od słów. Moim zdaniem ważyć je trzeba, a to z kilku co najmniej powodów. Dwa najważniejsze, to by po pierwsze nie uczynić komuś krzywdy, po drugie zaś, by na miarę swych możliwości móc uzasadnić swoje stanowisko w sposób jak najbardziej zrozumiały dla drugiego. A że niekiedy to nie wychodzi – cóż, łatwo nie jest. I czasami język zbyt mało giętki, by myśli wypowiedzieć.
W kwestii struktur rozbudowanych oraz szeroko opracowanych zasad wiary to rzecz w tym głównie, że rację ma przeważnie większość. Niekiedy niestety.
Przy całym szacunku dla Pana i Pańskiej wiary proszę spojrzeć na tę kwestię z punktu widzenia ilościowego oraz organizacyjnego. Gdy wspomniany Kościół Scjentystyczny albo sekta Moona będą liczyły po kilkadziesiąt (albo więcej) milionów zwolenników oraz będą posiadać odpowiednie środki to proszę być pewnym, że pewnego pięknego poranka przestaną być uważane pzez opinię publiczną za sekty, a staną się jednymi z religii. A ich zwolennicy staną się wiernymi.
I teoretycy będą sobie mogli mówić co chcą, a rzeczywistości nie zmienią. Szczególnie, gdy liczba owych wiernych przekroczy setki milionów. Proszę mi wybaczyć, ale wtedy zaczną (o ile już nie zaczęły) działać prawa wolnego rynku w tej kwestii, oraz konkurencji ze wszystkimi konsekwencjami z tych faktów wynikającymi.
Życzę Panu jak najlepiej (sobie zresztą też), ale niekiedy taka walka konkurencyjna lubi się przerodzić w wojny religijne. Ale to rzeczywiście temat na inną debatę.
Co do tego osiołka (nie wiem czemu, ale po raz kolejny napisałem “osilka” i musiałem poprawiać), też mam uczucia ambiwalentne. Biorąc jednakże pod uwagę poziom komentatora z pokorą przyjmuję ten głos, nawet jako drobną uszczypliwość pod moim również adresem.
Gdy idzie o główne nurty, to znów rzecz zależy od liczby uczestników, mód różnych czy niezgody na istniejący stan rzeczy (choć to ostatnie może się nieco kłócić z określeniem główny. Ale skoro można powiedzieć, że istnieje główny nurt opozycji...)
Rzeczywiście sformułowanie niezależny i samorządny w odniesieniu do jakiegoś tworu jest całkiem niezłe. Problem leży w konsekwencjach, albo w tym, co z tego po jakimś czasie wyrośnie. Biorąc pod uwagę np. wrodzoną kłótliwość uczestników albo jawne czy ukryte cele gremiów kierowniczych.
I na koniec tego odcinka: jest w Austrii takie powiedzenie ohne Marie kein Musik, co w wolnym tłumaczeniu oznacza kto ma kasę ten rządzi . To porzekadło ma cuś niecuś wspólnego z określonymi tezami nauk ekonomicznych (czy też filozofii gospodarczej) mówiących o własności środków produkcji i takich tam bajd.
Pozostaję z szacunkiem w nadziei na dalszą, równie produktywną, wymianę myśli z Panem
Zacznijmy, Szanowny Panie Odysie,
od słów. Moim zdaniem ważyć je trzeba, a to z kilku co najmniej powodów. Dwa najważniejsze, to by po pierwsze nie uczynić komuś krzywdy, po drugie zaś, by na miarę swych możliwości móc uzasadnić swoje stanowisko w sposób jak najbardziej zrozumiały dla drugiego. A że niekiedy to nie wychodzi – cóż, łatwo nie jest. I czasami język zbyt mało giętki, by myśli wypowiedzieć.
W kwestii struktur rozbudowanych oraz szeroko opracowanych zasad wiary to rzecz w tym głównie, że rację ma przeważnie większość. Niekiedy niestety.
Przy całym szacunku dla Pana i Pańskiej wiary proszę spojrzeć na tę kwestię z punktu widzenia ilościowego oraz organizacyjnego. Gdy wspomniany Kościół Scjentystyczny albo sekta Moona będą liczyły po kilkadziesiąt (albo więcej) milionów zwolenników oraz będą posiadać odpowiednie środki to proszę być pewnym, że pewnego pięknego poranka przestaną być uważane pzez opinię publiczną za sekty, a staną się jednymi z religii. A ich zwolennicy staną się wiernymi.
I teoretycy będą sobie mogli mówić co chcą, a rzeczywistości nie zmienią. Szczególnie, gdy liczba owych wiernych przekroczy setki milionów. Proszę mi wybaczyć, ale wtedy zaczną (o ile już nie zaczęły) działać prawa wolnego rynku w tej kwestii, oraz konkurencji ze wszystkimi konsekwencjami z tych faktów wynikającymi.
Życzę Panu jak najlepiej (sobie zresztą też), ale niekiedy taka walka konkurencyjna lubi się przerodzić w wojny religijne. Ale to rzeczywiście temat na inną debatę.
Co do tego osiołka (nie wiem czemu, ale po raz kolejny napisałem “osilka” i musiałem poprawiać), też mam uczucia ambiwalentne. Biorąc jednakże pod uwagę poziom komentatora z pokorą przyjmuję ten głos, nawet jako drobną uszczypliwość pod moim również adresem.
Gdy idzie o główne nurty, to znów rzecz zależy od liczby uczestników, mód różnych czy niezgody na istniejący stan rzeczy (choć to ostatnie może się nieco kłócić z określeniem główny. Ale skoro można powiedzieć, że istnieje główny nurt opozycji...)
Rzeczywiście sformułowanie niezależny i samorządny w odniesieniu do jakiegoś tworu jest całkiem niezłe. Problem leży w konsekwencjach, albo w tym, co z tego po jakimś czasie wyrośnie. Biorąc pod uwagę np. wrodzoną kłótliwość uczestników albo jawne czy ukryte cele gremiów kierowniczych.
I na koniec tego odcinka: jest w Austrii takie powiedzenie ohne Marie kein Musik, co w wolnym tłumaczeniu oznacza kto ma kasę ten rządzi . To porzekadło ma cuś niecuś wspólnego z określonymi tezami nauk ekonomicznych (czy też filozofii gospodarczej) mówiących o własności środków produkcji i takich tam bajd.
Pozostaję z szacunkiem w nadziei na dalszą, równie produktywną, wymianę myśli z Panem
abwarten und Tee trinken
Lorenzo -- 17.03.2009 - 11:34