W DRODZE

Mały referent jeszcze dziecko nie zastanawiał się jak to dalej będzie, gdy nas zabraknie, kiedy szedł z wujkiem Jankiem do drugiego dziadka na Brzozową.

– Muszę iść? Wujku… – pod choinką leżały prezenty i w gruncie rzeczy wydawały mu się one teraz najważniejsze.

– Czy ja!, prawda, czy ja tam muszę iść, że iść... to jest lepsze pytanie, Pawełek… A Marcjanik już pewnie siedzi i śpiewa kolędy… – wujek Janek był umówiony z Marcjanikiem na przelewanie gąsiora i za nic nie chciał się spóźnić. – Babcia powinna cię przyprowadzić...

– Ale po co mam iść... – referent nie dawał za wygraną, tym bardziej że dziadka zawsze się bał i prawie w ogóle nie jeździł na Brzozową.

– Masz iść, bo dziadek chce cię zobaczyć. Ja bym chyba nie poszedł...

– Ale ty wujku nie masz dziadka…

– Do babci, do babci bym chyba nie poszedł – warknął wujek Janek.

– Ale ty mieszkasz z babcią...

– Oj Pawełek, Pawełek… – westchnął.

Mijali właśnie park i za zakrętem mignęły im czarne szeregi torów kolejowych. Śnieg przestał sypać, ale w powietrzu wciąż unosiła się mglista, lepka poświata. Nie wiadomo, czy bardziej od ulicznych latarni, czy może z przydrożnych okien i zawieszonych w nich świątecznych lampek.

Średnia ocena
(głosy: 0)
Subskrybuj zawartość