Czeska pielgrzymka

Czy do Czech można pielgrzymować? Czy znajdują się tam jakieś sanktuaria, miejsca święte i umacniające wiarę pielgrzymów? Wydaje się, że nic takiego w Czechach nie ma, bo od XV wieku husyci, a następnie protestanci skutecznie wyparli z tego kraju wiarę katolicką, jej tradycje i zwyczaje. Tymczasem wiadomo, że to od Czechów przyjęliśmy wiarę katolicką, co umocniło młode państwo polskie i umożliwiło jego przetrwanie. Wszak pierwszym i najważniejszym patronem Polski jest święty Wojciech biskup Pragi czeskiej. Tak żywy jego kult w Polsce, ma swój cichy i skromny odpowiednik również w Czechach, gdzie święty ten urodził się, wychował i otrzymał godność i stanowisko biskupa. W miejscu jego urodzenia Libicach nad Cydliną niedaleko Hradec Královĕ każdego roku odbywają się z tej okazji specjalne uroczystości.

Libice
Dość często przynajmniej w Polsce mylone są z inną miejscowością o podobnej nazwie Lidice znanej ze zbiorowego mordu jej mieszkańców dokonanego przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej. Te Libice w których urodził się św. Wojciech położone są w połowie drogi pomiędzy przejściem granicznym w Kudowie Zdroju, a Pragą około 25 km za Hradec Kràlově przy szosie E 67. Od szosy tej ok. 2 km na północ znajdują się Libice. Położone są one przy głównej linii kolejowej do Pragi, stąd co kilkanaście minut przelatuje przez miejscowy dworzec skład towarowy lub pociąg pasażerski. Sama miejscowość, to małe miasteczko z liczbą mieszkańców w granicach ok. 2 tys. Są tu dwa kościoły. Jeden ewangelicki i drugi katolicki pod wezwaniem św. Wojciecha. Jest tu kilka sklepów, szkoła, dom kultury, a także mają tu swoją siedzibę drobne zakłady rzemieślnicze i przemysłowe. Duży dworzec kolejowy obsługuje jedną z najruchliwszych linii kolejowych w Czechach. Na polach, a właściwie na przyległych łąkach w dolinie rzeki Cydliny, przy jej ujściu do Łaby, na niewielkim wzniesieniu znajdował się dwór rodu Sławnikowiców, po którym zachowały się tylko fundamenty. W tym miejscu w 2000 roku postawiono Wojciechowi i jego bratu Gaudentemu pomnik (odlew z brązu) przedstawiający naturalnej wielkości dwóch wędrowców w drodze. Pomnik postawiony jest na płaskim skalnym postumencie o wysokości ok. 0,5 m. Z tyłu za wędrowcami w obrębie wyznaczonym obrysem dworu postawiono ołtarz, a kilkanaście metrów za nim wznosi się wysoki drewniany krzyż. Wszystko to przylega do miejscowości, choć wokół zasiane są pola żyta, owsa i pszenicy, porozdzielane zagajnikami i pasmami łąk. Towarzyszący uroczystościom jarmark zorganizowany jest z niebywałym jak na polskie wyobrażenia rozmachem. Wszelkie zabawy dla dzieci, łódki, huśtawki, karuzele i kolejki po okolicznych polach to tylko część dziecięcych rozrywek. Stoiska na których wszystko można kupić wypełniają całą miejscowość po brzegi. Nawet mało tu popularne wydawnictwa religijne oblegane były przez przybyłych tu pielgrzymów.

Adalbert
Przyszły święty urodził się w 956 roku w Libicach. Ród Sławnikowiców należał do jednego z najznamienitszych w Czechach. Był spokrewniony z dynastią Saską panującą wtedy w ówczesnych Niemczech. Chrześcijańskie tradycje były dużo starsze w rodzinie, niż oficjalna data przyjęcia chrztu przez Czechy. Niedawno cesarz Otto I powołał nowe biskupstwo w Magdburgu z zadaniem chrystianizacji Słowian. Do tego miasta w 997 roku, odesłano młodego Wojciecha, gdzie w przykatedralnej szkole miał uzyskać odpowiednie dla jego pozycji wykształcenie. Nic nie zapowiadało życiowej drogi jaką wkrótce miał przebyć Wojciech. Młody, wesoły, a nawet czasem swawolny chłopak niczym szczególnym nie wyróżniał się wśród podobnej mu młodzieży. Biskup Magdeburga udzielił chłopcu sakramentu bierzmowania nadając mu własne imię Adalberta, którym również często się posługiwał. Śmierć arcybiskupa w 981 roku spowodowała jego powrót do domu, a następnie wysłano go na dwór książęcy do Pragi. Mając pierwsze święcenia subdiakona Wojciech był świadkiem śmierci biskupa Pragi Dytmara. Jego przedśmiertna wizja piekła jakie na niego czekało za zaniedbania i świeckie życie wywołała wstrząsające wrażenie na młodym Wojciechu. Odtąd wizje tę będzie miał przed swymi oczami aż do końca życia. Dytmar był pochodzenia niemieckiego. Po jego śmierci Czesi chcieli mieć własnego biskupa. Mając, jak na ówczesne czasy doskonale wykształconego kandydata opowiedzieli się za Wojciechem. Pastorał otrzymał 3.06.983 r. Kilka tygodni później jego konsekracji dokonał biskup moguncki Willigis.

Biskup
Spośród wielu biskupich obowiązków Wojciech szczególnie zwracał uwagę na dzieła miłosierdzia. Było to o tyle istotne, że przez Pragę przebiegało kilka szlaków handlowych, które tutaj się krzyżowały. Praga była centrum handlu niewolnikami. Jego wystąpienia przeciw tym praktykom nie przynosiły mu uznania, a raczej przeciwnie budziły nienawiść. Podobne uczucia względem nowego biskupa żywili podlegli mu kapłani, od których twardo wymagał celibatu. Dodatkowo jego sytuację skomplikował konflikt miedzy Czechami a Niemcami. Jego niemiecki arcybiskup wymagał lojalności. Nie mając żadnego oparcia dla przeprowadzenia zmian zrezygnował z godności biskupiej i udał się do Rzymu. Papież Jan XV podzielał jego rozterki i zalecił mu pielgrzymkę do Jerozolimy. W drodze wstąpił on do klasztoru na Monte Cassino, gdzie zakonnicy namówili go aby pozostał w ich zakonie. Wszystkie te podróże odbywał z nieodłącznym swym bratem Radzimem – Gaudentym. Wkrótce jednak wrócił do Rzymu i tu przywdział mnisi habit u św. Bonifacego. Tymczasem po trzech latach zmarł zastępujący Wojciecha w Pradze biskup. Czesi znów zapragnęli mieć własnego biskupa i wezwali go do powrotu. Wydawało się, że drugi pobyt będzie bardziej udany. Jego zgodna współpraca z księciem Bolesławem II zaowocowała wzniesieniem nie tylko kaplic dla możnych, ale uzgodnieniem budowy szeregu kościołów również dla ludu. Wysyła misjonarzy do Polski i na Węgry. Dwa lata zgodnej współpracy z księciem skończyły się ponurym przedstawieniem publicznego zamordowania cudzołożnicy w praskiej katedrze w obecności biskupa, w stosunku do którego użyto siły, aby nie przeszkadzał w zabójstwie. W tej sytuacji ponownie opuszcza Pragę i udaje się do Rzymu. Pod jego nieobecność książę postanowił rozprawić się z konkurentami do rządów, możnym rodem Sławników napadając ich w Libicach i mordując rodzinę Wojciecha, nikogo z obecnych w domu nie pozostawiając przy życiu. Tymczasem nowy papież Grzegorz V nakazuje Wojciechowi powrócić do Pragi, ale Czesi już nie chcą swego biskupa.

Męczennik
W czasie drugiego pobytu w Rzymie doszło do jego spotkania z cesarzem Ottonem III, z którym szybko się zaprzyjaźnił. Do Polski wyruszył na wezwanie swego ocalonego brata Sobiebora, który przebywał na dworze Bolesława Chrobrego. Chciał jednak wrócić z powrotem do Pragi, ale stamtąd po raz kolejny przyszła odpowiedź odmowna. Był wolny. W tej sytuacji na przełomie roku 996/997 wyruszył do Polski. Na misję do Prus wyruszył z bratem Gaudentym i prezbiterem Benedyktem – Bogusza, który znał język Prusów. Łódź z 30 wojami został wkrótce oddalona i misjonarze pozostali sami. Nie chciano ich nigdzie przyjąć. Kilka dni spędzonych na wybrzeżu w okresie Wielkanocnym całkowicie ich wyczerpało. Postanowili na nic nie zważając ująć mieszkańców tych ziem swoją łagodnością i dobrocią. Kiedy zmęczeni na wybrzeżu spali napadli ich Prusowie na czele ze swoim kapłanem. Doskonale wiedzieli kto jest tu najważniejszy, bo zamordowali siedmioma uderzeniami włóczni tylko Wojciecha. Odcięli jego głowę i wbili na pal. W dwa lata później z inicjatywy cesarza przeprowadzono proces kanonizacyjny. W tym samym czasie postanowiono o wyznaczeniu oddzielnej metropolii dla Polski. Podczas pielgrzymki cesarza Ottona III do grobu Męczennika utworzono arcybiskupstwo w Gnieźnie wraz z biskupstwami w Kołobrzegu, Wrocławiu i Krakowie.

Pielgrzymka
Wczoraj w sobotę 26 kwietnia do Libic przybyły pielgrzymi z całych Czech, a także z Polski. Wojciechowe uroczystości rozpoczęła procesja z kościoła pod jego wezwaniem do miejsca urodzenia. Tłum wiernych ze swoim biskupem Dominikiem Duką, któremu towarzyszył arcybiskup Karl Otčenášek śpiewając religijne pieśni na melodię „Serdeczna Matko…” udali się na pola za miasteczkiem, gdzie odprawiono uroczystą Mszę św. Obok licznie zebranych wiernych uczestniczyli w niej przedstawiciele czeskiego rządu, parlamentu i senatu. W homilii podkreślono, że tak jak za jego czasów tak i dziś zagraża nam tradycja uzurpatorów, dyktatorów, faszystów i komunistów. Mszę odprawiano w intencji narodu czeskiego, polskiego, węgierskiego i niemieckiego. Na sobotnie uroczystości w Libicach nikt nie pofatygował się z polskiego Episkopatu, z rządu, parlamentu, ani z władz samorządowych. Nawet nie przybył żaden ksiądz z tak licznych w Polsce parafii pod wezwaniem św. Wojciecha. Zabrakło również przedstawicieli polskiej ambasady w Pradze. Pozostawiam to bez komentarza, lecz trudno w tej sytuacji dziwić się Czechom, że przyjaciół szukają gdzie indziej.
Adam Maksymowicz

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Adamie!

Trudne są Czesko Polskie sprawy. Niemniej myślę, że my podobnie jak Czesi nie doceniamy korzyści ze współpracy. Jedni i drudzy przeceniamy „zachód” a nie doceniamy siebie i sąsiadów. No i boimy się rewindykacji lub rozpamiętujemy niesprawiedliwości.

Pozdrawiam


Podróżny

Jestem za współpracą, ale trzeba przy tym uważnie patrzeć naszym sąsiadom na ręce.
Pozdrawiam


Zaufanie

Jak mawiał Józef Stalin: “zaufanie to dobra rzecz, ale kontrola jest lepsza”. Wydaje mi się, że patrząc naszym sąsiadom na ręce dobrze pokazaliśmy, wczoraj gdzie jest ich miejsce w szeregu i kim oni są dla nas. Tak trzymać, a wkróce nie będzie państwa polskiego. Czy czeskie będzie? Też niewiadomo, ale chyba pierwszy obowiązek to utrzymanie własnego państwa. Wydaje mi się, ze równowinne stawianie spraw polsko – czeskich nie jest dobrym pomysłem, bo większemu powinno bardziej zależeć, gdyż więcej ma do stracenia. Odpowiedzialność większego jest tez odpowiednio wieksza. To tyle od strony politycznej. Od strony kościelnej to przypomina się scena uzdrowienia przez Pana Jezusa dziesięciu niwidomych chyba z Ewangelii św. Mateusza. Kiedy jeden z uzdrowionych wrócił podziękować, to Pan Jezus zapytał: czy nie uzdrowiłem dziesięciu? Jezeli nawet nasi politycy są zarozumiali, pyszałkowaci, pewni siebie itp., to przynajmniej Kościół nie powinien utrwalać i potwierdzać tych nie najlepszych zwyczajów pogardzania sąsiadami, ktorym powinniśmy okazać wdzięczność ża chrzest, jaki z ich rąk przyjęliśmy. A już traktowanie takie pamięci św. Wojciecha to moim zdaniem paranoja prowadząca do zguby tej ziemskiej i tej wiecznej.


Wspaniały arcybiskup!

...arcybiskup Karl Otčenášek – przecież to Ojcze Nasz! Czesi to mają dobrze a nawet lepiej…
:)
A polscy sąsiedzi okazali się po raz kolejny wielkimi zadufkami bez wyczucia!
: (


Subskrybuj zawartość