KSIĘGA WEJŚĆ I WYJŚĆ (2)

Ostatni dzień pracy w referacie w tym roku. Jaki to był rok? Raczej dobry. Nie wydarzyło się nic, co nakazywałoby strzelić focha i trzasnąć drzwiami. W końcówce pojawił się taki pomysł, ale ostatecznie rozeszło się po kościach. Może wróci w przyszłym roku? Może. Się zobaczy.

Sukcesy? Sukcesy to pojęcie właściwe dla moich referentów i referatu. Ja pojawiam się wówczas, kiedy coś nie idzie albo ma iść inaczej. Po to jestem, odpowiadam za całość. Oni mają pracować i niczym się nie martwić. To jest zresztą jakiś mit, te wszystkie sukcesy i sława. Można bez tego żyć, a na koniec krócej przesłuchują.

Czego życzyć? Żeby nie było gorzej. A jeśli będzie lepiej, to miło, prawda… Zawsze jest miło, kiedy jest miło. No i żeby referenci ze mną zostali. Przywiązuję się do ludzi; w większości to już moi bliscy koledzy. Niech im się wiedzie.

O sprawach prywatnych nie będę pisał, bo blog to najgorsze miejsce na takie rzeczy, a poza tym nic to przecież w gruncie rzeczy nikogo nie obchodzi. Jak my się znamy, prawda, przez wspólne oglądanie monitora? Pozór to jeno, jak mawiał poeta. Co jednak w żaden sposób nie unieważnia radości z ponownego otwarcia TXT. Naprawdę, Panie Sergiuszu, duża niespodzianka. Mam nadzieję, że nie zepsuję Panu dobrych intencji i nie narozrabiam ze szkodą dla przedsięwzięcia, choć usiedzieć trudno. Wracają zmory (!) z przeszłości i to w jeszcze bardziej karykaturalnej formie. Kto by przypuszczał, że wreszcie dowiem się, kto wymyślił blogosferę... ups. Sorry, o tym sza, nie będę się wyzłośliwiał. Obiecałem sobie i słowa dotrzymam.

Referenci jeszcze nie przyszli do pracy. Pewnie stoją w korkach. Siedzę w referacie sam. I to zdanie było mi potrzebne, żeby napisać rzecz najistotniejszą, to znaczy, że ostatecznie referent zostaje z tym wszystkim zawsze sam. Sam samiuśki.

Średnia ocena
(głosy: 2)
Subskrybuj zawartość