Skarb Frankensteina

Z Frankensteinem kojarzą się na ogół wydarzenia niesamowite, dziwne i pełne grozy. Wydawałoby się, że dalekie Alpy, w których rozgrywa się osiemnastowieczny dramat klasycznej powieści Mary Shelley, nie mają nic wspólnego z małym miasteczkiem położonym u stóp Sudetów, noszącym przez 600 lat, aż do 1945 roku nazwę Frankenstein. W obu wypadkach, zarówno nazwisko bohatera książki, jak i nazwa miejscowości, ma francuskie pochodzenie. Dziś są to Ząbkowice Śląskie.

Przed Frankensteinem
Współczesne dzieło zdawałoby się mitycznego Frankensteina można podziwiać kilka kilometrów na północ od Ząbkowic Śl., przy szosie E – 12 łączącej Wrocław z Kudową Zdrój, w wiosce Szklary. Jest ona sławna ze znajdujących się tu unikalnych w skali europejskiej złóż niklu. Ich odkrycia dokonał w latach osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku ząbkowicki inżynier górniczy A. Reitsch, który w swoich podróżach podobne złoża widział w Nowej Kaledonii. Początkowo sądzono, że są to złoża żyłowe i ich eksploatację prowadzono podziemnymi chodnikami, które zachowały się do dzisiaj. Chodniki te były niedawną przyczyną dramatu dwóch studentów – grotołazów, którzy weszli aby je spenetrować. Liny na których opuścili się do otwartych szybików szybko namokły i stały się tak śliskie, że o wyjściu nie było już mowy. Ponieważ nie zostawili o sobie żadnej informacji, kilkutygodniowy pobyt w zimnych i mokrych chodnikach o mało nie pozbawił ich życia. Podziemnymi wyrobiskami wydobywano rudę i wytapiano z niej w miejscowej hucie nikiel do 1920 roku. Dla wojskowych potrzeb pierwszej wojny światowej wybrano najbogatsze partie rudy. Potem aż piętnaście lat nic się tu nie działo. Dopiero program intensywnych zbrojeń poprzedzających ostatnią wojnę światową spowodował powtórne uruchomienie wydobycia rudy i budowę zmodernizowanej huty, przystosowanej do wytapiania metalu ze znacznie już uboższych rud. Wtedy po dokładniejszych badaniach okazało się, że jest to złoże zwietrzelinowe miejscowych skał serpentynitowych budujących okoliczne wzgórza. Okazało się też, że ruda zalega tuż pod glebą. Dlatego też zaniechano jej eksploatacji podziemnej, na rzecz znacznie tańszego i bardziej wydajnego systemu wydobycia odkrywkowego. W roku 1945 na skutek zniszczeń wojennych zespół ten na kilka lat przestał pracować. Pięć lat później znów rozpoczęto wydobywać rudę, a w hucie znów wytapiano nikiel. Zakłady Górniczo – Hutnicze w Szklarch dostarczały ok. 10% rocznego zapotrzebowania Polski na nikiel w ilości ok. 1000 ton rocznie. Z biegiem czasu stawał się on coraz bardziej nowoczesny. Obok zakładu wybudowano dla załogi kilka typowych czteropiętrowych budynków. Jeszcze przed wojną do zakładów doprowadzono linię kolejową łączącą Szklary z linią Wrocław – Kłodzko.

Skarb Frankensteina
Jest rzeczą zadziwiającą, że najdokładniejsze badania zasobów rud niklu wykonano w pierwszych latach stanu wojennego, kiedy zakład postawiono już formalnie w stan likwidacji. Ustalono, że na trzech okolicznych wzniesieniach zwanych Szklana Góra, Wzgórza Koźmickie i Wzgórza Siodłowe znajduje się około 14 milionów ton rudy o przeciętnej zawartości zbliżonej do 1% niklu, co w przeliczeniu na metal daje ok. 150 tys. ton niklu. Poniżej zakładu znajdują się stare hałdy żużla, o szacunkowej zawartości niklu zbliżonej również do 1%. Ich wielkość przekracza 5 milionów ton, co daje kolejne 50 tys. ton metalu. Nikt na to nie zwracał dotąd większej uwagi, bo oficjalnie głoszono, że zakład jest deficytowy. Twierdzono, że opłacalnych, wysoko okruszcowanych rud już nie ma. Jedyną atrakcją pozostały tu żyłowe wystąpienia chalcedonów, chryzoprazów i opali, które zagospodarowują miejscowi zbieracze. Jako, że dwa pierwsze z nich są to zielonej zwykle barwy kamienie półszlachetne cieszą się one powodzeniem szczególnie u zagranicznych nabywców. Podobnie atrakcyjne są intensywnej białości opale zbliżone pod tym względem do swoich najdroższych australijskich odmian. O tym wszystkim wiedziano, choć trzeba przyznać, że w czasie zamykania zakładów, ceny niklu na rynkach światowych były kilkakrotnie niższe niż obecnie. Jakby tego bogactwa było jeszcze mało, okazało się że rudy niklu występują tez na południe od Ząbkowic Śląskich na serpentynitowych wzgórzach w Braszowicach i Grochowie, lecz nie zostały jeszcze zbadane!
Ktoś mało zorientowany w temacie mógłby powiedzieć, cóż to za skarb liczony w tysiącach ton, kiedy inne surowce, równie atrakcyjne liczy się w milionach i setkach milionów ton. To prawda, ale różnica jest tu zasadnicza, bo nikiel obecnie należy do najdroższych metali kolorowych na świecie. Droższe są od niego tylko metale szlachetne (srebro, złoto, platyna i pallad). Cena jednej tony niklu osiąga obecnie astronomiczne wielkości w granicach ok. 30 tys. dolarów za tonę. Dla porównania miedź uzyskiwana z rudy wydobywanej w niezwykle ciężkich warunkach górniczo – geologicznych obecnie z głębokości ok. 1200 m, osiąga cenę do 7,5 tys. dolarów za tonę, czyli blisko czterokrotnie mniej niż nikiel pozyskiwany z rudy zalegającej na powierzchni!! Skala wartości tego stosunkowo małego złoża niklu zapiera dech w piersiach. Łączne dwieście tysięcy ton metalu warte jest tu ok. 6 miliardów dolarów. Być może laikowi nic to nie mówi, ale jest to suma stanowiąca ok. 10% polskiego budżetu o podział którego politycy wszystkich opcji toczą ze sobą bój na śmierć i życie.

Dzieło Frankensteina
Dziś dawne obiekty kopalni rud niklu i huty w Szklarach wyglądają niesamowicie. Pełno tu ruin, wypalonych jak po wojnie budynków, zawalonych hal, zniszczonych przesypowni i zaniedbanych dróg pełnych głębokich kałuż i błota. Skala degradacji przypomina nie tajfun, któremu betonowe pomieszczenia na pewno by się oparły, ale szaloną siłę i furię, która burzyła wszystko co zbudowane zostało tu ręką ludzką. Jak wyrzut sumienia na środku dawnej odkrywki tkwi, z daleka widoczny, wysoki żelbetowy komin dawnej huty. Jest tak głęboko wpięty stalowymi szynami w ziemię, a jednocześnie stanowi tak jednolitą całość, że nawet jego wysadzenie dynamitem stanowi poważną trudność, gdyż padający komin mogłoby uszkodzić przebiegającą obok szosę prowadząca do przejścia granicznego z Czechami. Brudne, odrapane pozostałe przy życiu budynki znajdujące się na ogół tuż przy szosie zagospodarowali różni rzemieślnicy, a przede wszystkim kamieniarze. Bezrobocie osiąga tu 80%, a ludzie żyją głownie z rolnictwa i produkcji zaspokajającej tylko własne potrzeby. Zardzewiałe i zarośnięte krzewami tory kolejowe przebiegające tuż przy szosie dopełniają dzieła zapomnienia i upadku. Zastanawiające jest tu pewne podobieństwo do literackiego potwora, którego stworzyli ludzie subtelni, inteligentni i wrażliwi. Tu również, decyzje które doprowadziły do opisanego stanu podejmowali ludzie wykształceni, specjaliści znający teorię i praktykę działalności gospodarczej. Być może, że nawet mieli oni dobre intencje, ale nie od dziś wiadomo, że dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane.

Po Frankensteinie
Coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z niezwykłego bogactwa, jakie zalega prawie na powierzchni ziemi w Szklarach obok Ząbkowic Śląskich. Należy do nich przede wszystkim starosta powiatu. Pisze o tym miejscowa prasa. Zainteresowanie wykazała wreszcie nawet KGHM Polska Miedź i dla celów oceny swoich możliwości w tym zakresie odwierciła około 40 otworów badawczych. Firma ta aktualnie rozważa, czy opłaci się jej wozić sypką rudę, ciężkimi samochodami 150 km do Lubina. Jej konkurentami są firmy zagraniczne, między innymi aż z Nowej Zelandii, które w przeciwieństwie do KGHM oferują budowę huty na miejscu oraz inne towarzyszące jej inwestycje dla miasta Ząbkowic i wioski Szklary. Optymizm nie opuszcza okolicznych mieszkańców, którzy już odbywają pielgrzymki do Szklar mówiąc, że może jeszcze w tym roku, no może w następnym ruszy tu kopalnia, ruszy budowa huty, ruszą inwestycje. Wszyscy mają nadzieję, że po Frankensteinie nie zostanie tu śladu, poza literaturą i teatrem, gdzie jest jego właściwe miejsce.

Adam Maksymowicz

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Autor

Bardzo ciekawy tekst. Zobaczymy, czy jestesmy w stanie ten skarb podniesc.
Pozdrawiam serdecznie majac przy okazji prosbe, o wiecej powietrza w kolejnych tekstach.


Jedyna pociecha,

że tego nie da się ukraść.

Zdaje się, że jest jeszcze jeden skarb na Śląsku.
Jeziora szlamu hutniczego koło Lubina i Głogowa.
Coś się z tym dzieje?


Panie Adamie!

Rewelacja! Podziwiam rozległość Pańskiej wiedzy o Śląsku. Ciekawe czy napisze Pan coś o Sudetach jako cudzie przyrody…

Pozdrawiam


Drogi Igło!

Jeśli myślisz, że jest coś czego nie potrafimy ukraść, to się mylisz.

Pozdrawiam


Więcej powietrza

Prośbę o wiecej powietrza spełniam z prawdziwą przyjemnością, pisżąc o rzeczach łatwych, lekkich i przyjemnych. Jednak nawet teksty ponure, duszne i ciezkie staram sie jak moge ubarwić, przewietrzyć ciekawostkami i przygodami, które ułatwiają czytanie i budzą zainteresowanie. Byc może, że trzeba jeszcze więcej powietrza, ale nie może byc tak, że będzie tylko powietrze, musi byc też choć troche treści, sensu i celu. Nie mniej za postulat “więcej powietrza” jestem bardzo wdzięczny, bo ono ożywia i czyni życie przyjemniejszym.


Jeziora szlamu hutniczego

Składowisko “Żelazny Most” koło Lubina, gdzie zbliżamy sie do 1 miliarda ton złożonych tu odpadów poflotacyjnych zawiera szczątkowe ilości wszystkich nieodzyskanych przez proces flotacyjny pierwiastków całej tablicy Mendelejewa. Niestety muszę rozczarować, wszystkich poszukiwaczy “skarbów”, bo koszta ich powtórnego odzyskiwania są wielokrotnie wyższe, niz ich wartość handlowa, nawet teraz, kiedy metale te osiagnęły najwyższe swoje wartości od czasów drugiej wojny światowej. Z tymi odpadami jest trochę tak, jak z wodą w oceanie. Zawiera ona miliony ton złota i innych metali szlachetnych tylko ich odzysk jest całkowicie nieopłacalny.Choć byli maniacy, którzy usiłowali to zrobic. m,in. jeden ze ślaskich laureatów Nobla, ze skutkiem całkowicie negatywnym.


Te 6 mld $

robi wrażenie.
Ale to pan wie lepiej, że złoża nigdy się nie wybiera w 100%. A w ilu?
No i jakie mogą być koszty eksploatacji.

Ni wyjdzie 0,5 mld $ zysku.
Też fajnie.

Ale też, to może być, jak za komuny.

Kopalnie kopały coraz więcej węgla, który służył do wytopu coraz większej ilości stali, która szła na obudowy w kopalniach.


Odbudowa w kopalniach

Jasne , ze sie wszystkiego nie wybiera. Tyle tylko, ze jest to kopalnia odkrywkowa, gdzie znacznie łatwiej ograniczyc straty, które sumarycznie powinne zmiescic sie w granicach do 20%. Podczas wybierania moze tez okazac się, ze złoża jest więcej niż policzono, bo obliczenia zawsze sa przyblizonym i prawdopodobnym rachunkiem. Więc wartośc tych 6 mld moze okazać sie rzeczywista, wszak nie wszystko odkryto tu do końca. Nawet jednak te 5 mld to tez coś. Obudowy tu nie trzeba zadnej, bo wszystko jest na stoku. Czy ja to nie jasno napisałem? Wszystko leży na wierzchu, no moze dokładniej pod ok.0,5 warstwą gleby, rumoszu itp. Zapraszam do Szklar. Ten opis o studentach w wyrobiskach podziemnych to sprawa historyczna, chodniki są jeszcze z początków wieku, nie zawaliły sie, bo skała jest masywna, lita i niezwietrzała. Od końca lat trzydziestych ubiegłego wieku juz Niemcy wprowadzili tu eksploatacje odkrywkową. Jest to praktycznie jedyne tego rodzaju złoże w Europie. Cena niklu stale się utrzymuje i ma tendencje dużo bardziej stabilne niz miedź.
Pozdrawiam


Autor

Prosze pisac dowoli. O czym tylko Pan sobie zamarzy.

Jesli mowie powietrze, to mam na mysli swiatlo czyli przejrzystosc.

Wiecej spacji, enetrkow.;-)

Pozdrawiam z szacunkiem dla Panskiej dobrej woli.


Autorze

A jaki jest status tego złoża?
Państwowe?

I czy sprawa idzie w dobrym kierunku?


Państwowe

Z tytułu ustawy właścicielem złóż jest Skarb Państwa, który poprzez udzielenie koncesji zezwala na ich eksploatację starającym się o to podmiotom. Wszystko wskazuje na to, że KGHM i polski kapitał nie podejmie tej eksploatacji, gdyz po prostu nie chce tego. Po co wydawać pieniądze na inwestycje z perspektywa przyszłych nawet wielkich zysków, kiedy z tytułu sprzedaży prawa do eksploatacji dostaje się do reki gotówkę bez zadnych wysiłków. To, ze gotówka mikroskopijna, to nic, ale zagranica sama się pcha z pieniędzmi. czyli lepiej wziąć małe pieniądze od razu, niz czekać i pracować na wielkie pieniadze, które moze będą juz dla kogo innego. Ot zwykłe małe i prymitywne kunktatorstwo polityczno – gospodarcze. Ostatnio zainteresowane są tym przedsięwzięciem Australijczycy, którzy prawdopodobnie dzieło to doprowadzą do końca. Czy to dobry kierunek? No nie najlepszy, bo zyski idą za granicę, a tak mogłyby zostać u nas.
Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość