Otwarcie dyskusji o naturze wolności może spowodować, że popłyniemy daleko, niezależnie od tego, czy zaczniemy od Jana Pawła II – za św Augustynem – (encyklika “Veritatis Splendor”), czy E. Fromma (“Ucieczka od wolności”). Spróbuję więc rzecz “skompaktować’ w nawiązaniu do treści notki, pod którą komentujemy.
Szukając materiałów do swojego skryptu zwróciłem uwagę – nie ja pierwszy :) – na powtarzalny motyw. Otóż wszelkie rodzaje duchowości wiążą indywidualne wyzwolenie (w czasie rzeczywistym) z osiągnięciem stanu wykraczającego poza rutynową percepcję. Czy to będzie “połączenie z Bogiem”, medytacja, czy kontakt z “wyższą jaźnią”. Wyjście PONAD to, co Freud określił jako “ego”.
Myślę, że jedną z różnic między nami jest to, że Ty przyjmujesz, że znasz jedyną drogę do wolności zarówno tej “tu i teraz”, jak i tej absolutnej. Drogą tą jest Nauka Kościoła.
Ja tymczasem uważam, że cenić należy KAŻDĄ z tych dróg, o ile nie wiąże się ona z lucyferyzmem, który musi skutkować autodestrukcją. Jakimś jego przykładem był przywołany przez Grzesia Sade, chociaż świadomie prezentowali tą postawę autorzy w rodzaju Micińskiego. Z jednej strony brutalny świat, który ma najczęściej charakter czysto materialny, a z drugiej propozycje chrześcijaństwa uznawane za infantylne i pełne hipokryzji.
Postawa taka jest ciekawa, gdyż wbrew temu, co najczęściej deklarują takie osoby – jedną z nielicznych był Nietzsche – odrzuceniu duchowości jako takiej towarzyszy często wielka tęsknota za “czymś więcej”. W końcu zwykle to nadwrażliwcy i osoby o ponadprzeciętnej inteligencji. Inaczej przeżywają więc wydawałoby się “zwykły” kontakt z naturą, czy intensywniej odbierają sztukę. Niezaspokojona tęsknota powoduje jednak stopniowe zgorzknienie i rosnące przekonanie o bezsensie egzystencji. Irytujące dla nich jest pozbawione wątpliwości przekonanie innych o tym, że po prostu znają odpowiedź na pytanie o sens ww. tęksnoty. Brak wątpliwości odbierają, jako pewne ograniczenie świadomości, z czym się zgadzam.
W ogóle, jak możesz zauważyć, w wielu miejscach się z nimi zgadzam. Poza jednym “drobiazgiem”. Moja tęsknota jest zaspokojona przez spokojne i pewne poczucie, że jest “coś więcej”. A skoro jest, jak już pisałem gdzie indziej, uznając że na tym etapie nie mam narzędzi poznawczych, kieruję się sholemowskim “impulsem religinym”, bez potrzeby nadawania “temu czemuś” ludzkich ram tylko po to, bym mógł to umysłowo ogarnąć. Nie mam takiego obowiązku – i to jest właśnie moja wolność :)
Jaki to ma związek z notką? Ano taki, że wiele ścieżek humanistycznych, czy satanistycznych, stawiających człowieka w centrum uwagi, “nadyma” ego do granic możliwości. Sensem życia staje się samo zaspokajanie potrzeb – o czym było w powyższej dyskusji. Tak, by wzmiankowaną tęsknotę – o ile występuje – zagłuszyć. Nie ma więc dobra i zła. A wartości można sobie dowolnie samemu wymyślać.
Co ciekawe, w podobny sposób definiowała wpływ sił demonicznych na ludzkie dusze np. żydowska kabała, ale to już temat na zupełnie inną rozmowę :)
Poldku
Otwarcie dyskusji o naturze wolności może spowodować, że popłyniemy daleko, niezależnie od tego, czy zaczniemy od Jana Pawła II – za św Augustynem – (encyklika “Veritatis Splendor”), czy E. Fromma (“Ucieczka od wolności”). Spróbuję więc rzecz “skompaktować’ w nawiązaniu do treści notki, pod którą komentujemy.
Szukając materiałów do swojego skryptu zwróciłem uwagę – nie ja pierwszy :) – na powtarzalny motyw. Otóż wszelkie rodzaje duchowości wiążą indywidualne wyzwolenie (w czasie rzeczywistym) z osiągnięciem stanu wykraczającego poza rutynową percepcję. Czy to będzie “połączenie z Bogiem”, medytacja, czy kontakt z “wyższą jaźnią”. Wyjście PONAD to, co Freud określił jako “ego”.
Myślę, że jedną z różnic między nami jest to, że Ty przyjmujesz, że znasz jedyną drogę do wolności zarówno tej “tu i teraz”, jak i tej absolutnej. Drogą tą jest Nauka Kościoła.
Ja tymczasem uważam, że cenić należy KAŻDĄ z tych dróg, o ile nie wiąże się ona z lucyferyzmem, który musi skutkować autodestrukcją. Jakimś jego przykładem był przywołany przez Grzesia Sade, chociaż świadomie prezentowali tą postawę autorzy w rodzaju Micińskiego. Z jednej strony brutalny świat, który ma najczęściej charakter czysto materialny, a z drugiej propozycje chrześcijaństwa uznawane za infantylne i pełne hipokryzji.
Postawa taka jest ciekawa, gdyż wbrew temu, co najczęściej deklarują takie osoby – jedną z nielicznych był Nietzsche – odrzuceniu duchowości jako takiej towarzyszy często wielka tęsknota za “czymś więcej”. W końcu zwykle to nadwrażliwcy i osoby o ponadprzeciętnej inteligencji. Inaczej przeżywają więc wydawałoby się “zwykły” kontakt z naturą, czy intensywniej odbierają sztukę. Niezaspokojona tęsknota powoduje jednak stopniowe zgorzknienie i rosnące przekonanie o bezsensie egzystencji. Irytujące dla nich jest pozbawione wątpliwości przekonanie innych o tym, że po prostu znają odpowiedź na pytanie o sens ww. tęksnoty. Brak wątpliwości odbierają, jako pewne ograniczenie świadomości, z czym się zgadzam.
W ogóle, jak możesz zauważyć, w wielu miejscach się z nimi zgadzam. Poza jednym “drobiazgiem”. Moja tęsknota jest zaspokojona przez spokojne i pewne poczucie, że jest “coś więcej”. A skoro jest, jak już pisałem gdzie indziej, uznając że na tym etapie nie mam narzędzi poznawczych, kieruję się sholemowskim “impulsem religinym”, bez potrzeby nadawania “temu czemuś” ludzkich ram tylko po to, bym mógł to umysłowo ogarnąć. Nie mam takiego obowiązku – i to jest właśnie moja wolność :)
Jaki to ma związek z notką? Ano taki, że wiele ścieżek humanistycznych, czy satanistycznych, stawiających człowieka w centrum uwagi, “nadyma” ego do granic możliwości. Sensem życia staje się samo zaspokajanie potrzeb – o czym było w powyższej dyskusji. Tak, by wzmiankowaną tęsknotę – o ile występuje – zagłuszyć. Nie ma więc dobra i zła. A wartości można sobie dowolnie samemu wymyślać.
Co ciekawe, w podobny sposób definiowała wpływ sił demonicznych na ludzkie dusze np. żydowska kabała, ale to już temat na zupełnie inną rozmowę :)
Foxx -- 03.02.2012 - 09:12