Mit eurokracji

Wokół Unii Europejskiej narosło wiele nieporozumień, co po części spowodowane jest złożoną i mało przejrzystą budową tej organizacji. Nawet publicyści z pierwszych stron gazet i badacze mylą różne organizacje i instytucje: np. Radę Europy z Radą Europejską, Europejski Trybunał Sprawiedliwości z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, nie rozumieją jak wygląda proces decyzyjny w EU, nie zdają sobie sprawy z istnienia rozbudowanych policy networks albo pomijają milczeniem działalność wielu istotnych podmiotów w tym procesie: jak np. COREPER I czy COREPER II. Na poziomie tych ostatnich zapada (nieformalnie) około 70% decyzji). Jednak rzadko prasa poświęca uwagę temu komitetowi.

I tak panuje dość powszechne przekonanie, że Komisja Europejska jest to olbrzymi zespół ludzi, który rządzi Europą. W rzeczywistości jest ich jednak stosunkowo niewielu – jak na instytucje, która jest postrzegana jako rząd europejski (rzecz jasna takiej roli to ona nie pełni). W Komisji zatrudnionych było bowiem (przed rozszerzeniem) na początku lat 90. ok. 15 tys. ludzi, z czego tylko jedynie 4 tys. na stanowiskach związanych z podejmowaniem decyzji. Reszta to tłumacze lub naukowcy opracowujący raporty czy przeprowadzający badania na zlecenie Komisji. Pod koniec lat 90. liczba ludzi zatrudnionych w Komisji wzrosła do ok. 20. tys. Po ostatnim rozszerzeniu liczba ta wynosi ok. 25 tysiący. Dla porównania w polskiej administracji centralnej pracuje ok. 120 tys. ludzi.

Mówiąc inaczej, liczba urzędników zatrudnianych przez Komisję jest równa liczbie urzędników zatrudnionych w samorządzie dużego europejskiego miasta, np. Barcelony lub liczbie urzędników w średniej wielkości ministerstwie, np. w niemieckim ministerstwie kultury czy rolnictwa we Francji. Teza o rozrośniętym aparacie administracyjnym Komisji, która zaczyna przybierać postać jakiegoś superrządu europejskiego jest absurdalna. Powtórzę: argumenty wskazujące, że Unia przeobraża się w państwo odwołujące się do rosnącej liczby pracowników Komisji są nieprawdziwe. Komisja pod względem liczby urzędników nie przypomina w ogóle typowego rządu państwa westfalskiego. Komisja ma raczej za mało urzędników, co powoduje, że dużą rolę w podejmowaniu decyzji odgrywają różnego rodzaju grupy nacisku (dostarczają one na przykład ekspertyz, informacji, itd.), których działalność nie przyciąga tak dużej uwagi mediów, co tzw. eurokraci.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Mam wrażenie, że

usiłując pan, co nieco, wyjaśnić sam niewiele rozumiesz.
Miło mi, że odróżnia pan oba Trybunały.
Jasne, że 25 tys. urzędników to niewiele. Na taki kraj jak Polska np.
A na Łotwę też?

A może by pan napisał, jaki % w decyzjach krajowych mają ci urzędnicy, jak to się przekłada na dublowanie administracji w państwach członkowskich?
I czy to powoduje ich kurczenie się, czy przeciwpołoznie?
A może coś o budżecie, szczególnie o tej części jaka idzie na samoutrzymanie?
Ot choćby takiego parlamentu w Strasburgu i podróże służbowe różnych pajaców, z niego do Brukseli?

Przecież Pan jesteś logik i zegarmistrz.
To jak będzie?


?

“Jasne, że 25 tys. urzędników to niewiele. Na taki kraj jak Polska np.
A na Łotwę też?”

25 tys. (w tym 6 tys. podejmujących decyzje a reszta to tłumacze, itd.) to niewiele na Unię liczącą prawie 500 mln mieszkańców jeżeli patrzeć na Unię jako na super-państwo – czym oczywiście nie jest.

Budżet Unii też jest stosunkowo niewielki (patrząc na nią w kategoriach państwa). Niewiele większy niż budżet np. Północnej Nadrenii Westfalii. A około 30 razy mniejszy niż budżet federalny USA. “A może coś o budżecie, szczególnie o tej części jaka idzie na samoutrzymanie?”. Najwięcej 41% i 37% na rolnictwo i politykę spójności. Na administracje idzie 6% budżetu Unii.

Ok. 50% ustaw w krajach członkowskich, to reakcja na decyzje podjęte w wyniku negocjacji na poziomie europejskim – mają one zwykle postać dyrektyw a więc zostawiają pewną swobodę państwom członkowskim, które same muszą określić sposób implementacji, zdefiniować wyjątki, itd. Zresztą często te decyzje zmierzają jedynie do standaryzacji, tak aby wspólny rynek obejmujący teraz 27 państw mógł sprawnie funkcjonować.


o Unii slow kilka

moj ulubiony wykladowca (dr Krzysztof Szczerski) dosc pozytywnie wyrazal sie o Komisji, bardzo krytyczny byl natomiast wobec Parlamentu Europejskiego. bo to polityczna II liga (bywaja nauczyciele, rybacy, byli urzednicy itp.), a ciagle im malo kompetencji, natomiast marnie jest z efektywnoscia ich dzialan.

co do “podrozy pajacow ze Strassburga do Brukseli” – no, tu euro-deputowani nie winni, oni akurat z checia ograniczyliby sie do jednej, brukselskiej siedziby. zawinil osli upor Francji, ktora za pierona nie chce sie na to zgodzic (oficjalna przyczyna “Alzacja, symbol francusko-niemieckiego pojednania…”, nieoficjalna – kilka tysiecy miejsc pracy).

prywatnie – jedna euro-deputowana bardzo szanuje, a to Urszula Gacek z PO. nie ma w tej chwili wiekszego od niej znawcy relacji europejsko-gruzinskich. nie ma czlowieka, ktory robilby Polsce w Gruzji lepsza robote.


z komisarzami też bywało różnie

1999 komisja Santera podała się do dymisji – oskarżenia o korupcje. A co do PE, to po części wynikalo to z tego, że ta instytucja miała mała władzę – w zasadzie do traktatu z Maastricht – żadnej (tylko opinie), to pchała się tam tylko druga liga. Dopiero ten traktat wprowadził procedurę współdecyzji. Kolejne traktaty rozszerzały jej stosowanie. Trzeba też pamiętać, że europosłowie nie mają inicjatywy ustawodawczej – co też ogranicza ich działalność.


Subskrybuj zawartość