do Mongolii też bym się wybrała. Jakoś mi działa na wyobraźnię, że to największy na świecie kraj, pozbawiony dostępu do morza.
Choć to popieprzone, bo ja wszak żeglarz jestem :P
Nie, bombki są choinkowe, proszę ja Ciebie. Dowiedziałam się ostatnio z rozbawieniem, że Polska jest światowym potentatem na tym rynku.
A namiarów wziąć nie mogę, bo to moja polonistka z liceum nam opowiadała o tej kobitce na wycieczce, nomen omen po Lublinie się wtedy pętaliśmy :)
One były w jednej klasie, pierwszy rocznik mojego liceum – totalny odjazd, początek lat dziewięćdziesiątych, wszyscy wtedy testowali specyfiki typu Twój uroczy przepis dla Nicponia zamieszczony u mnie. Ta od bombek przynosiła podobno w pudełku na lunch kanapki z wędliną i grzybkami, i jeszcze uczynnie częstować chciała innych.
A potem się wzięła za bombki i zaczęła zachrzaniać całe dnie – na tej zasadzie, że jak mówiła Karolina, można było do niej zadzwonić i zapytać, czy pójdzie na piwo – odpowiadała, że chętnie, ale po dwudziestej trzeciej, bo wcześniej pracuje.
Jak już się napracuje i jest zarobiona, to leci do Tybetu :)
Całkiem niezły patent, jeśli ma się osobowość luzacko-obsesyjną i zdolności manualne do tego.
Docencie,
do Mongolii też bym się wybrała. Jakoś mi działa na wyobraźnię, że to największy na świecie kraj, pozbawiony dostępu do morza.
Choć to popieprzone, bo ja wszak żeglarz jestem :P
Nie, bombki są choinkowe, proszę ja Ciebie. Dowiedziałam się ostatnio z rozbawieniem, że Polska jest światowym potentatem na tym rynku.
A namiarów wziąć nie mogę, bo to moja polonistka z liceum nam opowiadała o tej kobitce na wycieczce, nomen omen po Lublinie się wtedy pętaliśmy :)
One były w jednej klasie, pierwszy rocznik mojego liceum – totalny odjazd, początek lat dziewięćdziesiątych, wszyscy wtedy testowali specyfiki typu Twój uroczy przepis dla Nicponia zamieszczony u mnie. Ta od bombek przynosiła podobno w pudełku na lunch kanapki z wędliną i grzybkami, i jeszcze uczynnie częstować chciała innych.
A potem się wzięła za bombki i zaczęła zachrzaniać całe dnie – na tej zasadzie, że jak mówiła Karolina, można było do niej zadzwonić i zapytać, czy pójdzie na piwo – odpowiadała, że chętnie, ale po dwudziestej trzeciej, bo wcześniej pracuje.
Jak już się napracuje i jest zarobiona, to leci do Tybetu :)
Całkiem niezły patent, jeśli ma się osobowość luzacko-obsesyjną i zdolności manualne do tego.
pozdro