TĘCZA NA PLACU ZBAWICIELA

Najpierw na rondzie de Gaulle’a stanęła plastikowa palma, pod pełnym słońcem w centrum miasta, na nieprzesłoniętym widoku obok domu bywszej partii. Nie da się jej obejść mimo, dokądkolwiek byś nie jechał, skądkolwiek byś nie szedł. Zawsze palma.

Jakiś czas temu potem, przegapiłem ten moment, na placu Zbawiciela, przecudnym placu Zbawiciela z podcieniami i kościołem zamykającym łuk od strony Mokotowa, naprzeciwko przysadzistej fizys pałacu naszego powszedniego, co wygląda jak garść pełna dupy, dobrzy ludzie postawili tęczę. Tęczę?! Skąd pomysł, żeby na placu Zbawiciela ustawić tęczę? Dlaczego tam? Łuk, wyrastając z trawy, wznosi się nad klombem, mija rabaty kwiatów, tory tramwajowe i chowa się w tej samej trawie, pewnie w garncu ze złotem. Jeśli stanęlibyście po drugiej stronie, wszystko wyglądałoby najpewniej tak samo. Zieleń trawy, wielobarwność poliestru, rdzawa patyna torów i zakopane złoto z garnca. Tylko po co stawać po drugiej stronie tęczy?

Idąc dalej — kawiarnia; piję tam kawę za otwartym oknem, nie wiem czy jeszcze klimatyzowany, czy już świeży. Świeży jak te świeże cięte plastikowe kwiaty, które było można ustrzelić kiedyś bardzo dawno temu, trafiając z wiatrówki w zapałkę, w obwoźnym barakowozie na jarmarku, co nigdy się nie udało. Gdybym wtedy wiedział, że przypomną mi się te zapałki… Co za świat. Dziś popijam kawę, mam otwarty widok na bramę Łazienek, cała Bagatela jest odkryta jak pas startowy jakiegoś sekretnego lotniska. Wszystko sztuczne, wszystko jest raczej sztuczne, niby działa, ma przepisowe kształty, a jednak to tylko ornament czy dekoracja. Mój referat to dekoracja, również mój referat. Dobrze, że się zorientowałem; dobrze że wczesnopóźno. Inne referaty to zresztą też atrapa, jak to ładnie mówią uczeni mężowie: demokracja procedur. Za rękę nie złapiesz, ale z lokalu zawsze i tak wyjdziesz bez portfela, w najlepszym razie doliczą ci do wzorowo wystawionego rachunku za kawę.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Wielobarwność poliestru

nad rdzawą patyną torów ubarwi i ubogaci mój wtorek powszedni.

Czołem, Panie Referencie!


-->Merlot

Czołem, Panie Merlocie! Dziś u mnie — jeśli nie za szybko wyciągam wnioski, że tak powiem, prawda, przedwcześnie — optymizm: 7 (w skali od 1 do 10). Napisałem tekst i jakoś się układa zręczniej, niż wtedy, kiedy tekstu nie napisałem. Przypadek?!


Zamiast napisać tekst,

udałem się na basen. Podniosło mi, ale tylko do 5 (w skali od 1 do 10). Zakup anansa dla Merlotowej pozwolił mi się cieszyć względnym optymizmem (6/10), a niniejsza wymiana ustabilizowała mnie na przyzwoitym poziomie (7/10).


-->Merlot

Trzeba sobie pomagać. Uważam że 7/10, to bardzo przyzwoicie. Nie ma co szarżować.

Podobno, słyszałem od starszych, bieg rzeczy się odwraca. Zawsze. Rzecz w tym, żeby doczekać. Łatwo, prawda, mówić...


Subskrybuj zawartość