Gretchen w gąszczu wspólnot


 

Pytanie o to, kto tu zwariował ja czy inni, jest bez cienia wątpliwości w pierwszej piątce najczęściej przeze mnie stawianych. Nieskromnie powiem, że nie brakuje mi pokory i należytego oglądu własnych ułomności więc jestem skłonna, w większości przypadków wziąć szaleństwo na siebie.
Domyślam się, że doczytawszy do tego miejsca czytelnik twierdząco i wspierająco kiwa głową… To kiwanie mnie nie dziwi – sama tak często kiwam patrząc na siebie.

Zdarza się jednak, że choćbym i chciała, a w końcu co mi szkodzi, nijak naprawdę nijak nie mogę wziąć tego na siebie.

Od czasu kiedy moja sąsiadka zaczęła narażać swoje kuchenne okno na poważne uszkodzenia sprawy poszły dalej zwiększając swój zasięg terytorialny. Zaczęłam obserwować.

By oddać sąsiadce należne jej miejsce zacznę od niej. Niech ma kobieta. Ważna jest i blisko.

Po tym jak skonstatowała błyskotliwie, że nie może mieszkać w swoim mieszkaniu ponieważ ja mieszkam w swoim, sąsiadka szuka kolejnych potwierdzeń.
Nie ma w tym nic zaskakującego, naukowcy z dalekiego kraju już dawno udowodnili, że jak się przywiążemy do jakiejś myśli to potem szukamy kolejnych pozytywnie ją weryfikujących argumentów.
I znajdujemy.
Umacnia się ona ta myśl od tego i nabiera kolorów. W sprzyjających warunkach myśl może być całkiem solidną bazą do skonstruowania teorii.

I proszę:

argument pozytywnie weryfikujący nr 1 : sąsiedzi palą

argument pozytywnie weryfikujący nr 2 : raz na pół roku sąsiedzi zapraszają gości (nie wiadomo czy nie zaczną robić tego częściej). Goście sąsiadów siedzą do późnej nocy lub też do wczesnego poranka i rozmawiają. W kuchni. Trzeba wstać i przez okno się rozedrzeć, że mają iść do innego pomieszczenia. Uciążliwość niepotrzebna.

argument pozytywnie weryfikujący nr 3 : sąsiedzi mają psa. Pies szczeka. Uciążliwość niepotrzebna.

Prawda, że słowo pozytywnie ma tu diabelsko paradoksalne znaczenie?

No, ale cóż z tego skoro mieszkać się nie da?

Od siebie dodam, znaczy we własnym imieniu, że wewnętrzna szarpanina sąsiadki przybiera coraz to bardziej widowiskowe formy. Trzaskanie oknem to zamierzchła przeszłość.

Wydaje się też, że w ostatnim czasie już nie dym jest problemem lecz pies. Pies i jego szczekanie. By temu przeciwdziałać sąsiadka maksymalnie zgłaśnia radio, wali w ścianę, wiesza kartki na moich drzwiach.
W dwóch kopiach zrobione one były. Ładnie w edytorze tekstu napisane, nie tam że jakieś mazy odręczne.
Jedna kopia została nabita na taki mały gwoździk, który nie wiem po co ktoś kiedyś wbił, a druga włożona metodą tradycyjną między skrzydła drzwi.
Szło o to, żeby pies przestał łamać regulamin wspólnoty mieszkańców.

Ostatnio też pani wyła przez okno.

Normalnie wyła, udając psa.

Zachęcona postanowiłam sprawdzić jak to jest u innych.

Bo tera to modnie jest i słusznie, i nadzwyczaj niesamowicie być we wspólnocie mieszkańców. To jest lepiej, bo przecież ma się ten… no… wpływ się ma. I kontrolę też się ma. I we w ogóle.

Wyruszyłam z ciekawością badawczą do członków innych wspólnot. Wyniki są niezwykłe.

W bratniej wspólnocie ulokowanej w pięknej i eleganckiej dzielnicy Ursynów też wielu mieszkać nie jest w stanie.

Jednej pani z parteru przeszkadza, że pan na czwartym piętrze włączył odkurzacz. Normalnie włączył – nie nad ranem. Fakt, że nie widziałam tego odkurzacza, bo może to jest jakiś taki przemysłowy do sprzątania w wielkich sklepach? W każdym razie pani przeszkadza.

Tej samej pani przeszkadza, że ten sam pan trzyma samochód w garażu, a szczególnie jest uciążliwe, że on ten samochód uruchamia.
Jak ma garaż to po co uruchamia?
Nie może wypychać go na luzie i uruchamiać na zewnątrz?
Przyszła ta pani do tego pana znowu i każe mu samochód ściszyć.

Tam jest z samochodami problem głębszej natury. One są tam non grata. I te mieszkańców, i te gości.

Konsekwentnie prowadzona akcja przeciw zaowocowała ustawieniem słupków wzdłuż wszystkich wewnętrznych chodników. Gdzieniegdzie są też rozmieszczone skomplikowane konstrukcje słupkowo-łańcuchowe.

O, na ten przykład. Mieszkańcy jednego budynku ustawili taką konstrukcję ponieważ od tej strony to oni mają ogródki, a tamci mają garaż. I lament, że przebywanie na łonie zakłócają im spaliny czy coś tam. Ale oczywiście ci od ogródków też mają garaże, lecz z innej zgoła strony. Czemu sobie nie zagrodzą, nie wiem.

Kilka lat temu kiedy walka jeszcze nie zakończyła się powodzeniem i nie było aż tylu słupków, zapewne z braku piniędzy, ochrona miała takie wielgachne kartki i wiadro z klejem. Jak jakiś wredniuch się zaparkował to ciach! Klej na całą przednią szybę i wielgachna kartka!

Zdaje się, że w większą ilość słupków trzeba było zainwestować, bo znalazł się jeden walnięty co poszedł z tym do sądu. I wygrał. Ale jaki jest nasz wymiar sprawiedliwości to wszyscy wiedzą.

W piątek wieczorem kiedy po zebraniu kolejnego materiału badawczego opuszczałam to osiedle odczułam jeszcze coś.
Wzięłam ze sobą tego psa, żeby odpoczął od głośnego radia, walenia w ścianę i wycia.
Tam akurat pies nie przeszkadza, zwłaszcza że nie przyjechał samochodem.
I chciałam tego psa na trawkę puścić, niech się wysika zwłaszcza, że ciemno i nikt nie widzi.

Zrobiłam energiczny krok w lewo i to mógł być mój ostatni krok kiedykolwiek.

Jako niewtajemniczona nie odróżniłam, że skręcam nie na chodnik tylko na ścieżkę ogródka państwa, którzy mając niepełnosprawne dziecko taką sobie zrobili ścieżkę chodniczkową prowadzącą do specjalnej windy. I nic w tym złego, nawet przeciwnie tylko żeby nikt obcy nie wtargnął oddzielili tę ścieżkę łańcuchem.

Łańcuch jest przytwierdzony poniżej wysokości kostek dorosłego człowieka… Zapewne po to żeby nikt go nie zauważył.

Ach! Jak skutecznie on jest niezauważalny!

Nie ma się co czepiać – w końcu tylko się potłukłam, a mogłam przecież stracić jedynki górne lub dolne. I jak bym do pracy poszła?

Poza tym mamusia mówiła, żeby pod nogi patrzeć, trzeba było się uczyć jak był czas. Nie nauczyłam się to wyrosłam na jełopę.

Nagle wczoraj, potłuczona w innym niż zwykle zakresie, pochłonięta obserwowaniem feerii barw pojawiających się na różnych moich fragmentach (wszystkie dziwnie z palety fioletów dobierane te barwy) uzmysłowiłam sobie coś takiego.

Ludziom się wydaje, że wspólnota mieszkańców ma im, każdemu indywidualnie, zapewnić taką jakość życia jakby mieszkali w leśniczówce.

Absolutna cisza, świeże powietrze, żadnych niechcianych hałasów, żadnych sąsiadów, rozmów, dzieci płaczących, psów szczekających, kotów miauczących, obcych zapachów kuchennych.

Ciągnąc swój rozum za ogon do dalszych rozważań jęłam zastanawiać się co też taka postawa może mieć wspólnego ze wspólnotą.

Myślałam o granicach.

Myślałam o bezmyślności.

I o porażającej wręcz bezkrytyczności wobec swoich chciejstw.

Dzięki takiej ponadnormatywnej dawce myślenia zobaczyłam też swój stan psychiczny w cieplejszym świetle.

Inni mają gorzej.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Gretchen

wspólnota to przecież walka kompromisów , każdy go rozumie inaczej:))

prezes,traktor,redaktor


Widzi pani, szanowna G.

Ja to strasznie mądry jestem.
I wielu mi to zarzuca żem taki mędrek, że na wszystkim się znam, nawet na architekturze.

Więc to o architekturze będzie.
Ten mój koment.

I dlatego otwieram sobie album wydany przez PAX w ’53r.
Ubiegłego wieku.
Żeby nie było.

I co ja tam widzę?

Ano kamienicę widzę i podwórka – studnie.
Taką, w jakiej pani mieszka.

A na tych zdjęciach bo, to album fotograficzny jest, wszędzie są fotki kapliczek podwórkowych, w onych studniach-podwórkach.

I modlące się przy tych kapliczkach kobiety.
Na klęczkach.

Bo ten album ma tytuł – Powstanie Warszawskie

I żeby nie było, że ja pani Powstania… życzę.

Wprost przeciwnie.
To o wspólnocie & architekturze wpis jest.
Prawda?

P.S. A na 1 pytanie odp. jest prosta. 40 mln Polaków powinno siedzieć na foteliku u terapeuty.


max

Bardziej mi pasuje słowo walka niż kompromisów :)

Jednak to co mnie poważnie niepokoi to skala odrealnienia.

Jak daleko można się posunąć?


Gretchen

dlatego dałem kursywą:)

czekam na specjalistów w materii wspólnotowej, myśle że wiele się rozjaśni, już popcorn zaupiłem i dużą kolę, rozsiądę się wygodnie i poczekam, na objaśnienia:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Igło

Prawda.

U mnie jest kapliczka, znaczy to właściwie nie jest kapliczka, ale jest.

Ciekawe czy ktoś się już czegoś z przeproszeniem czepnął w odniesieniu do niej.

Bo wie Pan ktoś tam stawia świeże kwiaty i pali lampkę.

A ktoś mógłby mieć alergię, a musi akurat tamtędy przejść.

Albo weźmy tę lampkę dobrze że zamykana, bo dymić by mogła.

Albo co.

P.S Będę miała z czego żyć Panie Igło, ku chwale w dodatku

:)


max

Ja chyba też polecę po popcorn!

Co za ekscytujące oczekiwanie…

:))


.

.


Naprawdę nie pojmuje o co Państwu chodzi,

jak mój sąsiad (młody w sobie dosyć i samodzielnego stanu) z dołu chce zrobić imprezę, to przychodzi i mnie informuje. Ani jemu nie ubędzie przyjść, ani mnie nie ubędzie powiedzieć, że nie ma sprawy. Jak znalazł rysik od mojego PDA, to też mi przynióśl, bo mu wyszło z rozumu, że to mój.

Muszę przyznać, że po dziewięciu latach mieszkania we Wspólnocie, chociaż słowa samego nie lubię i dałem temu wyraz, jakoś nie mam złych doświadczeń.

Raz mi Zarząd chcieli wprowadziś śmieszny regulamin, to jemu, napisałem co o tym myślę i żeśmy się dogadali.

Może dlatego wolę mieszkać na Grochowie a nie na Ursynowie, czy innej, za przeproszeniem, Ochocie? Mniejszy stopień ukrawacenia i wody sodowej? Być może.

A może myy tu jakoś mniejsze mamy problemy z wytyczeniem granic naszej wolności?

Albo moźe bardziej zwracamy uwagę na potrzebę kompromisu, który nie oznacza, że któraś ze stron musi drugą przymusić, żeby jednostronnie ustąpiła. I się dostosowałą. Na przykład do nowej, palącej i imprezującej sąsiadki z psem, która nie patrzy pod nogi.

Nie wykluczam.

Pozdrawiam nieco szyderczo


Pani Magio,

przyjemna koincydencja.

Pozdrawiam


.

.


Magio i Panie Yayco

Możecie mi Państwo wierzyć, choć niestety tylko na słowo, że nie mam najmniejszych trudności ani w życzliwych, ani kulturalnych kontaktach z sąsiadami, czy też ludźmi w ogólności.

W związku z tym ten tekst jest nie o tym, w szczególności nie jest zawoalowaną prośbą o poradę w zakresie savoir-vivre.

Pozostaję zdumiona…


Pani Gretchen,

mimo , że to nie na temat, pozwolę sobie zadedykować Pani:

Pozdrawiam


.

.


Prawdziwy mężczyzna..

Zawsze zrozumie innego człowieka.
A nawet kobietę.

Trza się tylko postarać.
;)


Magia

Bardzo nie lubię udawać.

Jeszcze bardziej nie lubię udawać, że nie widzę cudzego udawania.

Pamiętam Twoje dwa poprzednie komentarze do mnie.

Pamiętam komentarze sprzed tych dwóch.

Widzę między nimi różnicę.

Nie muszę wiedzieć z czego ona się wzięła, ale udawać że jej nie widzę nie mam zamiaru…


.

.


re: Gretchen w gąszczu wspólnot

ie mam za wielkiego pojęcia w temacie wspólot. Co dziwne, bo wychowałem się w bloku z wielkiej płyty. Ale póki co temat mnie chyba nie dotyczy. Jako człek cichy i pokorego serca (hahaha, posiądę Ziemię!) nie miałem też nigdy problemów z sąsiadami. Znaczy, problemyto były u sąsiadów. Ale wierzę, że niektórzy mają pecha do niezrównoważonych współmieszkańców.

Ech. Jak się Panie kłócą trochę dziwnie jest. Mam ochotę zadać gówniarskie pytanie. Ale się powstrzymam.


.

.


@Magia

Nie, pytaie nie szło w ty kierunku i było wyjątkowo gówiarskie i głupie. Znaczy, jak powiedziałem o im żonie, to stwierdziła, że jestem evil. Ale postanowiłem go nie zadawać, bo jest poiżej wszelakiego poziomu i tyle. Nawet mojego.

A branie odpowiedzialności za własne wypowiedzi jak najbardziej chwalebne jest.

Idę do kina na film “Hancock”, więc odpowiem ewentualnie dopiero jak wrócę.


Magia

Istotnie oboje z Panem Yayco powiedzieliście to samo. I Wam odpowiedziałam.

Nie chodzi też o to czy ktoś się ze mną zgadza czy nie. Starałam się to wyjaśnić w poprzednim, do Ciebie wyłącznie skierowanym, komentarzu.

Odpowiedziałaś obok. Twoja sprawa.


Mindrunnerze

Szczęśliwy z Ciebie człowiek, więc zapewne posiądziesz Ziemię :))

Miłego oglądania Hanckocka.

:)


.

.


Samiec alfa mówi:-D

Kiedyś próbowałem żyć dobrze ze wszystkimi sąsiadami. Nie da się.
Niestety, czasem działa chamstwo typu “paliwoda”. Niestety, podkreślam. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy kilka razy schodzi się z “linii strzału” i to kilkakrotnie; w pewnym momencie już się nie da.
A inni? Ignorowanie.
A gdy jest głośno, Acid Drinkers, Sweet Noise, Metallica na full lub młotek w kaloryfery:-)

Human Bazooka


Magia

Poddaję się.

“Jeśli zdobędziesz się na cierpliwość w jednej chwili gniewu, zaoszczędzisz sobie sto dni przykrości.”

Chińczycy są mądrzy i z tej mądrości zamierzam skorzystać.


Mad

Odpowiadam Samcowi Alfa :)

No w końcu jak ktoś ma potrzebę wydzierać się przez okno, albo wyć w przestrzeń to ja nawet tego nie klasyfikuję jako strzał w moim kierunku.

Można zapukać i się odezwać. To jest i prostsze i zazwyczaj skuteczniejsze.

Jeszcze można się cieszyć tymi 99% życzliwych i zrównoważonych.

Czego Tobie i sobie życzę.

:)


.

.


Magia

Na litość...

O sobie pisałam, nie o Tobie.


.

.


@Mad Dog

O! Wychodzi na to, że ze mnie wyjątkowy szczęściarz. Jakoś nawet jak mieliśmy kontrowersyjnych lokatorów, to mimo całego smutku, bo byli nieraz baaardzo kłopotliwi, udawało się wszystko jakoś w wewnętrzny żart obracać.


Mindrunnerze

No to ja Ci przecież mówię, żeś wyjątkowy szczęściarz.

:)


.

.


Magio

Cieszę się z takiego obrotu rzeczy.

Również jest mi przykro, że rozmowa potoczyła się w takim kierunku.

Pozdrawiam z uśmiechem.


Subskrybuj zawartość