Znać i akceptować swoje ograniczenia? Żyć tak by na tę miłość do siebie zasłużyć? I czy trzeba zasłużyć? Jaka w takim razie jest granica między tym, że kocham siebie bezwarunkowo a tym, że nie daję sobie przyzwolenia na bycie człowiekiem niegodnym własnej miłości? I znowu, czy to jest możliwe i kiedy?
KOchać siebie samego to pozwolić się ukochać przez Boga i także innych. Kochać siebie to nie wydać siebie na pastwę Złego.
Miłośc siebie to ucieczka od zła a pogoń za dobrem.
Miłośc siebie to ukochani Dobra(dobra w znaczeniu Ewangelicznym – Jeden jest tylko Dobry).... a odrzucenie zła.
Jeśli siebie kocham w takis sposób to i Ciebie pokocham w taki a nie inny sposób zabiegając o DObro dla Ciebie a nie zło i nieszczęście.
Ja jestem przekonany, że człowiek musi najpierw nauczyć się kochać siebie. Być cierpliwy wobec siebie, gdy z czymś się nie udaje, być miłosiernym wobec siebie aby się nie katować popełnionymi jakimiś błędami w przeszłości ale udzialając sobie kredytu zaufania na przyszłość aby nie popełniać tego samego, być w stosunku do siebie wyrozumiały(nie stawiać sobie zbyt trudnych wyzwań i postanowień ale iść od małych rzeczy do większych).
Kochać siebie to nie zazdrościć, nie nienawidzieć, nie być pysznym… – to pracować nad sobą aby nie dać się zawłaszczyć tym uczuciom.
Jeśli powyższe wdrożę u siebie – to właśnie mnie uzdolni do kochania bliźniego.
No bo co z tego, że będę pomagał innym, modlił się, robił wspaniałe i godne podziwu rzeczy skoro zatrzymam sobie dla siebie pychę.... ?
Niby czynię rzeczy wielkie ale jestem pyszny… – wszystko na nic, gdy będzie to egozim i karierowiczostwo – faryzeizm.
Kochać siebie do przyjąć Miłosierną Rękę Boga i trzymać się jej MOCNO!
Gretchen
Znać i akceptować swoje ograniczenia? Żyć tak by na tę miłość do siebie zasłużyć? I czy trzeba zasłużyć? Jaka w takim razie jest granica między tym, że kocham siebie bezwarunkowo a tym, że nie daję sobie przyzwolenia na bycie człowiekiem niegodnym własnej miłości? I znowu, czy to jest możliwe i kiedy?
KOchać siebie samego to pozwolić się ukochać przez Boga i także innych. Kochać siebie to nie wydać siebie na pastwę Złego.
Miłośc siebie to ucieczka od zła a pogoń za dobrem.
Miłośc siebie to ukochani Dobra(dobra w znaczeniu Ewangelicznym – Jeden jest tylko Dobry).... a odrzucenie zła.
Jeśli siebie kocham w takis sposób to i Ciebie pokocham w taki a nie inny sposób zabiegając o DObro dla Ciebie a nie zło i nieszczęście.
Ja jestem przekonany, że człowiek musi najpierw nauczyć się kochać siebie. Być cierpliwy wobec siebie, gdy z czymś się nie udaje, być miłosiernym wobec siebie aby się nie katować popełnionymi jakimiś błędami w przeszłości ale udzialając sobie kredytu zaufania na przyszłość aby nie popełniać tego samego, być w stosunku do siebie wyrozumiały(nie stawiać sobie zbyt trudnych wyzwań i postanowień ale iść od małych rzeczy do większych).
Kochać siebie to nie zazdrościć, nie nienawidzieć, nie być pysznym… – to pracować nad sobą aby nie dać się zawłaszczyć tym uczuciom.
Jeśli powyższe wdrożę u siebie – to właśnie mnie uzdolni do kochania bliźniego.
No bo co z tego, że będę pomagał innym, modlił się, robił wspaniałe i godne podziwu rzeczy skoro zatrzymam sobie dla siebie pychę.... ?
Niby czynię rzeczy wielkie ale jestem pyszny… – wszystko na nic, gdy będzie to egozim i karierowiczostwo – faryzeizm.
Kochać siebie do przyjąć Miłosierną Rękę Boga i trzymać się jej MOCNO!
poldek34 -- 05.03.2008 - 12:33