mi szło. O konfrontację unioniści przeciw konfederatom. Tego się nie bada.
Badania dotyczą ogólnie poparcia dla UE.
Federacja (unia) to wspólne superpaństwo. Rząd centralny narzuca, owszem (choć ponoć w USA mniej niż w UE w sumie), ale też ma jakiś budżet, jakąś armię — słowem środki do prowadzenia wspólnej polityki.
Federacja raczej każdą swą część ma za swą.
Z konfederacją to różnie może być.
Władze federacji są demokratyczne. Każdy jej obywatel ma podobny wpływ na to kto rządzi.
W konfederacji, a jeszcze bardziej w takiej mamgmowatej strukturze jak UE (fałszywie zwana unią), decydują wpływy, parytety, nioficjalne spotkania premierów etc.
No wyobraź sobie, że gubernator Teksasu spotyka się nieoficjalnie z gubernatorem Florydy i Kaliforni, by decydować o kierunkach polityki USA. A federalne instytucje mogą najwyżej pozawijać te sreberka.
A tak to u nas wygląda.
Więc w konfederacji właśnie dupowaci politycy regionalni i niezbyt silna pozycja państwa jest większym balastem.
O to właśnie
mi szło. O konfrontację unioniści przeciw konfederatom. Tego się nie bada.
Badania dotyczą ogólnie poparcia dla UE.
Federacja (unia) to wspólne superpaństwo. Rząd centralny narzuca, owszem (choć ponoć w USA mniej niż w UE w sumie), ale też ma jakiś budżet, jakąś armię — słowem środki do prowadzenia wspólnej polityki.
Federacja raczej każdą swą część ma za swą.
Z konfederacją to różnie może być.
Władze federacji są demokratyczne. Każdy jej obywatel ma podobny wpływ na to kto rządzi.
W konfederacji, a jeszcze bardziej w takiej mamgmowatej strukturze jak UE (fałszywie zwana unią), decydują wpływy, parytety, nioficjalne spotkania premierów etc.
No wyobraź sobie, że gubernator Teksasu spotyka się nieoficjalnie z gubernatorem Florydy i Kaliforni, by decydować o kierunkach polityki USA. A federalne instytucje mogą najwyżej pozawijać te sreberka.
A tak to u nas wygląda.
Więc w konfederacji właśnie dupowaci politycy regionalni i niezbyt silna pozycja państwa jest większym balastem.
odys -- 17.10.2008 - 15:42