Avatar [niekoniecznie recenzja]


 

Wesołe te Święta? – zagadnęłam Baśkę radośnie i przyjaźnie posiłkując się krótką wiadomością tekstową, co zaowocowało wspólną wyprawą do kina.
Na Avatar żeśmy sobie, a co. Baśka chciała bardzo, no to niech jej będzie.
Miało nie być biletów, ale były.
Dostałyśmy okularki, żeby lepiej, bardziej w trzech niż dwóch wymiarach, widzieć. Rozsiadłyśmy się z ogromnym popkornem, takąż samą kolą koka, był to bowiem zestaw z plakatem .
Plakat wielkodusznie ofiarowałam synowi Baśki, który wczoraj na wzmiankowany film się nie dostał. Z nami nie chciał pójść, bo młodzież teraz jakaś taka rozpasana i samodzielna, więc w nagrodę dostał plakat. Za to ja, ten gigantyczny popkorn. Koka mniej mnie uradowała, ale jak już wszystkich w kinie rozsierdzisz chrupaniem, to czas zacząć udawać, że to nie ty.

Pierwszym wiekopomnym odkryciem dla nas było to, że reklamy przed filmem też są w 3D co, ku memu zaskoczeniu, tłumaczy się wbrew przyjętemu zwyczajowi, jako trójwymiar. Dziwne.
Drugim zaskoczeniem było jak ten trójwymiar działa w praktyce. Mili Państwo! Działa jak złoto.
Cieszyłyśmy się z tego powodu zupełnie jak dzieci, co nieobecność młodzieży czyniło całkiem na miejscu. Po co dawać takie powody do nabijania się z matki rodzicielki, o sobie nie wspomnę. Ostatnio i tak dostarczyłyśmy Michałowi dość obszernego materiału w tym zakresie, ale o tym zmilczę.

Przed nami siedział pan z rodziną, a obok niego była ściana, która posłużyła nam za stolik, a panu z rodziną, za szatnię.
Baśce przeszkadzał leżący płaszcz i mówi do mnie szeptem, że mógłby go zdjąć. No mógłby, bo nie da się rozsiąść na całego.

- Może poprosić, żeby zdjął? – szepcze do mnie Baśka.

- No, można – odpowiadam.

- _Powiesz panu?- ona na to, a mnie się przypomniał trening asertywności i strategia radzenia sobie w takich sytuacjach, o ile pan nie zechce płaszcza zdjąć. Ścieżka moich skojarzeń wprowadziła mnie w lekki dygot.
Święta, kino, 3D, plakat, a ja odtwarzam.
Bez sensu.
Pan jednak bez zbędnych ceregieli zabrał okrycie na moją prośbę, więc nie musiałam przypominać sobie dokładniej.

Światło przygasa delikatnie. Uwielbiam ten moment. Jedziemy.

Bardzo ładną bajką jest ten Avatar i jak to w bajce, niektóre sprawy są uproszczone, a niektóre skomplikowane, ale na koniec się okazuje, że jednak proste.

Ziemianie zbudowali bazę naukowo – biznesowo – militarną na planecie, którą nazwali Pandora, a którą zamieszkują Na’vi.Trzy powody zamieszkania ludzi na tej planecie będą się ze sobą łączyć i rozdzielać.
Dobrzy naukowcy, którzy starają się wniknąć w świat naturalnych mieszkańców, źli i chciwi biznesmeni zechcą ograbić planetę przy pomocy siły w postaci oddziałów spec wojaków.
Linię konfliktu już widać, nieprawdaż.

Na’vi są więksi od ludzi, bardziej niebiescy, a mimo to, wydają się ludźmi w stopniu nieco wyższym niż ludzie, przy odpowiednim rozumienia słowa człowiek.

Główny bohater zostaje wciągnięty w ten świat wbrew wszelkim swoim oczekiwaniom, z powodu śmierci swojego brata bliźniaka, zamordowanego na tle rabunkowym gdzieś tam w naszym świecie, na jednej z jego ciemnych uliczek.
Były marine, ranny w walce traci władzę w nogach i jeździ na wózku.
Nie to co brat, który choć zamordowany, to przynajmniej miał doktorat i w ogóle wiedział o co w całym tym programie chodzi. A chodzi o to, że naukowcy (oczywiście amerykańscy) stworzyli istoty, które wyglądają jak Na’vi, lecz ich DNA jest kombinacją z DNA człowieka. Konkretnego.
Dlatego właśnie tylko Jake mógł zastąpić brata i choć mają go za półgłówka, jest im potrzebny, bo awatar już istnieje i podlega osuszaniu.
Zamykają Jake’a i jeszcze jedną panią w specjalnych kapsułach, dzięki którym łączą się każdy ze swoim z awatarem, który ożywa i może brykać.

W tym miejscu zaczyna się wielka przygoda, bo avatar Jake’a bryknie, że trudno się będzie pozbierać. Nie bez kłopotu, ale w końcu zostanie zaproszony do świata nieufnych Na’vi. Będą go uczyć o sprawach, które dla każdego kiedyś były oczywiste nawet na naszej planecie, choć od jakiegoś czasu oczywiste już nie są.
W szczególności będzie go uczyć jedna taka… Neytiri, ma na imię.
Jake musi pokonać kolejne stopnie wtajemniczenia, żeby stać się jednym z nich.

Bez specjalnej przenikliwości umysłu, można się domyślić, że pojawią się trudności, konflikt interesów i napięcie będzie rosło, a dobro zacznie odwieczną walkę ze złem.
Nie ma bajki bez miłości, więc miłość też się pojawi.
Ta Neytiri…

Piękno tego filmu i jego istota zawiera się w tym jak Cameron, wzbijając się bardzo wysoko, pokazał zupełnie inny świat, w którym rośliny i zwierzęta nie bardzo przypominają te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Kolory i szczegóły zwalają z nóg mimo, że w kinie się przecież siedzi i to nawet dość wygodnie. Dzięki trzem de to wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Przeżycie nieporównywalne do, przynajmniej moich, dotychczasowych wędrówek kinowych.

Co jakiś czas Jake musi jednak wyjść z kapsuły, choćby po to, żeby coś zjeść. W miarę upływu czasu (film trwa dwie i pół godziny) miałam ochotę go poganiać z tym jedzeniem, ale szczęśliwie jego też gnało z powrotem. Przebywanie u Na’vi to ogromna przyjemność i niezwykłe wrażenia estetyczne, aż nie chce się wracać.
Nawet, jakby kogoś raziły takie czy inne odniesienia i uproszczenia, to niech się wypcha, a potem wypchany idzie zobaczyć.

Więcej nie zdradzę.

Pojawienie się napisów końcowych, mocno mnie i Baśkę rozczarowało, bo szkoda nam wracać z tej pięknej planety. Oddałyśmy grzecznie okularki, bo jeszcze przed filmem straszny głos z ekranu nas poinformował, że tak należy gdyż jest to sprzęt wysoko precyzyjny wbrew pozorom (tak mówili).

Jedziemy sobie przez Warszawkę, jakoś szaro, żadnym smoczydeł, niebieskich z ogonami też nie widać. Towarzyszą nam własne westchnięcia i plakat.

- Myślisz, że nam się przyśni to latanie? – zagaja Baśka, w końcu ileż można wzdychać.

- Chciałabym… Fajnie by było… – odpowiadam w zamyśleniu.

- Kurcze, Baśka, że myśmy na to nie wpadły! Przecież to taki prosty pomysł! – ożywiam się nagle

- Musiałabyś mieć jeszcze trochę dolarów… – patrzcie ją jaka rzeczowa, a dopiero chciała latać.

- No to nie mam, cholera. W każdym razie póki co, nie mam. Zresztą pomysł już spalony. – mój entuzjazm wyraźnie przygasa.

Powzdychałyśmy jeszcze trochę, ale właśnie wyłonił się kościół na Placu, co nieuchronnie oznaczało, że wysiadam. I wysiadłam.

Pół godziny później dzwoni Baśka i przejęta czyta mi recenzję z Rzepy.

- Co? Baśka, co to jest za bełkot?

- No recenzja filmu, z Rzepy. W ich stylu taka.

- A oni widzieli ten film, czy tak sobie ogólnie snują refleksje?

- Nie wiem, ale może i widzieli.

- To wiesz co ci powiem. Oni widzieli inny film. – mówię głosem stanowczym

- No właśnie. Tak ustalmy. – rezolutnie odpowiada ona.

- To dobranoc i miłego latania, Basiu.

- Dobranoc, i wzajemnie.

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

Czyli co, warto?

Bo ja czytałem gdzieś na blogu u kogoś, że nuda w sumie.

W sumie to ja takich filmów nie oglądam zazwyczaj, ale człek kilka miesięcy w kinie nie był, znaczy w październiku na “Rewersie” byłem, to trza by się na cokolwiek wybrać.


Warto

To mówię ja, która też takich filmów zazwyczaj nie oglądam.
Pino właśnie wylazła z kina, to może też się później wypowie.

Świat Na’vi jest bezwzględnie wart odwiedzenia.


Panie Grzesiu

przecież widać, że to o Indianach było więc nie warto.
Baby to zaraz chcą o miłości a o strzelaniu to całkiem nie.

No i o Indianach kiedyś lepsze obrazki kręcili.


Igła

A gdzieś Ty widział niebieskich Indian, i do tego z ogonami?

To jest raczej napierw o strzelaniu , a dopiero potem o miłości.

Phi!


Amerykańce umieją tylko

westerny kręcić.
A jak kręcą co innego to i tak im tylko western wychodzi.
No czasem tylko jakiś pacan w nim stepuje.


Nie znoszę westernów

brrr…

Nie wyrzekaj Igła, bo to ładne cacko ten film. O!


Jak można nie lubić westernów,

a fe, wstydź się:)

jeszcze powiesz pewnie, ż ehorrorów też nie lubisz?

:)


Można, można

Horrorów nie oglądam, bo potem się boję. Niestety mówię poważnie.

Bardziej lubię horrory. Tak powiem.

:)


Moją faworytką jest Grace

Damn, people! Where’s my cigarette? :D


Wiedziałam, Pino.

Przy tym tekście naturalnie pomyślałam o Tobie. :)

Ale chciałem być wojownikiem pokoju, czas się obudzić też jest mocne.


Jakiś potwór mnie zabił,

właśnie się leczę w Szpitalu św. Marii i muszę zapłacić 2$ żeby odzyskać mózg.

O, a teraz jestem uziemiona przez dwa bardzo potężne potwory…


Magia i miecz?

Czy coś mocniejszego? :))


Horror coś tam

Ja (z irytacją): Czy możecie zabić te pieprzone potwory, które siedzą w Uptown?

Natalia: To nie takie proste, ja mam jeden mózg!

pozdrowienia ze szpitala św. Marii…


Yhmmmm...

Nie… no dobrze… rozumiem…

Pozdrowienia z Placu. :)


Udało mi się ogarnąć trochę

i coś zajebać Mieczem Chwały, ale później dla odmiany trafiłam do psychiatryka.

hi hi


Naturalna konsekwencja

w dzisiejszym świecie, który nie rozumie, że czasem po prostu trzeba coś tym Mieczem Chwały… no… :)


No to koniec.

Zagubiłam się w Czasie i Przestrzeni, szybko mnie nie znajdą.

Może pójdę na papierosa w związku z tym?


Czemu nie

Poza czasem i przestrzenią to może być ciekawe doświadczenie.


Na Powiślu, znaczy.

W tym czasie oni zdążyli wygrać i Przedwieczny nie pojawił się w Arnkham.

Horror w Arnkham to się nazywało, oparte na Lovercrafcie.


To bardzo pięknie

Avatar przy tym to pikuś. :)

Chciałabyś mieć takiego awatara btw? Bo ja bym chciała.


Tak, pod warunkiem, że byłby facetem :P

W ogóle to Cię przepraszam za bełtanie w dyskusji erpegami, jutro się wypowiem bardziej merytorycznie.


Ciekawy pomysł

Nic nie bełtasz, tam mi przyszło do głowy. Jutro też jest dzień, przynajmniej tak twierdzi Poldek.

Nie, facetem to ja chyba nie… Chociaż może tą drogą dałoby się pojąć kolejną zagadkę wszechświata, w tym może nie tylko jedną. :)

Muszę to dokładniej przemyśleć.


Faceci mają więcej fanu,

łatwiejsze życie i przynajmniej nikt by nie uważał, że zachowuję się niestosownie czy tam nieadekwatnie. :P


Wracając do filmu,

że nuda wyczytałem tu:

http://maia14.salon24.pl/

Zalinkowałem cię tam, by ktoś przecyztał i inną wersję:)


Grzesiu

Dzięki, za zalinkowanie.


Stopczyku

Uzasadnij swój sąd, proszę.


Avatar

Nie widziałem jeszcze filmu, z pewnością się wbiorę gdyż a) Neytiri bardzo przypadła mi do gustu nawet niebieska i z ogonem. b)Zafascynował mnie świat wykreowany przez Camerona c) Lubie profesjonalną robotę.
Facet od a do z wymysla uniwersum jakie nie istnieje i proszę oglądamy i jest to prawdziwe jak diabli.
Oglądałem sobie te urywki z latającymi skałami, zielenią i pomyslałem że już zawsze tęsknic bedziemy za rajem utraconym. Tym bardziej że raje będą niedługo reglamentowane dla turystów bogatszych o ile wcześniej nie zatoną pod wodą lub zwałami plastiku. “Korporacje i politycy” no prosze to nic się nie zmieniło od dziś...chm.


Ernestto

Świat wymyślony jest dość szczegółowo, nawet język mają swój, nie podobny do żadnego.
I ten świat jest piękny.

Przy Twoich założeniach nie powinieneś się rozczarować.

Że kobieta jest niebieska i ma ogon? Są większe wady.

Pozdrowienia i daj znać jak obejrzysz.


>Gre

nudny
efekciarski
płytki

obejrzałem to zaraz po “I’m not there”, który powalił mnie na podłogę... może to dlatego?

=moje nudne i banalne foty=


Chm...

“Widziałem Im not There” świetny, ale ona jest niebieska i ma do tego ogon !
Jakie “wady”? Gretchen ? ; )


;)


Stopczyku

Maruda.

:)


Ernestto

Chodziło mi o to, że kobiety miewają większe wady niż niebieski kolor i ogon, ale właściwie masz rację – co to za wady?

Wredny charakter, to jest wada.

Ta Neytiri trochę jest złośliwa. Ekhm…


Pino

Dzięki.


>Gre

jedna z genialniejszych scen w “I’m Not There” ...

=moje nudne i banalne foty=


Stopczyku

Ładne. Może obejrzę, mam sporo czasu jak się okazało.

Te filmy są raczej nieporównywalne. Tak czy inaczej dzięki za obrazek.


"mam sporo czasu"

to dobrze bo film trwa dwie i pół :P

ale warto. to jest taka symboliczna biografia Boba Dylana. niezwykły pełen tropów i symboli film. jak cała twórczość Zimmermana zresztą :)

=moje nudne i banalne foty=


To dobrze,

bo ja mam więcej czasu.

Poczytałam sobie o tym filmie. Brzmi zachęcająco.


jest fantastyczny

muszę go puścić z rzutnika na dużym ekranie ;) kupię sobie piwo, orzeszki i będzie seans dla jednego widza :)

=moje nudne i banalne foty=


Też bym tak zrobiła

ale nie mam rzutnika, dużego ekranu, piwa i orzeszków.

Szszsz…


piwo i orzeszki to nie problem

a rzutnik i ekran sobie pożyczę :) ... albo po prostu zrobię seans w pracy … to już wtedy bez piwa … :)

=moje nudne i banalne foty=


w pracy?

Iiii tam.

Wersja z wypożyczeniem sprzętu jest zdecydowanie bardziej przekonująca. I wolnościowa. :)

U mnie w pracy ani rzutnika, ani ekranu, ani orzeszków, ani piwa ma się rozumieć. Czyli właściwie tak, jak poza pracą. Po co ja brałam ten urlop?


O Boże, następni,

ledwie naczytałem się absurdalnych komentów u jareckiego, przyszedłem tu, że poważniej niby i dyskusja jaka.

A tu panie, orzeszki i piwo.
Może jeszcze miód i lipa?

A ja teksty polecam, linkuję:), a tu taka degrengolada się odbywa.

Boże, ja to dziś mam dziwny dzień.

Najpierw dostałem zaproszenie niespodziewane na Sylwestra.

Później poflirtowałem z przyszłą zakonnicą:) (znaczy ona tak twierdziła kiedyś)

Na końcu zaś nie poznałem po głosie ważnej osoby w sumie dla mnie:(

Kurde, jednym słowem kobiety sa straszne.

jeszcze jak to która przeczyta…


Aaaa jeszcze zapomniałem,

że uknulismy z Pino plan 3 w 1: ślub, podróż po USA i rozwód:)

Tylko sponsora szukamy:)


Grzesiu

Nie prowokuj mnie tekstami o kobietach, bo ja jestem na granicy wytrzymałości jeśli idzie o mężczyzn.
Wolałabym tego nie rozwijać, więc mnie nie prowokuj, bo jak walnę z grubej rury, to ino dym pójdzie.

Przy orzeszkach i piwie dobrze się dyskusje prowadzi. Jaka degrengolada?
Salony i inne kluby wzajemnej adoracji (KWA) są passe w tym sezonie.


Avatar

Film śliczny wizualnie!. Historia jest bardzo prosta ale w tym przypadku to nie przeszkadza. Ten film to trochę manifest bardzo emocjonalny. Ktoś sarkastycznie opisał to jako hollywoodzkie pomiaukiwanie, my za sto lat nie stworzymy takiego świata na ekranie do tego potrzebne są nie tylko pieniądze ale i nieskrępowana wyobraźnia. Bardzo lubię takie filmy sf. Obejrzałem ich bardzo wiele,a czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Sztuką jest opowiadać starą historię na nowo.
No i te oczy uszy i ogon,! ech…Neytiri… Napisze coś o tym filmie wkrótce…


Subskrybuj zawartość