Ja w sprawie Waldemara Łysiaka

Ja w sprawie Waldemara Łysiaka

Motto:
Nikt na naszym grobie nie wygłaszał mowy,
Nikt nam nad grobem naszych zasług nie wspominał,
W korytarzu więziennym był sąd kapturowy,
A wyrok odczytali siepacze Stalina.
( Z wiersza „Służewiec” anonimowego więźnia Mokotowa).

W lipcowym numerze 2006 r. „Niezależnej Gazety Polskiej” Nr 5(5) znany publicysta i pisarz Waldemar Łysiak zamieścił felieton pt. „Ja w sprawie rotmistrza Pileckiego”. Na wstępie stwierdza on, że: „Na łamach „Gazety Polskiej” doszło do starcia w sprawie narodowego bohatera, rotmistrza Witolda Pileckiego, którego zamordowały władze PRL – u. Przyczyną starcia był spektakl Teatru Telewizji pt. „Śmierć rotmistrza Pileckiego” (15 – V – 2006). Niestety, w celu przedstawienia postawy autora, ze względu na wagę poruszanych przez niego spraw, a także przyjęcie przez niego za możliwą wersję wypadków przedstawioną przez TVP, jestem zmuszony zacytować obszerniejsze fragmenty tego felietonu. „Jakiego rotmistrza Pileckiego ukazał milionom widzów Teatr Telewizji? Świętoszkowatego idiotę, który wydał na męki mnóstwo ludzi. Gdyby zrobił to na skutek tortur, wina byłaby o całe niebo (lub raczej: o całe piekło) mniejsza, bo że właściwie tortury fizyczne łamią najtwardszych – to wiadomo od tysięcy lat. Pileckiego ciężko torturowano (zerwano mu wszystkie paznokcie), i człowiek ten wykazał, że fizycznie jest ze stali, gdyż nie zaparł się swej idei antykomunistycznej. Natomiast jeżeli chodzi o sypanie ludzi – nie był torturowany. Nie było takiej potrzeby, gdyż wcześniej u samego progu śledztwa, beztrosko wypaplał wszelkie nazwiska płk. Goldbergowi (Różanskiemu). Przyznam się, że z dużym zdziwieniem przeczytałem cytowany wyżej fragment felietonu i z jeszcze większym dalsze tego samego rodzaju wywody pełne nieciekawych sformułowań napisanych ręką mego ulubionego autora. Tym bardziej jest to dziwne, że Waldemar Łysiak słynął dotąd z ujawniania wielu powiązań, umów, spisków i komunistycznych zbrodni, które zawsze ukazywał w świetle prawdy, tylko prawdy i całej prawdy. Takie wrażenie można odnieść po zapoznaniu się choćby z tak sławnymi jego dziełami jak: „Stulecie kłamców” czy też „Rzeczpospolita kłamców. Salon”, gdzie zacytowano jedną z bardzo trafnych opinii o tym pisarzu: „W polskiej tradycji uważa się , że jeżeli naród nie może mówić własnym głosem, Bóg zsyła mu pisarza. On mówi za naród i w imieniu narodu”. Jest to opinia wielce zobowiązująca i na pewno jest znana autorowi niefortunnego felietonu o Witoldzie Pileckim. Waldemar Łysiak pisząc o piramidalnych kłamstwach światowych i krajowych tzw. „autorytetów moralnych” tym razem nie bardzo wie komu ma dać wiarę. „ Stawiam proste pytanie, bo rzecz bardzo mnie obchodzi: czy mój ojciec się mylił wskazując mi rotmistrza Pileckiego jako wzór bez skazy, ni zmazy, czy też reżyser Bugajski to paszkwilant, a jego konsultanci to naukowi ignoranci lub szalbierze? Tertium non datur“. Zawarta w pytaniu tym dwuznaczność, że rację mogą mieć również ci, którzy plują na bohatera narodowego, rzuca również cień na tak dotąd jednoznacznego pisarza i publicystę. Jest to tym bardziej nie ciekawe, że Waldemar Łysiak może uchodzić w oczach wielu rodaków za specjalistę naprawdę wysokiej klasy w rozszyfrowywaniu wszelkich kłamstw właśnie „Salonu”, którego dziełem jest wspomniany spektakl TVP. Za dobrą monetę przyjmuje on wyjaśnienia TVP, że pogram był konsultowany z pracownikami IPN oraz z autorem biografii Witolda Pileckiego. Trzeba zauważyć, że konsultacje to nie są żadne dowody. IPN dowodów w tej sprawie dotąd nie opublikował, a ustne konsultacje udzielane reżyserowi na pewno nie za darmo, dziś są takie, a jutro mogą być całkiem inne. Na tym polega wartość takich konsultacji. Powoływanie się na autora biografii Wiesława Jana Wysockiego, też nie wytrzymuje krytyki. Tak się akurat składa, że jestem w posiadaniu egzemplarza tego dzieła wydanego w bardzo skromnym nakładzie . W rozdziale „W Polsce więziennej” omawiającym aresztowanie i przebieg śledztwa, ani słowem nie wspomniano w nim o tym, co przedstawiła TVP. To jak to jest zatem z tymi konsultacjami? Czy za pieniądze co innego się mówi, a co innego się pisze? Łysiak zaznacza, że Pileckiego torturowano, aby wyparł się swoich antykomunistycznych przekonań. To całkowita niedorzeczność. Nawet bezpiece do niczego nie potrzebna, bo i tak nikt by w to nie uwierzył. Nie uwierzyliby w to nawet jego oprawcy, którzy zbyt dobrze wiedzieli z kim mają do czynienia. Tortury zawsze zadaje się w celu otrzymania danych o innych osobach, lub w celu potwierdzenia fałszywych zeznań. Tak było właśnie w tym przypadku, co wyraźnie zostało zaznaczone w biograficznej książce Wiesława J. Wysockiego. W posłowiu Józef Garliński, również biograf Witolda Pileckiego napisał: „W śledztwie torturowano uwięzionych, najbardziej Pileckiego, domagano się podpisania protokołów z fałszywymi oskarżeniami, szantażowano groźbą aresztowania najbliższych”. Chodziło więc o konkrety i zeznania dzięki, którym można było skazać zarówno jego samego, jak i inne osoby aresztowane razem z nim. Co do zeznań dobrowolnych Witolda Pileckiego, to tak wytrawny znawca metod pracy NKWD, KGB i GRU jakim jest Waldemar Łysiak, to powinien on wiedzieć, że po pierwsze każdy stara się uniknąć tortur, a po drugie mógł śmiało „sypać” już tych, o których wiedział, że zostali aresztowani razem z nim, wcześniej, lub nawet później. To „sypanie” nie miało też żadnego znaczenia ze względu na klasyczny styl pracy UB, która była wierną kopią KGB. Należała do nich przede wszystkim metoda „wtyki”, czyli wprowadzenia w najbliższe otoczenie Pileckiego zwykłego kapusia, który o wszystkim donosił swoim mocodawcom na długo jeszcze przed aresztowaniem całej grupy. Stąd na ogół tak wszechstronna wiedza UB o swoich ofiarach. To, że nie został on jeszcze ujawniony przez IPN, to moim zdaniem jest tylko kwestią czasu i w ogóle opracowania źródłowego materiałów dotyczących skazania Pileckiego. Tego rodzaju „wtyki” były w tym czasie szczególnie popularne, na co wskazują kolejne komendy WiN, z których piąta była w całości opanowaną przez agentów UB. Tą samą metodą posłużono się też w walce z „Solidarnością”. Najlepiej kiedy agenci byli na najważniejszych kierowniczych stanowiskach. Nie gardzono jednak i pomniejszymi szpiclami, którzy na ogół donosili również na swoich esbeckich kolegów. Wszystko to dawało przejrzysty obraz sytuacji umożliwiającej skuteczne działanie SB. Dowód na podobne postępowanie pokazał ostatnio IPN na wystawie „Twarze wrocławskiej bezpieki”. Otóż na jednym z biogramów na wrocławskim rynku przedstawiono ppł. Anatola Pierścionka, Kierownika Grupy Operacyjno – Śledczej „Poligon”, której celem było rozbicie podziemnych struktur RKS. Odnotowano, że zginął on 22.09.1986 r. w wypadku samochodowym na ul. Grabiszyńskiej we Wrocławiu. Wraz z nim zginął też jego pasażer Edward Majko. Kierowca w trakcie wykonywania czynności służbowych był w` stanie upojenia alkoholowego, lecz jak orzekła komisja powypadkowa nie miało to żadnego wpływu na przebieg wypadku (!!). O jego pasażerze nie wspomniano ani słowa więcej. Ci jednak, którzy pamiętają stan wojenny we Wrocławiu wiedzą, że Edward Majko, nałogowy alkoholik był najpierw prominentną postacią Zarządu Regionu „S” we Wrocławiu, a potem jednym z przywódców jej struktur podziemnych. Mając takiego informatora SB wiedziała wszystko co trzeba było na interesujący ją temat. Edward Majko był tą „wtyką” SB najpierw w jawnych a potem w podziemnych strukturach „S”. Tylko przypadek sprawił, że sprawa wydała się w tak dramatycznych okolicznościach. Taka sama „wtyka’ była też w sprawie rotmistrza Pileckiego. Jak ukazuje wspomniana wyżej wystawa, chętnych do bycia w roli stalinowskich i poststalinowskich siepaczy nigdy jakoś nie brakowało.
Wydawałoby się, że najmniej rozterki w tak czytelnej sprawie powinien mieć właśnie Waldemar Łysiak. Ostatnio jednak obserwując pisarstwo tego autora dochodzę do wniosku, że coraz bardziej swoimi opiniami zbliża się on do tak poprzednio potępianego „Salonu”. Świadczy o tym też główna teza sławy, chwały i wszechmocy służb KGB i GRU w Polsce, jaką przedstawił on w ostatniej swojej książce pt. „Najgorszy” . Tego wydźwięku nie zmienia ani dedykacja, . ani też zakończenie książki. W sprawie rotmistrza Pileckiego optymistycznym akcentem jest pośmiertne przyznanie mu w przeddzień 62 rocznicy Powstania Warszawskiego „Orderu Orła Białego” przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który na szczęście nie miał w tej sprawie żadnych wątpliwości.
Adam Maksymowicz

¹Adam Cyra, Wiesław J. Wysocki – Rotmistrz Pilecki. Fundacja Pamięci Ofiar Obozu Zagłady Auschwitz – Birkenau. Oficyna Wydawnicza Volumen. Warszawa 1997.
2Józef Garliński – Oświęcim walczący. Odnowa. Londyn 1974.
³Waldemar Łysiak – Najgorszy. Wydawnictwo Nobilis. Warszawa 2006.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

megalomania ???

naiwne zagranie.
posłużyć się głośnym nazwiskiem aby poprzez jego tekst ukazać swój “imidż” i stanowisko. w jakiej sprawie – Pileckiego ?
czy Pilecki również jest pretekstem dla chęci zaistnienia i poprawy własnej samooceny ?
najpierw cytat, który pozostał otwarty chyba dla polemiki z samym sobą ... w oparciu o słowa innych nazwisk.
Panie podróżny co to miało być – autopromocja. nie wyszło.
Pan jest pewny, że ostatnia książka W.Ł to wspomniany “Najgorszy”.
Następne widać napisał ktoś inny.
sorry ale nie wytrzymałem.


Imidż

To mi niepotrzebny. Posłużyc się głośnym nazwiskiem może każdy. Tak samo głosnym nazwiskiem Witolda Pileckiego pośłużył się pan Waldemar Łysiak pisząc o nim nie najlepiej. Tytuł wymyślił sam Łysiak “Ja w sprawie Pileckiego” obrzucając go błotem. Dlaczego? Dlatego, ze pisząc ten tekst był nie w humorze? Od znanego nazwiska własnie więcej się wymaga. To własnie zrobiłem pisząc, że łysiak w tej sprawie nie ma racji. Pilecki juz bronic sie nie może, jezeli biore go w obronę przed atakami “sławnego nazwiska” to zabronione! Czy sławne nazwisko ma prawo robic, co mu sie podoba? Czy nie wolno zwrócic uwagę na niestosowne zachowanie oosoby je noszącej. Ten tekst z przed dwóch lat zamieściłem jako kontynuację dyskusji o Witoldzie Pileckim, ukazyując jakie są o nim opinie. Ostatnia książka była przed dwoma laty. Datę napisania tekstu podałem na wstępie. Troche trzeba uwagi zanim się coś napisze, Nie wytrzymałem. Sorry.


Od blogera można wymagać...

...akapitowania, czyli dzielenia tekstu…

Wybacz Podrózniku, ale nie przeczytałem, bo się zatkałem. Przytykanie linijki do monitora jest cholernie niewygodne i może niszczyć ekran.

Podzielisz – poczytam. A jak nie, to nie!
:)


joteszu

Ciebie odrzucił układ tekstu, a mnie Łysiak. wymiękłem w połowie. :)

“Kto pyta wielbłądzi”


Subskrybuj zawartość