Gretchen w publicznej służbie, odcinek I: bezpieczeństwo i higiena

Praca w publicznej służbie, jak już tam kiedyś pisałam u Pana Yayco, niesie ze sobą wiele doświadczeń wcale niegodnych pozazdroszczenia, ale też ku mojej spontanicznej i takoż wyrażanej radości, jest źródłem nigdzie indziej niespotykanych sytuacji o zabarwieniu komediowo-satyrycznym. Choć i to pewnie mało powiedziane.

Poszłam dzisiaj do pracy rano, co podkreślam starannie bo u mnie to obyczaj spotykany nadzwyczaj rzadko. Wstawanie poranne uznaję za wstrętne i jeszcze nie udało mi się znaleźć dla niego takiego zastosowania, które miałoby jakiś sens. Prawdopodobnie się nie starałam, bo jak coś uznaję za wstrętne to unikam i tyle.
Z miną jak zwykle w środowy poranek (opisu Państwu oszczędzę) wkroczyłam do miejsca pracy i tu niespodzianka – nie będzie to zwykła środa lecz będzie to środa ze szkoleniem BHP. Za każdym razem mnie zadziwia, że to znowu się dzieje choć jakąś tam konieczność powtarzania dostrzec potrafię. Po pierwsze dochodzą nowi do naszego wspaniałego grona, po drugie ci co się zasiedzieli ulegają naturalnym procesom starzenia, a co za tym idzie pamięć im się pogarsza więc mają jak raz dla odświeżenia, po trzecie rzeczywistość społeczna dynamiczną pozostając wprowadza nowe, mrożące krew w żyłach wątki do tego, wydawać by się mogło nudnego obszaru ludzkiej wiedzy.

Odrobinę przed czasem, dokładnie tyle przed nim ile potrzeba do rozłożenia sprzętu w postaci rzutnika, folii do tegoż, długopisu rozwijającego się we wskaźnik… Otóż tyle właśnie przed czasem wszedł pan. Nie przypominał tych z opisu zawartego w pięknym i optymistycznym tekście Pana Yayco, ale oddać mu należy staranność i schludność ubioru. Do tego nazwisko nosi brzmiące militarnie więc respekt budzi.

Już na pierwszy rzut oka widać, że pan jest fachowiec co swoją robotę traktuje poważnie. Myśl mi taka rozbłysła, że to chyba strasznie nudna taka praca i nawet próbowałam dociec u koleżanek czym jeszcze on się może zajmować oprócz pogadanek, ale żadna nie umiała mi udzielić odpowiedzi, a samego zainteresowanego odwagi zapytać nie miałam.

Kiedyśmy się już wszyscy przywitali, bo personel medyczny z bratniej przychodni nas wizytował, kiedyśmy się wygodnie rozsiedli by w namaszczeniu i z należytym skupieniem wysłuchać Pana od BHP, kiedy światło zostało zgaszone (z powodu rzutnika jak się okazało) ceremonia się zaczęła.
Myśłałam, że wszystko już wiem, że znowu będzie o pożarach, rodzajach gaśnic (w roku poprzednim w ramach rozrywki nawet prawdziwego strażaka przywlekli), wypadkach w drodze do i z pracy, prawidłowym wyposażeniu miejsca pracy i innych tego typu ważnych sprawach. Ale nie, Pan od BHP zaczął od zupełnie innej sprawy!

Zaczęło się od rysu historycznego dotykającego zjawiska ewakuacji. Spieszę donieść, że historia ewakuacji “zaczyna się od ewakuacji Żydów z Egiptu, w kierunku bardziej na wschód”. Porażona i zaskoczona chwyciłam za kartkę i długopis celem sporządzenia szczególowych notatek, by pamięć ulotna nie zatarła ogromu wiedzy.

Następnie, po podaniu naukowej definicji ewakuacji, Pan od BHP wprowadził istotne rozróżnienie na tę zorganizowaną czyli dotyczącą zjawisk możliwych do przewidzenia i tę doraźną, która dotyczy zjawisk niemożliwych do przewidzenia, a takie przecież zawsze zdarzyć się mogą. I tu przykład: marzymy by pojechać na Seszele (niegrzecznie jedna pani doktor wtrąciła: dobrze powiedziane – marzymy), już myślami jesteśmy na plaży, a tu nic z tego – trzeba się ewakuować.

Przechodząc od teorii do aspektów praktycznych, Pan od BHP udzielał nam bezcennych wskazówek co robić należy a czego nie, w jakiej kolejności, kto za co odpowiada (pracownicy funkcyjni głównie odpowiadają mając za giermków przełożoną pielęgniarek oraz intendenta) itd. Jeśli występuje akurat gdzieś jakiś zabłąkany chory to nalezy stwierdzić czy jest on mobilny tzn. na chodzie. Dostrzeżenie chorego pociąga za sobą konieczność zbadania czy nie przyprowadził ze sobą dziecka, co wydaje się całkiem zrozumiałe. Ostatecznie bycie chorym nie wyklucza posiadania potomstwa. Przy tej okazji dowiedziałam się, że nie tylko są dzieci we wózkach, ale też takie które same chodzą. Ciekawa rzecz.
Każdy ewakuowany ma też za zadanie zabrać ze sobą dokumenty, natomiast jeśli tak się nieszczęśliwie złoży, że jest kobietą to ma zabrać również “torebkę i jakiś ubiór”. Może to się wydać dziwne, że pracownice publicznej służby pozostają na stanowiskach pracy bez ubioru z ciepniętą w kąt torebką, ale ja to się już niewielu rzeczom dziwię.

Dział drugi to pożary. I tu znowu skarbnica wiedzy! Wskazówki dotyczące pożarów mają zastosowanie także w mieszkaniach,centrach handlowych, kinach a nawet o zgrozo, pożar może się zdarzyć w kościele (pan przeprosił, że to powiedział, ale jednak powiedział).
Jak pożary to gaśnice. Nie ma już takich przestarzałych, są nowoczesne i lekkie, że nawet kobieta udźwignie (tu nadgorliwa koleżanka rzuciła się do gaśnicy i wróciła z komunikatem, że za ciężka jednak). Wznosząc się na wyżyny powagi Pan od BHP stwierdził, że w gruncie rzeczy dobrze by było mieć gaśnicę w każdym ognisku rodzinnym, bo “w razie czego gaśniczka i ciach” po wszystkim.
Tu muszę przyznać, naszły mnie wątpliwości czy to aby zawsze jest takie proste, ale nie miałam czasu na zadumę ponieważ akcja wartko się toczyła i nie chciałam niczego stracić.

Ostatnia część poświęcona była “zagrożeniu atakiem terrorystycznym”. Proszę jaka elastyczność i szybkość w reagowaniu na wspominaną już dynamikę życia. Oszczędzę Państwu szczegółowego opisu. Grunt, że jak się dowiedziałam (z własnego doświadczenia wiedzy takiej czerpać nie mam jak ze względu na wiek cielęcy) w latach 50 było bezpiecznie i “można było swobodnie przejść, zataczając się od jednego krawężnika do drugiego, i nikt człowieka nie ruszył”. Teraz już takiej bezpiecznej sytuacji nie mamy, nad czym pozostaje ubolewać. Bo teraz może być tak, że podejdzie ktoś do okienka, albo bardziej do nas osobiście nawet i powie, że “jest Nowak lub jakiś Kicermann i podłożył właśnie bombę”.
No masz, oczywiście że tak się stać może i co wtedy robić? Wpatrzone w mężczyznę czekałyśmy w napięciu…
“Wtedy nie należy wpadać w panikę lecz przeciągać rozmowę, a kobiety to potrafią. Należy pytać: dlaczego pan to zrobił? przecież tu są pacjenci, niewinni ludzie”...

Było jeszcze o policji, że trzeba ją wezwać i o innych skomplikowanych kwestiach. Musieliśmy robić wrażenie przejętych do głębi ponieważ zakończenie było nie tylko optymistyczne, ale nawet tak jakoś kojąco-relaksujące. W końcu przecież, kiedy dotrzemy do miejsca zbiórki (tu folia z zaznaczonym na mapce miejscem miejsca zbiórki odnoszącego się do nas), sprawdzimy czy każdy jest i czy w całości, “bierzemy oddech i możemy patrzeć na świecące słońce”.

Do tej chwili jestem pod wrażeniem niezwykłości dzisiejszego dnia, tego człowieka i posiadanej przez niego wiedzy. Wciąż chyba nie mogę się otrząsnąć. Później niby miały jeszcze miejsce pewne wstrząsy o sporym nasileniu… Ale cóż, nie mogą się równać.
Z niecierpliwością zatem czekam na kolejny rok i kolejne szkolenie BHP. Można by rzec bez nadmiernej przesady, że odliczam dni.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Pani Gretchen,

Pani powinna to na części podzielić, bo ja wrażliwego serca jestem.
Na dodatek kiepsko jestem przeszkolony, bo szkolono mnie raz i to za komunizmu.

Przyszedł sympatyczny Wietnamczyk (a w tamtych czasach o Wietnamczyka nie było łatwo, proszę Pani) i godzinę mówił o gaśnicy. Chyba o gaśnicy, bo gaśnicę miał i na nią, co i raz pokazywał, ale co mówił, nikt nie wiedział. Do dnia dzisiejszego nie umiem tej cholery, gaśnicy uruchomić. Inna rzecz, że nie próbowałem.

I jeszcze mi przyszła do głowy taka myśl. A czy szanownym Państwu, w służbie publicznej, przyszło do głowy, że to specjalny agent rządowy był i uwagę Waszą od sejbaty (taki skrótowiec) odciągał?


A wie Pan

mnie przyszło to do głowy.

Mój rozum i pozostała reszta mnie, coś jakby podejrzeń nabrały… Tak sobie myślę, że też on dzisiaj się doczłapał. Mógł być przecież wczoraj, albo jutro. Teraz sprawdzić trzeba czy nie miał być pierwotnie wtedy, gdy mieli o nas gadać w sejmie, ale im się nie udało z powodu żałoby narodowej…
I oczywiście z kim uzgadniał termin.

Ale takie rzeczy to ja mogę załatwiać normalnie, a nie w sytuacji kryzysowej związanej z poranym wstawaniem kiedy każda moja komórka jest wściekła, a ja zbyt wiele energii zużywam by zmusić się do wykonania prostych czynności.


w sprawie gaśnicy jeszcze

się dzisiaj dowiedziałam, że nie tylko one są lekkie ale też o wiele prostsze w użyciu. I nie trzeba już robić tych wszystkich wygibasów z przekręcaniem i wbijaniem czegoś tam gdzieś tam. Bierze Pan gaśnicę teraz i ona działa jak zraszacz do kwiatów (lub alternatywnie do odzieży prasowanej) – prosto i łatwo.


To znaczy, że teraz

specjalne robią damskie gaśnice, czy wszystkie są takie?


eeee no Panie Yayco

wszystkie są takie. Postęp technologiczny połączony z łatwością użytkowania. No cuda, mówię Panu!


Szanowna Gretchen

też byłem dziś na szkoleniu. W przychodni rejonowej.
A zaczęło się tak: – po 11 telefonie ( albo zajęte albo nikt nie odbiera ) uzyskuję kontakt II stopnia. – Słucham przychodnia? – Chciałbym zapisać chore dziecko do internisty – Na szczepienie? – Nie na szczepienie tylko chore. – To niech pan wchodzi przez wejście dla dorosłych, bo mamy szczepienia okresowe – Dobrze ale na którą i do kogo? – Jest tylko jedna pani doktór bo druga chora. – Świetnie, to może mnie pani o nazwisko spyta? – A ile córka ma lat? – 14 i pół – No to pan musi być. – Ale ja też jestem chory i mam gorączkę – No to niech pan sie decyduje, jaki rocznik córki? – Nie pamiętam, ma 14 i pół – Ojciec się znalazł, nie pamięta, jakie nazwisko?

Po kilku godzinach, pod recepcją.

- Dzień dobry, nazywam się i jestem umówiony z dzieckiem do internisty – Na szczepienie, to tam. – Nie, z chorym dzieckiem , jestem zapisany. – Ja nic nie wiem, ( tu następuje grzebanie w kajecikach poliniowanych długopisem ) – A do jakiego lekarza? – Podobno jest jeden? – To niech pan tam siada.

Po 10 minutach recepcjonistka wychodzi, po 5 wraca, przechodząc obok nawet nie patrzy, wokół pusto , jedna babcia podrzemuje, siedzimy pod gabinetem EKG.

Po 5 minutach wstaję i po 2 krokach jestem przy recepcji.

- Jak długo mam czekać i na kogo – pytam wściekły. – Powiedziałam, żeby pan siedział, pada kompetentna odpowiedź.
-Tak to sobie pani może do psa mówić – siedzieć – wysilam się.

Reszty nie pamiętam.
Płacenie za receptę pamiętam. Jakieś polopirynko/witaminki.
Oczywiście z instrukcjami obsługi jak stąd do Kinszasy. I wliczoną reklamą telewizyjną i kursem szkolenia psa/pacjenta dla białego personelu

Igła


I moja w samochodzie też?

Jakoś nie wierzę Pani, Pani Gretchen. Jakby to prawda była, to bym tydzień temu na Oboźnej ulicy spalonego wraku nie mijał...


Panie Igło

To co Pan opisał mieści się tym, co ja z kolei na wstępie nazwałam doświadczeniami niegodnymi pozazdroszczenia. One są obecne po obu stronach tej żałosnej sceny, może mi Pan wierzyć. Jak mnie najdzie to napiszę w innym odcinku.

Zapisane na recepcie leki przypomniały mi moje analogiczne doświadczenie. Wtedy wyszłam od lekarza z myślą ponurą, że tyle to ja wiem sama z reklam telewizyjnych i łazić chora nie muszę. Chyba, że do apteki.

Dziecku za to zdrowia życzę i Panu Szanowny Igło też oczywiście.


Panie Yayco

A bo to ja wiem co Pan w samochodzie wozi, albo ten co mu się pojazd we wrak spalony zamienił?

Spalony wrak oznaczać też może podłożenie ładunku wybuchowego (“nie każdy ładunek wybuchowy jest bombą” – pobrzmiewa w mojej głowie głos Pana od BHP) czy coś, a na to już raczej gaśnica nic nie pomoże. Choćby i taka nowomodna.

Może Pan sobie przecież sam sprawdzić co tam u Pana w samochodzie jeździ, a jak jest przestarzałe to niech leżakuje w sąsiedztwie młodszego egzemplarza.


Proszę Gretchen

Dziękuję, choć już na ostatnim nerwie wiszę.
A może przedostatnim?
Nie wiem, bo ostatnio nie oglądam reklam telewizyjnych z powodu odcięcia sygnału, więc nie widzę tych wesołych staruszków szalejących na rowerach po wydmach na Majorce. I to tylko, za przyczyną zażycia jakiejś piguły.

Taki p.Yayco to ma dobrze, widać, że cięgiem zażywa.
Igła


Pani Gretchen,

ja nawet nie chcę rozumieć, co Pani do mnie napisała.

Ale względem gaśnicy, to mi chyba dali nową razem ze samochodem, a ten nie jest stary.


Subskrybuj zawartość