Czy uzależnienie (nie)istnieje obiektywnie?

„Żaden z naszych dzisiejszych konstruktów – które są oczywiście naszymi jedynymi środkami portretowania rzeczywistości – nie jest idealny i, jak historia myśli ludzkiej wciąż podpowiada, żaden nie jest ostateczny”
(Ervin Schrodinger, Mind and Matter)

„(…) neguję sam fakt istnienia uzależnienia jako choroby. Widzę je jako oszukiwanie samego siebie i słabą wolę.”
(Artur Nicpoń TXT)

Ciekawa sprawa z tym uzależnieniem: czy ono istnieje obiektywnie?

Wiele zależy od tego jakie założenia przyjmiemy.

Jeśli przyjmiemy, że jesteśmy w stanie naszą wiedzę weryfikować, znajdować prawidłowości, wyciągać wnioski, systematyzować to, co już wiemy innymi słowy zaufamy czemuś takiemu jak badania naukowe i wiedza medyczna to obiektywne istnienie uzależnienia nie powinno budzić wątpliwości.

Jeśli istnieje coś takiego jak zdrowie (WHO definiuje zdrowie jako poczucie fizycznego, psychicznego i społecznego dobrobytu) i choroba istniejące na jakimś tam kontinuum to wszystko to, co związane z uzależnieniem trzeba umieścić jednak bliżej tego jego krańca związanego z chorobą.

Jeśli zgodzimy się na istnienie pewnych norm to uporczywe i pogłębiające się oddalanie się od nich z pewnością będzie patologią.

Jeśli potrafimy różnicować mówiąc: do tego miejsca picie alkoholu nie jest szkodliwe, od tego przynosi ściśle z nim związane negatywne konsekwencje (nadużywanie), a od tego możemy potwierdzić istnienie określonych objawów – przynajmniej trzech spośród sześciu osiowych – nazywając ten cały skomplikowany kocioł uzależnieniem, to znajdujemy potwierdzenie możliwości zobiektywizowania tego o czym mówimy.

Przyjmując te założenia wyzbywamy się ocen. Portretujemy rzeczywistość dostępnymi środkami, niekoniecznie idealnymi lecz jedynymi dostępnymi.

Tak to wygląda z naukowo – medycznego punktu widzenia.

Znakomita większość z nas sięga po alkohol, narkotyki, nikotynę, leki korzystając z tego co one mają do zaoferowania w swoim działaniu.

Czy to jest normalne?

Czy jeśli nawet nie jest żadnym problemem to jest normalne?

Może być tak, że nam się spodoba i będziemy tego odlotu szukać częściej. Coraz częściej.

To już słaba wola czy jeszcze nie?

Wiem już co próbuję zgłuszyć czy może raczej idzie o to żeby „śmigło się kręciło” jak mawia jeden mój znajomy?

Śmigło się może kręcić coraz częściej i coraz szybciej. Jest coraz fajniej. Wciąż mam poczucie, że decyduję przy całkowitym braku negatywnych konsekwencji.

Mija trochę czasu i załóżmy, że któregoś razu ktoś zwraca mi uwagę, że już trochę za dużo tych uprzyjemniaczy życia. Co zrobię?

Mija znowu trochę czasu.

Sytuacje się powtarzają, komuś bliskiemu zaczyna to przeszkadzać, zaczynam pić więcej i szybciej niż inni. Szybciej się upijam.

Następnego dnia czuję się dość kiepsko więc przypominam sobie ludową mądrość „czym się strułeś tym się lecz” i mogę dalej nie popłynąć, a mogę jednak tak. Moje picie staje się dwudniowe, trzydniowe, wielodniowe.

Albo nie. Poczuję potrzebę zrobienia sobie przerwy regeneracyjnej, albo żeby komuś tam udowodnić, że to nie jest żaden kłopot.

Po jakimś czasie znowu to śmigło…

Gdzie jest moja wola? Ta silna zwłaszcza?

Najczęściej śpi gdzieś snem głębokim ponieważ nie podejmuję decyzji, by z niej skorzystać i coś zmienić.

Już gdzieś pewnie w tym momencie zaczynam się oszukiwać. Może trochę wcześniej.

Dalej może być już różnie.

Podstawowe pytanie jest takie po co?

Po co ja to robię?

Do czego tego potrzebuję?

W którymś momencie coś się zacznie we mnie zmieniać także wtedy, gdy nie jestem pod wpływem. Rozjeżdża się coś we mnie, coś w moim życiu zaczyna szwankować.

Rzeczywistość bez śmigła nie jest atrakcyjna. Bywa nawet nieprzyjemna.

Uprzyjemniacze stają się niezbędne. Są moim najwierniejszym towarzyszem.

Moja silna wola nadal śpi, coraz głębszym snem.

Nie chcę czy nie mogę z niej skorzystać?

No właśnie…

W gruncie rzeczy to bez różnicy. Tak czy inaczej nie korzystam ze swojej siły, żeby wyjść z tego zamkniętego kręgu.

Do czasu aż coś się nie wydarzy, „coś” jest dla każdego inne. Mogę się przewrócić na oczach swoich dzieci, mogę załamać nogę, mogę zrobić coś czego przenigdy nie zrobiłabym na trzeźwo, mogę dostać ataku padaczki, mogę mieć omamy, mogę się przerazić że umrę jak tak dalej pójdzie…

To moje coś może mnie zatrzymać. To coś obudzi moją wolę. Im silniejszą tym lepiej.

Cały paradoks polega na tym, że wielu ludzi uzależnionych używa swojej silnej woli nie do walki z alkoholem, narkotykami, lekami i tym wszystkim co im przynosi szkodę, ale do walki o to wszystko.

Bo to jest ważne, pozwala nie wiedzieć, nie słyszeć, nie czuć.

Dlatego wszystkie siły skoncentruję na walce z otoczeniem, na udowadnianiu sobie, że problem nie istnieje.

Mam tę siłę, ale używam jej przeciwko sobie, do tego zupełnie tego nie widząc.

Oczywiście są wśród ludzi uzależnionych jednostki życiowo nieporadne, rozmemłane, mazgajowate tylko często jest tak, że one szybciej się poddadzą.

Twardziele (bez względu na płeć) jako ludzie ze stali mogą uczynić sobie większą krzywdę, bo przecież w ich wizji samych siebie nie mieści się to, że mogą z czymś sobie nie radzić, że jakaś substancja rządzi ich życiem wybijając rytm jak na bębenku.

Wszelkie wspólnoty „anonimowych” zaczynają od pierwszego kroku, który brzmi „uznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec(alkoholu, narkotyków, seksu, hazardu itd.), że przestaliśmy kierować swoim życiem” dla tych ze stali to brzmi raczej kiepsko.

Wiktor Osiatyński kiedyś powiedział, że to zmaganie się przypomina wychodzenie na ring boksera wagi muszej, który staje naprzeciw boksera wagi ciężkiej. Skutki są łatwe do przewidzenia.

Uzależnienie istnieje.

Istnieje obiektywnie co, jeśli już nie nauka, potwierdzają miliony ludzi uzależnionych na całym świecie, którzy przeszli podobną drogę.

Podobieństwo doświadczeń i objawów mnie osobiście przekonuje.

Przekonują mnie również wyniki badań.

Przekonują mnie skutki jakie uzależnienie niesie dla organizmu człowieka, a których nigdy nie doświadczy człowiek nieuzależniony.

Specyfika tego rodzaju zaburzeń kazała je wyodrębnić, by skuteczniej pomagać w ramach dostępnych form leczenia (farmakologicznych i terapeutycznych). Brak tego wyodrębnienia tę skuteczność zakłócał.

Wprowadzenie pojęcia uzależnienia nie jest usprawiedliwieniem, nie jest rozgrzeszeniem (tym zajmuje się religia), nie jest też w żaden sposób wyrażeniem jakiejkolwiek oceny.

Tak jak pojęcie schizofrenii, zaburzeń dwubiegunowych, psychoz itd.

Na szczęście dla uzależnionych możliwość przesunięcia się na kontinuum zdrowie – choroba cokolwiek bardziej w kierunku zdrowie zależy od nich samych.

A że psychiatria i psychoterapia stąpa po trudnym, niewdzięcznym i zmiennym gruncie? To prawda.

W końcu tylko niedoskonale portretujemy rzeczywistość.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowna Pani Gretchen

Z wielką uwagą przeczytałem Pani wpis (przeczytam go raz jeszcze, a może i więcej). Ciekawie Pani pisze o problemie uzależnienia.
Wspomina Pani że dla ‘podkręcenia śmigła’ pijemy więcej i częściej. Zapewne przez grzeczność nie dodała Pani, że to więcej i częściej jest właśnie oznaką uzależnienia ! Organizmowi już nie wystarcza dotychczasowa dawka środka, który wprowadzał go w dobry nastrój, potrzebuje więcej i mocniej, do czasu, kiedy dla ponownej utraty kontroli nad świadomością wystarczy jeden kieliszek, jedno piwo, minimalna dawka innego uzależniacza.
Cytuje Pani 1 krok. Ja dodam modlitwę;
Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to co mogę zmienić i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego


Panie Marku

Dziękuję za pozytywną recenzję :)

Więcej i częściej jeszcze samo w sobie nie musi być dowodem na uzależnienie za to jest z pewnością argumentem za uznaniem nadużywania w przypadku kogoś kto tak właśnie pije (czy zażywa/robi coś innego).

To o czym Pan pisze dalej czyli o potrzebie zwiększania dawki w celu osiągnięcia pożądanego efektu, czyli że dotychczasowa dawka nie działa, to zmiana tolerancji na działanie substancji. Ma ona tendencję rosnącą by po czasie się zmniejszyć, jak słusznie Pan zauważa. I to jest jeden z objawów uzależnienia w istocie.


Pani Gretchen

Inną przyczyną na przypadłość uzależnienia może być niedobór pewnych endorfin (beta), a też środowisko.
Pozwoli Pani, że odpowiem Jej swoim wpisem “Alkoholik, czy jeszcze nie?”
Pozdrawiam


Panie Marku

A pewnie, że pozwolę, bo czemu miałabym nie pozwolić?

Poczytam sobie i skomentuję też pewnie.

O przyczynach jeszcze nie było, na razie tylko o skutkach choć i to pewnie jeszcze nie, bo na razie staraliśmy się ustalić czy takie coś to istnieje.


Istnieje, niestety

I jak Pani trafnie spostrzegła temat (pośrednio) dotyczy znakomitej wiekszości
Uwaga dla pijących
Jeśli siegasz po alkohol na kaca – masz problem


Subskrybuj zawartość