Moja Bali - album ostatni

Jeszcze jedna piękna, o ile nie najpiękniejsza, strona Wyspy.

Odsłona kończąca Podróż i dziennik .

Dlaczego dopisuję i zmieniam? Miało być bez słów…

Już. Nic nie mówię.

Co ja się mam, sama ze sobą...

“Pomyliłaś niebo,

z gwiazdami,

odbitymi nocą,

na powierzchni stawu…”

(Andrzej Sapkowski)

Mam nadzieję, że zdjęcia Wam się spodobają.

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

A teraz posłuchajcie przydługiego koncertu:

Zmieńmy rytm jeszcze raz…

Zakręcik malutki…

I kolejny… Tym razem dla Gretchen:

Drugiej też coś się należy, prawda? Prawda.

Skręcamy… nie wiem czy w lewo, czy w prawo…

Dla wszystkich, dla każdego.

अहिंसा

Post Scriptum:

Dla Igły.

Wychodzimy na ostatnią prostą. Ostatnie proste mają to do siebie, że są ostatnimi prostymi.

Podobnymi, jak zawsze. Co może różnić proste?

Każda prosta, jest prostą.

Poza ostatnią prostą nie ma żadnej krzywej, zakrzywionej, łukowatej.

Supergirl don’t cry

Supergirl just fly…

Just fly…

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Jednego nie rozumiem,

po co targałaś na Bali winniczki?

Dumny małpi bokser przepiękny…


Wow,

zielono i genialnie, a ostatnie zdjęcie magiczne totalnie.

A te wszystkie zwierzaki rozbrajające:)

pzdr


Panie Merlot

Brak punktu odniesienia kurka, bo one takie jak pińć do sześciu razy winniczek.

Dumny małpi bokser je, a nie boksuje. Chociaż, bo to z bokserami wiadomo co one robią?

Ten małpiszon co się rozgląda, że niby też to, za minutę ukradł mi fragment obuwia!
Oburzające.


Grzesiu

Miałam taką refeksją a propos zieleni, która nie wiedzieć czemy kojarzyła mi się z filmami o wojnie w Wietnamie… Tak czy inaczej miałam taką refleksję, że ja się nie dziwię tym amerykańskim żołnierzom, co dostawali świra.

Tam jest w głębi Wyspy dość ciepło, że się tak wyrażę, a roślinność bujna, ech bujna. Wilgoć.

Ja ubrana ledwie, tak pozornie, wyobraziłam sobie siebie w pełnym umundurowaniu, z bronią ma się rozumieć, i nawet po przeszkoleniu.

I ja taka właśnie, wedle powyższego opisu, idę w ten gąszcz. Terenu nie znam. Wiem, że tubylcy znają. Nie wiem skąd wyłoni się, a raczej wyskoczy zagrożenie.

Widzisz to już?

Jak można zachować zmysły?

Natomiast Bali to nie Wietnam.

Bali jest rajem. Raz tylko zaatakowanym brutalnie.

Ech…

A zwierzęta cudne, choć podstępne. Tak.

:)


A! Grzesiu

To ostatnie zdjęcie jest robione już z samolotu.

Na tej plaży (uwierz, że to plaża) są zlokalizowane rozmaite knajpki, gdzie można zjeść owoce morza (fuuuuuj!) i nawet rybkę, a już w ostateczności choćby ryż.

Ryż na Bali to jest zupełnie inna historia. Zupełnie inna.

Mają biały, czerwony i czarny. Z czego najlepszy jest czerwony.

:)


Pani Gretchen

zawsze miałem wielki sentyment do zdjęć zrobionych jak to panine które jest w stanie rozpoznać jego autor i jeszcze kilka osób będąca na wyprawie :)
Fajnie.
Zwłaszcza to zakończenie to jak bułka z… Dżemem.
Zainspirowało mnie i już wiem, że w podsumowaniu roku zmałpuję ten kawałek.

Zdaje się, że Pani nie trzeba niczego specjalnego życzyć.. Pani dokładnie zna swoją wartość, miejsce i rolę w życiu.
Zazdroszczę.
Albo, nie już nie…

Serdeczności :))


Gacopyrz się mi spodobał, Pani Gretchen.

Osobliwie ten, który już się obudził, ale kły szczerzy na kogoś, kto go ze snu wyrwał.

Nie żebym coś zarzucał Pani, no bo skądże.

Pozdrawiam


No, koncert cudny,

i tak spontanicznie, znaczy nie spodziewałem się, że tyle perełek tu znajdę:)

A “people are strange”, no, no, pięknie jest.

Więc dorzucam dwa utworki, które ostatno chodzą za mną i to coś mają:

http://greencat.wrzuta.pl/audio/xhFclLiS5R/

Pozdrówka.


Gretchen,

z Sapkowskiego wolę Gwiazdy nad traktem :P

pururu poimprezowe


Gretchen

tymi fotkami to podniosłaś tą poprzeczkę jakościową na niebotyczny dla normalnych ludzi poziom:)

bardzo ładne, no i Jim mnie sie odświeżył,

też fajnie:)

prezes,traktor,redaktor


Pani Gretchen, nie będę oryginalna i powtórzę

za maxem toczka w toczkę.
pozdrawiam


Gretchen

Najbardziej mi się to zielone na drugim zdjęciu podoba.
Wygląda na niezłą bestię ;-)
Dużo tam takich tym podobnych owadzików w okolicy lata, pływa, czy tam pełza ?

pozdrowienia

PS – a te małpy to wyglądają na całkiem nieźle oswojone z widokiem człowieka, a może nawet trochę już zbezczelnione, cwaniakowate w tym swoim oswojeniu ;-)


Te małpy..

..to takie nasze osobiste pokrzywione zwierciadło. Dosłownie i w przenośni. Mimo woli zawsze je będziemy personifikować.
A wszystkie zdjęcia cudowne. Czuje się autentyzm i w jakiś tajemny sposób uczestniczy w wyprawie.

Pozdrowienia poświąteczne!

tarantula


Panie Sąsiedzie

tak off topic – zajrzy Pan do swojej skrzynki pocztowej?

Pozdrawiam serdecznie

abwarten und Tee trinken


Bardzo przepraszam za opóźnienie

chyba zrobiłam się zbyt multimedialna w ostatnich dniach.

To możliwe bowiem wszystko na tym świecie jest możliwe.

Z tą złotą myślą zabieram się do odpowiedzi.


Panie Marku

Słusznie, że Pan nie zazdrości. Nie zawsze to jest dobrze, choć zazwyczaj całkiem nieźle kiedy jakąś dróżkę się ma. Fajnie jak słoneczna i z zakrętasami.

Cieszę się, że bułka Pana zainspirowała. Nawet bardzo się cieszę.

Pozdrawiam w dość słoneczny, jak na grudzień poniedziałek.


Panie Yayco

To było dość durnowate z tymi gacopyrzami jednak. I jak on się tak spojrzał...

To chyba nawet ja tak nie umiem.

Nie żebym coś sugerowała, bo skądże.

Ja?


Grzesiu

Fajne te utworki. Zwłaszcza tyn drugi.

Koncercik spontaniczny, choć z inspiracji Pana Merlot, którego z tego miejsca gorąco pozdrawiam.

A i Ciebie ma się rozumieć.


Pino

Weź Ty mnie nie denerwuj, co? :)

pururu


Max

Tam zdjęcia nie mogą się nie udać.

Bierzesz zorkie i się przesuwasz w różnych kierunkach.

Żadna w tym moja zasługa.

Jim za to jest dobry na wszystko.


Pani arundati.roy

To ja też tylko mogę powtórzyć, co Maxowi powiedziałam.

I za wizytę podziękować.

I pozdrowić Panią.


Jacku

Intuicyjnie to ja sądzę, że to jest modliszka. Myślisz, że to możliwe?

Sporo tam jest owadów dużych, tylko ci komarowie tycieńcy tacy jacyś. Ni cholery ich nie widać. Za to czuć.

Małpy zbezczelnione, że strach. Dotknąć takiej nie można, bo może udziabić. Można podejść trochę, dać coś do jedzenia (oooooo to to można), i można też coś stracić.

W oka mgnieniu.


Panie Tarantulo

Bo też i one nas przypominają. Mają to samo na wyposażeniu ino trochę inaczej to wygląda. I zwinniejsze są od większości z nas.

Cieszę się, że się Panu podobały zdjęcia.

Pozdrawiam przednoworocznie.


Panie Lorenzo

Tak tylko chciałam wspomnieć, że miło Pana widzieć.

Pozdrawiam przy okazji.


Myśli Pani, Panie Gretchen,

że to modliszka? Tylko dlaczego ona jest zielona? Przecież zielony to kolor nadziei. Chyba, że w myśl powiedzenia, iż “nadzieja jest matką głupich”... i taki jeden z drugim się na to nabierają, jak gęś na kluski.

Kłaniam pięknie

abwarten und Tee trinken


Panie Lorenzo

Zabawna rzecz, bo nie wiedziałam. Poszłam do wikidobrejnawszystkopedii i tak! Modliszka ona jest!

Nie wiem czy samiec czy samica, bo to się podobno odróżnia po ilości segmentów na odwłoku z przeproszeniem.

Najbardziej mnie rozśmieszył fragment o tym, iż nieprawdą jest społeczna wiara w to pożeranie gdyż:

Takie zdarzenie zachodzi tylko w 5 do 30% przypadków (liczby różnią się w zależności od badań). Aby do tego doszło, musi zajść kilka czynników jednocześnie: w otoczeniu musi być mało pożywienia, samiec musi podchodzić do samicy od przodu, a nie od tyłu, a sezon godowy musi się już kończyć.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Modliszki

Co się dziwić Panie Lorenzo. Jak samica głodna, podchodzona nie od tej strony, a do tego po sezonie?

Pozdrawiam w zamyśleniu nad zdrowym rozsądkiem modliszek.


hmm

To już rozumiem dlaczego mi się toto zielone najbardziej podobało.
Bo i ładne i charakter ma jak trzeba ;-)

pozd


To zdanko, Pani Gretchen,

Jak samica głodna, podchodzona nie od tej strony, a do tego po sezonie?

warte jest wszystkich pieniędzy:-)

Pozdrawiam zadumany nad tępotą modliszkowatych samców

PS. tak sobie myślę, że powyźsze słowa Pani wyjasniają dużo, jeśli idzie o konflikty u pewnego gatunku ssaków

abwarten und Tee trinken


Jacku

No to proszszsz…

Photobucket


Panie Lorenzo

Nad samcami modliszków to i ja się zastanowiłam w tym kontekście.

To teraz zastanowię się rozszerzająco.

Coś mi dzwoni, że to prawdopodobne.


Trzeba przyznać, Panie Gretchen,

że owo bydlę zjadliwe kolorystycznie jest. Albo jadowicie kolorystycznie. W kaźdym razie groźnie wygląda. Tak mi się teraz wydaje, po tym co Pani napisała przedtem.

Tylko jak poznać, że u niej już po sezonie?

Ukłony pełne atencji

abwarten und Tee trinken


Panie Lorenzo

Ona dość przerażająca jest, zgadzam się. Kompletnie nie miałam świadomości, że to takie wieelkie bydle .

Zielony to chyba dla niepoznaki ona ma, żeby się zgrabniej ukryć w celu upolowania jakiegoś żarełka.

Czy po sezonie rozpoznajemy tak:

bierzemy dorodną samiczkę modliszki

karmimy ją

następnie bierzemy samczyka

pouczamy, żeby zaszedł ją od strony zadniej czyli odwłokowej

czekamy

I teraz tak, jak samczyk wyjdzie cało – znaczy sezon jak malowanie.

O ile nie, to było po sezonie…

No to może ja Pana pozdrowię.


I tu, Pani Gretchen,

widzę pewną róźnicę między modliszkami a wspomnianym gatunkiem ssaków.

O ile nie, to było po sezonie…

Bo jak się głębiej zastanowię, to w niektórych przypadkach u tych ssaków to sezon bywa tylko raz w źyciu. A u innych znowu to go w ogóle nie ma.

Póki co, bo może jeszcze jest sezon, to ja Panią pozdrawiam

abwarten und Tee trinken


Taki, proszę Pani Gretchen,

mętoperz (proszę wybaczyć słowo) to wredna jest gadzina, poniekąd.

W nocy się człowiekowi we włosy wkręca. O wiele dany człowiek te włosy ma. Ja to teoretyzuję troszeczkę…

A w dzień to już zależy od rasy.

Te Panine, to wielkości psiej się wydają, więc mogą się okazać kąśliwe. Zwłaszcza przy budzeniu.

No ale to już wedle upodobania. Pani to próbuje kompromisowo trzymać psa i kota. Ja również kompromisowo – ani psa, ani kota.

Moim zdaniem mój kompromis lepszy, bo mnie nic nie ugryzie. Ale z drugiej strony – co ja tam wiem? Tak to już jest, że to każdy swoje chwali, prawdopodobnie.

Ciekawe, czy taka latonka, to ona je małpy, czy też przeciwnie oni jedzą tychże niedopierzów?

Ciekawe zawsze, kto kogo na końcu zeżre, nieprawdaż?

Pozdrawiam w tym duchu


Panie Lorenzo

Otóż to.

I nie zawsze ma się kogoś, kogo by można na sprawdzenie wystawić. Samemu trzeba niejednokrotnie. A to ryzyko jest proszę Pana.

Ale co ja tutaj takie oczywistości opowiadam?

Pozdrawiam Pana sezonowo.


Panie Yayco

Bo, że zeżre to wiadomo?

Coś i w tym jest.

Mój pies to on jest mniejszy od tego gacopyrza uwidocznionego. I nie dziabie. A kot też nie dziabie. Dziwności.

Małpy o ile zdołałam się zorientować to głównie jedzą roślinność, a także klapki, czapki, batoniki.

Z nietoprzem żadnej nie widziałam.

Może już nie sezon ?

A kompromis to rzecz ważna, choć brzydka.

Pozdrawiam ładnie.


Pani Gretchen,

przykro to mówić, zwłaszcza osobie wykształconej, ale metodologicznie, to Panine obserwacje słabowate są.

Moim zdaniem, to, że inkryminowana małpa do klapków ciągnie, niechybnie świadczy, że odczuwa głód za ludziną. Takowej jednak nie spożywa w sytuacji, gdy dani ludzie są w większości taktycznej. No.

Podobnie może być z latoperzami.

I proszę mi nie mowić, że zmyślam. Nie zmyślam, tylko się do swojego odczucia odwołuję, jak niektóry inny bloger, co to na wszystkim się zna i nawet poezje recenzuje. A wszystko siłą swojego poczucia i społecznego awansu.

A ja też jestem z awansu, więc będę snuł teorie o małpach, co nocami napadają na samotne turystki. W celu konsumpcyjnym. Znaczy, chciałem powiedzieć – gastronomicznym.

A miętoperze jeszcze gorsze są, moim zdaniem. Niby śpią, ale baczenie dają. Sama to Pani chytrze uwieczniła. Obawiałbym się zemsty, na Pani miejscu.

Taki ujawniony niedopierz to zakała jest źwierzęcego rodu, bo – jak głupek jakiś – za człowiekiem lata, żeby go ugryźć albo z wysokości, proszę wybaczyć, obesrać.

Walnięcie wiosłem podobno pomaga. Ale to trzeba by Pani Pino zapytać, która niejakie ma doświadczenie nawodne.

Pozdrawiam wedle czucia swojego


Panie Yayco

Ależ proszę sobie snuć.

Myśli Pan, że une mogom tak wielgom odległość pokonać? Te niedopierze?

O mamusiu…

Co zaś się tyczy małp to przyjdzie mi przyznać Panu rację.

Ta co się tam wychyla i ciekawie niby też to na coś patrzy, to chwilę potem wolniusio udała się w moim kierunku (daleko nie miała) i spokojnym ruchem urwała mi fragment obuwia.

Nie reagowałam myśląc, że może to być tak, że ona się chce zaprzyjaźnić. A ta jak nie urwie! I nawet nie uciekała. Uwierzy Pan?

Usiadła sobie spokojnie i patrzy na mnie z częścią mojego obuwia w ręku (?). Myślę sobie wyrwie jej to!

No to doskoczył do mnie przewodnik i mówi, że nie wolno bo może zaatakować.

No luuuudzie! No mili państwo!

Teraz już sama muszę urwać z drugiego.


No i sama Pani widzi, jak to z małpą jest!

Krzywdę naturalnemu człowiekowi zrobi, to jeszcze ją pod ochronę wezmą. Nieporządek, proszę Szanownej Pani. Oraz, podobno, że ekologia. Ale ja w tę ekologię to mało jestem wierzący. Jakoś poprzestaje na katolicyzmie rzymskim.

A względem gacków, to ja tak to rozumiem (a muszę dobrze rozumieć, bo nic pewnego na ten temat nie wiem), że spokojnego snu Pani nie zazna, chyba, że przy zamkniętym oberlufcie. No chyba, że Pani kota by przyuczyła. Na latające myszy. Ale jak znam się na życiu, to Paniny kot tłusty i ślamazarny. A pies drugi do kompletu.

Może niech Pani jednak wiosło sobie nabędzie? No i parasol obowiązkowy. Koniecznie, zwłaszcza zaś już po zmroku. No.

Pozdrawiam, rozciekawiony rozwojem sytuacji


Panie Yayco

Pominę kwestię ekologii i rzymskiego katolicyzmu – inni się tym zajmują.

Natomiast kwestią nietoperzów tropiących to Pan mnie zmartwił. Oberlufty zamknięte, ale wie Pan w takich domach jak mój to się robiło oberluft zbliżonej wielkości do luftu.

To przecież jak une tu przylecom to moje szanse som żadne.

Kot z psem tłuste nie są, ale ślamazarne to już tak. Niby na taką weźmy sikorkę to nawet ten kot jakoś zareagował, ale pies to się nawet nie obudził.

To może to wiosło?

I parasol! Przecież ja nawet parasola nie mam, jako ta deszcz lubiąca.

Nie mam broni, nie mam schronów. Nie mam szans.

Tom się pięknie ustawiła, nie można powiedzieć.

a muszę dobrze rozumieć, bo nic pewnego na ten temat nie wiem

Ykstra. Udało mi się uśmiechnąć. No no…


No to cieszę się że ci się podoba

ten utworek drugi znaczy i pierwszy:)
tego drugiego to ja od dwu dni nałogowo słucham.

A i dzięki za “Supergirl”, dawno nie słyszałem, a mam jakiś nieuzadniony sentyment do tegoż utworu.

A i opowieści pana yayco o tych netoperzach czy miętoperzach i małpach -bezcenne:)

Znaczy znakomite.

idem, bo trza mi kilka (pseudo)pożytecznych rzeczy dziś zdziałać.
Ale wrócem pewnie, jeszczo, by się przed tym wyjazdem w bieszczadzkie krainy pełne netoperzy i miedwiedzi pożegnać:)

pzdr


Pani Gretchen,

ważne, żeby Pani się przy ścianach przemieszczała, moim zdaniem.

Taki niepoterz to podobno się orientuje na własne piszczenie. Weźmiej Pani dwóch takich, to będą na siebie piszczeć przez dwa dni, aż z głodu zdechną. Ale to jakby już Pani jednego miała gotowego. Bo jak nie, to trzeba inaczej.

Pod ścianą musi Pani stać. No. A jak Pani pod ścianą będzie, to on nie odróżni, obawiam się. Zwłaszcza zaś na MDM-ie, albo w okolicach pałacu Stalina, może się Pani czuć bezpieczna, wedle mojego zdania, które jest dobre, bo moje. A nawet lepsze, bo jestem wyższy.

Więc tam, do tego pałacu proszę iść na Sylwestrowy bal. Raz, że go Pani nie będzie zmuszona oglądać, co już jest bonus noworoczny, a dwa, że bezpiecznie.

Jak niedoperz jakiś zechce Panią zaatakować, to się zaraz na wieszcza narodowego nadzieje, na górnika udarowego naleci, albo się na stepowe dziecko, z głodem wiedzy w oczach, co tam w korytarzy jest ustawione – wypróżni.

Gorzej jeśli Pani w kanciastym wystroju się lubuje, bo wtedy może taki Panią odróżnić (sadząc po tych zdjęciach, co je Pani niesprawiedliwie zdjęła).

Ale to wtedy może się Pani przemieszczać w pudle. Takie po średniej wielkości lodówce będzie jak raz. Lekkie i łatwe w utrzymaniu.

I nadzieję proszę mieć, bo podobnież mróz idzie, o czym świadczyć ma to, że białoruskie niedźwiedzie spać poszły. Więc jeśli to prawda jest, to te latoperze spać też pójdą. I na jakiś czas spokój będzie.

Tak to widzę i ciesząc się, że Panią rozbawiłem, pozdrawiam


Laboga,

nie bardzo wiem, jak skomentować tematykę...

Doświadczenie nawodne mam owszem, urozmaicone i spore, ale nigdy w życiu nie miałam bliższych kontaktów z nietoperzami.

Kiedyś włamywacz mi o wpół do czwartej nad ranem chciał wleźć do mieszkania przed okno. Na szczęście przewrócił żelazko, które sobie niewinnie stało na parapecie, toteż się obudziłam i rzuciłam bez namysłu w stronę stosowną. Z dzikim wrzaskiem i ogólnie bez sensu.

Zwiał. Ale nie wiem, czy polecam tę metodę.

Obawiam się, że jest ogólnie rozpaczliwa, wymaga determinacji, no i żelazka w miejscu strategicznym… za dużo zmiennych chyba.

pozdrawiam pełna wątpliwości


Pani Pino,

a gdzie Pani aktualnie straszy: w Warszawie czy Krakowie?

abwarten und Tee trinken


Panie Lorenzo,

w aktualnej stolicy aż do piątego stycznia.

pozdrawiam ziewając


To szkoda, Pani Pino,

jako że sekcja krakowska spotyka się noworocznie w “Europejskiej”. Pani duch zapewne będzie się unosił nad stołem obrad:-)

Miłego pobytu zatem i pozdrawiam m.in. w imieniu panów Banana, Jerzego M., Tarantuli i swoim. No i Smoka W.

abwarten und Tee trinken


Panie Lorenzo

O której się spotykają?


O 15-tej, Panie Merlocie.

Czyzby był Pan w okolicy?

abwarten und Tee trinken


Tak się tylko pytam

o ewentualnych szaleństwach zadecyduję na bieżąco.
Maciejowski coś do mnie ma, to i pretekst jest.


To proszę oszaleć, Panie Merlocie,

albo zadzwonić lub przynajmniej unosić się nad stolikiem w charakterze:-)

Pozdrawiam serdecznie

abwarten und Tee trinken


Panie Yayco

Najbardziej mi podeszło to pudełko po średniej wielkości lodówce, ze względu na praktyczność i ponadczasowość tego rozwiązania.

Już sobie wyobraziłam jak ładnie sobie w środku wymościłam… Jak jest mięciutko i puchato, a co za tym idzie ciepło. I parasul by tam się zmieścił w kątku.

Bo wiosło to już nie.

Ze względów estetycznych wolałabym zbyt wiele nie przebywać w tych częściach miasta, które tak malowniczo Pan tu zarysował. W szczególności nie chciałabym zlać się z otoczeniem, a wiadomo kto z kim… I inne mądrości ludowe.

Zaznaczając, że znów mnie Pan rozbawił, serdecznie pozdrawiam.


Pino

Nigdy nie wiadomo czy to nie był Batman, więc się tak nie zarzekaj z tymi nietoperzami.

Metoda z żelazkiem wydaje się skuteczna. Można ich narozstawiać w różnych miejscach i będzie w porządku.

Choć może i faktycznie najbezpieczniej we wodzie?


Do Sekcji Krakowskiej:

Oburzające i z zazdrości skręcające.

Phi!

Koniec oświadczenia.


Pani Gretchen,

Pani wszystko myli.

Po cholerę, mianowicie, Pani w pudełku parasol?

Zamiast tego sobie Pani pagaja schowa i będzie Pani przygotowana.

Ja bym na wszelki wypadek wziął czosnek jeszcze. I żeby pagaj był osinowy, byłoby pasujące. No.

Pozdrawiam porządkująco


Panie Yayco

Jak po cholerę?

Po pierwsze primo przeciwko gacopyrzom.

Po drugie primo przeciwko opadom atmosferycznym.

Pagaj może stać w innym kątku, to prawda tylko, żeby się zbyt ciasno w moim pudełku nie zrobiło… Czosnek z pewnością się jeszcze zmieści.

Wszystko to razem w zgodnym połączeniu może dać efekty zdumiewające.

No.


Pani Gretchen

Huśtam się po amplitudach (copyright Griszeq) nastrojów i emocji.
Zielono, balistycznie?, koncertowo.
Autentycznie zazdrość skręca:)
Sekcji Krakowskiej też należy pozazdrościć: widoków i podobno najlepszego sernika w Krakowie
http://www.europejska.pl/

A w jakim kolorze pudelko wybrała Pani do promenady?


Szanowna Pani Gretchen,

A nie prościej sobie górną część pudelka zafoliować odrobinę?

Może być najpierw folia aluminiowa, dla zmylenie gackowego jakoby radaru. A na to normalna od deszczu. I już.

Się Pani jeden ekskomunikowany Doctor Invincibilis z Ockham kłaniać kazał.

Się zatem kłaniam z nim razem, choć jego herezyj nie popieram


Pani Agawo

A bo to jest jakiś wybór?

Natomiast podniosła Pani kwestię istotną, bo przecież zawsze sobie można takiego pudełkowca pomalować. Może na zielono?

Trochę jak modliszka, a trochę w kolorze nadziei?

I proszę uprzejmie się huśtać. Miło jest mieć towarzystwo na huśtawce.

Pozdrawiam Panią, wciąż nie mogąc się pogodzić, z tak drastycznym posunięciem Sekcji Krakowskiej.


Panie Yayco

To ja się przecież zaduszę pod taką ilością folii.

Choć tę aluminiową to przemyślę z racji, że można ją podziurkować i tlen dopuścić.

Pozdrawiam, wychodząc po pudło.


Pani Gretchen,

z Panią to jak z dzieckiem – wszystko trzeba tłumaczyć.

Przecież i tak musi mieć Pani szczeliny do patrzenia, żeby niewinnych nie rozjeżdżać tym tekturowym czołgiem.

No chyba,że Pani na Narutowicza placu zamierza zaparkować i czekać na coś.

Tylko najpierw proszę sobie ustalić, na co, bo klimat u nas niesprzyjający.

Pozdrawiam zdrowotnie


Szanowni Państwo,

ustępuję z szacunkiem wobec Waszej rozszalałej kreatywności twórczej.

To, że z tym szacunkiem wiąże się chichot obłąkańczy, nie czyni, mam nadzieję, problemu?

Proszę jednak pamiętać, że najlepszą obroną jest atak. W tym zakresie oferuję moje specjalistyczne usługi, niezależnie od gatunku przeciwnika.

Mam nawet czołg. Nieduży, ale z materiału właściwego.

A teraz przepraszam, ale muszę spożyć boeuf Strogonow z ziemniakami, zanim się nim zainteresuje Fraszka.

pozdrawiam obiadowo


Strogonoff awansował na befsztyka?

którego zapach jeszcze chwilę temu się unosił...


Panie Yayco

Dowlokłam się z pudłem do domu, albo też pudło dowlokło się ze mną, albo też dom … No mniejsza…

I co? I Pan dopiero teraz o szczelinach do patrzenia! Dopiero teraz, a przecież mógł Pan to powiedzieć przed .

Te szczeliny do patrzenia nasunęły mi bowiem nowe rozwiązanie, nowe wyjście, nową koncepcję.

Otóż.

Widział Pan chodzące po sklepach wielkie ogórki, albo banany? Z pewnością Pan widział.

To ja sobie sprawię takiego gigantycznego niedopierza. Wieeeeeelki będzie i będę mieszkać w nim jako wcześniej miałam w tym pudle, które aktualnie jest na zbyciu ( wszystkich zainteresowanych nabyciem takiego pudła zapraszam do przetargu otwartego, bez warunków i bez trzymanki ).

No.

Będę największym symulowanym wampirem we wszechświecie i okolicach!

Nie ruszom mnie, choćby i doleciały.

Na co będę czekać jest w fazie krystalizowania się.


Pino

Tylko żebyś się nie udławiła tak zanosząc się straszliwie :)

Do tego mi przypomniałaś paryską Strogonoff, które wiele miała wspólnego z niedopierzem.

O ile wierzyć gminnym przekazom.


Panie Merlot

To w tę stronę się da?

No niby wszystko się da, ale żeby to też?


Wszystko się da, Panno G.

A we w szczególności, przy użyciu najnowszych nanotechnologii. Bierze się nanorurkę węglową, zmyślnie się supła elementy Strogonoffa zusamen do kupy i jest befsztyk. Do tego miętki i łatwo biodegradowalny.

Tylko trzeba to zrobić, zanim się Strogonoffa usmaży i w sosie unurza, bo będzie kompromitacja.


Przejrzałem Panią, Pani Gretchen!

Pani, żarta zazdrością wobec Krakowa, postanowiła zorganizować Wszechświatowy Zjazd Batmanów.

Jednakże kobiety są próżne, okazuje się.

Czekam niecierpliwie na zdjęcia Pani w stroju organizacyjnym i pozdrawiam


Panie Merlot

Wiem, że wszystko jest możliwe.

Na przykład mój mózg zadziałał kilka minut temu.

Ale nie, żeby tak sobie zwyczajnie, tylko zadziałał skutecznie. Z efektami.

Jak tu się nie cieszyć?


Panie Yayco

Co też Pan? Ja?

Ja to mogę ewentualnie zorganizować... Nawet nic mi do głowy nie przychodzi. Co za życie.

A, że ten Kraków tak się jakoś zachował to faktycznie, że mnie zżera.

Jak mnie całkiem zeżre to już żaden strój się nie przyda. O!


Jasne Pani Gretchen,

ja nie chciałem tego wprost pisać, ale jakoś widzę jeszcze jeden dobry powód, żeby się za nietoperza przebrać.

Ale cóż zrobić – kobieta płocha jest istota.

I poniekąd odwrotna, bo żeby coś takiego nazwać odstraszeniem?

No naprawdę...

Pozdrawiam ironicznie nieco


Laboga,

jak to człowiek musi się pilnować, co pisze od niechcenia o posiłku swoim. Wytkną czujnie niezgodność i linka jeszcze podkreślonego wstawią.

A może ja na przykład marchewką się żywię? Lub nanorurkami?

Nigdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie, gdzie się podziała czujność und dystans wobec meandrów wirtualnego świata?

Ja do kuchni w mym rodzinnym domu wchodzę tylko i wyłącznie po herbatę. Woń mnie zmyliła zatem dzisiaj po południu i moje poznanie nieuprzedzone wzięło pochopnie strogonowa za befsztyk.

Zeszłej nocy udało mi się zeżreć spory kawał schabu na surowo, bo uznałam, że to jakaś polędwica.

Tej wersji zamierzam się trzymać, Wysoki Sądzie!

ukłony zamierzone


No to nieźle

A taka chrzęstowatość nie wzbudziła Twoich podejrzeń?

Jeśli nie to idź do Maxa obejrzeć filmiki (piękne zdjęcia tam są maxowe).

Jeśli natomiast wzbudziła to też idź, zobaczysz jak inni w życiu mają.

pururu


Mademoiselle,

to wszystko z miłości do polędwicy w stanie befszykowym.
Narobiłaś mi smaku, poleciałem do instytucji detalicznej, nabyłem padlinę za ciężkie pieniądze, sos nawet pieprzowy uskuteczniłem, a nagle ten strogonoff mi skrzydła podciął.

Więc się zgredowato odegrałem, proszę oskarżonej.

Ukłony markotne


Gretchen,

czyli, kak się nie zwrócisz, żo… znaczy, tak czy owak iść do maxa muszę. No co za los, doprawdy.

Owszem, coś mi przemknęło, że to jakieś dziwne jak na wędlinę, ale byłam wściekle głodna, niczym główny bohater Ręki mistrza Kinga (horrory czytujesz?).

Panie merlocie, pretensje do Czajnika. Ja też zdecydowanie befsztyki preferuję.

pozdrowienia spożywcze załączam


Subskrybuj zawartość