Węgiel brunatny w Warszawie

Głupiec mówi, niech sobie wyschną źródła w górach,
Byle by mi płynęła woda w miejskich rurach.
(Adam Mickiewicz – „Myśli i uwagi”)

Źródła polskiej energetyki wysychają w przenośnym i dosłownym tego słowa znaczeniu. Zdaje sobie z tego sprawę coraz więcej ludzi, którzy czują się odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo energetyczne. Szukają oni rozwiązań nie gdzieś na Kaukazie, w Gruzji, Kazachstanie, czy na Ukrainie, ale u siebie w domu. Wbrew międzynarodowym „szczytom energetycznym” organizowanym przez najwyższe władze RP, twierdzą oni, że Polska ma dość własnego paliwa, którego wystarczy na kilkaset lat dla nas, a i coś nie coś można by jeszcze sprzedać sąsiadom. Chcą oni odbudować i rozwinąć zaniedbany przez ostatnie 20 lat własny przemysł górniczy i energetyczny. Sprzyjają temu wysokie ceny ropy naftowej i gazu ziemnego oraz idące w ślad za nimi ceny węgla kamiennego i brunatnego.

Konferencja
Przemysł, nauka i energetyka wspólnymi siłami zorganizowały w siedzibie Państwowego Instytutu Geologicznego w Warszawie (23.06.br.) konferencję pt. „Przyszłość górnictwa i energetyki opartej na węglu brunatnym w Polsce i Europie”. Na kilkaset zaproszonych osób na konferencję przybyło kilkadziesiąt i to akurat wszyscy ci, którzy na co dzień zajmują się tą problematyką. Politycy tym razem zgodnie, odmówili udziału w konferencji, gdyż mają poważniejsze sprawy na głowie. Aktualnie w centrum zainteresowania jest sprawa „Bolka”, a już w kolejce czeka równie fascynujące zagadnienie „Lolka”. Twierdzą oni, że póki jest prąd w gniazdku nie ma się czym przejmować, jak uznają to za stosowne, to może kiedyś poradzą się uczonych, praktyków i analityków. Dziś nikt z nich takiej potrzeby nie widzi. Na tego rodzaju deklarację biorący udział w konferencji zapowiedzieli tzw. „agresywne doradztwo”, które będzie mobilizować zarówno rząd, jak i opinię publiczną. Konferencja ta miała być sygnałem ostrzegawczym. Wzięli w niej udział również przedstawiciele największych niemieckich koncernów energetycznych RWE i Vatteenfall, którzy podzielili się swoimi doświadczeniami. Łącznie oba te koncerny produkują energię elektryczną znacznie przekraczającą moc wszystkich elektrowni w Polsce. Niemieckie zainteresowanie wskazuje, że chcieliby oni zapewne uczestniczyć w rozwoju polskiej energetyki w zamian za udziały kapitałowe i możliwość taniego eksportu energii z Polski do Niemiec. Na tego rodzaju domysły wskazuje też, jedna z wypowiedzi sugerujących sprzedaż wszystkich polskich złóż węgla właśnie Niemcom, gdyż oni zagospodarowaliby je bez zbędnej zwłoki. Na konferencji padły też pytania o rozwój innych branż, jak pozyskiwanie jej ze źródeł energii odnawialnej, atomowej itp. W rezultacie zgodzono się, że polskiej energetyce potrzebny jest rozwój wszystkich jej branż. Wśród nich produkcję energii elektrycznej z węgla brunatnego uznano jednak za priorytetową. Składa się na to kilka elementów. Przede wszystkim najniższa cena produkcji megawatogodziny (MW/h), około 30 % taniej od węgla kamiennego, dwu i trzykrotnie taniej od gazu i ropy naftowej. Podobnie znacznie droższa jest produkcja energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych Drugim argumentem są ogromne i nie do końca rozpoznane jeszcze zasoby węgla brunatnego wystarczające na ok. 300 lat. Pod tym względem jesteśmy jednym z największych potentatów w Europie i na świecie. Trzecim elementem jest posiadanie własnej kadry naukowej, projektowej, przemysłowej i technicznej zdolnej własnymi siłami wybudować niezbędne dla nas kopalnie i elektrownie.

Krach energetyczny
Pomijając wszystko to co dzieje się na świecie, trzeba stwierdzić, że na naszym własnym ”podwórku” sprawy nie wyglądają najlepiej. Około 40 % mocy polskich elektrowni jest tak przestarzała i mało sprawna, że musi być wkrótce zamknięta. Z tego tytułu rdzeń polskiej energetyki zawodowej wytwarzający ok. 21 tys. MW w 2030 roku zostanie pomniejszony o 15 tys. MW. Jeżeli już dziś nie podejmie się decyzji równoważących ten ubytek, to z energią elektryczną może być coraz gorzej. Po prostu dla wszystkich nie starczy.
Bezczynność władz, społeczna beztroska, polityczny infantylizm prowadzą do katastrofy. Zapobiec temu może budowa każdego roku elektrowni o mocy 1000 MW, lub co pięć lat elektrowni wielkości Bełchatowa o mocy 5000 MW. Na koniec 2030 roku moc wszystkich elektrowni powinna ulec prawie podwojeniu (obecnie ok. 35 tys. MW) osiągając moc 65 tys. MW. O wielkości tego wyzwania świadczy fakt, że dzisiejszą energetykę budowaliśmy przez prawie 65 lat, a teraz to samo mamy zbudować za niewiele więcej niż lat 20!! Tymczasem rząd milczy. Polska w światowych i europejskich statystykach zużycia prądu na jednego mieszkańca plasuje się na szarym końcu. Dla porównania USA i kilka innych jeszcze państw zużywa cztery razy więcej energii na jednego mieszkańca, sąsiednie Niemcy, Czechy i Rosja – około dwa razy więcej itd. Wskaźnik zużycia energii elektrycznej jest jednym z podstawowych wyznaczników poziomu współczesnej cywilizacji.

Protesty
W obliczu dramatycznej sytuacji polskiej energetyki trwają protesty przeciwko jej rozwojowi. Na pierwszym planie najkorzystniejsze ekonomicznie jest rozpoczęcie eksploatacji złoża węgla brunatnego „Legnica”. Tu pomimo formalnej ochrony przez prawo złóż wszelkich surowców władze beztrosko wydawały pozwolenia budowlane, sprzedawały działki znajdujące się na terenie złoża oraz same inwestowały na tym terenie. Teraz kiedy polska energetyka coraz bardziej jest przyparta do przysłowiowego „muru” i uruchomienie tej kopalni jest dla niej warunkiem przetrwania w dostawach taniej polskiej energii do wszystkich domów i zakładów pracy w Polsce, podnoszą się protesty. My nie chcemy tutaj żadnych kopalń. My chcemy energią kupować za granicą. My chcemy mieć czyste powietrze, a nie księżycowy krajobraz. Na to wszystko nakłada się brak elementarnej i jednocześnie kompetentnej informacji. Tego rodzaju zarzuty stawia się polskiej kadrze naukowej. Pozornie są one słuszne, bo wiedza ma być dostarczana od źródła, którym są wyższe uczelnie. Tymczasem wymóg ten w żaden sposób nie może być zrealizowany. Trudno oczekiwać aby z zarobków profesorów i kadry naukowej, które należą do średnich w Polsce finansować książki, broszury, audycje i programy o wartościach liczonych w setkach tysięcy złotych. Stan ten od dawna jest krytykowany, a przeciętna wiedza geologiczna polskiego obywatela jest prawie żadna. Brak na ten temat wszelkich popularnych materiałów. Na prośby i groźby pod adresem budżetu, jego twórcy zawsze odpowiadają, że bez tego można się obejść. I tak to jest aż do dzisiaj, kiedy za brak informacji przyjdzie nam wyłożyć kolejne grube miliony złotych.

Sport i rekreacja
Górnictwo odkrywkowe węgla brunatnego w czasach PRL nie cieszyło się najlepszą opinią. Pozostawione hałdy, wykopy zalane kwaśnymi wodami, wszystko to bez życia porzucone na łaskę losu nikogo nie napawało optymizmem. Ten ponury obraz skutków odkrywkowej eksploatacji węgla brunatnego do dzisiaj trwa w świadomości społecznej. Tymczasem prawda jest inna. Przykładem niech będą likwidowane odkrywki po węglu brunatnym w zagłębiu węgla brunatnego Pątnów – Adamów – Konin (PAK). Tutaj władze samorządowe rywalizują o przejęcie pokopalnianych odkrywek, które rekultywowane są na ogół zgodnie z życzeniami mieszkańców. Przede wszystkim dominuje tu obok klasycznego przywracania terenom tym ich dawnych warunków rolniczych, cała gama możliwości turystyczno rekreacyjnych. Są to na ogół wyizolowane i wyprofilowane brzegi odkrywek z ukształtowanymi wyspami, półwyspami itp. zatopione czystą wodą w której pływają najprzeróżniejsze gatunki ryb, gdzie lęgną się chronione ptaki. Wszystko to na ogół otoczone nowo i szybko rosnącymi lasami. Dróżki rowerowe, narciarskie trasy zjazdowe, wyciągi, żagle i plaże to wszystko znacząco obecnie przewyższa dawną płaską i mało atrakcyjną rzeźbę terenu. Rekultywacja wodna jest też jednym z elementów przeciwdziałania stepowieniu Wielkopolski. Obecnie można powiedzieć, że dla wielu kopalń węgla brunatnego zasadniczym celem jest budowa atrakcyjnych obiektów sportowo – rekreacyjnych, a wydobycie węgla jest tylko koniecznym dodatkiem do tej wielce atrakcyjnej działalności. Po prostu to już nie te czasy. Kopalnie osiągnęły ten standard ściśle współpracując z wyższymi uczelniami rolniczymi. Tak jest obecnie i nic nie wskazuje na to aby w przyszłości mogło być inaczej.
Adam Maksymowicz

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

To dlaczego

wysycha Gopło i inne wielkopolskie jeziora?


Gopło i inne jeziora

To samo pytanie zadałem na konferencji prasowej podsekretarza stanu w Ministerstwie Środowiska i prowadzącemu omawianą konferencję naukową prof. dr hab. inż. Zbigniewowi Kasztelewiczowi. Otóż podsekretarz Jacek Jezierski powiedział, ze przeprowadzone badania wskazują, że górnictwo węgla brunatnego nie ma żadnego wpływu na wysychanie wielkopolskich jezior. Po prostu jeziora nie mają kontaktu hydraulicznego z odwadnianymi warstwami przez kopalnie węgla brunatnego. Prof. Zbigniew Kasztelewicz (AGH Kraków) powiedział, że Wielkopolska stepowieje z powodu wieloletnich nakładających się na siebie kolejnych suchych lat. Wielkości rocznego opdu są tutaj duzo niższe niż średnia krajowa. I to jest przyczyna wysychania jezior. Kopalnia węgla brunatnego “Tąpadła” będzie specjalnym rurociagiem dostarczać na swój koszt wodę do historycznego jeziora aby nie pozwolić mu wyschnąć. Tematu tego nie rozwijałem w moim tekście aby nie przeładowywać go sprawami już rozwiązanymi.
Pozdrawiam


Panie Adamie

Ja się nie znam, i gotów jestem uwierzyć w różne teorie.
Tylko nie taką, że wykopanie 100/200/300 metrowej dziury w ziemi o powierzchni kilkunastu kilometrów nie ma wpływu na środowisko.
A potem wystarczy tę dziurę zalać, obsadzić lasem i przywołać ptaszki.


To nie teoria

Drogi Igło. Kiedyś bardzo dawno, dawno temu, kiedy byłem duzo młodszy opracowywałem wpływ projektowanej kopalni węgla brunatnego “Lubstów” na pobliskie jezioro znajdujące się ok. 1 km od odkrywki. Jako, ze troche sie na tym znam ustaliłem, że pod dnem jeziora znajduje sie nieprzepuszczalne mułki, gliny i iły o wystarczającej grubości dla zapewnienia szczelności jeziora. Wykopano obok dziurę ok 100 m głebokości i jezioro ani drgnęło przez około 30 lat i tak jest do dzisiaj, kiedy odkrywka kończy juz swój żywot. O ile w tej sprawie mogę wypowiedzieć się bardziej kompetentnie, to jak jest z Gopłem i innymi jeziorami nie mogę powiedzieć na pewno, gdyż w kazdym miejscu sytuacja jest inna. Stąd moje pytanie do podsekretarza stanu. Nie mniej opisana sytuacja jest prawdziwa, co dowodzi, że w innych miejscach jest też możliwa. Np. projektowana obecnie eksploatacja złoża “Legnica” będzie miała praktycznie zerowy wpływ na odwodnienie terenu z tego powodu, że złoże zalega na nieprzepuszczalnych łupkach kambryjskich, a boczne dopływy mozna ograniczyć do symbolicznych po zastosowaniu nowoczesnych i bardzo tanich metod uszczelniania warstw wodonośnych. Odwrotnym przykładem jest złoże “Bełchatów”, gdzie dopływ pochodzi z kilkuset metrowej miąższości skrasowiałych wapieni o zasięgu regionalnym, stąd i wpływ na odwodnienie terenu tej kopalni liczony jest promieniem dziesiątek kilometrów. Jednakze kopalnia wszystkim poszkodowanym ubytkiem wody w studniach załozyła gratis wodociągi, którymi dostarcza im wodę w potrzebnej ilości. Ponieważ warstwy triasowo jurajskich wapieni wodonośnych w rejonie Bełchatowa przebiegaja skośnie w kierunku Szczecina, żartowałem, że kopalnia odwadnia Bałtyk. Dopływ do niej wynosi ok 250 – 500 m3 na minutę ( dotychczas wypompowano ok. 8 mln m3 wody). Tak, że z tymi dopływami, wpływami i odwodnieniem itp. jest po prostu różnie w zależności od sytuacji i nie jest to teoria, lecz czysta praktyka.
Pozdrawiam serdecznie


Informacja

Ponieważ na opisanej konferencji siedziałem obok dziennikarza Rzepy musze poruszyc podniesiony przez niego ogólny brak informacji o złożach, projektach, dopływach, geologii i podobnych jej nauk o Ziemi. Brak tej informacj jest niezwykle szkodliwy ( gdy rozum śpi budza się demony). Niestety państwo polskie odmawia wszelkich nakładów finansowych na edukację społeczną w tej dziedzinie, która moim zdaniem decyduje o poziomie życia przynajmniej w Polsce. Tu jako przykład zawsze powołuję się na mojego niedoścignionego Mistrza Melchiora Wańkowicza, który w książce “Królik i oceany” opisał prostych farmerów w jednym ze stanów w USA. Każdy z nich miał w domu własne muzeum geologiczne, odpowiednie ksiazki i doskonale znał się na skałach, robotach i wiernictwie. Tak go to zdziwiło, ze pytał po co im to ? Okazało sie, ze trwaja w pobliżu poszukiwana ropy naftowej. Chcieli oni wiedzieć, czy pod ich działkami jest ropa i ile za nią dostaną. Nie mogli sobie pozwolic na zaufanie do urzedników i woleli sami sie na tym poznac. Czy choćby cząstką tego amerykańskiego zainteresowania zasobami naturalnymi nie należałoby w jakiś sposób “zarazić” nasze społeczeństwo, szczególnie w sytuacji, gdzie proporcjonalnie do powierzchni kraju Polska dorównuje, a może nawet i przewyzsza USA. W tekście tez poruszyłem ten temat, który jest bardzo istotny moim zdaniem dla naszej przyszłości.Dodam tylko, że jednym np. z autorytetów mineralogicznych jest komandorł US Navy.
Pozdrawiam


Panie Adamie!

Podziwiam Pański upór w dziedzinie szerzenia wiedzy geologicznej. Tak trzymać.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość