metodami inwazyjnymi jest w ogóle przeze mnie nie do przyjęcia. Jakiejkolwiek wiary.
Tym bardziej, gdy pewne elementy sfery duchowej zaczynają być agresywnie przenoszone na sferę doczesną. I nie idzie mi tu wcale li tylko o etyke czy moralność. Stroje, zachowania, prawo etc. Przestaję to rozumieć.
Z drugiej strony, wychowany tak jak jestem (przez Rodziców, panujące zasady współżycia społecznego, siebie samego czyli na bazie własnego doświadczenia źyciowego itd.) czyli w naszym rozumieniu europejskim tradycyjnie, zaczynam rozumieć potrzebę obrony tej tradycji.
Funkcjonujący i rozpowszechniony ostatnio efektywnie sposób informowania mnie o zaletach (a przy okazji i wadach) innego systemu jest mi obcy, mówiąc eufeministycznie. I szczerze mówiąc nie widzę specjalnej różnicy między tym, czym się kierowali i co robili bolszewicy i naziści, a tym, co czynią wyznawcy Allaha. Tyle ,że oni mają do dyspozycji ze względów gospodarczych bardzo skuteczną broń, którą – co trzeba przyznać – wykorzystują nader umiejętnie, grając choćby na strunach tolerancji. Która jest zresztą chyba wynalazkiem gnijącej z lekka kultury europejskiej.
Mam przeczucie, że moje pojęcie tolerancji nie odpowiada do końca ich poczuciu tolerancji, o ile ona w ogóle w tamtym systemie funkcjonuje.
A gdyby podjął się próby pewnej generalizacji, to wygląda na to, że coś nie gra (czyli jak mawia Sapkowski: nie jest, kurde, dobrze) w tej orkiestrze -> jak ideologowie (w sensie ogólnym) religii katolickiej sugeruja przykręcenie śroby, to pachnie to prześladowaniami i trupami na końcu. Luzowane są więc w imię tolerancji pewne rygory i dążymy do wolności.
Gdy ofensywę zaczyna ideologia religii obcej kulturze europejskiej, to też zaczyna pachnieć trupami.
By się przed tą ofensywa bronić trzeba podjąć więc radykalniejsze działania. I znowu zaczyna unosić się wiadomy zapach (czy odór raczej).
Krzewienie wiary, Panie Joteszu,
metodami inwazyjnymi jest w ogóle przeze mnie nie do przyjęcia. Jakiejkolwiek wiary.
Tym bardziej, gdy pewne elementy sfery duchowej zaczynają być agresywnie przenoszone na sferę doczesną. I nie idzie mi tu wcale li tylko o etyke czy moralność. Stroje, zachowania, prawo etc. Przestaję to rozumieć.
Z drugiej strony, wychowany tak jak jestem (przez Rodziców, panujące zasady współżycia społecznego, siebie samego czyli na bazie własnego doświadczenia źyciowego itd.) czyli w naszym rozumieniu europejskim tradycyjnie, zaczynam rozumieć potrzebę obrony tej tradycji.
Funkcjonujący i rozpowszechniony ostatnio efektywnie sposób informowania mnie o zaletach (a przy okazji i wadach) innego systemu jest mi obcy, mówiąc eufeministycznie. I szczerze mówiąc nie widzę specjalnej różnicy między tym, czym się kierowali i co robili bolszewicy i naziści, a tym, co czynią wyznawcy Allaha. Tyle ,że oni mają do dyspozycji ze względów gospodarczych bardzo skuteczną broń, którą – co trzeba przyznać – wykorzystują nader umiejętnie, grając choćby na strunach tolerancji. Która jest zresztą chyba wynalazkiem gnijącej z lekka kultury europejskiej.
Mam przeczucie, że moje pojęcie tolerancji nie odpowiada do końca ich poczuciu tolerancji, o ile ona w ogóle w tamtym systemie funkcjonuje.
A gdyby podjął się próby pewnej generalizacji, to wygląda na to, że coś nie gra (czyli jak mawia Sapkowski: nie jest, kurde, dobrze) w tej orkiestrze -> jak ideologowie (w sensie ogólnym) religii katolickiej sugeruja przykręcenie śroby, to pachnie to prześladowaniami i trupami na końcu. Luzowane są więc w imię tolerancji pewne rygory i dążymy do wolności.
Gdy ofensywę zaczyna ideologia religii obcej kulturze europejskiej, to też zaczyna pachnieć trupami.
By się przed tą ofensywa bronić trzeba podjąć więc radykalniejsze działania. I znowu zaczyna unosić się wiadomy zapach (czy odór raczej).
Ot i dylemat dla zgnuśniałego Europejczyka.
Mimo wszystko dobrego dnia, Panie Joteszu
abwarten und Tee trinken
Lorenzo -- 22.01.2009 - 14:10