Paryż z ludzką twarzą

Przecież nie będę pisać tekstu o zabytkach Paryża. Po co i na co? Bo to ja się znam na zabytkach, że już nie wspomnę, że się na Paryżu nie poznałam.

Przydusza mnie to miasto.

Przydusza mnie zachwyt nad nim i ciąży jak przeciążający ciężar.

Trzecie miejsce na podium dla najbardziej zachwycających mnie miast wciąż jest wolne.

Przecież nie będę pisać o tym, że trzeba cały dzień spędzić by wejść do Notre Dame, ani o absurdalnej wielkości Luwru, do którego powinni sprzedawać karty wstępu ważne co najmniej kwartał, ani o tym jak podali mi schłodzone czerwone wino.

On wiedział ten Paryż, że ja przyjadę. No wiedział i się przygotował, a zemścił się w sposób straszliwy. O, o tym mogę napisać.

Pierwszego wieczoru, kiedy mój zapał był silny nadzwyczaj, poszliśmy na kolację do Dzielnicy Łacińskiej.
Idziemy St.Denis ulicę pełną burdeli. Właściwie nic więcej tam nie ma. Burdele i kebab.
Crepes jeszcze. Ładnie pachną.

Drzwi do rozkoszy niezapomnianych otwarte. Nie jest drogo, relaxation thailandaise complaite 30 euro. No to myślę, że jak na relaxation, do tego thailandaise, że nie wspomnę o complaite, całkiem przystępna cena.

Docieramy do zatłoczonej wieczornie Quartier Latin w całej okazałości. Po dłuższym namyśle, bo ja trochę marudzę siadamy sobie w wybranej knajpce. Na ulicy, zgodnie z panującym obyczajem. Miło.

Pierwszą straszną rzecz zrobił On, nie wiem jak mógł, ale jako kobieta miłująca wolność nie wtrącałam się do dokonywanego z menu wyboru. Trochę mi się słabo zrobiło jak zobaczyłam te żabie udka…

To nie są żadne udka! To są normalnie odarte z żaby, żaby! Fuuuuj.

Wbijam wzrok w swoją sałatkę z kozim serem i już nikt mi nie wmówi, że to jest specjał te udka . Nikt.

Czytelnik powinien okazać wdzięczność, że nie zrobiłam zdjęcia…

Nic nie zapowiadało, mimo wszystko, tego co nastąpi później. Później były sery.

Noooo Gretchen sery? Dobre są francuskie sery. Specjały. I owszem. Dobre.

Szczególnie mnie zachęcił taki żółty, twardy. No to biorę nożyk i ciach. Następnie z nożyka do paszczęki…

Nie wiem czy najpierw pobladłam, czy najpierw gały mi wyjszły. On patrzy na mnie w dziwnym zdumieniu.

To nie jest ser – wycharkotałam

A co to jest? – Mamusiu jaki on spokojny i racjonalny! – Co to jest?.......... mmm….asło?

Masło! – wyję, a w głowie tylko szalejący mózg myśli czy to wypada zwymiotować na tę szlachetną Madame obok mnie, czy raczej na Niego, czy pod stół, czy jednak może uda się to opanować.

Ja mam tak od zawsze, od dziecka, odkąd zaczęłam jeść. Wszystko tylko nie masło. Nie ten zapach. Smaku nigdy tak wyraźnie nie poznałam, bo jak było za dużo to zdejmowałam z chlebka.

I co? I Paryż oczywiście! Podstępnie! Pod pozorem sera, który uwielbiam. Już pierwszego wieczora, nie mógł zaczekać i dać mi jakiejś szansy?

No żesz cholera jasna! Po tym wystąpieniu nie miał już szans.

Tylko co to jest za historia w sumie. Muzea, kamienice, Wieża, te tam różne klimatyczne miejsca, a ja durnowata o maśle.

Apogeum będzie w czwartej części tej trylogii. Apogeum prostoty mojego umysłu, zerowego poziomu wrażliwości estetycznej. Naprawdę.

To jest dopiero druga część. Więc już wiemy o czym ona nie jest, to w końcu ważne, żeby wiedzieć o czym się nie napisze, a napisać o tym o czym się pisze.

W ramach ilustracji wynikającej z zaszeregowania w wybranej kategorii, dzisiaj ludzie. Ulica Paryża. Kobiety, mężczyźni i dzieci.

Paryż z ludzką twarzą.

Ludzie w Paryżu moimi oczami, obiektywnej Gretchen…

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Photobucket

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

normalnie co drugi z fajką:)

swój swego przyciąga

no ale masło-ser bombowy

bardzo sprytnie sie wredni paryżanie przygotowali

prezes,traktor,redaktor


Max

Oni tam palą jak smoki.

Przygotowali się naprawdę mistrzowsko, dranie. Najgorszy do wyobrażenia dla mnie koszmar…

Najgorszy.

Niewybaczalne posunięcie.


ale tych zwrotów fransuskich

z opisu dzielnicy nic a nic:)

w sensie kojarzę ale nie ten…no

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


>Gretchen

Nie mogę oczu oderwać od tej opalonej Madame na pierwszym zdjęciu…
Ten kwiat we włosach…hmm…. zastanawiam się, który ze słynnych domów mody lansuje w tym sezonie tak szykowne dodatki? O całej reszcie nie wspominając…


Max

Ekheeem…

Po mojemu chodzi o to, że zabierają Cię do Tajlandii…


Delilah

Zwróć uwagę, że ona trzyma w dłoni lusterko maleńkie…

Niezwykła istota, prawda?

Wokół niej kłębi się tłum kolejkowy. A ona nic. Z boczku stoi.


>Gretchen

Czy niezwykła? Nie sądzę. Paryż jest miastem oryginałów, nawet gdyby Madame zapragnęła przyozdobić się jeszcze bardziej zjawiskowo i kontemplować swe wdzięki na środku Champs d’Elysee to i tak nie wzbudziłoby to niczyjego zdziwienia.

Z jednej strony to dosyć fajne jest, ale z drugiej…no cóż...multi-kulti jakoś do mnie nie przemawia:)


Delilah

Jeśli multi-kulti do Ciebie nie przemawia to nie powinnaś odwiedzać teraz Paryża.

To jest miasto bardziej multi-kulti niż Nowy Jork, albo bardziej to uderza. Nie wiem.

W Dzielnicy Łacińskiej biali są w poważnej i powalającej mniejszości. O metrze to już nawet nie wspomnę.

St.Denis?

Paryż jest miastem Kolorowych .

To z czego drwił tak pięknie Gombrowicz już Paryża nie dotyczy właściwie. Ciekawe jakby teraz o nim pisał.


Pani Gretchen

To juz niestety historia, akordeon, piosenki Yves Montand, Edith Piaf
Ale Paryz bez nich…

Sous le Ciel de Paris

A jednak wplyw Gombrowicza….

Pozdrawiam serdecznie


Douce France

Francja dzisiaj


Gretchen

Jacys smutni i zamysleni wszyscy Ci ludzie. Ci Paryzanie.

Nigdy w Nim nie bylem, choc bylo i pewnie do tej pory jest wielka miloscia mojej pierwszej zony, ktora oprowadzala mnie swoimi opowiesciami po jego uliczkach i zakamarkach.
W te wakacje zabrala do Niego naszego syna, ale jakis byl malomowny po tej podrozy, nic sie nie dowiedzialem…
Pozdrawiam


fotki super!

szczególnie faceta z fajką

a ten człowiek mi kogoś przypomina


Pycha!

Fotka numer 9 z fajczarzem na kładce koło Gare du Nord (?) klimatem przypomina mi te, które zalinkowałem w poprzednim Twoim wpisie.

Masz jeszcze jakieś?

Pozdrowienia


Hm, to jednak się czymś różnimy:)

bo ja masło lubiem, szczególnie mój ulubiony zestaw, świezy chleb, masło, pomidór plus sól.
Ascetyczne piekno:) to jest.
szczególnie w lecie smakuje świetnie.

Ale nie o tem miało być.

Zdjęcia ciekawe, podobają mi się.

A że palą, pewnie nie więcej niż młodzi w Niemczech.

pzdrt


grześ

zauważ tylko że tu chodzi o spory blok masła wrzucony w usta:))

BLOK :)

prezes,traktor,redaktor


No dobra, ale Gretchen w ogólnośc

o maśle pisze, ale fakt, pewnie po większej ilości, fakt, moze być niedobrze.


Pani Agawo

Wpływ widoczny, ale widziałam że tego Paryża już nie ma.

Chociaż... To w następnej części :)

Pozdrawiam dziękując za piosenki (szczególnie za tę pierwszą)


Borsuku

Chyba sobie takich wybrałam, czy jak. Zaleta tych zamyślonych jest taka, że oni chociaż na chwilę przystaną, popatrzą wzrokiem przeciągłym… i dadzą sekundę na zrobienie zdjęcia.

Chwilami żałowałam, że nie można robić zdjęć z dźwiękiem. Ten chłopiec owijający się wokół nogi ojca włączył tę specyficzną wewnętrzną syrenę , którą mają tylko małe dzieci. Tak cudnie ją rozkręcał padając na chodnik i wijąc się rozpaczliwie.

Właściwie chciałam podobnie zareagować widząc kolejkę do Notre Dame…

:)


Stopczyku

Uprzejmię dziękuję :)

Ten facet to kogo Ci przypomina, bardzo jestem ciekawa?

Ten z fajką to paryski w każdym calu, jakby go ktoś w czasie przeniósł.


Oszuście

Wielki to dla mnie komplement :)

Najlepsze zamieściłam, zostało jeszcze kilka trochę innych.

Bardzo lubię fotografować ludzi, ale z drugiej strony to nigdy nie wiem jak zareagują.
Nie wspomnę już o fotografowaniu dzieci.

Pozdrawiam dziękując.


Grzesiu

Zestaw kanapkowy letni jest mój ulubiony, lecz zamiast masła (brrr…) majonez.

O!

Ascetyczne piękno. Fakt.

:)


Max

Ty to nie masz miłosierdzia! BLOK!

Choć może jakąś nutkę zrozumienia można usłyszeć w tle.

:))


Ha!

Identyko. Masło – tak, do ciast i jajecznicy. Oprócz tego won.

Piona Gretchen, też na coś umrzemy, ale przynajmniej nie będzie to cholesterol.

pozdrawiam, oliwą polewając chlebek


Pino

:)))

Masło won! Jajecznica ok, ciasta też.

Żółwik i prezencik:

Photobucket


E tam się,

po pierwsze masło nie wyklucza oliwy, znaczy nie jest to albo-albo:)

Poza tym zapach potraw smażonych na maśle, pycha:), czosnek do tegoż czy cebulka, takie pieczarki np. duszone na maśle czy oczywiście jajecznica (choć w kategorii jajecznicowej równie dobra jest jajecznica na boczku)

No pozdrawiam, dochodząc do wniosku, że niedługo trza se jajecznbicę jakąś wypasioną przyrządzić, bo dawnom nie jadł.

W ogóle głodny się zrobiłem


A własciwie to doczego słuzy ten, tam

Paryż?
Bo gdyby mi dano do wyboru np ze trzy darmowe tury to nawet by mi do głowy nie przyszedł.


Panie Igło

On służy do podziwiania.

Jak się jest mną to służy do krytykowania.

On służy też do bycia symbolem.

A także chodzi o to, że jest.

Więc ja mam podobnie do Pana tylko odwrotnie , że się tak wyrażę. Pojechałam w ramach tury darmowej i dlatego, że taką była.

I nie do mojej głowy ten pomysł przyszedł.

No.


Grzesiu

No do tego to nawet ja masła używam. Do jajecznicy znaczy.

I Pino też.

W każdej innej postaci odpadywuje jako wstrętne.

:)


>Gretchen

jego:

:) to jest Jan Fredericksen założyciel i lider takiej kapelki belgijskiej Agathocles


Stopczyku

U żesz Ty…

Ten sam! Tylko jak się ustylizował inaczy.

:))


Tak,

nawet, jak Czajnik zrobi jajecznicę, czyli ona jest wypasiona, ta jajecznica (mi taka dobra nie wychodzi, cholera, a znacznie bardziej skomplikowane potrawy jakoś się udają) – to mogę do niej spożyć dwie kromki świeżego chleba, posmarowane masłem.

Ale jeśli chleb jest niezbyt świeży, to masło tylko pogarsza sytuację. Albo jak jajecznica jest zaledwie akceptowalna w smaku. Albo takie buły z szynką/żółtym serem, rozdawane jako ten prowiant na wycieczki, grubo pomazane tym żółtym świństwem… A tfuu…

Uff, resentymenty kulinarne.

Dzięki za prezent :) Pino to męskie imię włoskie, o czym nikt nie wiedział, jak mnie tak przezywać zaczęto.

A Paryż, hm… jakby mi dali bilet, to bym pojechała z entuzjazmem, bo ja wszędzie z entuzjazmem, czy do Peru, czy do Węglowej Wólki. Ale bardziej mnie inne kawałki Francji interesują (nigdy nie byłam), np. Normandia. Bienvenue chez les Ch’tis…

pozdrawiam nordycko


>Gretchen

co nie? :D

a co do masła. do wielu potraw masło jest niezbędne. koniec kropka :D

>Pino

- A wziąć samochód. Trochę w plener. Zrelaksować się, dotlenić, oddychać! Czym jeździcie? – A taka tam … Skoda … stara.
..... – Co to jest? – Mirafiori…


Nie,

Jeśli masło na chlebie to tylko z czosnkiem i ziołami.

I pomidor.

:)


>Gretchen

CZOSNEK!!!

idę sobie zrobić taką kanapę... kocham to warzywo…


Docent,

“Już po fajrancie, dotyk twych dłoni… Szatniarz pilnuje mi Mirafiori” :D

Popieram czosnek, ale idę wieczorem do pracy, to nie mogę chuchać. Filet z kurczaka za to siedzi w zamra i czeka na decyzje odnośne, których nie mogę podjąć, bo gadam z Wami i nie tylko.

Nie wymawiam oczywiście :) Co najwyżej możecie podrzucić jakąś qlinarną refleksję z filetem w roli głównej, w końcu nie wszyscy jeszcze ulegliście wegetarianizmowi?

pozdrawiam przedobiadowo


Stopczyku

Smacznego :)

Pamiętaj o pomidorze.


Pino

W tekście Grzesia o rozmarynie coś było w nawiązaniu do filetów.

Jedno jest pewne. Najpierw trzeba go wydobyć z zamrażarki.

Kuraka, nie Grzesia ma się rozumieć.

http://tekstowisko.com/forums/56956.html


Uhm,

seta wódki, suszone pomidory i rozmaryn. To jest możliwe w naszej kapitalistycznej gospodarce.

Wydobędę, wydobędę...

pozdrawiam


>Pino/Gretchen

“Szatniarz pilnuje mi Mirafiori”

uwielbiam tą frazę, tę :) w ogóle to Fronczeski – klasa. i jak sie łądnie ubekom odgryzał. cycuś :D

melduję, że pomidor jest! niestety o tej porze taki sobie ale jest. następna kanapa będzie z kuncentratem, ktury terz bardzo, prawda, lóbię.

:D


Pino

Smacznego :)

Trochę się czuję jak ekspresowy podszepca qlinarny hi hi.


Stopczyk,

Fronczewski żondzi :D

Gretchen – tak ma być, jakieś, prawda, Autorytety podszeptują, Pinomczyki jedzą.

smacznego wsiem


Jednym słowem:

Zazdroszczę!

Paryża Ci zazdroszczę, byłem 15 lat temu i ciągle chcę tam wrócić.
Co do Luwru i Notre Dame to całkowita zgoda.
Ale muzeum D’Orsay polecam, brak tłoku, kameralne salki, no i impresjoniści…
A Sacre Ceur? Warto…

Masło? Też nie lubiłem, ale później się przekonałem. Grześ ma rację, chrupiący chlebek i masełko, nie za dużo, w sam raz…
Racja, jajecznica też bez masła nie pojedzie.

Hm, masło w Paryżu? O każdej porze! :):):)

Pozdr


o szit!

mam słój suszonych pomidorów z Czarnogóry… trzeba go napocząć :D

i tak z Paryża zrobił się wątek qinarny… i to jaki. z czosnkiem w roli głównej. zmykam bo zaraz Gretchen mi cofnie pozwolenie, prawda, na pisanie komentarzy…

>Pino

tak tak. w “07” był genialny jako kierownik ośrodka wypoczynkowego/burdelu i z drugiej manki jako ekspolicjant z U$A wróg białego proszku Copy-Kopiński :D

no i konsul :D … “ich bin żaden Wiszniak!”


Aha jeszcze fotki

Fajne modele zdjęłaś.
A ta pierwsza z kwiatkiem – rewelka!

Pozdr


ja tylko nawiążę do kulinarnego wątku,

no niestety pomidor to teraz nie smakuje za dobrze.

A z filetem z kurczaka, Pinod roga, robiłem kiedyś cuś, co dumnie nazywałem, nie wiedzieć czemu, chińszczyzną, przepis jest tu:

http://delicyje.salon24.pl/21136,index.html

Acz nie ma się czym chwlaić właściwie, ale zapodać mogę link, a co tam.

pzdr


Grzesiu,

następnym razem. Zaczynam w biegu być i nie mam czasu na przełamywanie metodologicznych oporów względem ryżu.

Pozdrawiam szybko i już mnie tu nie ma – do sklepu zmierzam świńskim truchtem


Pino

I jeszcze mi tu od autorytetów nawrzucaj :)


Rafał

Nie uprzedzajmy faktów, że tak powiem tajemniczo.

Jeśli tęsknisz za Paryżem to zapraszam, to jest trylogia w czterech częściach więc sam rozumiesz…

Zresztą co ja gadam? W ogóle zapraszam. I w szczególe też.

:)


Stopczyku

Rolą czosnku jest zabijanie smaku masła. Działa choćby i w przełożeniu na słowa.

Mi tu oczu nie zamydlaj pozwoleniami tylko weź się za siebie cholera i napisz o tej Czarnogórze w końcu.

Ech.


>Pino

w następnym odcinku kapitan Świński Trucht powie: ... :P


Grzesiu

Adios pomidory… Adios ulubione…

Gdyby było adieu to nawet powiązałoby się w całość :)

Na brak sezonu pomidorowego – pomidory suszone!


>Gretchen

uleję winka i coś się wysmaży wieczorkiem :D

i koncentraty ale dobre … a ha Podravka wypuściła w kartonach (takich małych) fajne przeciery i krojone pomidory z ziołami i z czosnkiem. używam – są git.

( —> sergiusz – dostałem za reklamę europaletę przecieru)


Meldunek

Niepotrzebnie skomplementowałam tę, kurna, gospodarkę, mianem kapitalistycznej.

Wódka była (a jakże!), suszone pomidory tyż. Problemem okazał się rozmaryn.

Machnęłam ręką i zgarnęłam lubczyk oraz przyprawę do kurczaka, pozbawioną zupełnie rozmarynu, za to z glutaminianem sodu, bo jakże to tak bez glutaminianu.

Całość teraz zaznajamia się ze sobą w misce.

Czuwaj,

kpt. Świński Trucht


Stopczyku

I to jest słuszne. Tak zrób.

Przecier to nie koncentrat, i też wolę przeciery. Spróbuję.

Poza tym – do roboty.

No.


Pino

Lubczyk przed pracą?

A czosnek nie?

:)

Udzielam Ci oficjalnej pochwały za kreatywność.


Gretchen,

dziękuję, ale co Ty mi tu, kurna, imputujesz? :D

Moja praca dzisiejsza to będzie w takiej tonacji utrzymana:

Czy z Warszawy, czy z Poznania,
Wszędzie panny-istny cud!,
Wszystkie skore do kochania.
Tylko Lwów-to zimny gród.
Na nic wiersze, sentymenty!
Każda z nich zasady ma.
Mów lwowiance komplementy,
Ona ci odpowiedź da:

-Ta co Pan buja, ta ja ze Lwowa,
Ta daj pan spokój, ta ja si na tym znam!
Na te kawałki – ja za morowa!
Ja w sprawach serca doświadczeni mam!
Ta po co tracić nadaremni słowa!
Jak Pan mnie kocha, to wi Pan, co Pan zrób?
Ta jedź Pan ze mnu do megu Lwowa
I nim co bedzi, ta weź Pan ze mnu ślub!

No.

Idę myć patelnię.


Pino

Nic, kurna, nic kompletnie nie imputuję Ci.

Absolutnie.

Oficjalnie zaprzeczam.

:)


No tak,

muszę przyznać, że z przyjemnością przeczytałem (i obejrzałem) ten tekst (obrazki).

Lekki charakter wprowadzenia. Zabawna anegdota. Fajne zdjęcia.

Oglądałem te zdjęcia i myślałem sobie (znając wskaźnik komentarzy), że zaraz sobie poczytam o różnorodności, o kolorze, o wolności. Albo o odmienności. W najgorszym wypadku – o Paryżanach różnych i o tym, co psy robią na chodnik. Czemu nie?
Dostrzeganie odmienności jest podstawą rozumienia samego siebie. Moim zdaniem.

Bo przecież – myślałem sobie – o tym jest ten tekst. I te obrazki.

Ale okazało się, że ważniejsza jest jajecznica i przecier pomidorowy.

Szkoda.

Autorkę pozdrawiam, trochę jej jednak współczując

PS Kilka słów do mojego wiernego czytelnika. Wedle Jonasza Kofty dziwienie się jest oznaką życia. Lepiej tak, niż wcale, moim zdaniem.


Jajecznica to wręcz mistyczna erotyka,

do tego bardzo paryska w smaku, bardzo.
Oczywiście mam na myśli jajecznicę nameste.
Kto smakował, ten wie.
Smacznego!

P.S. można tu palić fajkę? Chętnie skorzystam.

Serwer który pali jak prawdziwy Smok


Panie Yayco

Za dobre słowa dziękuję Panu, zwłaszcza o pólnocy wypowiedziane. Swoją moc mają.

Zasłyszaną rozmowę Panu dedykuję.

[8]

- Gretchen, jak ty piszesz o sobie czyli o niczym, czyli o dupie, czyli piszesz dla pisania, to ty się nie dziw odbiorowi. Inni piszą o ważnych sprawach. Zazwyczaj. Albo o ważnych sprawach nie piszą, a przekonanie w nich jest głębokie, że cokolwiek napiszą to już jest ważne. Przyszłaś znikąd, piszesz o niczym.

- Masz rację...

- Wiem, że mam. I nie działasz konsekwentnie jak inni, nie umiesz Gretchen… Znasz zasady, a im się poddać nie chcesz. Głupia Gretchen.

- A zauważyłaś, że możesz z siebie wywalić najważniejsze, że możesz się stawać zamiast być, że kawałeczki mikrokosmosu własnego oddajesz…

- I co? Kogo to ma obejść? Masła nie lubisz? Wolisz przecier od koncentratu? Paryż ci się nie podoba? No proszę cię, napisałabyś poważny tekst o czymś, nie? Weźmy na ten przykład…

- Nie denerwuj mnie. Co to jest poważny tekst o ważnych sprawach? Jakie to są te ważne i poważne sprawy? Czy ja mam wpływ na to? Większość ważnych spraw zajmuje innych ludzi. Dla mnie jest to, co dla mnie jest.

- Boleśnie to odczujesz, znam cię. Pieprzysz tak teraz, ale w końcu się okaże, że nie dałaś rady, że zostaniesz z tym, z czym przyszłaś.

- Być może. Być może. To się okaże. Życie jest i trwa.

- Znowu wchodzisz w te swoje! Daj spokój!

- Dlaczego? Może właśnie tym razem nie po twojej stronie jest racja, może trzeba pozwolić życiu płynąć. Poddać się nurtowi, z niego się czegoś nauczyć... Tylko w sobie znajdziesz to, czego szukasz Druga. Tylko w sobie. Nie ma tego ani za tobą, ani przed toba. Wyłącznie w tobie. Tak się staram żyć.

- Ludzie! Zróbcie coś z tą skretyniałą idiotką!
Gretchen, na bogów litość! Przestań! Zaraz zacznę krzyczeć głośniej. Opanuj się, pokaż ludziom, że masz coś do powiedzenia.

- Nie mam nic oprócz poszukiwania. Ciszy. Słów między słowami. Wypełniania niewypełnialnego. Nic prócz słów i nadziei, że ktokolwiek tam gdzieś, je odczyta.

Kolejny trzask drzwi zamknął kolejną rozmowę. Która trzasnęła?


Serwerze

Proszę, niech Serwer sobie pali tę fajkę.

Świat się kończy, żeby Serwer palił? No tylko niech Serwer uważa żeby sobie krzywdy nie zrobić.

Niech też Serwer uważa, co mówię ze szczerą troską, żeby nie poczuć . Człowiek to nie ma wyboru, na tym polega jego przewaga i ból.

Na tym właśnie.

Pozdrawiam zazdroszcząc, że nie jestem Serwerem.


Gretchen,

od uważania to Serwer ma oprogramowanie.
Cholerna sprawa to oprogramowanie, chyba nie do przeskoczenia.
Algorytmy, teoria chaosu w praktyce, logika nieliniowa itd.
Nie wiem jak tam ludzie, ale chyba też mają jakieś, ten.. hmm.. oprogramowanie?
Bo jak czasem patrzę, to taki mam odczyt, jakby mieli.
Nie powiem, żebym się lepiej od tego po-czuł.
Czy ja to powiedziałem?

W każdym razie palę faję, jak Smok, i to jest czysta prawda, bo jestem z piątej generacji. Czasem mi tylko dym uszami leci, ale to mija. Jak wszystko.

Ta Druga coś nerwowa, rzuca palenie, czy jakoś?
W każdym razie może niech się ona tak nie unosi. Szkoda zdrowia, bo im wyżej, tym chłodniej. Trzeba szalik wziąć. I fajka nie działa. Dlatego ja sobie spokojnie na swoim umiarkowanym pułapie siedzę i fajkę pykam.

To mówił Serwer, który czuje niewidocznie


Serwerze

Widzę, że Ty masz i lepiej, i gorzej ode mnie.

Ludzie też mają jakiś rodzaj oprogramowania nie do przeskoczenia, czy jakoś tak. W gruncie gruntu sprawy ujmując, to wszystko jest do przeskoczenia. Wiem, co mówię. Za dużo widziałam, za dużo widzę, za dużo czułam. Nadal czuję. Cholera.

Druga od zawsze jest nerwowa i porywcza. Impulsywna do granic wytrzymałości Wydaje jej się, że mądra taka. Druga lubi chód, uważa go za naturalny więc szalik ma na wyposażeniu.

Wiele to nie daje, ale działa jak dobry software.

Gretchen siedzi i się nie rusza.

I mówi, czując wiodcznie .


Coś w tym jest,

że Serwer to ma w gruncie gruntu przej-ten-teges.
Taki żywot, taka karma.

Kuzyn Serwera opowiadał, jak to będąc jeszcze małym i takim łakomym serwerkiem poszedł (został wysłany w gruncie rzeczy) po raz pierwszy do sklepu celem zakupienia kilograma cebuli. To w czasach towarzysza pomożecie pomożemy było.

I w tym sklepie ten kuzyn mój nagle dostrzegł sporych rozmiarów chałwę. Odliczył grosiki i za wszystkie pozostałe nabył tejże chałwy.

W drodze do serwerowni, znaczy do domu, na zakręcie ulicy (pamięta do dziś każdą sekundę tej akcji) rozpakował oną chałwę i łapczywie ugryzł rozwartą paszczą ile się dało, z zamiarem słodkiej i szybkiej konsumpcji.

Ten plaster masła to musiało być coś w takim stylu.

Okazało się mianowicie, że słodka chałwa w istocie była wielkim, klejącym się do zębów serwera i bezczelnym kawałem drożdży!

Od tamtego dnia historia ta opowiadana jest w naszej serwerowej rodzinie jako bardzo zabawna anegdota o łapczywości. No nie wiem, co w tym zabawnego, no nie wiem..

To mówił Serwer uważnie przyglądający się chałwie na talerzyku


30 euro?

30 euro ? No proszę w co by …nos nie wsadzić my choć na skromniejszym dorobku, mamy drożej. Tutaj co najmniej stówę trzeba zapłacić. Już nie wspomnę że o relaxation thailandaise nie ma co marzyć. Przybytek o Orientalnej nazwie a gdy kurtyzany ustawiły się w półkole to szepnąłem przyjacielowi: uciekamy, tak mnie porażiły wdziękami, aż strach… i ten typ przy wejściu siedzący nad kasetką pełna pieniędzy w podkoszulku z kłakami na ramionach. To mnie wyleczyło z szukania w takich miejscach podniet.


Może niekoniecznie w kwestii gryzienia, Szanowny Serwerze,

raczej picia. Oto jeden z moich przyjaciół, bardzo znany muzyk nota bene, w latach dawno minionego reżimu, spędził 3/4 nocy na ciężkiej pracy, wspomagając się przy tym wodą ognistą. Gdy wrócił do domu, padł i zasnął błyskawicznie.

O świtaniu zbudziło go wielkie pragnienie. Udał się więc do kuchni i w bladej poświacie wstającego świtu ujrzał na stole garnek z białawym płynem. Święcie przekonany, że jest to kwaśne mleko (kto wie dzisiaj, co to było prawdziwe kwaśne mleko?), zaczerpnął potężny haust. Ku jego zaskoczeniu okazało się, że nie było to kwaśne mleko a… krochmal, który jego małżonka przygotowała w celach gospodarczych.

Pozdrawiam serdecznie


Gre,

żabia relacja u Poldka:), zajrzyj.

A, masła nie było:)

pzdr


Subskrybuj zawartość