Krach krain


 

Naprzeciwko mnie drzemiący mężczyzna w tureckim swetrze i okularach zasłaniających pół twarzy. Dziewczyna siedząca obok niego wygląda sympatycznie. Niestety zaczęła gadać. Głowa faceta z prawej już dwa razy spadła mi na ramię. Złoty rolex na łapie, firmowy krawat i szyty na miarę garnitur. Z lewej młodziak stuka na nokii esemesy. Jednego wyzezowałem; głupoty. Miejsce przy korytarzu obok mężczyzny w tureckim swetrze puste. Przedział w wagonie pociągu “intersity”. Wracam do Warszawy.

Gdyby na pustym miejscu posadzić jakąś ładną dziewczynę, która nie odzywałaby się bez potrzeby, facetowi w tureckim swetrze doprawić wąsy ze szczotki, a na młodziaka założyć raperskie spodnie z krokiem w okolicy kolan, wtedy moglibyśmy skręcić nawet na dworzec w Kutnie. Tylko biznesmen z rolexem nie pasuje do drużyny. Chociaż... Mógłby przecież zapłacić rachunek za wódkę i schabowe z dworcowego baru. Kiedy już dojedziemy do tego, prawda, Kutna. Zabieramy go.

“- W ogóle nic nie widać przez okno. Deszcz pada. Śpimy; ciemno – znowu zaczęła dziewczyna. – Zaraz wszyscy tutaj pójdziemy spać. Tylko te telefony dzwonią – zerknęła na mnie. – I drzwiami trzaskają. A toaleta zamknięta. Pierwsza klasa, wyświetlili czerwone światło i zamknięta. Nic ich nie interesuje. Ten deszcz coraz mocniej pada…”

Wspomniałem o “przedziale pociągu” i “dworcu w Kutnie”. Do kompletu brak jeszcze jednego.

Rzeczywiście dziś jakoś ponuro. Coraz gorzej znoszę takie wyjazdy. Przypomina to świat drugiej świeżości; zostawiony sobie, niczyj. Brzydko, brudno, eternit na dachach, szarobury polbruk wokół ratusza, ściany z gołych pustaków. Trudno uwierzyć siedząc w biurowcu albo kawiarni na placu Zbawiciela. Parę kilometrów dalej zupełnie inna Polska, atawistyczna i zwierzęca; mimo że się tam wychowałem coraz bardziej mnie przeraża i odrzuca. Znowu doczekałem końca. Warszawa. Inni mają mniej szczęścia; ja się “załapałem”.

Przedział pociągu, dworzec w Kutnie, tekstowisko. Do kompletu brakowało tekstowiska. Nie ma dobrej puenty i nie wiem, czy w najbliższym czasie tu zajrzę, więc – trzymajcie się, zasyłam szczere świąteczne życzenia. Spokoju, zdrowia i dodatkowych dziurek w pasku.

referent

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Bardzo nastrojowy kawałek,

Panie Referencie…

Swego czasu sporo podróżowałem koleją po Polsce, a w Warszawie pomieszkałem kilka lat w sumie. Może dlatego patrzę z innej strony i bliżej mi do tego jak widzi Warszawę Igła.

Prowincja, z całą jej biedą i bylejakością odrapanych ścian, dworców z poczekalnią w której stoi jeszcze piec kaflowy, robi owszem przygnębiające wrażenie, ale mnie mimo wszystko mniej przeraża niż Warszawa widziana z perspektywy kolejki WKD choćby.

Dla mnie, wychowanego w innym dużym, ale o wiele ładniejszym mieście, to Warszawa jest bez porównania bardziej agresywna i atawistyczna, niż dowolne prowincjonalne zadupie.

Różne zadupia widziałem, ale mało gdzie można doświadczyć wrażeń z dworca Warszawa Zachodnia, na przykład. Dworzec Wschodni jest już chyba łatwiejszy do zniesienia, mimo wszystko.

Chyba zacznę jakiś cykl kolejowy. :-)

Wszystkiego dobrego i do napisania.


Sergiuszu,

a ja rozumiem Referenta. Bo jak się tu mieszka, to nie bardzo jest czas na szwendanie się po Kijowskiej czy Targowej. Przestrzeń się zawęża; dom, praca, czasami teatr lub kino jakieś centrum handlowe i znajomi; to w Podkowie to w Milanówku. Przemyka się człowiek samochodem gadając w komórę. A jak dworzec, to biegiem Centralny lub Okęcie.

Dla mnie szokiem był Dworzec autobusowy Warszawa-Stadion, gdzie trafiłem po wielu latach nieobecności, przez przypadek. Kalkuta, Panie Kalkuta!

I gdyby nie wyjazdy, nie te wakacyjne, ale w sprawach, to do dziś łykałbym TVN i niczym salonowy Chevalier, gotował owację na stojąco każdemu wpisowi prof. Sadurskiego.

Moja optykę zmienił Ełk. Gdzie co ranek przed kwaterą czekały na mnie dzieci z poPGRowskich wiosek, by im kupić chleb lub mleko. Nie chciały cukierków.

Tam się obudziłem. I z każdym następnym wyjazdem coraz bardziej radykalizowałem.

Pozdrawiam


Hm, już świąteczne życzenia?

Do świąt chyba jeszczo dwa tygodnie?
Ale odwzajemniam w takim razie:)

Pozdrówka.


Referencie

moc!

wszystkiego dobrego i ŚWIĄT!!!


Prowincja panie

to są kolonie dla paru ośrodków miejskich i ludzików o umysłowości rodem z TVN-u.
Stamtąd czerpie się niewolników i surowce.
I tam wypluwa się tych przeżutych i wyciśniętych oraz emerytów.


Yasso,

to prawda, choć ja, mieszkając w Warszawie miałem taką pracę, że nie tylko poznałem wszystkie dzielnice i przedmieścia, ale i mieszkałem od Natolina do Żoliborza, zaliczając oczywiście Pragę. Gdzie mnie nie było, prawda.. Przez to dość dobrze i z bliska mogłem poczuć ducha miejsc różnych.

A kontakt z prowincją, taki nie tylko z okien pociągu, może człowieka obudzić, to fakt. Czasem wystarczy spędzić 3 godziny na jakimś dworcu w miejscowości X.

Pozdrawiam.


Sergiuszu,

ja nie lubię tego miasta w którym się urodziłem. W którym moja rodzina żyje od wielu pokoleń.
Nie czuję z nim żadnych związków. Znam wiele bardziej klimatycznych miejsc w kraju.:)
Ale jest to najlepsze miejsce do obserwacji. I do wyzbycia się złudzeń.

Podam przykład:
Pewien czas temu w windzie prestiżowego apartamentowca spotkałem pana W.
Wymieniliśmy nawet kilka, grzecznościowych i zdawkowych zdań.

Wieczorem włączyłem sobie TVN24. A w nim Justyna Pohanke, z pomocą uczonego eksperta, tłumaczyła trudności jakie zaistniały z przesłuchaniem pana W. przebywającego, według niej, w Wielkiej Brytanii. Nie muszę dodawać, że ów W. to bohater dość głośnej afery, niezakończonej do dziś.
Wyjaśnienie tego fenomenu jest proste, bliskie stosunki z pierwszą rodziną w Polsce. Oni się lubią:) wspierają i czekają na przedawnienie…

A jako, że się krzątam sporo, widzę, że przypadków takim mało nie jest.

Pozdrawiam


-->All

Panowie,

powiem krótko – pozdrowienia. Do tematu jeszcze wrócę, ale za moment :) Chwilowo stuporuję albo sporządzam dokumenty.

referent


Subskrybuj zawartość