Cudzym słowem: O zmienności w niezmienności


 

Zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu ulic, na którym musieliśmy się rozejść.

- Ale jak to wyjaśnić – zapytałem – że chloroform i zastosowanie go podczas porodu spotyka się z takim oburzeniem, że głośno o nim nawet w Niemczech? Pierwszy bezbolesny poród, który przeprowadził profesor Simpson – wówczas przy pomocy eteru – miał miejsce już przed rokiem. A zatem bezbolesny poród powinien był wywoływać opór już dawno. Dlaczego ujawnia się dopiero teraz…?

- Bo porody pod narkozą eterową były tylko eksperymentami, których nawet Simpson nie uważał za idealne. Od czasu odkrycia chloroformu Simpson naturalnie całkiem inaczej zaangażował się w bezbolesne porody. I to dopiero doprowadziło do owego wzburzenia. Chloroform i bezbolesny poród to sprawa wręcz nierozdzielna, a niektórzy zapominają, że chloroform, niezależnie od tego, czy się go stosuje przy porodach, czy nie, i tak pozostaje środkiem znieczulającym przewyższającym eter. Zwalczając bezbolesny poród, zwalczają więc także chloroform…

Staliśmy wciąż jeszcze na rogu, choć wzmagał się zimny wiatr.

- Twierdzą, że chloroform przenika do krwi nienarodzonego dziecka – powiedziałem – i zatruwa ją...

Dunkan głębiej nacisnął kapelusz.

- Tak z pewnością nie jest. Takie argumenty są tylko pozorem.
Jeśli pan dokładniej rozważy zarzuty wobec chloroformu, to nie natrafi pan na żadne medyczne argumenty. Chodzi o moralność i religię. Kościoły i lekarze ściśle z nimi związani walczą tymi samymi metodami. A działo, z którego strzelają jest ogromne. Jego najcięższa amunicja to słowo Biblii, konkretnie Księga Rodzaju 3,16 – “I w bólu rodzić będziesz…” . Rozumie pan. To ma znaczyć, że Bóg zakazał bezbolesnych porodów, a tym samym i chloroformu… “I w bólu rodzić będziesz…” – powtórzył. – Na tym polega ów cały sprzeciw.

- Ależ to nie zahamuje postępu – wtrąciłem.

- Nie zdarzyłoby się to po raz pierwszy – podjął Dunkan. – Niech pan tylko przyjrzy się historii średniowiecznej medycyny. Jej żałosny stan to skutek równie ortodoksyjnej interpretacji Biblii.
Simpson podchodzi do sprawy z pogodniejszej strony. Wszystkim wrogom chloroformu odpowiada drwiną, a Księdze Rodzaju 3,16 przeciwstawia rozdział 2, wiersz 21 tej samej Księgi: “Wtedy to Jahwe sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber…” .
Simpson mówi: tu macie zezwolenie Boga na używanie chloroformu. Błogosławię jego optymizm, ale walka dopiero się zaczęła. Już wysokie osobistości duchowne mówią o chloroformie jako o “owocu szatana”, a inni zabraniają członkom Kościoła przystępowania do komunii, gdy tylko wpadną na myśl skorzystania z tego “szatańskiego gazu” lub zastosowania go u swoich bliskich. Tak to wygląda obecnie w Szkocji. Ale w Anglii i Irlandii w gruncie rzeczy wcale nie jest inaczej.
Błogosławię optymizm Simpsona. A i panu nie pozostało nic innego… A teraz szczęść Boże i dobranoc… Zaczynam marznąć!

Gdy w lutym 1848 roku poruszony wieścią o nagłej śmierci Horace Wellsa w Nowym Jorku opuszczałem Edynburg, by tam pojechać, walka z narkozą chloroformową osiągnęła szczyt. Nie tylko duchowni wytoczyli najcięższe działa. Jeden profesor medycyny za drugim występował z potępieniem chloroformu i porodu pod narkozą.

W dniu mojego wyjazdu Dunkan pokazał mi klątwę doktora Montgomery’ego, potężnego szefa wielkiej Szkoły Położnictwa w Dublinie, rzuconą na bezbolesne porody. Montgomery mówił jeszcze o eterze, słowa chloroform w ogóle nie użył.
Jego klątwa brzmiała: “Nie wierzę, by do dziś ktoś w Dublinie posłużył się eterem przy porodzie. Poczucie ogółu zwraca się przeciw stosowaniu go przy zwykłych porodach i przeciw zapobieganiu pewnej dozie bólu, którą Wszechmocny – nie bez mądrego uzasadnienia – przypisał naturanemu porodowi. Z tym odczuciem solidaryzuję się z całego serca”.

Dunkan obserwował mnie kątem oka, gdy zwracałem mu ulotkę z ogłoszoną klątwą. Podał mi inną, zawierającą odpis tej klątwy, ale poszczególne słowa skreślono i zastąpiono je innymi.

- Niech pan przeczyta – powiedział Dunkan. – To jest odpowiedź Simpsona. Poznaje pan jego pismo?

Naturalnie poznałem pismo Simpsona. Forma klątwy Montgomery’ego pozostała ta sama, ale treść była inna.
Brzmiała: “Nie wierzę, by do dziś w Dublinie ktoś posłużył się powozem do posuwania się naprzód. Poczucie ogółu zwraca się przeciw pewnej dozie wysiłku, którą Wszechmocny – nie bez mądrego uzasadnienia – przypisał poruszającemu się pieszo. Z tym odczuciem solidaryzuję się z całego serca”.

- Nikt nie może zarzucić Simpsonowi – ciągnął Dunkan – że nie jest wierzącym chrześcijaninem. Ale wierzy także w postęp i nienawidzi zakutych głów. Po powrocie do Ameryki proszę o nas czasem pomyśleć...

Jürgen Thorwald, Stulecie chirurgów

(wyd. Znak, Kraków 2008)

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Hm, ciekawe,

ale nie czaję kontekstu?
Znaczy czy to komentarz do jakiegoś aktualnego tematu, czy taka wrzutka , just for fun:)

?

Pozdrówka.

Ciekawa ta ksiązka jest? Bo coś juz o tym“Stuleciu chirurgów” kiedyś wspominałaś a ja nie znam zupełnie tego.


Grzesiu

I jedno, i drugie, a po trzecie kontekst możesz sobie wybrać sam.

Ten tekst się pojawił, bo zobaczyłam jego nieprawdopodobną aktualność. Uniwersalny mi się wydał.

Te same wojny toczą się od stuleci, tylko temat się zmienia. Przeplatanki i przerzucanki są nieodmiennie obecne, a ludzie chętnie mieszają w nie Boga.

Trochę mi się skojarzyło z wojną o in vitro.

Książka jest fascynująca, bo pokazuje w pierwszym planie, jak straszliwą i trudną drogę przeszła chirurgia. Dzisiaj nikt się nie zastanawia nad znieczuleniem przy rozmaitych medycznych zabiegach, dla nas to oczywistość.
Jeszcze właściwie niedawno żadną oczywistością to nie było operacje chorzy przeżywali w pełni świadomie, albo nie przeżywali ich wcale.

Nie istniało coś takiego jak dezynfekowanie narzędzi chirurgicznych.

Wielu zabiegów nie dokonywano wcale, tak silne były przekonania o niemożliwości ich wykonania. Dotyczyło to choćby otwierania jamy brzusznej.
Za próby dokonywania takich zabiegów grożono lekarzom linczem zrównując je z morderstwem.

Niezwykła lektura, wymaga jedynie odporności na obrazy, które pojawiają się w głowie.


Subskrybuj zawartość