Czeskość, czyli lawa

Dokładnie przed pięcioma laty, z kuflem przedniego gambrinusa w dłoni wpatrywałem się w eksplozje rozświetlające niebo nad Czeskimi Budziejowicami.

Tego dnia Europa Środka fetowała rozszerzenie Unii. Dla jednych był to wytęskniony powrót na łono Zachodu. Inni nie bez obaw pytali czy przypadkiem Moskwy nie przenieśli do Brukseli. Uśmiechnięte twarze eleganckich chłopców i dziewcząt z plakatu, przekonywały, iż tylko nierozsądni mogą wątpić, że wkraczamy w nowy, wspaniały świat. Że razem możemy więcej, i że odtąd będziem żyć długo i szczęśliwie…

Lud pracujący miast i wsi radował się, że w miejsce nikomu niepotrzebnych granic, uprzykrzonych pierwszomajowych pochodów, absurdów realnego socjalizmu, nasze dzieci spodziewać się mogą nieograniczonych szans. A przynajmniej małej, pachnącej grillem, stabilizacji. Histeryczne „biada!” miało ustąpić piknikowemu „Niech żyje wolność, wolność i swoboda..!”.

Być może owe kosmopolityczne nadzieje łączone z wejściem w wielki świat, nigdzie nie spotykały się z żywiołem zwyczajności piękniej, niż w sennych, piernikowo-baśniowych miasteczkach południowych Czech.

Ów piękny kraj z jego sympatycznymi mieszkańcami, nie bez kozery uchodzi za symbol trwania. Pomimo tak licznych w historii kataklizmów, wewnętrzny ogień lawy ocalił w narodzie ducha. I nie tylko ocalił, odcisnął w nim znamię wielkości.

Wielu z nas, sąsiadów zza miedzy, nie bez zazdrości spogląda dziś na czeską reprezentację w piłce nożnej. Wielu zazdrości im także tej politycznej.

Coraz trudniej ustrzec się przed wrażeniem, że to raczej wśród naszych (polskich) demokratycznie wybranych przedstawicieli, częściej niż wśród rodowitych Czechów, spotkać można wzorcowych Jożinów z Bażin. I że większość z nich – niczym pan Jourdain – nie zdaje sobie nawet sprawy z groteskowości tego całego zadęcia, wzniosłych deklaracji i solennych gestów.

Tymczasem to „śmiesznych” Czechów stać nie tylko na najlepsze w świecie piwo, niemal doskonałe drogi, niezłe prawo, ale i na prezydenta, który nie udaje męża stanu. Politycy z kraju Haszka i Hrabala – inaczej niż „dumni” Polacy – w relacjach Wielkimi Braćmi nie prześcigają się w lokajskiej gorliwości. Szanując samych siebie, szanują i innych. Obywateli traktują serio.Także jeśli są to jedynie obywatele Unii Europejskiej.

To czeskiego prezydenta stać było na uczciwą ocenę konfliktu w Gruzji. To Vaclava Klausa (a nie Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska) stać było na życzliwe potraktowanie prośby o upamiętnienie w Europie Witolda Pileckiego i Bohaterów Zmagań z Totalitaryzmem…

Czy sącząc nelepszi czeske pivo na Placu Przemysła Otokara II w Czeskich Budziejowicach, delektując się utopencem w Czeskim Krumlowie, salutując znad knedlików kamiennemu Janowi Żiżce w Taborze, mogłem się był spodziewać, że za pięć lat będę Czechom aż tak zazdrościł?

Czy 1 maja 2004 r. mogłem był przypuszczać, że przyszłość Europy będzie napawać aż takimi obawami..?

Obejrzyj:

http://www.sevcikphoto.com/images/ceske_budejovice.jpg

http://www.czfoto.cz/cr1/cr1_22.jpg

http://www.europarc2007.org/files/uploaded/UserFiles/Image/cesky_krumlov...

http://image44.webshots.com/44/3/49/79/307734979nXxmoj_ph.jpg

Zobacz także:

www.michaltyrpa.blogspot.com

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Czy ja wiem?

prezydenta to moze i warto Czechom zazdroscic, bo przynajmniej ma jaja. Co jak na stereotypowego Czecha jest sporym odchyleniem od ‘czeskiej normy’ w tym zakresie. Oni sa na pewno niezwykle pragmatyczni, ale co jest warty pragmatyzm bezjajeczny? Nie wiem, ale dla mnie taki pragmatyzm nie jest ‘seksowny’ i tyle.


Subskrybuj zawartość