Benedykt XVI odkrywa Internet


 

Papież Benedykt XVI napisał list do kościelnych dostojników, w którym przyznaje się do “błędu”. Papież wyjaśnia, że decyzja cofnięcia ekskomuniki niesławnego biskupa negującego Holocaust oparta była na błędnych przeskłankach. Nie byłby jednak sobą, gdyby równocześnie nie zganił nazbyt jego zdaniem ostrej krytyki wymierzonej w tę nieprzemyślaną w jego własnej opinii decyzję. „Zasmucił mnie fakt, że nawet katolicy – którzy powinni mieć lepsze rozeznanie w sytuacji – uważali, że muszą mnie z całą wrogością zaatakować. Dokładnie z tej przyczyny tym bardziej dziękuje naszym żydowskim przyjaciołom, którzy szybko pomogli wyjaśnić nieporozumienie i przywrócić atmosferę przyjaźni i zaufania, która – tak jak w czasach papieża Jana Pawła II – istniała w czasach mojego pontyfikatu i, dziękujmy Bogu, istnieje nadal”.

List tłumaczy, że decycje podjęto ignorując jedno z najpotężniejszych obecnie mediów, a mianowicie Internet. Chociaż informację o dyrdymałach wygadywanych przez biskupa Williamsona były łatwo dostępne w cyberprzestrzeni, nikt z odpowiedzialnych za decyzję nie raczył po nie ponoć sięgnąć. “Powiedziano mi – pisze Benedykt XVI – że wzięcie pod uwagę informacji dostępnej w Internecie, umożliwiłoby wczesne dostrzeżenie problemu. Nauczyłem się, że w przyszłości Watykan powinien przykładać większą wagę do internetowego źródła informacji”.

Wypowiedź zadziwiająca w swej naiwności. Trudno uwierzyć, aby w dzisiejszych czasach nie korzystać przy zbieraniu informacji z Internetu. Są dwa wyjścia: albo Kościół Katolicki to jakaś zmurszała i skostniała instytucja wymagająca wstrząsów, publicznego skandalu, aby dostrzec, że świat się zmienia, powstają np. nowe technologie informacyjne. Albo wyjaśnienie jest wymyślonym ad hoc tłumaczeniem się z decycji, którą podjęto z całą świadomością z kogo zdejmowana jest ekskomunika (bo ważniejsze niż jakiś Holocaust jest zachowanie jedności). Protesty zaskoczyły Kościół i wymyślono pośpiesznie usprawiedliwienie. Oba przypadki nie świadczą dobrze o Kościele.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

To miłe, że

pan/i Zoon ma wnioski.
Nareszcie.


@zoon politikon

Dlaczego albo-albo?
Jedno i drugie!
Pozdrawiam


Może zacznie czytać tekstowisko?

“Nauczyłem się, że w przyszłości Watykan powinien przykładać większą wagę do internetowego źródła informacji


Hm, a ja lubię takie rozbrajające wypowiedzi:)

a poza tym tyle śmieci w internecie jest, że selekcji informacji trza ostrożnie dokonywać.
A Kościół widac ostrożny i na nowinki niepodatny jest.
I nie jest to jakoś bulwersujące, moim zdaniem.
W końcu instytucja która trwa 2 tysiące lat nie może się za bardzo zachwycać Internetem, który lat 50 nawet nie ma.
No.

pzdr


Grzesiu

Watykan ma oficjalną stronę internetową. To chyba ten Watykan wie, a w szczególności Papież, że coś takiego jak internet istnieje?

Jak myślisz?

Napisałam właśnie między innymi o tym u Pana Lorenzo.

Dla mnie to nie jest rozbrajająca wypowiedź. Dla mnie to jest wypowiedź wymijająca, udająca, polityczna.

Czy gdyby Papież zdziwił się, że ludzie mają elektryczność w domach, też uznałbyś to za wypowiedź rozbrajającą?

Widziałam stronę Watykanu w kilkanaście minut po śmierci Karola Wojtyły. Szybko zareagowali, co dla mnie oczywiste.

Internet jako nowinka dla Kościoła? Żartujesz, prawda?


cóż

dla Grzegorza notabene XVI wynalazki były dziełem szatana: nie zgadzał się na koleje (way of hell) i gazowe oświetlenie w państwie kościelnym, może niektórzy mają problem z Internetem. W końcu sieć to tylko piwko i pornole :)


Panie Zoonie (tak się odmienia?)

To ja tylko przypomnę, że jak donosiły gazety, jedną z pierwszych decyzji Radka Sikorskiego jako szefa MON jeszcze, było doprowadzenie internetu do jego gabinetu.
Nie sądzę, by ten resort był ostatnim, którego szef dostał komputer na biurko.

Zapewniam, że nie tylko Watykan ma kłopot z internetyzacją.


jeszcze

polska wieś


Hehe, polska wieś...

No to dodam w takim razie i to:

Oburzony z lekka wspomnianym niusem (o Sikorskim i jego komputeryzacji gabinetu szefa MON), podzieliłem się nim z odwiedzającym wówczas Polskę wujem mojej mamy. Człowiek ów miał jakiś związek ze stanowymi władzami w Quebecu, więc wiedział jak tam to wygląda.

I on się mocno zdziwił, czego się czepiam.
Minister nie musi mieć komputera i netu, dokumenty i tak podpisuje ręcznie, a od internetu to ma jakichś tam urzędników.
Tak twierdził.

OK, to było ze dwa lata temu, ale jednak — nie tylko polska wieś.

Po prostu — rządzący światem politycy są w wieku, w którym Tony’ego Blaira określa się “młody”.
Obama, naprawdę nieprzeciętnie młody, jest pierwszym prezydentem USA, który ma stały osobisty dostep do netu. I musiał się o swoje blackberry wykłócać ze specsłużbami.
A chłopak jest pięć lat młodszy od mojej mamy, która komputer umie najwyżej wyłączyć.

Papież jest ciut starszy.
Nie dziwmy się, że może nie śmiga po blogowiskach.
Że może nie docenia nowego medium.

Jasne, że Kościół za to zapłaci. Taki lajf.
Ale nie tylko on.

Ta rewolucja medialna przebiega za szybko dla wielu, naprawdę wielu ludzi.


Subskrybuj zawartość