Grodziec

Potężna bryła średniowiecznego zamczyska „Grodziec” górującego z bazaltowego szczytu o tej samej nazwie jest dobrze widoczna z odległości kilkunastu kilometrów na odcinku między Złotoryją a Bolesławcem. Ta doskonała widoczność była zawsze jednym z atutów tego miejsca. Zanim przeciwnik zdążył zbliżyć się do bram zamku wiedziano o tym przynajmniej dzień wcześniej. W lekko pagórkowatym terenie Góra Grodziec wyrasta tu nagle w postaci stromego wzniesienia ok. 240 m ponad otoczenie (389 m n.p.m.). Długa historia pierwszych jej przedhistorycznych władców, a później średniowiecznych książąt i pruskiej arystokracji jest zawiła, pełna dat, nazwisk i stale zmieniających się właścicieli oraz budowniczych tej twierdzy. Nie chcąc czytelnika trudzić wywodami na ten temat proponuję zająć się tylko jednym, ostatnim etapem jej dziejów związanym z drugą wojną światową.

Ród Dirksenów
Jego Ekscelencja saski generał porucznik w stanie spoczynku, tajny radca, baron von Donnersmarck zmarł 27 grudnia 1885 roku, a wdowa po nim sprzedała posiadłość wraz z zamkiem tajnemu radcy poselstwa w niemieckim MSZ dyplomacie Willibaldowi Karolowi Ernestowi Edwardowi von Dirksen. Był to niemiecki arystokrata, dyplomata i miłośnik sztuki średniowiecznej. Od 1881 roku pełnił on funkcję niemieckiego konsula generalnego w Londynie. Zamek Grodziec miał być letnią posiadłością rodu, w której przebywali oni do późnej jesieni. Zimą zamieszkiwali w swoich pięknych domach w Berlinie. Pierwszy jego właściciel z tego rodu w latach 1903 – 1912 był deputowanym do Reichstagu z łużyckiego okręgu wyborczego. Dirksen przebudował cały zamek w nowoczesną rezydencję. Pracami budowlanymi kierował znany niemiecki architekt Bodo Justus Henryk Eberhardt. Zbadał on całą historyczną przeszłość zamku i zebrał na ten temat odpowiednią dokumentację, co pozwoliło mu zachować jak najwięcej oryginalnych jego elementów. Zakres prac był tak ogromny, iż specjaliści orzekli, że Bodo Eberhardt wybudował w tym miejscu nową warownię. Nie wdając się w szczegóły trzeba tylko zauważyć, że od wewnątrz został on wyposażony w historyczne meble, ozdoby i inne wyposażenie. Poddasze głównej budowli zagospodarowano na pokoje gościnne. W części parterowej urządzono restaurację i sale wystawowe. W 1908 roku na otwarcie zamku przybył cesarz Wilhelm II. Od tego czasu stał się on siedzibą niemieckiej elity artystycznej, politycznej i naukowej. Miało tu swoją siedzibę Śląskie Towarzystwo Historyczne oraz Stowarzyszenie Konserwacji Zamków Niemieckich. W zamku znalazły się liczne muzealne zabytki sztuki i broni. Pierwszy właściciel z rodu Dirksenów zmarł w Grodźcu 3 czerwca 1926 roku.

Dyplomata
Spadkobiercą zmarłego Willy von Dirksena został jego syn Herbert, który podobnie jak ojciec miał talent dyplomatyczny. Odbył studia prawnicze w Heidelbergu i w Berlinie. Dyplom uzyskał w Rostoku w 1903 roku. Początkowo pracował w departamencie krajów bałtyckich w niemieckim MSZ, a następnie był radcą poselstwa w Warszawie. Od 1923 roku obejmuje on ważną funkcję konsula generalnego Niemiec w Wolnym Mieście Gdańsku. Krótko jest dyrektorem wydziału wschodniego MSZ. W tym samym roku otrzymał on nominację na ambasadora Niemiec i został dziekanem korpusu dyplomatycznego w Moskwie. Po dojściu Hitlera do władzy niespodziewanie zostaje odwołany z tej placówki i przeniesiony na równie prestiżowe stanowisko ambasadora w Tokio, gdzie przebywa do 1938 roku. Następnie zostaje mu powierzona szczególnie ważna placówka w Londynie z zadaniem pozyskania Anglików do sojuszu z Niemcami. Na placówce tej oficjalnie zostaje aż do wybuchu wojny. Dirksen według niemieckich ocen nie spisał się dobrze, a jego misja zakończyła się fiaskiem. Stał on na stanowisku przyjęcia angielskich propozycji i ostrzegał Niemcy, że Anglia przystąpi do wojny w wypadku zaatakowania Polski. Wraz z wybuchem wojny wraca on do Grodźca. Wydaje się, że niemieckiej polityce i dyplomacji nie jest już potrzebny. Jednakże wraz z rozpoczęciem przygotowań do ataku na ZSRR do Dirksena przyjeżdża coraz więcej generałów i oficerów aby skonsultować swoje wojskowe zamierzenia z jednym z najlepszych znawców Rosji i jej aktualnych władców. Będąc coraz mniejszym entuzjastą Hitlera z zamiłowaniem zajmował się własnym gospodarstwem. Ciekawostką jest fakt jego sprzeciwu dla budowanej u stóp zamku kopalni rud miedzi i huty w dzisiejszych Iwinach (późniejsze Zakłady Górnicze „Konrad”) które mogły popsuć krajobraz i plony w jego dobrach. Spiskowcy proponowali mu po obaleniu Hitlera stanowisko ministra spraw zagranicznych. Wyrachowany dyplomata uchylił się jednak od tej propozycji twierdząc, że stanowisko to jest już zajęte. Od chwili swego przybycia z Londynu do Grodźca Dirksen codziennie spisywał pamiętniki, które są nieocenioną kopalnią wiedzy o jego roli w prowadzonej wtedy grze międzynarodowej oraz o jego osobistej sytuacji w Niemczech.

Rok 1945
Wraz z rozpoczęciem rosyjskiej ofensywy w styczniu tego roku do Grodźca zaczyna przybywać coraz więcej uciekinierów. W zamku dla wszystkich znajdował miejsce, dla swoich starych znajomych generałów, dla ich rodzin oraz dla zwykłych ludzi nie mających, gdzie się podziać w czasie ostrej w tym roku zimy. Grodziec zamienił się w swego rodzaju „hotel”. Naczelne Dowództwo chciało się tu zakwaterować, ale ze względu na ograniczone możliwości manewru i utrudnienia w wycofaniu się na „z góry upatrzone pozycje” zrezygnowano z tego zamiaru. Na początku lutego pojawili się pierwsi Rosjanie, którzy przybywali kolejnymi grupami w celu rabowania zamku. Dirksen nie chcąc wdawać się z nimi w wielce ryzykowny spór początkowo nie reagował, kiedy jednak uznał, że przekroczyli oni wszelkie w tym względzie granice postanowił zaryzykować i pokazał żołnierzom swoją fotografię z czasów kiedy był ambasadorem w Moskwie. Zdjęcie zostało zrobione w siedzibie Armii Czerwonej, gdzie obok Dirksena byli znani generałowie, a także Litwinow i Woroszyłow. Fotografia ta wywołała niesamowity efekt. Żołnierze sowieccy zaczęli oddawać honory Dirksenowi i nazywać go komisarzem wojennym. W bibliotece pokazał im swoje zbiory literatury rosyjskiej w tym komplet dzieł Lenina. Tuż za tymi pierwszymi rabusiami przybyli jednak na zamek oficerowie NKWD. Byli grzeczni i mówili do Dirksena „panie ambasadorze”. Trudno w tej chwili ustalić skąd niemieckie dowództwo wojskowe miało natychmiastowe informacje o tym, co działo się na zamku.

Porwanie
W dniu 21 lutego tuż przed północą, mimo że na zamku przebywała już załoga rosyjska, a sam Dirksen znajdował się pod obserwacją NKWD, w jego sypialni zjawili się niemieccy oficerowie w cywilnych ubraniach, którzy oświadczyli Dirksenowi, że mają rozkaz dowództwa Armii Środek przeprowadzić go przez front na stronę niemiecką, albo zastrzelić na miejscu. Dirksen nie mając wyboru udał się z nimi w drogę. Noc była jasna, zimna i śnieżna. Do linii frontu było 23 kilometry. Wszystko to znacznie utrudniało drogę w zajętym przez Rosjan terenie. Uciekinierom sprzyjało jednak szczęście. Najważniejsze przeszkody w postaci linii kolejowej i szosy przeszli omijając sowieckie posterunki. Podobnie przekroczono linię frontu słysząc tuż obok rosyjskie rozmowy i rozkazy. Przechodząc na pozycje niemieckie prowadzący oficerowie znali hasło ”Poczdam”, które gwarantowało im bezpieczeństwo ze strony swoich żołnierzy. Cały marsz zajął 6 godzin. Jak pisze Dirksen w swoich pamiętnikach postanowiono go wydostać z rąk Rosjan. Ktoś musiał przekazać informację, że pozostał on po drugiej stronie frontu z własnej woli i oczekiwał przyjścia Sowietów. Jak dowiedział się później Ribbentrop podejrzewał, że Dirksen intryguje i chce pozostać w Grodźcu, aby rozmawiać z Sowietami na temat zawarcia z nimi separatystycznego pokoju. Wtedy wydano rozkaz Naczelnemu Dowództwu wywiezienia Dirksena z Grodźca. W dowództwie armii spotkał swego dobrego przyjaciela feldmarszałka Mansteina. Oficerowie przyjęli go po przyjacielsku, gdyż nie było przeciw niemu żadnych dowodów poza, jak się okazało niczym nie uzasadnionymi podejrzeniami. Ostatni niemiecki właściciel Grodźca zmarł w 1955 roku w Monachium.

Furia NKWD
Na drugi dzień po porwaniu Dirksena Rosjanie dowiedzieli się o jego zniknięciu. Służbę, która pełniła funkcje zarządców zamku rozstrzelano na miejscu wraz z ich rodzinami. Pozostałych około 1800 osób przebywających tu zamierzano również rozstrzelać. Szczęśliwie wywieziono ich tylko na Syberię. Całe archiwa, bibliotekę, średniowieczne i zabytkowe wyposażenie wywieziono do Moskwy a zamek podpalono. Jego ruiny zaczęto odbudowywać blisko 20 lat później, ale to już całkiem inna historia.
Adam Maksymowicz

Opracowano na podstawie: Mariusz Olczak – Grodziec. Przewodnik historyczny. OPPIDUM. Warszawa 2000.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Jak na dłoni

Dziekuję za wskazanie strony internetowej. Choć jest to ten sam zamek, to opisana w tekście przygoda jest tam ujęta całkiem marginesowo i tym różni się ten tekst od tamtego. Oczywiście ilustracje, szersza historia to wszystko jest warte poznania. Proszę zauważyć, że podałem źródło pochodzenia moich informacji, którym nie jest ta strona.
Pozdrawiam


Panie Adamie

proszę dalej pisać o zamkach, bo piękne są. Góry oczywiście też.

Pozdrawiam serdecznie


Zamki

Dziękuję za zachętę. Niestety na jakiś czas muszę przerwać pisanie o zamkach, górach itp.na krótko muszę wyjechać z kraju ( napiszę korespondencję), a potem czeka mnie pilne zadanie obsługi prasowej Światowego Kongresu Górniczego w Krakowie (poczatek września br) do którego trwają intensywne przygotowania. Co ciekawego dowiem sie – to napiszę. W międzyczasie dla odpoczynku i rozrywki poszukam coś o twierdzach, np. Kłodzka, czy też zamkach zamkach np.Książ,
Pozdrawiam serdecznie


Panie Adamie!

Jak zwykle rewelacja! Jak się Pan wybierze do Krakowa, to proszę pozdrowić pana Lorenza.

Pozdrawiam


Panie Jerzy Szanowny

Przecież Pan to też może zrobić:-) Wystarczy przyjechać do Krakowa (uprzedzając chwilę wczesniej) albo wyslać maila. Można też i w komentarzu.

Pozdrawiam Pana serdecznie


komentarz

Rety. Moje ziemie.

Kłaniam się zielono


Kraków

W Krakowie bywam często, co związane jest z przygotowaniami do Światowego Kongresu Górniczego, moją współpracą z AGH i redagowaniem czasopisma “Kopaliny. Chętnie poznam moich kolegów z TXT a szczególnie Pana Lorenzo.
Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość