Pamiętnik studenckiej opozycji

Sensacyjnych opracowań z czasów PRL we Wrocławiu nie brakuje. Informacje o powszechnie szanowanych naukowcach, aktorach, pisarzach i artystach, którzy okazali się Tajnymi Współpracownikami (TW) za sprawą miejscowego oddziału IPN pojawiają się regularnie każdego roku. Spośród zacnego grona wrocławskiej elity naukowej i kulturalnej, jedni skruszeni przyznają się do winy, inni wyznają, że nikomu nie zaszkodzili, a jeszcze inni twierdzą, że wszystko to nieprawda i wyrządzono im krzywdę. Ci ostatni dochodzą zwykle swoich praw przed sądami kolejnych instancji. Prawomocna decyzja sądowa też nie zawsze jest rozstrzygająca, czego przykładem jest sprawa „Bolka”. We Wrocławiu zdarzył się jednak wypadek przeciwny, kiedy IPN ogłosił, że jeden z wybitnych uczonych, jako TW podjął współpracę z SB. W jego obronie stanęli nie tylko uczelniani
koledzy, ale też zasłużeni opozycjoniści, którzy uznali, że kłamstwo i plugastwo opanowało życie publiczne w Polsce. Stwierdzając, że jest to triumf zza grobu komuny, która była jednym wielkim imperium kłamstwa i nieprawości. W tej nijako powodzi zwykle kompromitujących informacji znajdujemy wyspę, może nie szczęścia, ale na pewno wzoru postępowania, tak w czasach PRL, jak i obecnie.

Pamiętnik
Oddział IPN we Wrocławiu wydał niedawno prawdziwą encyklopedię wrocławskiej opozycji lat siedemdziesiątych minionego wieku*. Nie jest to w klasycznym tego słowa encyklopedia, lecz tylko pamiętnik z tamtych czasów. Choć pamiętnik ujmuje tylko fragment opozycyjnych działań, to niezliczone przypisy, wyjaśnienia i załączniki tworzą pewną obszerną całość o ludziach i sprawach z tamtych lat. Autorem pamiętnika jest Krzysztof Grzelczyk, który od 1976 roku był studentem Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Wrocławskiego. Słabością, a jednocześnie siłą tego pamiętnika jest jego spisanie dopiero w przeszło dwadzieścia lat później. Jest oczywiste, że mocne przeżycia, jakich wtedy nie brakowało na pewno nie zatarły swojej oryginalności we wspomnieniach autora. Ich porównanie z udostępnionymi przez IPN materiałami SB i donosicieli TW ma swój walor poznawczy i przyczynowo skutkowy, który jest najbardziej interesujący dla wszystkich zajmujących się zarówno historią współczesną, jak i dla bieżącej działalności politycznej. Zgodnie z danymi IPN w przypisach ujawniono prawdziwe nazwiska i rolę, jaką pełnili w tym czasie donosiciele spod znaku TW.

Początki opozycji
Od chwili rozpoczęcia studiów bohater pamiętnika szukał kontaktów z antykomunistyczną opozycją. Pierwszy krok w tym kierunku został zrobiony na wiecu pod pomnikiem Jana XXIII, który odbył się po mszy św. w intencji krakowskiego studenta Stanisława Pyjasa zamordowanego przez funkcjonariuszy komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Wiec organizował Studencki Komitet Solidarności (SKS). Potem zaproszony jest na spotkanie, które odbywa się w mieszkaniu bardzo lubianego przez młodzież profesora matematyki Uniwersytetu Wrocławskiego Bolesława Gleichgewichta. Za chwilę potem do mieszkania wkracza milicja. Wszystkich odwożą na ul. Grunwaldzką, czyli komendę dzielnicową MO. Następnego dnia przesłuchania i wnioski do kolegium ds. wykroczeń. Oficer SB podejmuje nieudaną próbę pozyskania go jako TW. Potem następują coraz liczniejsze akcje, kontakty, spotkania, protesty, spory i dyskusje. Obszerne relacje z tego czasu zachowały się w sprawozdaniach TW, które ze względu na walory literackie są obszernie cytowane i w pełni oddają rzeczywisty charakter opozycyjnej działalności wrocławskich studentów. Bardzo szybko SB zdała sobie sprawę z zagrożenia politycznego, jakie wywołuje działalność Krzysztofa Grzelczyka. Podejmuje ona klasyczną kontrakcję oskarżając go o to, że jest jej współpracownikiem. Fakty mają przemawiać przeciwko Grzelczykowi. Wszystkie akcje (jak twierdzili niektórzy „koledzy”), w których brał udział kończyły się interwencją SB. Jacek Kuroń, który znał Grzelczyka stanowczo odrzucił te zarzuty i w ten sposób sprawa upadła.

KSS KOR
Dwa lata później student Krzysztof Grzelczyk jest jednym z sygnatariuszy wrocławskiej mutacji KSS KOR (Komitet Samoobrony Społecznej „Komitet Obrony Robotników”), którego deklarację wraz z grupą wrocławskich działaczy podpisuje w dniu 3 maja 1979 roku. Jednocześnie powołany zostaje organ prasowy „Biuletyn Dolnośląski”. Jego redakcję prowadzą Jan Waszkiewicz, Kornel Morawiecki, Janusz Łojek i Romuald Lazarowicz. Na porządku dziennym są aresztowania na 48 godzin, rewizje w domu, przeszukania i przesłuchania. W dniu 11 marca 1980 roku SB zakłada sprawę operacyjnego rozpracowania jego osoby pod kryptonimem „Kaskader”, co wiąże się prawdopodobnie z jego udaną ucieczką przed funkcjonariuszami SB. Rozprowadzanie „Biuletynu” oraz innych pism, książek i wydawnictw podziemnych sprowadzanych z całego kraju jest w tym czasie głównym zajęciem autora wspomnień. Często jednak na skutek donosów próby przewiezienia ich przez miasto, kończą się w komisariacie, gdyż bezpieka nie spuszcza oka z Grzelczyka. Chwile wytchnienia przynoszą przygotowania do pracy magisterskiej i poprzedzające ją końcowe egzaminy. Jako ciekawostkę można podać, że u przyszłego sekretarza KC prof. Mariana Orzechowskiego (znanego z powiedzenia przed 13 grudnia 1981 r., że siłę argumentu trzeba zmienić na argument siły), zdaje egzamin z podstaw teorii polityki na czwórkę. Podobnie dobre stopnie uzyskuje u innych wykładowców znanych ze swoich marksistowskich przekonań. Nadchodzi dzień 26 sierpnia 1980 roku. Rozpoczyna się strajk komunikacji miejskiej we Wrocławiu.

Karnawał Solidarności
Od samego początku wrocławskiego strajku Krzysztof Grzelczyk wspierał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy mający swoją siedzibę w zajezdni autobusowej przy ul. Grabiszyńskiej. Zawsze zajmował nieprzejednane stanowisko w sprawie realizacji postulatów robotniczych. Jesienią tego roku bierze czynny udział w zakładaniu nowej organizacji studenckiej – Niezależnego Zrzeszenia Studentów (NZS) w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Wrocławskiego. Studenci i pracownicy naukowi nieufnie odnoszą się zarówno do NZS, jak i do nowopowstałej „S”. Tylko nieliczni zapisują się do tych organizacji. Od kierownika sekcji radiowej w MKZ „S” Aleksandra Gleichgewichta otrzymał propozycję pracy w MKZ w jego sekcji radiowej, gdzie został sekretarzem redakcji. Jeden z jego pierwszych reportaży dotyczył kopalni „Konrad” w Iwinach, gdzie strajkowali więźniowie. Zjazd 800 m pod ziemię poznanie warunków pracy górników było fascynujące. Zostaje przewodniczącym Komisji Zakładowej NSZZ „S” etatowych pracowników Zarządu Regionu. Warto tu zacytować jedną z jego radiowych wypowiedzi o znaczeniu uniwersalnym; „Zastanówmy się, co może być przyczyną tego, że grupa gangsterów ciemięży i okrada cały naród zupełnie bezkarnie. Dlaczego byli oni tacy pewni siebie, swojej siły i nietykalności? Dlaczego ich bezsensowne decyzje gospodarcze były realizowane? Dlaczego nie można ich było powstrzymać? Dlaczego…?”

Stan wojenny
Wieczorem 12 grudnia 1981 roku zostaje internowany we Wrocławiu, a 24 grudnia przewieziony do więzienia w Grodkowie. Tam w dniu 29 stycznia 1982 roku bierze ślub cywilny, a pół roku później otrzymuje specjalną przepustkę na ślub kościelny, który odbył się we wrocławskiej katedrze. Ze względu na stan zdrowia zostaje zwolniony z więzienia w dniu 3 lipca tego samego roku. Pomijając opisy wszystkich z tego czasu uroczystości patriotycznych, demonstracji i protestów, których w omawianej pracy nie brakuje, istotną była kwestia, że z czegoś trzeba jeszcze żyć. Choć w PRL nie było bezrobocia, to o pracę w tym czasie nie było wcale łatwo, szczególnie dla kogoś, kto był stale inwigilowany przez SB. Otrzymuje pierwszą pracę robotnika fizycznego w Sobótce, przy remoncie kościoła. Aby być o siódmej rano w pracy trzeba wyjechać z Wrocławia trzy godziny wcześniej. Kilka miesięcy później trafia się podobna praca, lecz znacznie lepsza, bo we Wrocławiu przy budowie kościoła na Popowicach. Tego rodzaju zajęcia, przedłużający się stan niepewności, co do dalszych losów powoduje, że Krzysztof Grzelczyk w dniu 15 maja 1985 roku emigruje z żoną do Kanady. Na tym kończy się przedstawiona tu tylko w telegraficznym skrócie opowieść zawarta w książce wydanej przez IPN.

Posłowie
Krzysztofa Grzelczyka poznałem całkiem przypadkowo dopiero w połowie 2007 roku tuż przed jego odejściem ze stanowiska Wojewody Dolnośląskiego. Było wiele innych okazji zarówno w latach 1980 – 81, kiedy byłem współpracownikiem „Dolnośląskiej Solidarności”, jak i później, kiedy okazyjnie i pod pseudonimem zamieszczałem swoje materiały w prasie podziemnej. Z różnych przyczyn stało się to dopiero teraz. Wspominam tę chwilę nie bez powodu. Oto od pięciu lat w imieniu Stowarzyszenia Związek Dolnośląski starałem się o umieszczenie tablicy pamiątkowej poświęconej Wojciechowi Korfantemu w Pradze czeskiej, gdzie schronił się on na emigracji. Piękna tablica, wykonana przez najlepszych w Polsce specjalistów w tym zawodzie, nie mogła być umieszczona na budynku, gdzie mieszkał Wojciech Korfanty. Początkowo bardzo życzliwa tej inicjatywie Konsul Generalna Anna Olszewska została odwołana ze swojego stanowiska. Nowe władze polskiej Ambasady były w tej sprawie bardzo powściągliwe. Działo się tak mimo oficjalnego patronatu nad tym przedsięwzięciem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministra Spraw Zagranicznych. Przyczyną takiego stanu była rozpowszechniana w Pradze nieoficjalna informacja, że Wojciech Korfanty był niemieckim szpiegiem! Kiedy historię tę opowiedziałem Wojewodzie Dolnośląskiemu Krzysztofowi Grzelczykowi to, wydaje mi się, że zareagował on podobnie radykalnie, jak za dawnych studenckich czasów. Otóż oświadczył, że więcej nie będzie z tym żadnych kłopotów. On bierze to na siebie. W dwa miesiące później w obecności gościa honorowego Wojewody Dolnośląskiego Krzysztofa Grzelczyka w stolicy Czeskiej Republiki odbyła się uroczystość odsłonięcia tablicy pamiątkowej Wojciecha Korfantego.
Adam Maksymowicz
—————————

  • Sylwia Krzyżanowska, Wojciech Trębacz – Sprawa operacyjnego rozpracowania „Kaskader”. Oddział Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu we Wrocławiu. Wrocław 2007.
Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Adamie!

Jak widać nie tylko w dwudziestoleciu międzywojennym byli porządni ludzie potrafiący zrobić coś konkretnego. Czy nie byłoby dobrze pokazując takich ludzi napisać więcej o ich aktualnej działalności, o tym jak radzili sobie na stanowiskach rządowych. To by mogła być rekomendacja w przypadku poszukiwania fachowców do władzy.

Pozdrawiam


Na miarę moich możliwości

Staram się szukać ludzi ciekawych, odważnych, mających polski interes na pierwszym miejscu. Niestety jest to bardzo trudne. Proszę sobie wyobrazić, że tekst ten można powiedzieć, że napisałem dzięki Lechowi Wałęsie. Na jego temat było we Wrocławiu spotkanie, na którym był też bohater mojej opowiesci. Tam udało mi sie wypożyczyć ksiązke, o której piszę. Zabrałem też głos mówiąc, że nawet nie warto zajmować się LW, kiedy tu obok nas siedza niezauważeni i niehonorowani prawdziwi bohaterowie tamtych i dzisiejszych czasów, czemu też dałem wyraz w tej notatce, która ukaze sie również drukiem we wrześniowym numerze “Opcji na Prawo”.
Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość