Życie jak bigos

Zauważyłem notkę, w której ktoś o bigos się pyta.

To tak jak by się o życie pytał. Bo to to samo. Łatwiej powiedzieć czym bigos nie jest niż tym czym jest.
Na pewno nie jest garem kiszonej kapusty uduszonej z kilkoma kawałkami pokrojonej w kostkę kiełbasy. Niech se taki “bigos” korwinowcy jedzą, ci co to proste rozwiązania na wszystko mają i w 5 minut każdy problem potrafią opisać i rozwiązać. No ale, żeby i im trochę racji oddać, to faktem jest, że bigos najlepiej we własnym garnku, we własnej kuchni i wedle własnego smaku warzyć trzeba.
Wtedy jest najlepszy.

Bo bigos różne smaki wiąże i doświadczenia. W jednym garnku się waży, łączy, wchłania, paruje i tworzy nowe smaki. Zbiera doświadczenia z wielu lat. Ale nigdy nie jest skończony. On ciągle zaskakuje, zmienia się i nigdy nie jest taki sam.
Tyle, że to zawsze bigos będzie.

Do warzenia bigosu długo trzeba się zbierać, kulinarnie ale i duchowo. Przewidującym być. Wiedzieć, że bigos czasu wymaga.
Tu nam sos spod pieczeni zostaje, z niedzielnego obiadu, tam kawałek smażonego/pieczonego kurczaka utytłanego w tłuszczu. Broń Boże to wyrzucać albo psu dawać. Przewidującym być, w torebkę wygarnąć i do zamrażalnika załadować a niech sobie leżą, choćby i miesiąc. Aż się takich niedojadków uzbiera.

No i pora musi być odpowiednia, najlepiej zimna.
I jak nam smak na bigos przyjdzie to do sklepu bieżymy ( facet kulinarnie nędzny z karteczką, sprawny z głową i portfelem ).

Trza małą główkę kapusty kupić oraz w podobnej wadze kiszonej.
A do tego po 10-15 deko różnych wędlin, tak z 5 gatunków, ze 20 deka wędzonego boczku i z kawałek wędzonej słoniny, ćwiartkę kurczaka, świńską nogę albo małą golonkę, można ze 20 deka mięsa na gulasz albo ze 40 deka żeberek i tyle samo pręgi wołowej albo szpondera. To nie muszą być drogie mięsa czy wędliny.
Inne składniki mamy w domu ale je potem przypomnę.

Najsampierw kiszoną kapustę, tak z półtora kila siekamy i w rondelku z wodą na małym ogniu, dusić zaczynamy.
W drugim garze, największym jaki mamy zaczynamy dusić posiekaną, białą kapustę.
Wykrojony z niej głąb rozdzielamy pomiędzy rodzinę, to same witaminy są, to od tego przepisu na S24 – Klub Kapuścianego Głąba – się wziął, o czym niewielu już pamięta.
Do gara z biała kapustą, woda podlanego, wrzucamy świńska nogę lub golonkę, resztki pieczeni i sosów, które z czeluści zamrażalnika wydobywamy. niech się duśdają na malutkim ogniu.

Bierzemy dużą patelnię. Na niej topimy pokrojoną słoninę i boczek, najlepiej wędzone.
Skwarki wrzucamy do rondla z duszącą się kapustą, może być z tę kiszoną. Na pozostałym tłuszczu smażymy pozostałe, pokrojone mięsa/żeberka i wędliny, jak się obsmażą, znowu przekładamy do gara z kiszoną kapustą.
Na reszcie tłuszczu obsmażamy posiekane pieczarki i ze dwie solidne cebule, niech sie zrumienią. Przekładamy do gara z kapustą.

Zaglądamy do gara ze słodką kapustą, tam już mięsa miękkie winny być. Wyjmujemy i z kości obieramy. Mięso siekamy.
Łączymy zawartości obu garów w tym większym.

Bierzemy sie za przyprawianie zmieszanej zawartości.
Musi być kwaśne, dlatego wcześniej nie płukaliśmy kiszonej kapusty a i pitosu zebranego na dnie torby nie wylewaliśmy. Teraz można go wykorzystać. Dodajemy trochę cukru, dodajemy kawałek pasztetu, najlepiej domowego.
W moździerzu bijemy po zielu i pieprzu, wrzucamy, próbujemy. I listki bobkowe i grzyby suszone. I pare śliwek suszonych.

Cały czas się to duśda na malutkim ogniu, woda podlewane i mieszane. Cały czas próbujemy.
To jest już 3-4 godzina warzenia, tylko się tak wydaje, że szybko będzie.
Dolewamy wody, próbujemy na pieprzność i słoność. Mieszamy co i raz.
Robimy sobie przerwę na dziennik telewizyjny.
Wkurwieni wracamy.
Otwieramy wino, czerwone, najlepiej półwytrawne.
Wkurwieni po spotkaniu z polityką próbujemy wino. Tak z pół butelki.
Drugie pól wlewamy do gara.
Mieszamy ode dna.
Próbujemy, otwieramy drugą butelkę. Próbujemy wino i bigos. Mieszamy. Dolewamy.

Niech się jeszcze poduśda.
Co chwila mieszamy, próbujemy i się uspokajamy.

I teraz ważne, tak przynajmniej po 4-5 godzinach lekkiego parkotania lecz bez przypalenia, kiedy wszystko ma kolor miodowy, wystawiamy na noc, na balkon.
Niech się przemrozi.
Rano stawiamy na kuchni i delikatnie zaczynamy podgrzewać, mieszając aż się zagotuje.
Niech się pogotuje. Wtedy spowrotem na balkon.

Jak wystygnie, to już można nabierać do rondla, potrzebne do spożycia porcje. I chwilę powarzyć.
Zjeść i podziękować.

P.S. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem stosowania przecieru pomidorowego w bigosie. To nie ta kuchnia jest. Tak samo, żadnego oleju czy oliwy, wszystko na smalcu. Ma być lekko kwaśne, pieprzne, tłuste, maziste i w kolorze miodu.
Proste.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Igła

brzmi jak od babci mojej bigosik pyszności.

No i tu mnie się nasuwa taki pomysł “racjonalizatorski” w kwestii barana, którego będziemy, daj Boże, spożywac pospolu w el łykendo longo majowe. Ty musisz, Igła, zwyczajnie zwalić sie do mnie te 3-4 dni wcześniej i tego baran zamacerować. I dogladac go a pieścić aż do momentu rzucenia na ruszt, na ogień. Co ty na to? Bedziemy sobie umilac czas popijając nalewianke wiśniową albo porzeczkową, albo kupazowane obie naraz. Co ty na to?

Jest pewne ryzyko, że sie do przyjazdu reszty gości zżulimy do cna, no ale co tam! Czego sie nie robi i czego sie nie poświęca na oltarzu rozkoszy podniebienia.

W tym roku łykendzik majowy sie w czwartek zaczyna. Imprezka będzie w sobote, czyli maja 3, konstytucja, te sprawy. No ale żeby baran skruszal odpowiednio i czosnkami przeszedł, to ja myslę, że by go trzeba juz w środe haratnąć i wrzucic w macerkę, żeby na wczesne popołudnie sobotnie był gotowy do smazenia. Więc optymalnie by było, jakbys tak zjechał do mnie w środe wczesnym wieczorkiem, baran zażezany juz by wystygł nieco i moglibyśmy sie wziąc za przygotowanie macerki i nurzanie w niej zwierzęcia.

Czekam na odpowiedź.


Panie Nicponiu

Jasne.
To się nazywa masowanie. To, z tym mięsem.
A koleżanki w sąsiedztwie jakie są?
Igła


Igła

co do sasiadek to nie posiadam wiedzy na ten temat. Natomiast jak cie fest przypili, to za niewygórowana opłatą jakies “koleżanki” sie zorganizuje. Bo to malo tego?


Nicpoń

Ty mnie tu przyszpilaniem nie obrażaj i nie przekręcaj złośliwie.
Noo
Igła


Nie bezpodstawnie

bigos gdzieniegdzie przeglądem tygodnia zwią.

WSP Igła zajefajnie,żeś Pan to przyrządzanie opisał i tak od serca,z języczkiem.
Chciałbym,aby mój najstarszy wnuk,któren na kucharza się wyumiał taki talent też posiadał.
Niestety nie mogę codziennie mu staropolskich mądrości kuchennych do głowy wbijać,bo po dwuletnim kucharzeniu na Cyprze do Irlandii pojechał ichniego jadła się uczyć,a potem dalej zamierza jechać.

Takaż to dola dziadka,co liczył i sie przeliczył.

Pozdrawiam


Pan Igła

Jak kto lubi jeść dobrze to i gotować musi jeszcze lepiej i jak Pana czytam to już mi pachnie to cudo kapuściane :)
Już to dzisiaj gdzieś przy śledziach co na bigos zeszły pisałem o metodzie mojej Babci.
Chodzi o to, że Babunia na kuchni węglo/drzewnej przez tydzień na bardzo małym ogniu pichciła, a gdy już wszystko było jak trzeba zamykała tę rozkosz na prawie miesiąc w kamiennym garze zakopanym w piwnicy, a piwnicę na kłódkę (: A mi się ten bigos aż do Świąt śnił. Taki “horror” Babunia urządzała dwa razy w roku na Święta, ale gdy już można było to nawet wystane, wywalczone pomarańcze, jakieś czekoladki… to wszystko nic. Święta mojego dzieciństwa to wyłącznie zapach i smak bigosu.
Babci już nie ma z nami, pewnie teraz w niebie na święta pachnie bigosem ….

Z pozdrowieniami _ RW


Panie Igło

Bardzo tu u Pana aromatycznie i jakoś tak łagodnie.

Yayco mnie przegnał z frontu to przyszłam do Pana, i jak widzę mądra to była decyzja.

Gretśen


Pan Igła - ps

Tak mnie teraz naszło, że człowiek dlatego się tak po świecie wierci, że smaków dzieciństwa szuka i mu się nie udaje – bo udać się niestety nie może.
No i się porobiło, wzruszyłem się przy bigosie.

Z pozdrowieniami _ RW


Panie Rysiu

No ale kto teraz taka piwnicę ma?
Ale balkon prawie każdy.
Jak od światła zakryty, ten bigos, to spokojnie może z tydzień, na balkonie postać.
A można tez poporcjować i zamrozić.
Igła


Psze Gretschen

Na zdrowie.
Igła


Pan Igła - o piwnicy

Nie wiem czy Babcia, ale raczej pewnie sąsiada poprosiła żeby dół wykopał w ….. piwnicy w przedwojennej kamienicy prawie w centrum Wrocławia. Ja wiem, że teraz w betonowym bloku to pewnie trza dynamit albo jakieś C4 :)
Że blokowisko nie wytrzyma ? Czyż BIGOS nie jest wart takiego drobiazgu ?????
Z pozdrowieniami _ RW


do bigosu

jałowca dorzucam, a zbieram razem z grzybami
reszta się zgadza, choć ja mięsa z kurczaka nie wkladam
pozdrawiam, mężczyzna w kuchni to skarb
Ania


Bigos...

Wszystkiego mogłoby nie być. Poza bigosem:)

dawniej KriSzu


wow

to chyba ja tu wrzuciłem prośbę o bigos, dzięki Igłoza super wykładzik

ale ten Ciapek to ni ma u pana życia – jak wszystkie resztki na bigos pan chowa, biedaczek, pewnie ino PedegreePal wcina…


EEE tam

nie wierzę.że Ciapka ukrzywdzi,prędzej sam nie doje…
A suszone ślwki Igła dodajesz ??


Igło drogi,

Ja sobie ten przepis kopi-pejst, i przed małżonką będę szyku zadawał.

Mam nadzieję, że waść żadnego kopyłrajta na to nie zadałeś, bo zaraz będę rozsyłał do kolegów i koleżanek.

A najbardziej mnie urzekły dwie rzeczy: uczucie i to próbowanie wina :-)

Pozdrawiam serdecznie


Odpowiadam wsiem

Słuszna jest uwaga o tym, żeby dać ziarna jałowca. Trza dać, ja wcześniej je i ziele i pieprz kruszę w moździerzu.
Wino jest niezbędne do gotowania, dla uspokojenia się oraz pomocniczych sił kobiecych, które możemy wykorzystać do szatkowania kapusty oraz zmywania.
Pomocnicze siły kobiece nie powinny jeść za dużo bigosu, bo po pierwsze szkoda go marnować, po drugie kobieta nie człowiek, więc nie powinna mieć brzucha.
Igła


>Igła

Z tymi korwinowcami toś przesadził.

A co ty w tym garku będziesz waŻył? Wagę masz? :))

Mnie bardziej smakuje bez świezej kapusty.


Przepis strasznie smakowity,

tylko te suszone sliwki to mi się nieodparcie z Dziadkiem jackiem ,,Marią” Poszepszyńskim zwanym tyż jareckim, który kiedyś swej córce Maryli P. jako odkurzacz służył i wyjadał spod szafki zaszuszoną śliwkę sprzed dwu lat:)

Przepraszam wszelkich nadrwazliwych, ale skojarzenie takie mam.
Pzdr


Panie Grzesiu

Panu to sie wszystko kojarzy.
Ale tu akurat dobrze.
Porządnie zasuszona śliwka może poleżeć nawet dłuzej niż 2 lata.
Bo ona na dodatek wędzona jest.
Igła


Panie Igło

Z tymi śliwkami to skaranie boskie jakieś jest. Gdzie się człowiek nie obróci to tylko jakiś sztucznie słodki, paskudny wyrób śliwkopodobny z Californii jest. Ja to już sama suszę i do podwędzenia sąsiadowi daję. No, nie idzie inaczej i już.


O żem się skompromitowała !!!!

Przeleciałam niedokładnie tekst


Subskrybuj zawartość