Muzeum Sacrum Vratislawiensis (2)

Muzeum sacrum Wratislaviensis (2)

Śląsk od dawna znany był w Europie ze swoich bogactw naturalnych. Od czasów wczesnego średniowiecza kilkakrotnie przeżywał najazdy poszukiwaczy złota i kamieni szlachetnych. Później o jego dostatku mniej decydowały atrakcyjne kruszce, ale za to znajdowano tu potrzebne dla rozwoju przemysłu wszelkiego rodzaju surowce budowlane, energetyczne, szklarskie, ceramiczne, chemiczne i rudy cennych metali. Wszystko to powodowało tu stały napływ ludności z innych krajów o zróżnicowanej kulturze życia codziennego, odmiennych obyczajach i wyznaniach. Śląsk wiele razy opanowywany był też przez kolejnych potężnych swoich sąsiadów. Najpierw był na przemian raz polski, raz czeski. Potem przez kilkaset lat tylko czeski. Był wtedy „perłą w koronie czeskiej”. Potem był austriacki, pruski, na koniec niemiecki, a dzisiaj znów polski. Ten rys historyczny wyjaśnia niezwykłe bogactwo kultury materialnej tego regionu. Każde nowe środowisko chciało dorównać, lub przewyższyć swoich sąsiadów splendorem nowych zamków, pałaców, kościołów, dworów, strojów, druków, malowideł, rzeźb itp. Stąd bierze się również tak wielkie bogactwo przede wszystkim kultury sakralnej Śląska. Muzeum Archidiecezjalne we Wrocławiu zgromadziło tylko niewiele z zabytków, które oparły się wojennym zniszczeniom, rabunkom, wandalom i działaniu czasu. Ta reszta, która pozostała, wzbudza jednak u znawców, miłośników sztuki, a także u zwiedzającej publiczności, wyrazy podziwu, uznania, a czasem nawet zdziwienia.

Księga Henrykowska
W zbiorach archiwalnych przechowywana jest niewielka książeczka pergaminowa w formacie 16,6 × 25,6 cm, licząca 100 stron, oprawiona w tekturę i skórę, zapisana dość czytelnym pismem łacińskim, zdobiona inicjałami, z nielicznymi uwagami marginalnymi z lat późniejszych. Jej treścią jest opis dziejów założenia i uposażenia klasztoru Cystersów w Henrykowie, sporządzony w 1270 r. przez opata Piotra i uzupełniony w 1310 roku przez jednego z nieznanych braci. Księgę pisano dla przygotowania najskuteczniejszej obrony praw klasztoru do posiadanych dóbr ziemskich. W tym czasie słowo pisane było materialnym dowodem dużej wagi. Zapisywano więc wszystko co uważano za ważne dla tego celu. Księga ta nie zwróciłaby niczyjej większej uwagi, gdyby nie to, że napisano w niej pierwsze w historii zdanie po polsku ! Brzmi ono mniej więcej tak: „day ut ia pobrusa, a ti poziwaj”, co znaczy: „pozwól, ja będę mełł, a ty odpocznij” (str. 24 Księgi, wiersz 9 od dołu). Zaznaczyć tu trzeba, że wcześniej zapisywano wiele pojedynczych słów w języku polskim, jednak w Księdze Henrykowskiej znalazło się pierwsze zapisane pełne zdanie w języku polskim. Z tego powodu jest to niezwykle cenny dokument dla kultury polskiej, dla polskości Śląska, dla polonistów i historyków, a także dla wszystkich miłośników starych oryginalnych pamiątek.
Gotycka szafa
Ozdobą Muzeum Archidiecezjalnego są jego zbiory gotyckie rzeźby i malarstwa średniowiecznego. Oglądać je można w dużej sali gotyckiej dawnej Biblioteki Kapitulnej. Jej wystrój, architektura oraz zgromadzone zabytki stwarzają nastrój pozwalający lepiej wczuć się i lepiej rozumieć ducha tej dziś tak mało docenianej epoki. Na wprost wejścia po kilkunastu schodach w głąb sali w lewym jej narożniku postawiona jest drewniana gotycka szafa archiwalna z 1455 roku, o wymiarach ok. 2 m wysokości i 4,5 m długości, ma wagę ok. 2 tony! Stanowiła on ówczesny skarbiec i archiwum wszystkich planów, porozumień i umów spisanych na pergaminach z zawieszonymi na sznurkach licznymi pieczęciami. Od posiadania tych dokumentów często zależało uznanie legalności władcy i prawo do posiadania określonego terytorium. Stąd do przechowywania takich dokumentów przykładano szczególną wagę Dokument taki było stosunkowo łatwo uszkodzić, gdyż np. bez pieczęci był bez żadnego znaczenia. Ze względu, że pergaminów takich znajdowało na każdym książęcym zamku przynajmniej kilkanaście, trzeba było skonstruować specjalną szafę do ich przechowywania, tak aby można było z nich z jednej strony łatwo korzystać, a z drugiej, aby nie ulegały one wtedy zniszczeniu. Szafa zawiera 48 szuflad oznaczonych gotyckimi literami. Zamknięta jest na dwoje dużych drzwi z mocnymi okuciami i trzy zamki. Każdy z trzech kanoników miał do niej inny klucz i tylko oni razem mogli ją otworzyć. Zabytek ten jest bardzo rzadkim okazem w muzeach Europy. Zwiedzający kiedyś Muzeum Amerykanie, którym wydaje się, że wszystko można kupić za pieniądze, zaproponowali jej kupno na wagę złota. Na pytanie, czy można kupić ich matki, byli oburzeni, bo matki się przecież nie sprzedaje! No właśnie!

Chrystus Król
Tuż za drzwiami gotyckiej sali w prawym narożniku stoi skromna, lecz dostojna rzeźba pół naturalnej wielkości Chrystusa Króla wykonana ok. 1350 roku. Przedstawia ona władcę w złotej koronie, obleczonego w złocone szaty z artystyczną na głowie koroną ze złota z pod której zwieszają się długie czarne włosy. Łagodny wyraz twarzy i okalająca ją broda dodają splendoru i majestatu wykonanej w drzewie figurze władcy. Figura ta przez wiele lat była ozdobą jednego z pod wrocławskich kościołów. Dyrektor wielokrotnie prosił miejscowego proboszcza o jej podarowanie do Muzeum, argumentując, że w kościele nie jest ona bezpieczna, gdyż zawsze narażona jest na kradzież. Proboszcz jednak niechętnie słuchał tego rodzaju propozycji, bo figura była przedmiotem specjalnego kultu wśród miejscowej ludności. Niestety, stało się jednak, to przed czym ostrzegano. Pewnej nocy złodzieje wdarli się do kościoła wyłamując kraty w jednym z okien. O figurze ślad wszelki zaginął, a że były to lata sześćdziesiąte minionego wieku, zgłoszenie na miejscową milicję niczego nie dało. Tzw. ”nieznani sprawcy” zapadli się pod ziemię. Miejscowi chłopi, którzy bardzo kochali swojego Króla zawzięli się i postanowili za wszelką cenę znaleźć sprawców tego niecnego czynu, a figurę odzyskać. Wiedzieli, że w kościele są jeszcze inne zabytki i złodzieje zapewne przyjdą po nie po raz drugi. Postanowili więc każdej nocy pilnować kościoła. Nie mylili się pod tym względem. Pewnej kolejnej nocy zajechał pod kościół „Polnez”, i wysiadło z niego dwóch mężczyzn, którzy po raz kolejny włamali się do kościoła. Przyłapanych na gorącym uczynku złodziei zamknięto w podziemiach kościoła, a chłopi nie mający żadnych kwalifikacji śledczych, po prostu dawali im „po buzi”. Oczywiście, żadnej milicji nie zawiadamiano, bo zdawano sobie sprawę, że mogą to być ich wspólnicy. Na ranem, kiedy rabusie zorientowali się, że nie wyjdą stąd dopóki nie powiedzą prawdy, podali adres, gdzie znajdowała się figura przeznaczona na sprzedaż. Chłopi udali się tam z zamiarem jej odkupienia. Kiedy jednak zobaczyli swojego Króla, chwycili go i dopiero wtedy o cały zdarzeniu powiadomili milicję. Chrystus Król nie wrócił już jednak do swojego kościoła. Muzeum zamówiło u znanego wrocławskiego rzeźbiarza wykonanie jego kopii. Dopiero wtedy, kiedy przybywający w Muzeum konserwatorzy orzekli, że kopia jest oryginałem, została ona przekazana do parafii skąd skradziono oryginał. Po zdarzeniu tym jej kult wzrósł jeszcze bardziej.

Pozostałe zbiory
Nie sposób w krótkiej notatce opisać wszystkich wspaniałości tego Muzeum i międzynarodowych zainteresowań przede wszystkim jego zbiorami gotyckimi. Są to rzeźby kamienne, rzeźby drewniane, bogato reprezentowane malarstwo, złotnictwo i tkaniny. Ze starszych epok znajdują się tu przedmioty z neolitu, epoki brązu i żelaza znalezione na terenie Śląska. Osobne zbiory gromadzą mumie egipskie z IV wieku przed Chrystusem, tablice gliniane z pismem klinowym, zabytki starochrześcijańskie – płaskorzeźby z Damaszku, lampki oliwne i ampułki św. Menasa z III wieku. Wśród zbiorów tych wyróżnia się figura romańska św. Jana Chrzciciela z ok. 1160 roku, wykonana w czasach rządów wrocławską diecezją przez biskupa Waltera z Walonii. Pierwotnie umieszczona ona była na zewnątrz w północnej wnęce na ścianie wrocławskiej katedry. Szczęśliwie przetrwała ona ostatni wojenny kataklizm. Niektóre jej ubytki uzupełniono jednak sztucznymi imitacjami piaskowca, z którego rzeźba jest wykonana. Zbiory etruskie w miejscowym Muzeum zapoczątkował JE ks. kardynał Henryk Gulbinowicz przywożąc ze swoich licznych podróży do Włoch, cenne ofiarowane mu tam pamiątki. Ogromne zbiory eksponowane tylko w części, zwykle w bardzo trudnych warunkach lokalowych, świetlnych i klimatycznych, wymagają nadal bardzo poważnych inwestycji, na które diecezja i wierni nie szczędzą swoich środków. Marzeniem dyrekcji Muzeum pozostaje jednak wciąż wydanie z prawdziwego zdarzenia katalogu zbiorów tej bogatej, i niepowtarzalnej w swym charakterze skarbnicy dzieł sztuki.

Adam Maksymowicz

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowny Panie Adamie

Jedna prośba i jedna uwaga.
Zaczne od prośby: dla ułatwienia czytania prosze dzielić tekst co dwa-trzy zdania (wg logiki) odstępami 1 wiersza, tak by łatwiej można go było sobie przyswoić. (przykład poniżej)

Co do uzasadniania polskości Śląska jednym polskim zdaniem w tekście łacińskim, na dodatek zapisanym na marginesie, to byłbym ostrożny. Po pierwsze – ile jest w “Księdze henrykowskiej” zapisków marginalnych w języku niemieckim i o czym to może świadczyć: o niemieckości Śląska np.?

Dla mnie świadczy to jedynie o tym, że piszący to zdaniem byl Polakiem. Dalsze wnioski moga być naciągane. Jedyną uprawnioną (IMHO) konstatacją może być np. stwierdzenie, że na dworze Henryka uzywano w tym czasie łaciny, języka niemieckiego, polskiego i ewentualnie czeskiego.

Pozdrawiam serdecznie


Szanowny Panie Adamie

z ogromna przyjemnością przeczytałem obie części.
Mam żal do siebi,że będąc przez 20 lat dolnoślązakiem i częstym bywalcem Wrocławia nie starczalo mi czasu na wiele wspaniałości.
Wstydzę się tego ,ale cóż,było się młodym i głupim.Goniło się po to by dziś byle młodzik stwierdził,że lata peerelu to be.
Pozdrawiam


Polskość Śląska

Jest to jednak pierwsze zdanie zapisane po polsku, nie w Krakowie, czy Gnieżnie niewątpliwymi siedzibami Polaków, ale na Śląsku. Moim zdaniem nie wyklucza to wcale niemieckości, czeskości, czy też jego austriackości a nawet węgierskości. Po prostu odnotowuję, że byli tu wykształceni Polacy, co przemawia na ich korzyść w sensie kulturowych wpływów polskich, które moim zdaniem nie wolno utożsamiać z przynależnością, zależnością i podległością polityczną.


Szanowny Panie Adamie

Zgoda. Nawiasem mówiąc, jako przczynek do tematu, bardzo ciekawie ukazywala sie 5-tomowa bodaj Historia Krakowa prof. prof. Bienarównej i Maleckiego.. Zaczęla się oczywiście od tomu V (chyba początek lat 80-tych), opisującego ruchy robotnicze w XIX w. i tzw. ciag dalszy, oczywiscie pod tym kątem.

Potem zaczeto sie cofać do kolejnych epok. Najpóźniej ukazal się, juz po 89. tom I. Powodem byla prawdziwa historia Krakowa i jego związków m.in. z Wroclawiem. Podano statystyki demograficzne i narodowosciowe i takie tam dane, które za diabla nie chcialy przypaść do gustu naszym ówczesnym wladcom, wlasnie ze względu na narodowościowy sklad mieszczan Krakowa i Wroclawia w tamtych latach (tzn XIII-XV w.).

Pozdrawiam serdecznie


@ LORENZO

Z ust mi to wyjąłeś, natychmiast po przeczytaniu kolejnego bzdurnego argumentu na odwieczna polskość Śląska chciałem delikatnie skorygować błąd, w którym tkwi Autor.

CÓŻ TO ZA UPARTOŚĆ z tym doszukiwaniu się tej polskości Śląska!?!?

Nie może być ten Śląsk po prostu Śląskiem, który ulegał przez setki lat wpływom teutońskim, czeskim i piastowskim?

Śląsk to Śląsk, a nie Niemcy, Polska, Czechy. I tyle.

BTW. Jeśli Śląsk taki polski, to dlaczego moja babcia – rodowita zabrzanka – nauczyła się polskiego w wieku 18 lat, PO WOJNIE?!

Ech… “powrót do macierzy”... mitomania szkodliwa i głupia.


Mitomania

O polskosci Śląska nie wolno ani mówic, ani pisac, bo nie życzy sobie tego poprawność polityczna. Śląsk niemiecki, czeski, austryjacki i węgierski tak to historia, ale polski, skadże? O tym, że przez prawie trzysta piędziesiąt lat nalezał do Polski (990 – 1337) nie mozna nawet wspomniec, bo to mitomania “szkodliwa i głupia”, a gdzie prawda. A no jeżeli to prawda, to oczywiście , tym dla niej gorzej. Śląsk rzekomo nigdy nie może być polski, bo jest po prostu Śląskiem. To samo dotyczy Wielkopolski, Małoposki, Pomorza i Mazowsza, a więc tak naprawdę według tych komentarzy to Polski nie ma i nie było. Kochani komentatorzy bardzo prosze o przeczytanie juz nie historycznych dzieł, ale choćby jakiejkolwiek cieniutkiej broszurki na tematy śląskie, tam jest czarno na białym napisane to samo, co w moim tekście. Proszę o troche mniej niechęci do przypominania sobie o roli naszych przodów, których dzisiaj jesteśmy spadkobiercami.


Czytać uważnie

W polskiej publicystyce istnieje nowoczesna metoda wmawiania przeciwnikowi słów których nigdy nie powiedział. To Misgot pisze , że autor tkwi w błędzie “odwiecznej polskościm Śląska. Na wstepie tekstu przecież wymieniam do kogo kolejno nalezał Śląsk i jak długo, pisze o tych wszystkich tradycjach, na które nikt nie zwraca najmniejszej uwagi, tylko komentatorów boli “polskośc śląska”, a niemieckośc już nie, czeskość, pruskość i austriackość nie tylko polskość. gdzie tu prawda. Dlaczego w komentatorzy zakłamuja mój oryginalny tekst? Bo tak im wygodnie, bo nie zgadza sie to z ich pogladami. to podejmujcie merytoryczna dyskusję, a nie zakłąmywanie. To, że mieszczaństwo Wrocławia i Krakowa było w wiekszości niemieckie, nie przesadza jeszcze o całym Śląsku, gdzie mowa polska, zwyczaje i nazwy dotrwały do czasów hitlerowskich Niemiec. Weźcie to pod uwagę. Zresztą zwracałem się do Czytelników o nie komentowanie moich tekstów, gdyz nie mam czasu na nie odpowiadac, będę równiez wdzięczny za zrezygnowanie z dalszych komentarzy na ten temat.


Jam wrocławianin!

I Polak…

Fajnie się czyta. Ale uwaga o “akapitowaniu” tekstu bardzo słuszna. Dzielenie tekstu nie naraża czytelnika na udławienie się i oczopląs, a długachne teksty są wtedy bardziej strawne a nie odstraszające.

Podobał mi się Śląsk u Sapkowskiego w trylogii. Mieszkały tu różne nacje, rządziły różne rody i dynastie. Było ciekawie. I jest do dzisiaj!
:)


Subskrybuj zawartość