Generał Guderian contra kapitan Raginis

..czyli o polskim przekleństwie.

Wizna – małe, polsko – żydowskie miasteczko nad Narwią.
Wrzesień ’39r – pierwsze dni wojny przebiegały spokojnie.

2 września – II batalion 71 Pułku Piechoty otrzymuje rozkaz opuszczenia pozycji i wycofania się oraz dołączenia do zasadniczych sił pułku.

3 września – na pozycji pozostały – 8. kstrz (kpt. Wacław Schmidt) i pluton 3. kckm ze składu III/135. pp rez.,plutony artylerii i pionierów (dowódcy nieznani) z 71. pp, 3. kckm batalionu fortecznego (bfort) “Osowiec” (kpt. Władysław Raginis), 136. ksap rez. (kpt. Tadeusz Jurkowski) oraz 15 i 16. plartpoz (por. Stanisław Brykalski).
Na pozycji wysuniętej /uzbrojony w 5 ckm i 1 kb p-panc pluton forteczny I/3. kckm (por. Jan Zawadzki – także dowódca całego pododcinka), pluton pionierów 71. pp, oraz pluton strzelecki z 8/III/135. pp rez. z dwoma drużynami ckm.

Dowódcą całego, niedokończonego odcinka zostaje kpt. Wł. Raginis.

4 września – na wysuniętej pozycji “Wizna”, podległej SGO NAREW nadal trwały prace fortyfikacyjne.

7 września – kpt. Raginis otrzymuje z twierdzy Osowiec informacje – uważajcie, coś na was idzie.

I szło – te coś. Naprzeciw polskiej załodze składającej się z ok 800 żołnierzy uzbrojonych w 42 km-y, 6 armat polowych, 2 moździerze, 2 karabiny ppanc. podszedł XIX Korpus Armijny pod dowództwem gen. Heinza Guderiana.
42 tyś. żołnierzy, 350 czołgów i samochodów pancernych, 650 dział i moździerzy.
I stukasy Luftwaffe.

Wcześniej – prace fortyfikacyjne na odcinku Wizna trwały od kwietnia ’39 roku. Tak samo jak i na innych odcinkach pozycji wysuniętych. Polski wywiad zdobył już wcześniej plan ataku na Polskę. Polski Sztab Generalny znał plany Niemców z co najmniej rocznym wyprzedzeniem.
Plan obrony, który przyjęto, niestety, mieszał cele polityczne z wojskowymi.

W terenie brakowało pieniędzy, ludzi, cementu, materiałów, transportu. Był rozkaz aby nie niszczyć zasiewów i plonów.
W ciągu lata oprócz saperów do budowy umocnień skierowano bataliony Junackich Hufców Pracy, bezrobotnych, oddziały Obrony Narodowej, wreszcie regularne WP.

Najpierw uderzyła niemiecka 10 DPanc. Zepchnęła i rozbiła polskie, wysunięte placówki za Narwią i zaczęła forsować rzekę. Podeszła pod główne pozycje polskiej obrony ulokowane wokół ciężkich schronów Strękowej Góry, Giełczyna i Maliszewa. Niemcy podeszli pod polskie lufy.
I zaczął się taniec śmierci.

Kapitan Raginis złożył przysięgę – że żywy nie opuści powierzonej pozycji – przysięgę śmierci.

9 września polska pozycja została przełamana.

Rankiem 9 września, o 8:00 do Wizny przybył dowódca niemieckiego XIX KA, gen. Guderian, do którego dotarły meldunki, że piechota po sforsowaniu rzeki (…) zdobyła broniące tego odcinka betonowe schrony bojowe Polaków i toczy nadal pomyślne walki. Jakież było jego zdziwienie, gdy po przeprawieniu się na lewy brzeg rzeki zastał tam nieopisany bałagan wśród załogi przyczółka. Żołnierze bynajmniej nie palili się do walki, a żadne polskie schrony nie zostały zdobyte. Co więcej, podczas prowadzonego osobiście rozpoznania, gen. Guderian dostał się pod ich ogień.

Oddajmy głos zdobywcom.

Niemiecki oficer Malzer tak relacjonował zdobycie schronu w Kurpikach: „Czołowe natarcie na schron nie doprowadziło do celu. Dowódca saperów zdecydował się zatem obejść schron i podejść skrycie przez małą wieś Kurpiki. Przez zamienioną w zgliszcza wieś oddział szturmowy uderzył skośnie na schron, który wciąż ostrzeliwał naszą piechotę. W tym czasie nadjechały nasze czołgi pod ich osłoną odział szturmowy zbliżył się do schronu. Czołgi otworzyły ogień na strzelnice schronu i przygniotły obsługę polskich karabinów maszynowych do ziemi. Wobec tego udało się jednemu z naszych saperów podejść do drzwi wejściowych schronu i umieścić tam ładunek wybuchowy. Pod wpływem silnej detonacji drzwi odskoczyły. Wejście jednak zostało natychmiast zabezpieczone.

Twardzi obrońcy polscy nie chcieli w żadnym wypadku zaprzestać walk i nasz oddział został ponownie zasypany pociskami z broni maszynowej. Mimo to drugi saper podczołgał się do strzelnicy karabinu maszynowego – eksplodował ładunek wybuchowy i karabin zamilkł. Próba wtargnięcia do schronu spełzła na niczym, ponieważ kopuła nadal była nieuszkodzona, a z niej polski karabin maszynowy trzymał nas dalej pod ogniem. Szybko podjęto decyzję uporania się z kopułą. Jeden z saperów ukrył się za wieżyczką czołgu, który wjechał na ścianę schronu. Dwa karabiny maszynowe, które dotychczas prowadziły szalony ogień, zostały zniszczone. Ale i teraz Polacy nie poddali się, mimo, że broń ich uległa zniszczeniu.

Jeden z saperów wszedł ponownie na schron, wrzucił przez strzelnicę kopuły kilka granatów ręcznych. Dopiero w ten sposób został skutecznie złamany opór Polaków. W schronie znaleźliśmy 7 zabitych.”

10 – września – nadal bronią się pojedyncze schrony bojowe.
W godzinach przedpołudniowych 10 września w jednym z dwóch broniących się jeszcze schronów rozległ się huk granatu. To kapitan Raginis, wierny złożonej przysiędze, odebrał sobie życie. Wkrótce potem zamilkły ostatnie strzały pod Wizną.
Dodam, że ranny kapitan rozkazał przed śmiercią wyjść ze schronu pozostałym, żywym obrońcom.

Kapitan Władysław Raginis ( ur. w w 1908r w Dynnenburgu kto teraz wie, gdzie to jest? oficer KOP, przez który przeszła elita polskich, młodszych oficerów kto wie teraz co to był KOP?? wypełnił swoją przysięgę, tak jak i jego podkomendny, por. St. Brykalski, dowódca artylerii odcinka.

Nakazał wyjść i poddać się żołnierzom, kiedy słynny gen. Guderian przekazał mu, że w razie dalszego oporu nakaże rozstrzelać jeńców.

Gen. H.Guderian jest bohaterem Zachodu, jako doskonały żołnierz, sztabowiec i taktyk broni pancernej. Ten, który nieomal zdobył Moskwę.

Kpt. Wł. Raginis jest patronem szkoły we Wiźnie.

I tak sobie myślę, że kpt. Raginis miał rację, że rozerwał się ostatnim granatem, bo pozostał w ludzkiej pamięci, choćby pamiętających było niewielu.

Nie musiał znosić upokorzeń oflagów, nie musiał emigrować, nie pojechał na Sybir, nie torturowali go stalinowcy, nie prześladowało go UB.

I nie musi się też wstydzić za polityczno/medialną hołotę rządzącą teraz Polską.

Może w tej szkole, pod jego patronatem, wyrosną normalni, młodzi Polacy, którzy będą zdolni, dumni, zapobiegliwi i przedsiębiorczy.

Ja pewnie nie doczekam?
Ale wierzę, że tak będzie.

P.S. Korzystałem z różnych materiałów, nie tylko z sieci.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Jak ktoś nie widział to muzyczny podkład do 40-1

prezes,traktor,redaktor


Tak w ogóle to dzięki za właściwy tekst we właściwym czasie

prezes,traktor,redaktor


Tak, jak..

teraz patrzę.

To zdecydowanie powinien.


Panie Igło

“teraz patrzę.

To zdecydowanie powinien”

Też mi się tak wydaje…


A ja przekornie

wolałbym, by patronami szkół byli ludzie, którzy nie musieli się rozrywać granatami.

I jeśli już “w branży” militarnej nie mamy od czasów Grunwaldu zwycięzców, to może dajmy sobie spokój.

Bardziej uwieczniajmy tych, którzy wygrali od tych którzy pięknie zginęli.


Kiedy..

Raginis wedle mnie wygrał.
Właśnie i przekornie.

I nie od Grunwaldu ale od Bitwy nad Niemnem, w ’20r.


Wytłumacz mi, w jaki sposób wygrał?

Kazali mu prowadzić obronę w beznadziejnej sytuacji? Tak.
Walczył do końca? Tak.
Zamiast poddać się użył granatu? Tak.

Można pogdybać, co by było, gdyby nie użył?
Być może Twój scenariusz by się sprawdził. Wielce prawdopodobne.
Ale może jednak mógłby zrobić coś dla Polski? Po wojnie.

Tylko, że wtedy jego nazwiskiem nie nazywano by szkoły…


W Polsce

żywe są tylko legendy-ludzie.

Być może młodzi to przełamią?

Wtedy nazwą szkoły imionami innych patronów.
Grabskiego, Kwiatkowskiego, Balcerowicza?

I oby nie zapomnieli o Raginisach.
Bo wysadzić się granatem, też trza umieć.


Trafiłeś Pan w sedno, Panie Igło!

Otóż to, uczymy się o legendach, a nie uczymy się o tych, którzy ciężko, organicznie pracowali. Też sobie pomyślałem o Kwiatkowskim. Balcerowiczowi dałbym jeszcze trochę pożyć, bo imienia szkole/uczelni/ulicy za życia patrona nadawać nie wypada…

Co do umiejętności wysadzenia się granatem zgłosiłbym zdanie odrębne.


Nie powinien...?

Honorowe samobójstwo zawsze budziło u mnie mieszane uczucia. Prawdę mówiąc, trudno mi sie z tym pogodzić. Czego jest wyrazem? Akcentem ostatecznym moralnej przewagi, mimo militarnej, czy jakiejś innej, osobistej klęski? Jaką to ma tradycję w nowożytnej historii europejskiej? Nie bardzo sie orientuję. Pomijając obyczajowość przedchrześcijańską kultury śródziemnomorskiej, i barbarzyńskie ekscesy wieków ciemnych, samobójstwo w obliczu klęski pojawia się jako osobisty brak zgody na przegraną, podczas II wojny światowej. Jeżeli wiąże się z kalkulacją przysporzenia własną śmiercią istotnych strat wrogowi, można to jeszcze przełknąć. W innym przypadku? Przecież “póki życia, póty nadziei”

Apolloniusz Zawilski w swoich wspomnieniach z kampanii wrześniowej ( Bateria została) porusza w kilku miejscach ten wątek. Dla niego, oficera wrześniowego, samobójcza śmierć przyjaciela w chwili poddania sie polskiej grupy, w momencie, gdy niemiecki oficer z uznaniem dla męstwa Polakow przyjmuje kapitulację, jest zrozumiała. Chociaż bolesna.
A przecież walka z wrogiem nie skończyla się w wrześniu 1939. Wyszkolony oficer był dla podziemnej armii skarbem. Wyobraźni zabrakło, czy jak?

Kapitan Raginis miał podobno litewskie korzenie, chociaż urodził sie na Łotwie.

tarantula


Igła

“I tak sobie myślę, że kpt. Raginis miał rację, że rozerwał się ostatnim granatem, bo pozostał w ludzkiej pamięci,”

To tak jak z Powstaniem Warszawskim.

Pozdrawiam


Pewnie, że to jest

decyzja drastyczna.
Na pewno podejmowana w stanie skrajnego napięcia.

I nie ma nic wspólnego z PW.
Tu dowódcy dopuścili do wymordowania całego masta.
I żaden se w łeb nie strzelił.
A wielu powinno.


Naczytali się "Panów Wołodyjowskich"

albo “Redut Ordona”
I strzelali sobie w łeb.
A jeśli mnie pamięć nie myli, to żaden z wyżej wymienionych sam krzywdy sobie nie zrobił.
Bezsensowna śmierć.


Panie Dymitrze

Inne czasy, inni ludzie.
Ich śmierć nie była bezsensowna.


...

Pojadę tutaj generałem Pattonem:

“No bastard ever won a war by dying for his country. He won it by making the other poor dumb bastard die for his country.”

Raginis zrobił wszystko co należało, aby spełnić kryterium drugie – ale potem zadecydowały jego prywatne przekonania i kodeks wartości, który z patriotyzmem nie miał już nic wspólnego – i zaprzeczyły kryterium nr 1. Wykonał rozkaz opóźniając korpus pancerny idący na Brześć i zadał mu znaczące straty. To co było potem, to już desperacja i kodeks samurajski, a nie myślenie o przyszłości.

Ciekaw jestem, czy ktoś zrobi “Tajemnice Wizny”, z których wynikać będzie że tak naprawdę to nie zabił się sam, ale zginął z ręki chcących sie poddać podwładnych. Tyle możliwości interpretacji dla naszych kreatywnych flimowców.


I jeszcze jedno...

Też z Jerzego Pattona.

“It is foolish and wrong to mourn the men who died. Rather we should thank God that such men lived.”

Wydaje mi się, że pasuje do tej historii…


Panie Barba

Weź poprawkę na szał bitewny, desperację, napięcie nerwowe i inne takie o których my nie wiemy bo nas tam nie było.

On nie siedział w sztabie 10 km za liną frontu tylko w bunkrze dowodzenia na 1 linii.
I widział wokół siebie tylko śmierć i zniszczenie.


Igła

“I widział wokół siebie tylko śmierć i zniszczenie.”

Właśnie. Wtedy życie ma zupełnie inną wartość, a właściwie jej niema.


...

igla

Weź poprawkę na szał bitewny, desperację, napięcie nerwowe i inne takie o których my nie wiemy bo nas tam nie było.

On nie siedział w sztabie 10 km za liną frontu tylko w bunkrze dowodzenia na 1 linii.
I widział wokół siebie tylko śmierć i zniszczenie.

Jak najbardziej.
Kiedy nie zostało mu nic tylko honor, zakończył swoje życie.
Japończycy by docenili – i piszę to bez ironii.

Ale ja lubię też tych skutecznych – tych którzy najpierw dali szansę “tym skurwysynom z drugiej strony” umrzeć za ojczyznę. Kiedyś skomentowałem na tekstowisku jeden tekst o “Orle” – że tak, szacunek dla marynarzy z tego okrętu mam (bo ucieczka z Tallina była wyczynem, szczególnie z połową sowieckiej Floty Bałtyckiej i Kriegsmarine na głowie), ale wolę mniej znane “Terrible Twins” z Morza Śródziemnego – “Dzika” i “Sokoła”, które wspólnie odpowiadają za zatopienie prawie całej dywizji pancernej ewakuowanej morzem z Grecji. Ci pierwsi są symbolem – a Ci drudzy są tymi, którzy wygywają wojny. Czasem symbol może się przyczynić do zwycięstwa – ale dużo bardziej potrzeba tych drugich.


trochę po czasie, ale skomentuję sobie

Kapitan Raginis zrobił to co zrobił i cokolwiek by w tym momencie zrobił, byłoby dobrze. Bo, za przeproszeniem, “wypełnił swoją żołnierską powinność”, a reszta to była jego osobista decyzja, mógł tak, mógł siak i nic nikomu do tego. On po prostu miał świadomość, że takie właśnie, a nie inne mogą być (nie muszą) konsekwencje wyboru tego zawodu. I był na te konsekwencje przygotowany. To jest coś, czego na przykład nie chciał wiedzieć dowódca Holendrów w Srebrenicy. Bardzo nie chciał i nawet się nie wstydzi, co znakiem czasu jest.
To mówiłem ja, ojciec Pino.


Panie Barba

Pan piszesz o 2 zazębiających się frontach walki.
Obu ważnych.

Straszne Bliźniaki walczyły i zwyciężały na jednym, Orzeł walczył i zwyciężył na drugim.

Na obu frontach mity splotły się z faktami.
Dobre z dobrymi.


Subskrybuj zawartość