Spór o granice

Po pierwszej wojnie światowej odrodzone państwo polskie i czeskie powstawało w tym samym czasie i było uznane – również na tych samych zasadach – jako pełnoprawny podmiot prawa międzynarodowego, Oba państwa po setkach lat niewoli i walki o suwerenność same miały określić swoje granice i podległe im terytoria. Tego rodzaju rozwiązanie już z góry zakładało konflikty z sąsiadami, którzy również chcieli zagarnąć jak największe terytorium. Pomijając tutaj zwycięski dla Czechów konflikt o Śląsk Cieszyński, w sytuacji, kiedy Polska zajęta była walką o istnienie z nawałą bolszewicką, trzeba zauważyć, że identycznie postępując Polacy odpłacili się Czechom odbierając im te ziemie w marcu 1939 roku. Zakończenie drugiej wojny światowej było podobne, jak pierwszej lecz w znacznie już zmienionych realiach i okolicznościach. Nie wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Próbowano więc podobnie jak wtedy sztuczkami dyplomatycznymi, groźbami militarnymi i stwarzaniem „faktów dokonanych” zapewnić sobie jak największe terytorium. Wszystkie te działania zostały uruchomione przez stronę czeską w celu zajęcia przynajmniej połowy Śląska obecnie należącego do Polski.

Poczdam
Polska na Konferencji w Poczdamie nie miała nic do powiedzenia w sprawie podejmowanych decyzji granicznych. Decyzje podejmowały trzy mocarstwa: USA, ZSRR i Wielka Brytania. Jak wiadomo nie liczyły się one z nikim i z niczym, lecz sprawa Polska była na tej Konferencji jednym z jej kluczowych tematów. Wszystkie trzy uczestniczace w niej państwa zdawały sobie sprawę z tego, że okrojenie o jedną trzecią Polski na rzecz ZSRR musi być jakoś zrekompensowane na zachodzie. Jednakże skala tej rekompensaty mogła być bardzo różna. Stalin chcąc w jakiś sposób zatrzeć wrażenie żądnego tylko dla siebie łupów wojennych sprzyjał przyznaniu Polsce, jak największego terytorium w ramach rozsądnych propozycji np. granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej z linią graniczną najpierw prusko – austriacką, a potem czesko – niemiecką. Zdawano sobie też sprawę, że Polska jest sojusznikiem aliantów, która wojnę formalnie wygrała, ale terytorialnie była przegrana i poszkodowana. Był to sojusznik teraz bardzo niewygodny, gdyż najdłużej uczestniczył w tej wojnie, i miał zmobilizowaną w kraju i poza jego granicami czwartą armię pod bronią. Nie była ona militarnie groźna, ale wielce kłopotliwa. Należała się jej wdzięczność, a tej nikt nie zamierzał nawet okazać. Ponieważ Wielka Brytania ostro domagała się minimalnych nabytków dla Polski kosztem Niemiec, argumentując że Polacy nie są w stanie zagospodarować tych ziem, poproszono polską delegacje na konsultacje podczas trwania tej Konferencji. Choć Polska nie była żadnym mocarstwem, choć mało, co się z nią liczono, to jednak była czwartym uczestnikiem tej Konferencji. Koniec końców upadek wyborczy Churchilla zamknął sprawę sporu o polską granicę zachodnią. Tu można tylko przypomnieć, że pierwsza wersja Churchilla przewidywała przebieg tej granicy prostą linią od Kołobrzegu do Wrocławia, a potem wzdłuż Odry do jej źródeł (Wrocław w cześci pólnocnej miał być polski z centrum na pl. Grunwaldzkim, a południe z Rynkiem – niemieckie). Od granicy tej odstępował on bardzo opornie, a w ostatniej fazie spór szedł o granicę na Nysie Kłodzkiej i Kwisie.

Czeski problem
Mając decyzje Wielkich Mocarstw w kieszeni Polacy spokojnie zajmowali przyznane im terytoria na ziemiach zachodnich. Tu nagle pojawił się problem czeski. Rząd czechosłowacki jeszcze przed Konferencją w Poczdamie w nocie do czterech wielkich mocarstw w dniu 23 maja 1945 roku powiadomił je o podjętych działaniach dla zajęcia ziemi kłodzkiej do czasu rozstrzygnięcia jej przynależności państwowej. W dniu 20 czerwca tegoż roku rząd czeski debatował nad memoriałem szefa Sztabu Generalnego gen. Bohumila Bočka, który proponował przebieg wschodniej granicy czeskiej wzdłuż Odry do Krapkowic i na zachód do Nysy pozostawiając po stronie czeskiej Góry Bardzkie, Ziemię Kłodzką, Wałbrzych, Jelenią Górę, Kamienną Górę, Lubań i Zgorzelec. Podobne pretensje wysuwano pod adresem Raciborza i Głubczyc. Na tematy te toczyły się negocjacje polsko – czeskie w ambasadzie polskiej w Moskwie. Samo miejsce tych negocjacji jest wiele mówiące, gdyż dotąd Sowieci zawsze sprzyjali swoim czeskim sojusznikom. Tym razem było jednak inaczej. Negocjacje te zakończyły się fiaskiem, a czeski premier Fierlinger będąc pewnym poparcia zwrócił się do Stalina i Mołotowa z prośbą o rozstrzygniecie tego sporu. Stalin roszczeń tych jednak nie poparł nie chcąc sobie wiązać rąk przed Konferencją w Poczdamie.

Działania militarne
Czesi nie poprzestawali na działaniach dyplomatycznych. Starali się też realizować politykę faktów dokonanych. Do Raciborza w dniu 10 maja weszła uzbrojona grupa operacyjna, równocześnie z dotarciem tutaj polskiej administracji. Dwa dni później radziecki komendant wojenny przekazał miasto Polakom, co zmusiło Czechów do wycofania się. Miesiąc później podjęli oni próbę zajęcia południowej części Opolszczyzny wkraczając czołgami do Chałupek i zajmując 14 dalszych miejscowości. Cztery dni później po interwencji władz radzieckich wycofali się z nich. Dzień później przybyli jednak pociągiem pancernym do Kłodzka. Skąd tak samo po kilku dniach musieli ustąpić. Niezależnie od prób interwencji wojskowych podejmowali oni na szeroką skalę próby opanowania tych terenów przez zorganizowane oddziały swojej milicji, która licznie pojawiła się w rejonie Kudowy Zdroju oraz w pobliżu Głubczyc. W połowie czerwca zajęła ona część powiatu nyskiego (Kałków, Jarnołtówek i Jasienica Górna) a także część ziemi Kłodzkiej z Międzylesiem, Lewinem Kłodzkim i kilkoma sąsiednimi miejscowościami. Działania te spowodowały, że natychmiast w rejonach tych rozlokowano polskie oddziały wojskowe, które zaprawione w operacjach wojennych drugiej wojny światowej pod każdym względem górowały nad nadającymi się tylko do demonstracji oddziałami armii czeskiej. Od tego czasu zaniechano wszelkich akcji militarnych ze strony czeskiej.

Wojna dyplomatyczna
Można powiedzieć, że Czesi nigdy nie pogodzili się z utratą ziem, do których rościli pretensje. Jeszcze po Konferencji w Poczdamie prezydent Beneš nieustannie w wywiadach dla prasy krajowej i zagranicznej upominał się o przyznanie Republice Czechosłowackiej ziemi kłodzkiej i południowych obszarów Śląska Opolskiego. Pomimo tego sporu polskie osadnictwo na tych ziemiach akceptowało obecność rodzin czeskich nie prowadząc przeciw nim żadnej akcji przesiedleńczej itp. Jeszcze rok później rząd w Pradze w dniu 24.04. 1946 roku wystosował memorandum do Rady Ministrów Spraw Zagranicznych zwołanej w Paryżu wysuwając swe postulaty do Raciborza, Głubczyc i Koźla na Śląsku Opolskim oraz do Paczkowa, Kamieńca Ząbkowickiego, Nowej Rudy, Wałbrzycha i Jeleniej Góry wraz z obszarem Żytawy. Rada jednak nie podjęła tego tematu. Ostatecznie pod względem formalnym pretensje te wygasły po zawarciu w Warszawie pod radziecką presją polsko – czeskiego układu o przyjaźni w dniu 10 marca 1947 roku, który podpisany został przez premierów Klemensa Gottwalda i Józefa Cyrankiewicza. W układzie zawarto klauzulę o uregulowaniu wszelkich sporów w ciągu najbliższych dwóch lat. Jednakże dopiero w 1958 roku zrezygnowano ostatecznie ze wzajemnych roszczeń terytorialnych. Polityczne zabiegi naszych sąsiadów w tym zakresie szeroko wspierała ich prasa, radio i wydawnictwa książkowe. Być może, że również z tego powodu przez wiele długich powojennych lat trudno było obu stronom nawiązać równoprawne kontakty ze wzajemną korzyścią.

Kardynał August Hlond
Ziemia Kłodzka i pozostałe terytoria, do których pretensje zgłaszali Czesi, w administracji Kościoła katolickiego od ponad tysiąca lat podlegały jurysdykcji arcybiskupa Pragi. Był to jeden z argumentów politycznych mających uzasadnić przynależność tych ziem do Czechosłowacji. Tymczasem prymas polski kardynał August Hlond otrzymał od papieża Piusa XII specjalne uprawnienia Stolicy Apostolskiej do podejmowania w jej imieniu wszelkich decyzji administracyjnych na ziemiach zachodnich. Korzystając z tych możliwości w dniu 10 września 1945 roku poinformował on wikariusza generalnego Pragi (1941 – 1946 w Pradze trwał wakat na stolicy biskupiej) o powierzeniu z dniem 1 października 1945 roku zarządzania parafiami na ziemi kłodzkiej i pozostałych terenach Dolnego Śląska administratorowi apostolskiemu ks. Karolowi Milikowi we Wrocławiu. Parafie opolskie odpowiednio podlegały ks. Bolesławowi Kominkowi w Opolu. Czeski wikariusz Theofil Oparny złożył protest w tej sprawie do papieża Piusa XII. Dalsze burzliwe losy wzajemnych sporów kościelnych ucichły dopiero po wygaszeniu sporów politycznych w 1947 i 1958 roku. Stanowcza postawa ks. kardynała Augusta Hlonda nigdy nie była kwestionowana w Rzymie.
Adam Maksymowicz

Opracowano na podstawie: Karol Jonca – Dekrety prezydenta Edvarda Beneša. Niemcy w czechosłowackiej doktrynie politycznej i prawnej z lat 1920 – 1945. Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego. Wrocław. 2005.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowny PAnie Podróżny

więcej dowiaduję się z Pańskich wpisów o historii mojego regionu, niż sie dowiedziałem ze szkoły… w sumie – to wstyd dla samego siebie.
tym bardziej szczere podziękowania za przyblizanie tej tematyki w tak przystępny i ciekawy sposób.


Dobrze, że nie polała się krew...

...bo do dziś by się ona burzyła. Choć próby Czechów są dla mnie zupełnie zrozumiałe, tak jak i nasze działania…


Ja uwazam, że

powinniśmy teraz stanowczo wspomóc zywioł polski na zagrabionej części Śląska Cieszyńskiego.
Wbrew pozorom przynależność do UE daje nam wiele możliwości.
Tylko co to obchodzi politycznych pacanów w Warszawie.
Igła


Panie Igło

bo ja nie wiem nic na ten temat – jak szacuje Pan ten żywioł? chodzi mi o procentowe rozlozenie akcentow ludnosciowych?
i czy bardziej nie chodzi nam teraz o budowanie silnych regionów, w tym slaska ze wszystkimi jego czesko-polsko-austriackimi śladami?
nam coś zabrali, czechom zabrali. po co sie po lbach lomotac i wspomagac wlasne mniejszosci?


Panie Griszku

Przedwojenne dane, te z okolic 18 roku dawały przewagę ludności polskiej ( na terenie Księstwa Cieszyńskiego, czyli z Trzyńcem, Boguminem, Ołomuńcem ), potem szli Niemcy, Czesi, żydzi-nemieckojezyczni).

Tak było do wojny.
Potem żydzi znikli, prawdopodobnie przez nazistowskich marsjan, Niemcy zostali wysiedleni.
Potem przyszła socjalistyczna industrializacja pod czeska flagą i rugowanie Polaków.
Teraz nadal Polacy stanowią żywioł wiejski, ale w miastach są już słabsi i uznający dominantę czeską.
Ale nadal maja tam placówki i szkolne, i kulturalne, i ekonomiczne, i majątkowe.
Tyla, że za komuny nikt się nie odważył ich wspierać.
Teraz można, granicy nie ma.
Igła


Panie Igło

dziękuję za info.
zastanawiam się jednak, czy jest mozliwe takie wspieranie cieszynian, by bylo to rozumiane jako wzbogacanie kultury regionu, a nie jako proba rewindykacji granic (to przekroczenie, ale celowe). bo czesi sa na tym punkcie rownie wyczuleni jak my i z ich punktu widzenia mozna by to odbierac opatrznie.
paradoksalnie, kraje skrzywdzone i dopiero co wylazle spod buta powinny sie wzajemnie wspierac… a tymczasem warczymy jak psy…
pewnie najlepiej byloby to robic w ramach wspolnych projektow, a juz najlepiej za pieniadze UE…
ale my nie bardzo lubimy W.Klausa…


Własnie napisałem

granicy nie ma.
Przede wszystkim trzeba odbudować szkolnictwo, tak aby dzieci Polaków wiedziały, ze j.polski jest ich atutem do kariery i ze mogą ją robić i w Czechach i w Polsce.
Potem kultura.
Reszta się zajmą sami.
Igła


Kultura

Przede wszystkim trzeba wspierać polską kulturę. To nie ma nic wspólnego z granicami, które dzisiaj pomiędzy obu krajami są tylko historycznym wspomnieniem. Z tego co wiem duza częśc Polaków zagospodarowuje opuszczone czeskie wioski i małe miasteczka. Oczywiście, że ruch w drugą stronę jest tak samo dobrze widziany, tyle tylko, że jest on bardzo rzadki. Kultura, historia (nawet ta trudna i dziś mająca znaczenie już tylko podręcznikowe), sztuka, literatura, wszytko to w krajach UE jest na ogół dobrze przyjmowane, a szczególnie w Czechach. Odnośnie miejsca urodzenia św. Wociecha poprawiam literówkę, to nie sa Lidice, lecz Libice. Tu kłania się tez rola polskiej ambasady w Pradze i jej obsada personalna, ale to całkiem już odrębny temat.
Pozdrawiam


Panie Adamie!

Rewelacja jak zwykle. Z tym, że popiera tezę któregoś z dyskutantów pod jednym z poprzednich Pana wpisów, że Czesko-Słowacka Armia weszła na Śląsk po wojnie.

Pozdrawiam


Czechosłowacka Armia

Tak popiera tę tezę, tyle tylko, że nie w jej zasadniczej treści dotyczącej walk sowiecko – czeskich, czy polsko – czeskich, bo takich nigdy nie było. Samo wejście jednostek było incydentalne i bez żadnego znaczenia politycznego i militarnego. Stąd całkowite ich lekceważenie w polskiej literaturze historycznej. Wobec zainteresowania komentaorów odnalazłem własciwe materiały, na podstawie których przedstawiłem obraz zbliżony do rzeczywistości.
Pozdrawiam


Igła

drobne pytanie. Kto ma być siłą sprawczą rozwoju żywiołu. Czy rząd polski ma być inicjatorem czy tylko siłą wspomagającą?


Panie Adamie!

Jest Pan niesamowity!

Pozdrawiam


Panie Sajonara

Toć to jest współzależne.
Igła


Igła

Mnie chodzi o kolejność. Czy jest inicjatywa oddolna i my wspieramy, czy też to rząd wychodzi z inicjatywą.
Pierwsze będę wspierał przed drugim się wzdragał.
Choć wiem, ze wiarygodność inicjatywy oddolnej nie jest do końca weryfikowalna, niemniej wolałbym, żeby to tambylcy domagali się polskich szkól niż, żebyśmy te polskie szkoły podrzucali tambylcom w ramach wzmacniania żywiołu.


Panie Sajonaro!

A jak tubylcy mają wyrażać swoją wolę?

Pozdrawiam


Jerzy Maciejowski

Swoja wolę względem czego lub kogo? I czy tubylcy to są ci sami co moi tambylcy czy też wręcz przeciwnie:>


Panie Sajonaro!

Jak miałem koło 10 lat to też utworzyłem słowo „tambylec”. Niemniej nie jest ono terminem należącym do literackiej polszczyzny. Zatem nie mogę Panu odpowiedzieć, czy jest to słowo o identycznym znaczeniu czy nie. Domyślam się, że tubylec występujący tam, został przez Pana przezwany „tambylcem”.

Natomiast chodzi o wolę posiadania szkoły polskiej, czy też możliwości kształcenia po polsku.

Pozdrawiam


Nie gadam z panem

Wnerwił mnie pan przed snem. Już słodko marzyłem o zaszczytach w związku własnym wkładem w rozwój polszczyzny, a pan tu rościsz sobie pretensje do pierwszeństwa i to jeszcze twierdzisz, że mając tylko 10 lat :>

Tubylcy mogą wyrażać swoja wolę w dowolny sposób. Muszą jednak brać pod uwagę czy druga strona zrozumie ich sposób ekspresji.


Rząd i partia

Oczywiście , ze najpierw wychodzi z inicjatywą partia, bo rząd słucha partii. Sam rzad jest ubezwłasnowolniony i oczekiwanie, ze sam z siebie jest w stanie coś zrobic jest naiwnością. Tu zapewne odezwą się głosy, ze to nie PRL, tak to nie PRL, ale PRL – bis, który tak naprawdę moim zdaniem różni sie dekoracjami, stanowiskami, hasłami, na kóre mozna jeszce nabrać, wyprowadzić w pole itp wyprowadzić w pole. Reszta to oże sobie pogadac, ta jak to z przyjemnościa czynimy w tym miejscu, raczej bez większych efektów.


Subskrybuj zawartość