Przykład twojego miasta nie jest zbyt szczęśliwy. Ten przykład (Niemcy, “ziemie odzyskane”) często pada w polskich dyskusjach o konflikcie na Bliskim Wschodzie… On były (ten przykład) bardziej trafiony gdyby Polska prócz przesiedlenia mieszkańców do dzisiaj okupowała resztę Niemiec. Między Berlinem a Monachium znajdowała się na drogach sieć punktów kontrolnych, zachodnie Niemcy od wschodnich podzielone były murem chronionym przez polskie wojsko, główne drogi w Niemczech zostały wyłączone z ruchu dla tubylców i miały status “tylko dla Polaków”. Niemcy mieli by dokumenty wystawiane przez polską administrację, nie posiadali własnego lotniska, a pozwolenia na przejazd i skorzystanie dajmy na to z Okęcia bardzo trudno było im uzyskać.
To porównanie było by sensowne i adekwatne gdyby niemiecka karetka jadąca z chorym z jednego niemieckiego szpitala do drugiego, mogła być na punkcie kontrolnym zawrócona przez 18 letniego polskiego żołnierza “z powodów bezpieczeństwa” na jego widzimisię – nie bacząc na stan chorego.
Gdybyśmy mieli wspólną stolicę – taki Berlino/Kraków/Warszawę ze wspólnymi świętymi miejscami.
O tym wszystkich napisała zresztą w swoim tekście Joanna.
Ty i Smoleński piszecie o pogodzeniu się z historią – w imię przyszłego pokoju. Tylko, że pogodzić mogą się równorzędni partnerzy, z których każdy coś traci, czegoś się wyrzeka.
Tu nie mamy równorzędnych partnerów których dzielą krzywdy z przeszłości. Mamy rozgrywającą się właśnie historię – codzienną, trwającą okupację.
Mamy jedną stronę – tę słabszą, okupowaną – popadającą w coraz większy radykalizm, marazm i korupcję i drugą, tą silniejszą, negocjującą tak, by przypadkiem w niczym o krok nie ustąpić, wspieraną przez opinię publiczną, która w “imię spokoju i pokoju” stara się niczego nie widzieć. Zamyka oczy.
Tylko, że problem nie zniknie kiedy będziemy udawać, że go nie ma. Jest zbyt nabrzmiały i aktualny by można go było załatwić protekcjonalnymi radami “w imię przyszłości musicie się pogodzić z krzywdami przeszłości”.
Tylko dlaczego ma się godzić jedynie jedna strona? I co powie Smoleński Palestyńczykom na przykład w sprawie Jerozolimy?
Kilka dni temu, w sumie przypadkiem, w Bytomiu robiłem na spotkaniu z publicznością za tłumacza Tamira (tego o którym pisałem ze dwie notki niżej). Tamir jest bardzo radykalny w swoich opiniach. Ale jego twarde tak/tak – nie/nie – ma swój sens im dłużej o tym myślę... Pytany przez ludzi – no dobrze – więc co ma zrobić Izrael odpowiadał – ma się stać demokratycznym państwem. Chcemy żyć w demokratycznym kraju. Takim w którym podmiotem stanie się “obywatel”, nie “Żyd”.
Takie demokratyczne państwo, według Tamira, to koniec konfliktu na Bliskim Wschodzie. Ale zarazem koniec Izraela w kształcie, w jakim ten kraj znamy.
Joteszu,
Przykład twojego miasta nie jest zbyt szczęśliwy. Ten przykład (Niemcy, “ziemie odzyskane”) często pada w polskich dyskusjach o konflikcie na Bliskim Wschodzie… On były (ten przykład) bardziej trafiony gdyby Polska prócz przesiedlenia mieszkańców do dzisiaj okupowała resztę Niemiec. Między Berlinem a Monachium znajdowała się na drogach sieć punktów kontrolnych, zachodnie Niemcy od wschodnich podzielone były murem chronionym przez polskie wojsko, główne drogi w Niemczech zostały wyłączone z ruchu dla tubylców i miały status “tylko dla Polaków”. Niemcy mieli by dokumenty wystawiane przez polską administrację, nie posiadali własnego lotniska, a pozwolenia na przejazd i skorzystanie dajmy na to z Okęcia bardzo trudno było im uzyskać.
To porównanie było by sensowne i adekwatne gdyby niemiecka karetka jadąca z chorym z jednego niemieckiego szpitala do drugiego, mogła być na punkcie kontrolnym zawrócona przez 18 letniego polskiego żołnierza “z powodów bezpieczeństwa” na jego widzimisię – nie bacząc na stan chorego.
Gdybyśmy mieli wspólną stolicę – taki Berlino/Kraków/Warszawę ze wspólnymi świętymi miejscami.
O tym wszystkich napisała zresztą w swoim tekście Joanna.
Ty i Smoleński piszecie o pogodzeniu się z historią – w imię przyszłego pokoju. Tylko, że pogodzić mogą się równorzędni partnerzy, z których każdy coś traci, czegoś się wyrzeka.
Tu nie mamy równorzędnych partnerów których dzielą krzywdy z przeszłości. Mamy rozgrywającą się właśnie historię – codzienną, trwającą okupację.
Mamy jedną stronę – tę słabszą, okupowaną – popadającą w coraz większy radykalizm, marazm i korupcję i drugą, tą silniejszą, negocjującą tak, by przypadkiem w niczym o krok nie ustąpić, wspieraną przez opinię publiczną, która w “imię spokoju i pokoju” stara się niczego nie widzieć. Zamyka oczy.
Tylko, że problem nie zniknie kiedy będziemy udawać, że go nie ma. Jest zbyt nabrzmiały i aktualny by można go było załatwić protekcjonalnymi radami “w imię przyszłości musicie się pogodzić z krzywdami przeszłości”.
Tylko dlaczego ma się godzić jedynie jedna strona? I co powie Smoleński Palestyńczykom na przykład w sprawie Jerozolimy?
Kilka dni temu, w sumie przypadkiem, w Bytomiu robiłem na spotkaniu z publicznością za tłumacza Tamira (tego o którym pisałem ze dwie notki niżej). Tamir jest bardzo radykalny w swoich opiniach. Ale jego twarde tak/tak – nie/nie – ma swój sens im dłużej o tym myślę... Pytany przez ludzi – no dobrze – więc co ma zrobić Izrael odpowiadał – ma się stać demokratycznym państwem. Chcemy żyć w demokratycznym kraju. Takim w którym podmiotem stanie się “obywatel”, nie “Żyd”.
Takie demokratyczne państwo, według Tamira, to koniec konfliktu na Bliskim Wschodzie. Ale zarazem koniec Izraela w kształcie, w jakim ten kraj znamy.
http://podcastsportowy.wordpress.com/
xipetotec -- 03.02.2009 - 11:54