Piję, bo muszę, czyli o zgubnych skutkach niektórych obowiązków służbowych

W piątek rano w pracy zazwyczaj wszyscy patrzą na mnie z przymróżeniem oka. Niektórzy dlatego, że podobnie jak ja z resztą, nie są jeszcze w stanie całkowicie oczu rozkleić (i to byliby moi współbiesiadnicy), a inni z politowaniem obserwują degradacje kwitau młodzieży polskiej. Ale niech sobie kręcą głowami, krzywią się i mamroczą złorzeczenia pod nosem ile chcą. Stan, w którym się znajduje, wyklucza chęć, potrzebę i możliwość jakiejkolwiek reakcji.
Dzisiaj mam jednak coś na swoje usprawiedliwienie. Otóż mamy w firmie zagramanicznych gości, którym oczywiście trzeba pokazać wielce urokliwe centrum naszego pięknego miasta pełnego zabytków maści wszelakiej, między innymi monumentalna katedra gotycka, ratusz i inne takie… Nie aspiruje do tytułu zanwcy architektury, ani też żaden ze mnie przewodnik (bo tak to już bywa, że swojego miasta się nie zwiedza…), nie będę więc peanów wyśpiewywać. Mimo to napomknąć w tym miejscu należy o naszym słynnym mini-browarze w rynkowych podziemiach. A skoro jest browar, musi być i piwo. No i jest. Ale jakie to piwo, to już każdy sam musi ocenić. Z tego samego założenia wyszli nasi zagramanicznicy. Oceniali więc każdy rodzaj. Muszę przyznać, że do sprawy podeszli nader skrupulatnie i przed wydaniem ostatecznej opinii wypijali co najmniej po dwa kufle. Smaków piwa ów browar warzy sześć, stąd nietrudno wyobraźić sobie skutki naszej degustacji. Przede wszystkim była wielce pouczająca i rozwijająca dla wszystkich uczestników, zarówno na polu stricte piwowarskim jak i wymiany kulturowej.
Ale wracając do tych zgubnych skutków… ponieważ sporo pracowników ich doświadcza, przed 10:00 rano biuro całe pustkami świeci. Wtedy to, łykając kolejną tabletkę przeciwbólową, solennie sobie obiecuję, że ten weekend w całości poświęcę nauce i innym pochwały godnym czynnościom.
Po czasie jakimś od przybycia do biura, kiedy nie tłucze mi się już po głowie ryk silnika autobusu, którym przyjechałam, staram się nawet ułożyć ramowy plan działania. Założenia są zawsze ambitne. Pranie, sprzątanie, mycie okien…czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Strateg-planista ze mnie przedni, mam jednak pewne problemy z urzeczywistnianiem niektórych zamysłów. I tak oto, w niezaspokojonym pragnieniu wiedzy, kolejny piątkowy wieczór wczytuje się w liste kolorowych drinków przy barze. Tak, bardzo lubię czytać... a jak mi się spodoba, to mogę tak czytać do rana.
Efekt jest taki, że okien nie myłam już pół roku i niewiele światła przez nie do pokoju wpada. Panie Edison, wyrazy nieograniczonej wdzięczności za żarówkę!
Tym optymistycznym akcentem zakończę etap porannych wyrzutów sumienia i rozpocznę popołudniowe planowanie weekendu.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

źle

Nie no do bani kompletnie!
Proszę Pani, albo Pani zmieni podejście, albo za jakiś czas i wynalazczość Edisona nie pomoże.
Po pierwsze żadnych wyrzutów sumienia.
Po drugie żadnego planowania i opracowywania strategii sprzątania.
Po trzecie żadnych autobusów, na drugi dzień...
Takie chwile, jak ta podczas degustacji i bratania się z klientami, należy radośnie przeżywać i takowoż wspominać, a tym bardziej do nich powracać.
Na drugi dzień albo spacer, dla dotlenienia, albo taksówka, w końcu jak się bawić to się bawić, minimalizujemy cierpienie.
A wtedy, zamiast tracić czas na te plany i wyrzuty sumienia, degustując inne piwo lub tegoroczne młode wino, umyje Pani okna w moment, podśpiewując i planując wieczór…
czego Pani życzę, Anna


bardzo niedobrze

pięknie dziękuję za dobrą radę, ale to wcale nie tak łatwo wyrzutów sumienia się pozbyć... A poza tym to ja się w sumie pocieszam tym, że chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że źle postępuję co oznacza że jednak nie do końca jestem zdemoralizowana.
Poczyniwszy sobie takie wymówki, łagodniejszym okiem na siebie spoglądam.

Troszke hipokryzji i od razu sie człowiek lepiej czuje ;-)

Miłego weekendu życzę.


Proszę Kamczatki

Pić też trza umić, nawet piwo.
I nauczyć się można.
Też.

A co do piątku tom nie poniał?
Kiedyś to był szewski poniedziałek?


No właśnie ja też nie wiem czemu w piątek?

Chodź mi się jakoś w tym roku, znaczy od października jakoś w czwartki też imprezować i alkoholizować zdarza po całym dniu pracy i przed piątkową pracą od 8 rano.

Pozdrawiam, ale nic nie pijąc, przynajmniej na razie:)


Moi drodzy,

Dwa są powody, że akurat piątek
Po pierwsze primo: utarł się w pięknym mieście Wrocławiu zwyczaj celebrowania studenckich czwartków
A po drugie primo: w mojej firmie mamy piwne czwartki
Powody to wystarczające…


Pani Kamczatko

z Pani wypowiedzi wywnioskowałem, że Sekcja Wrocławska została ostatnio wzmocniona.

I bardzo dobrze!


Kamczatka

Lekko nie jest, ale cóż kryzys. Wielki, nawet światowy. I trzeba jakoś podołać. Na pewno Pani podoła, a piątek nie codziennie, więc kryzys, ten światowy ma się rozumieć, da się zażegnać.

Jeśli w opisie to wrocławskie klimaty (tak jakoś skojarzyłem) to tym bardziej. Mam do tego miasta ogromny, jeśli nie bardzo wielki sentyment. Ehhhh.

Pozdrawiam serdecznie

(poznańska pyra)


Mireks

założ Sekcję. Dodamy chorągiewkę na mapie:-)


Subskrybuj zawartość