29-10-12

Dziś z rana dobry wywiad Ireny Lipowicz w radiu “tfu” tokefem. Zdumiewa mnie, jak dobrze pani profesor wypada w mediach, i stale coraz lepiej. Może to już takie dno, że dobrze wypada profesor Lipowicz, a może nawet solidnie wykonuje swoją robotę ma urzędzie. O rany!

Jakiś czas temu, raczej dawno, ale bez przesady, miałem wątpliwą przyjemność słuchania lajf prezydenta patrona lotniska. No i Bolesław mówił i mówił, słuchacze słuchali, klaskacze klaskali, rękodajni maści wszelakiej wznosili toasty i było miło, przyjemnie i w dobrym tonie. Stałem z boku z literatką wody krystalicznie tak czystej, że gdy przykładałem ją do oka, to widziałem świat ostrzej niż przez moje służbowe bryle ze szkłami jak denka od musztardówek. Te same, których nie noszę, bo wolę tego wszystkiego nie oglądać. Stałem zatem i słuchałem, wbity w pędy dzikiej winorośli, która pięła się po ścianie do krawędzi dachu, właśnie tuż za moimi plecami się pięła. A ja w nią wpadałem, wpadałem, wpadałem coraz głębiej… aż podszedł do mnie profesor taki jeden, i powiedział: “Referencie, co… pierwszy raz prezydenta słyszysz bez retuszu… Widzę...”.

— Pierwszy raz, jak boga kocham pierwszy raz, i jestem przerażony.

— To jeszcze nic — ten mi na to — dziś jakiś przygaszony nasz gość, kawałów nie opowiada…

— Panie profesorze — przerwałem, jak się miało w przyszłości okazać, autorytetowi porzuconemu przez wyborczą — przecież to jest wariat w postaci czystej!

— Oczywiście, nikt nigdy nie twierdził inaczej — muszę przyznać, że przeszło mu tu to przez gardło bez żadnego trudu.

Z biegiem czasu utwierdzałem się w przekonaniu (przepraszam za patos), że nasi ojcowie założyciele są jednak jacyś dziwni. I nie chodzi o do nich chęć czy niechęć, o idee i dużą politykę. Doświadczenie, czyli to co namacalne (pardą), pokazywało, że nie zatrudniłbym ich w referacie nawet za darmo, że… jakby to ująć, może posłużę się zdaniem, którym często atakowałem moją Referentową po powrocie do domu, choć trzeba odnotować, że Referentowa była bogu ducha winna przecież. Leciało ono mniej więcej tak: “Oszzzz… [...] No naprawdę... Jak to się mogło stać, że oni tę komunę [...]. Ani oni jacyś szczególnie zdolni, ani moralni, a już najmniej — umiejący”. Tak w masie swej liderującej ich oceniałem, bo przecież znalazłby się i taki bardzo na miejscu, i taki wprost bardzo przeciwnie. A dziś z rana ta Lipowicz całkiem udatnie wypadła… Może więc zatoczyliśmy koło i sięgamy po styropiany, żeby to się jakoś kulało, a może jestem w błędzie i to wszystko akurat starcza. Że w ogóle nie potrzeba więcej czy inaczej. A jutro z rana będzie na przykład dobry wywiad marszałka Bogdana Borusewicza…

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Jak dobrze,

że tych matołów/elit nie widać z okna mojej obecnej pracowni. Tylko morze i niebo, czyste i piękne, widać. Panie Referencie, moim zdaniem, czas wybrać się do swojego Patio, dla złapania perspektywy :)


>Sergiusz

To już ostatki “żali” i “marudzeń”. Mam nadzieję. Powoli trzeba będzie łapać tę, prawda, perspektywę. Najlepiej, żeby wówczas było niebo i morze. Zgodzę się łatwo. I żeby jeszcze ciepło było, ale nie upalnie ;) Na początek przestałem być referentem, to już chyba coś. Może powinienem zmienić też nick? W takim razie. Jak Pan sądzi ;) Pozdrowienia,


Panie Referencie,

Jak to może być, żeby Pan nie był referentem, nie było mojej zgody! Ja żądam, aby Pan był przynajmniej Nadreferentem, czy jakoś tak. W każdym razie, co najmniej nick musi zostać, w ostateczności, bo jak my się w ogóle poznamy inaczej, no ja nie mogę!

U mnie jest teraz cały czas średnia 21-23 stopni powyżej zera, zarówno w dzień jak i w nocy, głównie słonecznie, ale też bez przesady, do czego jeszcze nie przywykłem, ale chętnie się przyzwyczajam, czego i Panu wraz z Panią Referentową życzę, bo jakżeby inaczej, pozdrawiając serdecznie!


>Sergiusz

21-23 stopnie, morze, jasne niebo… pewnie jest sporo takich miejsc, ale wokoło, najbliżej, to mnie do głowy przychodzi tylko Madera. Jeśli jest Pan na Maderze, proszę na nas poczekać, jest szansa, że się spotkamy ;) Zwłaszcza że tu leje, pada, leje, pada, w butach mokro, czapka naciągnięta na dynię, nic przyjemnego.

Ma Pan rację, jakbyśmy się poznali, gdybym zmienił nick. Bez sensu. Innymi słowy, jestem skazany na bycie referentem. Inaczej byłoby niepoważnie i – uważaj Pan – nieodpowiedzialnie ;) No ładnie… A tak niewinnie się zaczęło. Trzeba uważać na rzeczowniki.


Panie Referencie,

Też wyspa tutaj, rzecz jasna, tyle, że znacznie mniejsza niż Madera, no i nie aż tak ciepło, bo ja z kolei upałów i tłumów turystów to nie bardzo. Morzem bliżej (wodolotem czy samolotem), więc jakoś się znajdziemy. Ale na koszulce musi Pan mieć napisane “referent Bulzacki” bo inaczej to jak? Się porobiło :)


>Sergiusz

Dobra. Będę kombinował ;) Żeby było łatwiej się znaleźć, to na koszulce odbiję swoje zdjęcie z dowodu.

[dodane] Sorry, w internecie, to trzeba chyba powiedzieć profil, a nie zdjęcie. Profil swój odbiję na koszulce. Będę uśmiechnięty, w brylach, których nie noszę. Od razu Pan pozna. Jeszcze tego brakowało, żeby na wakacjach czytać. Czytanie to praca. Gorsza niż przecinka burka czy inne machanie żwirem.


Dobra myśl!

Ja będę miał kapelusz ze szlaczkiem TXT TXT TXT na tej taśmie co leci dookoła, dla niepoznaki :)

[dodane] Skoro bez czytania ma być, to mój misterny plan ze szlaczkiem z literek odpada, ale coś wymyślę!


>Sergiusz

Wiem o co Panu chodzi. Widziałem to w “Gwiezdnych wojnach”. To się nazywa sombrero. W takim razie, żeby było estetycznie i, prawda, a propo, przypnę sobie kolty i ostrogi. Referentowa będzie jechała obok mnie, wierzchem. Jak starczy, to na koniu albo kobyle, jeśli wakacje przez te cholerne banki będą oszczędnościowe, to, pardą, na mule. Nie możemy się minąć.

Miłego wypoczynku Panu życzę, Panie Sergiuszu!

[dodane] Byłoby dobrze, gdyby Pan jeszcze grał na portugalskiej gitarze albo żonglował piłką. Tam to nikogo nie dziwi. Ja pod ostrogi założę płetwy.


Panie Referencie,

No coś w tym stylu, może nie całkiem sombrero, bo jednak bez przesady, ale też nie jakaś czapka od bejsbola, prawda.

Dziękuję za życzenia, z tym jednak zastrzeżeniem, że jak wspomniałem (patrz wyżej: pracownia), ja tu mieszkam i pracuję od pewnego czasu (z przerwami, ale jednak), co nie przeszkadza mi znakomicie wypoczywać po pracy, więc i tak dziękuję!


>Sergiusz

No tak. Pracownia… Rzeczywiście, pisał Pan, ale myślałem, że to takie odosobnienie do większego zlecenia i przy okazji wypoczynek. Kiedyś nie dopuszczałem takiej myśli, a teraz też dopuszczam. Tylko nie ma jak (na razie) i próg wytrzymałości jeszcze się nie przekolebał. Może kiedyś będzie okazja, żeby porozmawiać. Pozdrawiam tym bardziej!

referent


Panie Referencie!

Bardzo sympatyczny tekścik.

No i urocza dyskusja z panem Sergiuszem…

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość