Gretchen w Publicznej Służbie: Papier


 

W naszej Służbie są sprawy ważne i nieważne, można powiedzieć, że w każdej służbie tak jest, a można też wniosek ten przenieść na życie w ogólności i usankcjonować myśl tę błyskawiczną, jako generalną.
Otóż tak czy owak, nie inaczej, są sprawy ważne i nieważne. Wśród odcieni życia i meandrów Służby, odnajdziemy także sprawy mniej ważne, trochę mniej, trochę bardziej i tak dalej, i tak dalej a la w podobie.

Pośród (chciałoby się napisać łąk i pól żyznych…, ale!) spraw pierwszo i drugoplanowych na czoło wysuwa się PAPIER.

Papier w Służbie ważny jest.

Występujące, w przyrodzie służbowej formy, można skatalogować tak:

1. kartki luźne, czyste , niektóre pojawiają się ze szczodrobliwej dotacji, odnośnych urzędów

2. kartki luźne tworzące całość , zapisywane, tworzące dokumentację medyczną

3. kartki spięte w zeszyty – bilans przychodu osobowego

4. kartki spięte, zwane księgami – obezwładniające w swojej urodzie i funkcjonalności, przywodzące na myśl literacką postać krasnoludka Koszałka Opałka, z całym szacunkiem dla wspomnianego.

Ścieżka jest taka: wchodzi człowiek płci dowolnej, dowolnego ubrania, zapachu, wchodzi sam, albo z kimś przychodzi.
Papier już to trzęsie się z zachwytu nad własną rolą, już to popiskując radośnie podryguje.

Najpierw człowiek podaje swoje dane wszelkie: imię, nazwisko, adres, pesel,imiona rodziców, nazwisko rodowe, miejsce pracy, zawód, zawód wykonywany, czy był leczony wcześniej? a jeśli był, to gdzie? czy jest ubezwłasnowolniony (tak, nie, częściowo)? a z kim mieszka? źródło utrzymania?

Następnie przepisujemy te dane (wszystkie) do historii choroby (o ile dany człowiek decyduje się na leczenia podjęcie), następnie wpisujemy je do zeszytu dźwięcznie zatytułowanego “rejetracja”.
Następnie przystępujemy do księgi Opałkowej, która niczym odkurzacz pochłania, jak leci.

Rubryki (z pamięci cytuję, więc jak się pomylę, to proszę mnie kijami nie okładać za brak kompetencji): data, nazwisko i imię pacjenta, płeć, data urodzenia, pesel, adres, nazwisko i imię lekarza, rodzaj usługi z punktami. Porządek i ład.

Fakt jest taki, że w miejsce daty urodzenia, wpisujemy rodzaj ubezpiecznia (leg.ub., dział.gosp., rmua, nieubezp.).

Jako jednostka zaszeregowana jako naiwna, od zawsze się zastanawiałam po jaką mianowicie iż cholerę, po imieniu i nazwisku wpisywać płeć.
Koniec końców okaże się, że jestem ponad wszelką miarę konserwatywna uznając, że Jan Kowalski to mężczyzna.

I jak ja chcę z numeru PESEL wyczytać datę urodzenia pacjenta? Czy ona tam jest, do wyczytania gotowa?

Księga jest wielka i opasła, ale w roku zużywamy ich wiele – taki jest popyt na nasze usługi. Taki.
Pies z kulawą nogą do nich nie zajrzy, czego wyjaśnienie stanie się wyraziste za chwilę, ale piszemy, smarujemy, dajemy radę.

Kiedy już mamy wypełnioną przez pacjenta czystą, luźną kartkę, przepisaną do księgi i zeszytu przychodu, założoną historię choroby… jeszcze pozostaje nam jedna maleńka, w sensie dosłownym rzecz, nemówka.
Jeśli ktoś wie, dlaczego nemówka jest nemówką, to proszę o kontakt. Ja nie wiem.
W każdym razie wpisujemy na nią ograniczone w ilości, ale te same dane i wrzucamy do plastikowego koszyczka z innymi nemówkami, jakby co.

Dokąd dotarliśmy? Aha, że historia, zeszyt, księga, nemówka.

To nie koniec. Tylko nemówka ma spokój. Reszta będzie wielokrotnie przepisywana, opisywana, mieszana i wstrząsana.

Dodatkowo, Narodowy Fundusz Zgłupienia ma swoje wymagania… Wyśrubowane, że hej ho.

Po wpisaniu tego wszystkiego, co tydzień wypełniamy papierowy rejestr usług medycznych (RUM), który idzie przez ręce kilku osób (w zamkniętej, ma się rozumieć, kopercie) do siedziby derekcji , gdzie jest dział RUM (cóż za zaskakująca nazwa!) i tam człowiek żywy wklepuje dane w program komputerowy, by to wszystko popłyło gdzie trza.

Piękna to jest historia, a nawet może poniekąd romantyczna.
Otóż właśnie papier cieszy się bardzo, jest doceniany, niezastąpiony, ma swoją rolę.
Nikt go nie zastąpi.
Nikt.

W czasach powszechnego rozpanoszenia parszywych urządzeń typu komputer, wobec wznoszenia się programistów na wyżyny, oraz szczyty, owocujące programami do tychże (komputerów, nie programistów), otumanieni chwałą Publicznej Służby pracowniczkowie skrobią długopisami po papierze. Ku chwale sztuki odtwarzania literek, zgodnie z programem nauczania klasy pierwszej, szkoły podstawowej.

I oto, jak słyszałam nadeszło kolejne nowe, do pisania. Oficjalnie nic nie wiem, z nasłuchu wiem, a czymże jest nasłuch wobec braku dyrektyw derekcji ? Niczem, i tego się trzymam.

Odnośny minister wydał podobnież co tam minister może wydać, że lekarz (no miejmy nadzieję, że tylko lekarz) ma wpisywać w choroby hostorię, już nie tylko datę, już nie tylko jak pacjent się ma ze swoim zdrowiem, ale ma wpisywać karnie godzinę wejścia i wyjścia pacjenta z gabinetu.
Zapewne, światłe działanie odnośnego ministra służyć ma zapobieganiu nadużyciom, zapewne.

Jest jedno ale…

NFZ kontraktuje usługi medyczne, jednocześnie określając czas, ich jednostkowego trwania. Można zapytać więc, czy naprawdę jakikolwiek minister, niechby już nie odnośny, wierzy w takie cuda, że lekarz wpisze czas krótszy niż zakontraktowany?
Głupie pytanie.

Kolejnym krokiem, już poniekąd i gdzieniegdzie nabierającym realnych kształtów, jest wymóg złożenia, obok podpisu lekarza, podpisu pacjenta. Niech pacjent potwierdzi ile czasu siedział w gabinecie.

Moja propozycja autorska jest taka, żeby w następnym kroku, każdemu pracownikowi Służby, przydzielić przeszkolonego funkcjonariusza. Co trzy podpisy, to nie dwa.
Poza tym taki funkcjonariusz, przeszkolony procedurą wielostopniową, powinien dysponować własnym notatnikiem (dziennik obserwacji), książką raportu dziennego, książką raportu tygodniowego i księgą zestawień miesięcznych.

Nad nim będzie kolejny, ważniejszy, który będzie to przepisywał i wysyłał do centrali, wrzucającej wszelkie dane do komputera.

Chętnie zacytowałabym w tym miejscu Adasia Miauczyńskiego, ale dobre wychowanie mi zabrania.

Podziękuję tylko grzecznie za uwagę, dygając.

W następnym odcinku: kontrola.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Papier

jest grunt.
Z pieczątką.


Igło

No jak, bez pieczątki?

Żarty sobie stroisz, z poważnych spraw.

Pieczątka placówki , pieczątka wykonującego usługę, pieczątka pacjenta, pieczątka funkcjonariusza.

Grunt twardy.


Gretchen,

z tym funkcjonariuszem to ty nie podpowiadaj ni nie żartuj, bo wezmą na poważnie i skorzystają:)

U nas wszystko możliwe przecież.

Co do papierków zaś to ja na szczęście w takiej szkole pracuję, że mnie omija ta cała papierkowa robota, ale całkiem możliwe (miejmy nadzieję, no bo w przeciwnym razie prawie bezrobocie) że po wakacjach pracować będę czy w gimnazjum czy w szkole średniej, więc będę musiał rózne pierdoły wypisywać i pisać.

Ku chwale Ojczyzny:) i publicznej edukacji.

pzdr


Grzesiu

Sami na to wpadną, mówię Ci. Już jadą przy bandzie, utrudniając życie uczciwym, a śmiech wzbudzając w drugich .

Zobaczysz dopiero, co będziesz musiał wypisywać.

Ja się już od jakiegoś czasu zastanawiam, kiedy zabraknie mi czasu na pracę, bo zbyt zajęta będę pisaniem na papierze.

Ku chwale Ojczyzny i Służby Publicznej Zdrowiu.


Co do wpadania,

to nie wiem czy wiesz na co wpadli posłowie wczoraj:)

Znaczy w Trójce o tym usłyszałem i zdębiałem, aż tekst miałem wczoraj napisać, ale mnie się odechciało, ale może jutro napiszę.

Acz nie tylko o tym.


Grzesiu

A Ty czego taki tajemniczy?

Oczywiście, że nie wiem na co wpadli posłowie wczoraj. No na co?

Nie jestem w stanie, ani też ochoty nie mam, na śledzenie życia wewnętrznego posłów. :)


Ha, tajemniczość to moje nowe oblicze:)

poczekaj z 5 min, to napiszę kolejny fascynujący, mniej tajemniczy komentarz, a na razie muszę się oddalić:)


Otóż posłowie

wczoraj zajmowali się sprawą taką (znaczy komisja w Sejmie ds zdrowia), że w programach kulinarnych w TVP czy w ogóle w telewizornii promuje się niezdrowe jedzenie , zbyt tłuste i takie tam.

I nawet się wypowiadali na ten temat.

Kurde, czy oni za takie rzecyz kase biorą?

Ciekawe czy Smakoszka TXT a wcześniej Salonowego też powinni pod kątem tymże przebadać?

I tak ogarnęły mnie różne myśli i stwierdziłem, że na tekst mnie najść musi o różnych “uszczęsliwiaczach” mnie:)

Znaczy lewica troszczy się o nieswoje zdrowie i pieniądze, prawica o moralność, a ja sobie myślę, że nie wiem, moglby się jakimiś waznymi rzeczami zająć bardziej.

No wkażdym razie chyba jutro buntowniczy tekst wyrychtuję:), może a nuż jakaś kłotnia/dyskusja się wywiąże i ferment.


Ja ci

Grzesiu życzę takiego brzucha, knajp, zabaw, samochodu, lewych interesów, kasy jakie ma niejaki Kalisz.
Tylko jego skórwysyństwa ci nie życzę.


Grzesiu

Słyszałam coś jednym uchem.
Proponuję, żeby jednak zajęli się sprawdzaniem jak to jest w konkretnych domach, bo przecież nawet jeśli wszyscy gotujący na ekranie, zaczną gotować zdrowo, to nie wiadomo czy ludzie się do tego zastosują. To właśnie należałoby sprawdzić.

Mnie też mogą sprawdzić, bo w końcu publikuję co gotuję :)

Porządek, ład, zdrowe jedzenie. I super niania dla każdego.


Igła

Ale z tym brzuchem dla Grzesia, to przesadziłeś. Na co jemu taki brzuch?

:)


Panie Igło,

a weźże pan spadaj, i tak nadwagę mam:)

A całe życie (znaczy gdzies do końca studiów byłem chudy), ale od jakichś 2,3 lat troszkę niestety za dużo mnie:)

A do Kalisza to ja jakąś niczym nieuzadanioną sympatię mam, sam nie wiem czemu:)


No właśnie

teraz oprócz sprawdzania “włoskości” twojego pesto:), czym z uroczą namiętnością jeden komentator się zajmował, trza będzie sprawdzić czy ono aby nie jest zbyt kaloryczne, nie mówiąc już o takich np. szaszłykach Inki, co już po zdjęciach widać, że to przebadane pod względem kaloryczności i tłustości być powinno.

A Igła, jak widać, mi życzy wszystkiego co najlepsze:), znaczy największe.


Otóż to,

weryfikacja ważna rzecz. A jak już, dawniej tutaj znany bloger się czepnie pestowatości pesto, to trzeba wstydliwie oczy spuścić, rumieńcem twarz oblec i zamilknąć.
Nieważne kto, prawda i norma jest ważna.

Tak samo z kalorycznością.
Ojojojoj, jak pomyślę o quiche’u, ojojojoj…

I to jeszcze ja! Reprezentantka Publicznej Służby Zdrowia !

Chyba zaraportuję na samą siebie na luźnej, czystej kartce, z dotacji.

:)


Wybacz, bażancie,

ale te Twoje kawałki wywołują z lasu mojego bażanta absurdalnego.

Zabiło mnie to:

Koniec końców okaże się, że jestem ponad wszelką miarę konserwatywna uznając, że Jan Kowalski to mężczyzna.

Ciemnogród! Skandal! Laboga! I Ty się dziwisz, że Cię Nicpoń zaprasza w dziwne miejsca… A propos, on ma fermę bażantów. Musimy sobie zdjęcie zrobić na wiosnę, nespa? :)


Bażancie

Skoro tak, to zdjęcie nie tylko sobie zrobimy, ale też musimy zrobić koniecznie. :)

Na Twoim miejscu to jednak najpierw bym się dowiedziała co Artur robi z tymi bażantami…

Bażanty absurdalne zawsze mile widziane. :))


Ekhm...

Coś jeszcze mogę dodać, ale to prywatnie.

Twój post zaś mi przypomniał, jak byliśmy kiedyś indagowani i poddawani rozlicznym procedurom w dublińskim oddziale Armii Zbawienia. :D Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku…


Prywatnie, mówisz?

To zajrzę na chwilę, bo mam zamówioną rozmowę. :)


Subskrybuj zawartość