych często, Polek i Polaków. Przywrócenie pamięci o Rotmistrzu będzie również wyrazem hołdu wobec wszystkich zapomnianych bohaterów zmagań ze złem XX wieku. Ideały, za które oddali życie, winniśmy ocalić również ze względu na przyszłe pokolenia. Oddanie sprawiedliwości poprzednikom jest wyrazem troski także o naszych następców. Jest wyrazem troski o trwałość fundamentów polskiej i europejskiej kultury. Jest przejawem troski o fundament człowieczeństwa.

Co w praktyce oznacza hasło „Przypomnijmy o Rotmistrzu”?

Po pierwsze żywię głębokie przekonanie, że tzw. „Raport Witolda” z 1945 r. powinien stać się lekturą obowiązkową. Zarówno w szkole, jak i poza nią. Ci, którzy już zapoznali się z relacją Rotmistrza z Auschwitz wiedzą, że chociaż często samym opisom odtwarzanej rzeczywistości trudno sprostać, wnioski, do jakich dochodzi Autor, a także przesłanie jego świadectwa godne są nawet najwyższego trudu. To właśnie etyczny uniwersalizm „Raportu Witolda”, skłonił mnie do przekonania, że ów dokument powinien być znany nie tylko w Ojczyźnie Rotmistrza. „Raport Witolda” powinni czytać wszyscy. (Przy okazji raz jeszcze polecam doskonałe opracowanie Adama Cyry pt. „Ochotnik do Auschwitz”.) Dlatego też powinniśmy jak najszybciej wystarać się o przetłumaczenie „Raportu Witolda” na języki obce i jego opublikowanie w Internecie. Mam nadzieję, że wśród osób zaangażowanych w akcję znajdą się wolontariusze, którzy pomogą w dokonaniu przekładów. Być może już teraz wśród czytających są osoby, które zechciały by przetłumaczyć fragmenty cytowane w moim tekście pt, „Kto wytrwa do końca”..(?) Tyle odnośnie pierwszego z celów naszej akcji.

Po wtóre, powinniśmy postarać się o silny lobbing względem poważnej, zagranicznej wytwórni filmowej. Sądzę, że zainteresowanie tematem Mela Gibsona jest możliwe. Nakręcenie superprodukcji na podstawie nieprawdopodobnych, a przy tym autentycznych (sic!) losów polskiego Bohatera, jest przecież „skazane” na sukces. Również w wymiarze ekonomicznym. Projekt, czy raczej pomysł projektu, któremu pozwoliłem sobie nadać roboczy tytuł „Volunteer for Auschwitz”, odpowiada potencjałowi i doświadczeniu twórcy „Braveheart”. Oczywiście nie zamierzam a priori przekreślać innych (niż Mel Gibson) opcji. Podstawową kwestią dla oceny każdej z nich jest wymóg absolutnej wierności scenariusza względem faktów. Mam nadzieję, że wszyscy zgodzą się, że biografii rotmistrza Pileckiego nie wolno „naginać” i „dopasowywać” do czyichkolwiek oczekiwań. Twórca „Związku Organizacji Wojskowej” w KL Auschwitz zasługuje również na to, by jego postać stała się głównym bohaterem zrealizowanego z rozmachem, filmowego eposu. Nie zaś jednym z elementów tła. Takie założenia przyświecały mi, kiedy pod koniec listopada ub. roku wysyłałem do wytwórni Icon krótkie dossier na temat Witolda Pileckiego. Jak słusznie zauważyli niektórzy komentatorzy, jeden list (choćby nawet był wysłany na kilka adresów), z pewnością nie wystarczy. Jeśli poważna wytwórnia miałaby serio zainteresować się produkcją wysokobudżetowego filmu, osadzonego w realiach II wojny światowej, z pewnością trzeba będzie, napisać w tej sprawie jeszcze nie jeden list. Ufam, że zechcą go podpisać wszyscy, którym bliska jest idea upamiętnienia Rotmistrza.

Początki naszej inicjatywy można uznać za obiecujące. Dla porządku przypomnę, że akcję „Przypomnijmy o Rotmistrzu” ogłosiłem 6 stycznia i ma ona trwać do końca bieżącego roku. Muszę przyznać, że jak dotąd odzew był nadspodziewanie dobry. Wielka w tym zasługa takich osób, jak Aleksandra Solarewicz, Liliana Sonik, Andrzej Pilecki, ks.Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Piotr Hlebowicz, Michał Chlipała, Stefan Mucha i Piotr Hańderek. Osoby te jako pierwsze nie tylko zadeklarowały wsparcie, ale również zadały sobie trud informowania innych. Wiem, że podjęły się tego również inne osoby. Wymieniam jedynie tych, którzy mi o tym wspomnieli i których tożsamość jest mi znana. Mnie osobiście udało się rozesłać zaproszenie do udziału w akcji do ponad trzech tysięcy adresatów na całym świecie. Dotychczasowe wyrazy wsparcia (czego dowodem załączona poniżej lista instytucji) nie tylko napawają optymizmem, ale również świadczą o wielkiej potrzebie przywrócenia postaci Witolda Pileckiego naszej powszechnej świadomości. Potwierdzają to również napływające do mnie maile. Wszystkim, którzy do tej pory zechcieli się włączyć w przypominanie – sobie i innym – o Rotmistrzu, dedykuję fragment listu, jaki otrzymałem od prof.Jerzego Ombacha, matematyka z Uniwersytetu Jagiellońskiego: „Rtm.Pilecki to jeden z wielu zapomnianych prawdziwych bohaterów i bardzo dobrze, że są ludzie, którzy myślą o upamiętnieniu tej postaci.”

Świadectwo ochotniczego więźnia Auschwitz powinno być znane wszystkim rodakom Rotmistrza. Równie dobrze, jak data bitwy pod Grunwaldem czy wybuchu II wojny światowej. Spore nadzieje odnośnie popularyzacji biografii rtm.Pileckiego (przede wszystkim wśród młodego pokolenia), pokładam w artystach. Jak się dowiedziałem, znajomych plastyków zachęcił w moim imieniu do tematu nasz „kulturowy rębajło” Lach (niestety nie znam imienia). Oby już wkrótce na półkach księgarskich pojawiły się komiksy o Witoldzie Pileckim. Oby w księgarniach Berlina, Paryża, Nowego Jorku, Londynu, Moskwy i Tel-Awiwu można było nabyć ich przetłumaczone wersje. Nie zapominajmy, że w ostatnich latach coraz więcej naszych bliższych i dalszych sąsiadów, interesuje się nie tylko tanim piwem na krakowskim Rynku, ale i wspaniałą, choć często tragiczną historią naszego kraju. Żywię nadzieję, że przy okazji naszej akcji niejednego z zagranicznych studentów, doktorantów, filmowców (sic!) i innych „poszukiwaczy tematów”, uda się zainteresować postacią Rotmistrza. Tym bardziej my sami powinniśmy rozpocząć pracę u podstaw. Dla upamiętnienia świadectwa Witolda Pileckiego liczy się każdy, choćby najdrobniejszy gest. Obecnie bowiem mamy do czynienia z sytuacją, gdy – o czym w mailu pisze Michał Rżysko – nawet mieszkańcy ursynowskiej ulicy noszącej imię Rotmistrza „nie są w stanie powiedzieć czegoś więcej o jednym z naszych największych bohaterów.”

Podkreślam jeszcze raz: akcja ma charakter otwarty. Zarówno w sensie podmiotowym – zaproszone są wszystkie osoby i instytucje, którym idea wydaje się bliska. Ale także w sensie merytorycznym. Wspólne starania na rzecz realizacji dwóch najważniejszych celów akcji – upowszechnienia „Raportu Witolda” i doprowadzenia do powstania filmowej superprodukcji, nie znajdują się przecież w konkurencji z inicjatywami, które także zakładają popularyzowanie postaci Rotmistrza. Liczy się każdy głos. I każda, choćby najdrobniejsza, inicjatywa. Z pewnością wysiłki będę skuteczniejsze, jeśli połączymy siły. Jeśli przynajmniej będziemy się wzajemnie informować o nowinach.

W tym kontekście z radością powitałem propozycję, z jaką wystąpił Stefan Mucha, szef londyńskiego wydawnictwa Aquila Polonica Ltd. Według niego warto byłoby także podjąć starania na rzecz realizacji filmu dokumentalnego o Witoldzie Pileckim. Na przykład pod auspicjami telewizyjnego History Chanel, albo Discovery. Jak dotąd nie powstał przecież ani jeden przeznaczony dla widza anglojęzycznego dokument na temat twórcy organizacji podziemnej w KL Auschwitz. Co więcej, na produkcję fabularnej superprodukcji w stylu kina akcji, trzeba wyłożyć parę milionów dolarów. Tymczasem koszty związane z powstaniem filmu dokumentalnego zamykają się w kwocie „zaledwie” kilkuset tysięcy USD. Na marginesie omawiania tego pomysłu pan Mucha podzielił się ze mną ciekawą informacją. Jego nieżyjący już znajomy, Józef Garliński – nota bene kolega Witolda Pileckiego z Auschwitz, a także autor książki „Oświęcim walczący”, swego czasu zaproponował dużej amerykańskiej wytwórni nakręcenie filmu o Rotmistrzu. Negocjacje były o krok od sukcesu. Potencjalny producent postawił jednak warunek: Witold Pilecki musi zostać przedstawiony jako Żyd. W rezultacie braku zgody, projekt spalił na panewce.

Jak zauważył pan Andrzej Pilecki, postać jego świętej pamięci Ojca jest mało znana i pamięć o niej powoli przebija się przez nawałę spraw bieżących. W sposób szczególny słowa te można odnieść do mediów. Dlatego tym bardziej powinniśmy działać „oddolnie”. Za pomocą „środków ubogich”. To one rodzą największe dobro i są szkołą prawdziwego patriotyzmu.

Wszystkim, którzy do tej pory wykazali tę dozę odwagi, jakiej potrzeba do włączenia się w naszą inicjatywę, raz jeszcze z serca dziękuję. Wobec pozostałych zaproszenie ponawiam.

Tym zaś, którym się wydaje, że cele naszej akcji są jednak zbyt ambitne, chciałbym zadać dwa pytania. Czy jesteście absolutnie pewni, że realizacja powyżej zarysowanych celów przerasta możliwości obecnego pokolenia Polaków? I jak to wyzwanie ma się do tych, które tyle razy w swoim życiu podejmował nasz Bohater?

Przypomnijmy o Rotmistrzu. Wszystkim.

Lista instytucji, które (do 30.01.08) zadeklarowały poparcie dla akcji:

Muzeum Armii Krajowej

Muzeum Powstania Warszawskiego

Instytut Pamięci Narodowej

Muzeum Historii Polski

Solidarność Walcząca

Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich

Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej

Społeczne Towarzystwo Oświatowe

Aquila Polonica Ltd

Koło Naukowe Historyków Studentów UJ

Abcnet Fundacja Orientacja

Klub Jagielloński

Histmag.org

Konflikty Zbrojne

Historia i Media

Magazyn „Obywatel”

Konstanty Piekarski Memorial Foundation

Polonik Monachijski

Rzecznik Praw Obywatelskich

Polskie Radio S.A.

Tygodnik Solidarność

Ruch Rodaków

Centralne Archiwum Wojskowe


Słowa są bardziej porażające niż linki

Znakomita ciekawostka na końcu. Żydzi chcieli Pileckiego widzieć Żydem – to chyba można poczytać im za największy możliwy komplement i uznanie…
:)


@JotEsz

Dla mnie to nie tyle komplement, co przede wszystkim ich tendencja do odkrywania (fajnych, nieprzeciętnych!) “krewnych”, bo to jest bardzo rodzinny naród, namiętnie budujący drzewa genalogiczne ;-)
I pozostaje tylko uczyć się od nich!
A po drugie, chęć podkreślenia własnej roli w cierpieniu i stawianiu oporu wobec okupacji niemieckiej. Chyba jednak chcieliby mieć monopol na te kwestie ;-)

Kłaniam się zielono


Ostatnio...

...przybyło im grubo ponad milion nowych obywateli z byłego sojuza. Sami Izraelczycy mają świadomość, że wielu z nich nie ma ani kropli krwi żydowskiej i drzewa genealogiczne z odpowiednimi dokumentami zostały kupione za ileś tysięcy dolarów. Wśród młodych Izraelczyków z tego rosyjskiego naboru zdarza się wcale nierzadko antysemityzm i ruchy faszyzujące, co jest zupełnie niewyobrażalnym dla nas zjawiskiem…


Uch, Panie Michale, aleś Pan teraz dowalił do pieca...

A ja dopiero w połowie Raportu Witolda jestem…
Nic to, rozłożę na raty.


źle Pan robi, Panie Michale

Nie tak.
I nie chodzi mi o ideę. O jej sprzedaz.

I`m sexy motherfucker!


Mad ma rację

Reklamuje Pan Raport Witolda nie dając doń nawet linków, musiałem sam sobie znaleźć. Ale i nie o linki tu chodzi. Jeśli pisał Pan kiedyś list motywacyjny, to o to właśnie chodzi. Sprzedaż idei, tak samo jak sprzedaż rąk do pracy.


jeszcze

Powinien Pan uzyskać kontakt z Ryszardem Bugajskim, człowiekiem, który również dążył do powstania fabuły o Pileckim.
Moglibyscie spotkac sie i wymienic doswiadczenia.
Przypomnijmy, ze Bugajski staral sie o realizacje filmu o Pileckim ladnych kilka lat. W koncu udalo mu sie zrealizowac szczątkową wersje scenariusza, ale w ramach Teatru Telewizji.
A Pan wywaza otwarte drzwi. Takie mam wrazenie.
W dodatku Panska niechec do rozmowy “pod kreska” jest zastanawiajaca. Ale to Panski wybor.

Tak sobie pomyslalem, czy jakos Panu nie pomoc, opisujac swoje przejscia z inicjatywa filmu o akcji “Wisla”- mialby Pan pewien obraz, moze udaloby sie uniknac bledow, jakie popelnilem.

Ale jak mowie, niechec do rozmowy z komentatorami jakos sprawia, ze nie chce mi sie.

Pozdrawiam i zycze sukcesu.

I`m sexy motherfucker!


@All

Postać Rotmistrza zaiste zacna, lecz ja z panem Tryprą nie chcę miec nic wspólnego.

Dęty z niego bubek.

Żegnam zatem.


Subskrybuj zawartość