ONI

Bywa, że myślę o sobie jak o księdze, w której zapisuje się wszystko co mnie spotyka.

Ona, Irena, moja babcia. Dla wielu to słowo wyznacza granice wszechświata, dla wielu jest nieprawdopodobnie ważne, innym kojarzy się z ciepłem i pierogami.
Moja Irena to prawie niepamięć. Omal, bo przecież wypowiedziałam to jedno głupie zdanie, bo dostałam ileś uszytych własnoręcznie sukienek, zbyt krótkich babciu ...

On, Antoni, nic nie pamiętam. Nie ma nawet okruszka na pociechę. Tylko rodzinna legenda, że po nim mam muzyczny talent i ukochanie zapachów, Prawdopodobnie jedyny artysta w rodzinie, z zamiłowania. Pasjonat cholera, i to pewnie przeszło na mnie. Skaranie… Musiał mnie czymś skazić, coś zaszczepić. Nic nie pamiętam, ale może coś powiedział i dzisiaj jest jak jest.

Nieznani, ale bliscy ponad czasem.

Mama nie ma siły, nie może jeśli nie da się podjechać samochodem, więc dzisiaj ja byłam za wszystkich, Zbyt wielu ich nie ma, lecz niekiedy wymaszerowanie z kłopotliwej rzeczywistości przez jedną osobę czyni spustoszenie. Tak bywa. Życie.
Żółte, drobniutkie chryzantemy (?) w doniczce, lampki. Ja, odgrzebująca liście napadane od tygodni pewnie.
Wyrzucam i stawiam nowe.
Zapalam światło.
Czy oni mnie widzą? Uśmiechają się do mnie, swojej wnuczki?
Nie wiem, nie dowiem się.

Chwilę stoję i patrzę. Siadam, pierwszy raz na tym grobie, żeby zbliżyć ich twarze do obiektywu mojego aparatu.

Odchodzę. Jadę dalej.

Michał.

Nie miałam pewności czy trafię. Trafiłam.

Zapalam trzy światełka. Jedno od Borsuka, jedno od Sergiusza, jedno ode mnie.
Ani Borsuka, ani Sergiusza nie pytałam. Stanęłam przed panią sprzedającą światło i podjęłam decyzję – trzy.
Do tego wianuszek suszkowy.
Cała droga mną wstrząsneła. Szłam szlakiem, który przemierzałam w dniu jego pogrzebu. Inaczej świat wtedy zdawał się wyglądać. Jeszcze wtedy miałam to głębokie przekonanie, że ludzie, którzy są obok, są obok.
Dzisiaj szłam sama, nie umiejąc nie wziąć tamtego pod uwagę.
Stanęłam przed jego grobem, spojrzałam na PoCo i uśmiechnęłam się w środku siebie do Michała. On już wie. Szczęściarz.
Pomyślałam o Gabrysi i o Igle.
Zatrzymałam się, to jest najważniejsze co można dla nich zrobić, z tej perspektywy.

Odchodzę.

Profesor Falandysz.
Palą się lampki, zapalam swoją. Uśmiecham się. Dodał mi wiary, kiedy jej potrzebowałam. Miał unikalną klasę i szacunek do człowieka.

Odchodzę.

Bożenka.
Światełko za dwie osoby.
Coś mnie ściska w środku, nawet gdy to piszę.
Ona była aniołem zesłanym dla innych. Pochowano ją tak niedaleko Marka Kotańskiego, na którego nagrobku wyryto napis tu leży człowiek, który pomagał ludziom .
Trudno go odczytać pośród zniczy, a ona tam skromna jak za życia…

Ja wciąż tutaj. Jak długo jeszcze?

Słucham życiowych zdań przechodniów cmentarnych.

Obsewuję życie w królestwie śmierci.

Dmuchnie, gwizdnie, zaszeleści i nas też nie będzie.

Nie tu.

Szanujmy swój czas.

Bezwzględnie.

DSC_0380_0.jpg
Irena – moja babcia

DSC_0382_0.jpg
Antoni – mój dziadek

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

Grrtchen

:-)))

Skomentuję jutro.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Eh,

o Michale to i ja z daleka pamiętam, dziwne, bo gościa znałem tylko ze zdjęć, ale patrząc na tez zdjęcia widać było, że urok ma i osobowość.

Co do dziadków, zabawne to jest, że od zawsze mama mi mówi, że ja jestem i z wyglądu i z charakteru podobny do jej ojca a swojego dziadka, któego nie znałem, umarł jeszcze zanim ja się urodziłem.

Zresztą nie tylko mama opowiadała, że podobny do niego jestem.

Choć ja w to nie wierzę, bo gość był podobno i mądry i dobry i z poczuciem humoru i optymistycznie do żcyia nastawiony.

Strasznie dawno umarł, za wcześnie, chory był, babcia go przeżyła o 27 lat, żyła do maja 2007, w sumie jedyna bliska mi osoba, która odeszła, inne, których groby odwiedzam , to albo ich nie znam albo nie miałem jakiejś więzi z nimi.

A babcia?

Pisałem o niej w tekście po jej śmierci.

Brakuje mi jej, zawsze ją lubiłem, choć osobą była dziwną i trudną, ale charakter to ona miała.
I upór.
I siłę woli.
I mądrość, taką, nie książkową, życiową.

No i niemiecki lubiła:), chyba tylko to po niej mam, he, he…


Poldku

No to czekam. :))


Grzesiu

Czy dziwne, czy nie to ważne, żeby pamiętać. Dobrze, że pamiętasz.

Z dziadkiem masz podobnie do mnie. Umarł jak miałam trzy lata więc nie mam szans go pamiętać. Babcia trzy lata później…
Jej śmierć była pierwszym moim doświadczeniem związanym z umieraniem.
Moja mama uznała, że jestem za mała by uczestniczyć w pogrzebie więc któregoś dnia po prostu zapytałam gdzie jest babcia. To pamiętam doskonale, pierwszy raz usłyszałam słowo umrzeć i właściwie nie musiałam wiedzieć co ono znaczy, bo było takie straszne, że nie mogło znaczyć nic przyjemnego.

Ale zobacz, ujawniają się w nas Ich cechy, upodobania, gesty, miny… jak rodzaj wspólnoty, jedynej w swoim rodzaju. To jest fajne.
Nie znasz ludzi, a jesteś ich częścią.


Gretchen

ja nie znałem swoich dziadków jedynie znam ze zdjęć i opowiadań. Z Babciami jeszcze gorzej. Ta od strony taty zmarła bardzo wcześnie i dziadek Paweł pozostał wdowcem – klasa facet. A ja miałem dwa tygodnie gdy on zmarł. Babcia od strony mamy – jedynie pamiętam – jak przez mgłę – jej pogrzeb i nic więcej.

Ale za to mam super mamę potrafiącą rewelacyjnie opowiadać: przekazywać emocje, malować obrazy, malować te postacie – więc znam ich z “drugiej ręki”

A Twoi: dziadek i babcia, na zdjęciach świąteczni. Błysk w oku i ciepło, i wrażliwość – zwłaszcza Twojej babci. A dziadek wygląda na kogoś mającego poczucie humoru, na taką osobę z którą nudzić się nie sposób.

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldku

Z dziadka to zdaje się niezłe ziółko było. :)

Jak to dobrze, że skoro już jedni muszą odchodzić zanim zdążymy ich poznać, to zostają inni pozwalający się do nich zbliżyć. Opowiadają, malują tych ludzi.

Jeśli znamy trochę choć tych co przed nami, łatwiej możemy zrozumieć siebie.
Każda rodzina ma przecież swoją opowieść.

Pozdrowienia.


Gretchen

Ten Paniny wpis taki akuratny
Pozdrawiam
_____________________________
wiedzieć rzecz ludzka, podobnie jak błądzić
nie wiedzieć też można, nic to złego
jednak tkwić w fałszywym przekonaniu jest błędem


Panie Marku

Akuratny? Mam nadzieję, że to nie jest zarzut?

Pozdrowienia.


Pani Gretchen Szanowna

bynajmniej akuratność, to nie zarzut :))

Pozdrawiam
_____________________________
wiedzieć rzecz ludzka, podobnie jak błądzić
nie wiedzieć też można, nic to złego
jednak tkwić w fałszywym przekonaniu jest błędem


Gretchen

Gretchen

Z dziadka to zdaje się niezłe ziółko było. :)

Dziadkowanie ma swoje przywileje. Jak patrzę na zasadniczego – jak mówi moja żona – dziadka a tracącego rozum przy wnukach i wnuczce to widzę owo “ziółko” w praktyce.

Chyba wnuki “ziółko” potrafią wyłuskać z dziadka skutecznie. Więc może owo “ziółkowanie”, to pewnie po części Twoja zasługa. :-)))

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Gretchen

Dobrze , ze choc dzieki Tobie moglem byc tam…dzieki za zapalenie swieczki. Brakowalo mi tego jak diabli.


Borsuku

Tak sądziłam, że Ci brakowało, bo jak wiadomo ja słyszę głosy i Twój usłyszałam.

A światło jest potrzebne.


Gretchen,

Dziękuję.


Igła

Masz rację, że nie warto.
Myślę, że jeśli do nich wracamy i się przywiązujemy to robimy to dla siebie i często z powodu głębokiej potrzeby posiadania jakiegoś miejsca. Czy to w ogóle ma sens?

Ludzie? Boję się, że to może być podobnie…


Sergiuszu

Nie dziękuj. Twój głos też słyszałam.


-->Gretchen

Pozdrowienia. Odważny, osobisty tekst ;) Dobrze, że nie ma Pani wrednych wrogów, bo pewnie by się potem znęcali ;) Jeszcze raz pozdrawiam,

referent

——————————
r e f e r a t | Pátio 35


Referencie

Z wrednymi wrogami to zawsze jest kłopot, który jak Pan słusznie zauważył, szczęśliwie mnie nie dotyczy. :)

Pozdrowienia, pozdrowienia.


Subskrybuj zawartość