Słowo na sobotę, 27 grudnia 2014

Gdy byłem bardzo młody, bardzo lubiłem czytać i gadać z innymi, głównie o tym, co przeczytałem, albo co oni przeczytali. Lubiłem też słuchać muzyki, różnej muzyki — poważnej, tak na fortepian, kwartet smyczkowy, jak i na orkiestrę, ale też niepoważnej, bo elektronicznej, a nawet rockowej.

Z wiekiem jakoś mi to przeszło, po większości.

Możliwe, że czytałem nie to co trzeba, tudzież gadałem nie z kim trzeba. Lub za dużo. Albo może zwyczajnie wyrosłem z rzeczy młodości. Któż to może wiedzieć na pewno, kochany panie administratorze tego świata?

Faktem jest jednak, że zupełnie inne rzeczy mnie cieszą lub śmieszą lub martwią. Ale to chyba normalne? Skąd mam wiedzieć, zresztą, skoro starzeję się pierwszy raz w życiu. Chyba.

Tylko lubienie słuchania muzyki mi zupełnie nie przeszło, choć dość radykalnie zmalała liczba gatunków i wykonawców, których jestem w stanie słuchać z podziwem, wzruszeniem, lub choćby uwagą.

Ale ja nie o tym chciałem. Tak tylko zagaduję, by stworzyć kontekst i podtekst dla refleksji, która mnie dziś naszła, parę dni po przeczytaniu nowego tekstu dawnego przyjaciela. Co należy do rzadkości, z powodów chyba nieistotnych tutaj.

Nie chce mi się dzielić z nim zwykłą mądrością ludową, którą jako człowiek wykształcony, ma, więcej niż prawdopodobnie, w niepoważaniu, ani niczego mu tłumaczyć z polskiego na nasze, skoro sam, takiż stary byk jak i ja, sam z siebie tego nie zakumał do tej pory, a przynajmniej takie robi wrażenie. A jeśli tylko wrażenie, to tym bardziej mi się nie chce.

Dlatego piszę i wrzucam ten list-refleksję do butelki, tu, na blogów oceanie. Mniejsza.

Czy zauważyliście, że większość egzystencjalnych rozterek bierze się z poświęcania własnej osobie zbyt wiele uwagi — bezpośrednio, lub poprzez pozorne zainteresowanie innymi i światem w ogóle, podczas gdy własna osoba wszędzie się wciska jako konieczny kontekst, podtekst, a najlepiej centrum odniesienia?

Szczęścia i pokoju ducha nie znajdziesz patrząc w lustro. Znajdziesz je tylko w oczach innych — ludzi, a także twoich przyjaciół pozornie ‘mniejszych’. O ile ich wszystkich kochasz, oczywiście. Gdy Pismo uczy, że więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu, naprawdę wie co mówi.

Trza tylko słuchać sercem, a nie komputerem, a wszystko będzie dobrze.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Sergiusz

Uważnie przeczytałem, co – jak się potem okazało – mówią starsi. I nic akuratnego do głowy mi nie przychodzi…, do głowy. Może poza tym, że te całe blogi, to przecież obnażanie się w postaci czystej, czystej jak fartuch bufetowej. Zaprzeczenia nic nie dadzą. Bez tego nie ma nic, jak mawiał zuchwały i niezłomny Pan Kononowicz z Podlasia. Zatem czekam, kiedy dojdziemy do tego, że przeglądanie w ich źrenicach – też nie do rzeczy, a co najmniej, nomen omen, za mało. Co ja jednak ostatecznie mogę wiedzieć, prawda, jak mam poniekąd wykształcenie humanistyczne i pracuję zazwyczaj umysłowo. Zgodzę się też z Panem łatwo, że “to tym bardziej mi się nie chce”. Przyjmuję cały przekaz jednak ze smutkiem. I to nie pewnym smutkiem, ale takim jak obuchem między oczy, bezprzymiotnikowym. Puenta jest wprawdzie poprawna formalnie, bo osadzona w Piśmie, ale jednak niepokoi. Trafił Pan w świąteczny nastrój, jak mało kto! ;-)

Pozdrawiam Pana, Panie Sergiuszu, z niegasnącą sympatią!


Panie Referencie,

O kurczę! Starałem się najlżej jak tylko potrafię, ale skoro wyszło obuchem, to widać materiał źródłowy musiał być jeszcze cięższy, niż mi się pierwotnie zdawało. Ten tekst to tylko bardzo, bardzo delikatne muśnięcie w zestawieniu z tekstem, który wywołał u mnie refleksję, a w zasadzie najpierw pewne zniecierpliwienie w reakcji na przejmujące egzystencjalne ględzenie. Chyba musiałem to zniecierpliwienie z siebie zrzucić. Mam też nadzieję, że jest w miarę jasne, że nie ma w tym tekście ani słowa o mnie, ani moim lustrze :) To zwyczajnie echo tekstu, który mnie wkurwił, pardą! Nie miałem też intencji nikogo niepokoić, a jedynie chciałem wrzucić list w butelce do oceanu! Trochę się tłumaczę, beznadziejnie, ale to tylko dlatego, że sam już nie wiem, co właściwie napisałem, a co się ludziom przeczytało. Tak to jest ze słowem na sobotę — duch tchnie kędy chce!

A za miłe słowo dzięki i zapraszam ponownie.

Lepszego w Nowym Roku dla Pana i dla Pani Referentowej!


@Serg

“Czy zauważyliście, że większość egzystencjalnych rozterek bierze się z poświęcania własnej osobie zbyt wiele uwagi — bezpośrednio, lub poprzez pozorne zainteresowanie innymi i światem w ogóle, podczas gdy własna osoba wszędzie się wciska jako konieczny kontekst, podtekst, a najlepiej centrum odniesienia?”

Jakbym ja to wiedział te 7 lat temu, to by nie było tych pewnie 90% moich tekstów tu, ale pewniej mnie by było lepiej.
No ale teraz już od dawna nie ma (i nie będzie) dzielenia się swoimi deprechami i i analizowania samego siebie, jest za to życie, różne, ale do przodu.


Grzesiu,

No ale przecież wszystko w naszym życiu ma jakieś znaczenie, nawet jeśli wydaje się, z bliska lub z perspektywy, że nie bardzo. Znaczenie niekoniecznie dla nas samych, dodajmy!

Jedyny problem jest taki, że odkrycie tego znaczenia może nastąpić albo nigdy, albo w sporej odległości czasowej, więc tu łatwo o przeoczenie takiego połączenia i o pochopne wnioski o “bezsensie” tego czy owego w życiu. No i dodatkowo to połączenie sensów może nastąpić poza naszą wiedzą, bo skąd możemy wiedzieć jakie znaczenie mogło wystąpić, powiedzmy nieskromnie, po stronie czytelnika?

Ale jako się rzekło, z rozmyślania o tym nic szczególnie fajnego nie wynika, więc może lepiej po prostu żyć, mając nadzieję, że wszechświat zatroszczy się o te połączenia sensów itp dodatki?

Życie jest fajne!


Panie Sergiuszu!

Nie jestem pewny, o czyim tekście Pan pisze, niemniej jeśli się dobrze domyślam, to tym bardziej nie rozumiem Pańskiego zdenerwowania.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Panie Jerzy,

A co tu do rozumienia, poza samym tekstem?

Jakoś nie wydaje mi się, by miał Pan jak się domyślać, o czyj tekst chodziło, no naprawdę, zero szans.

Zresztą, jest to bez znaczenia dla meritum, co zaznaczyłem w swoim tekście.

Nadto, ja się nie zdenerwowałem, całkiem przeciwnie, zupełnie się nie zdenerwowawszy, zniecierpliwiłem się, a następnie zwyczajnie wkurwiłem dopiero co przeczytanym ględzeniem, niby do ludzi, a tak naprawdę, do lustra. Dzięki temu napisałem teksta powyżej. Dzięki czemu nawet owoż wkurwienie mi natychmiast przeszło.

Sam Pan widzi, ja prosty człowiek jestem i sprawy u mnie idą prosto, niczym drut, prawda.

Ukłony.


Panie Sergiuszu!

Jak to jest proste, to ja jestem cesarzem chińskim!

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Subskrybuj zawartość