Sto pięćdziesiąt pięć dowodów dotyku Mocy


 

Dziwne… Im dłużej o tym myślę, tym bardziej niewiarygodne mi się wydaje.
Im więcej słucham co o tym mówią różni ludzie w Polsce, mam na myśli tych ludzi w mediach, a żeby uszczegółowić bardziej jeszcze – tych, których słyszałam we własnym telewizorze, tym bardziej jestem zdziwiona.
Tak się tworzy jakiś rodzaj pętli polegającej na tym, że jak z jakiejś strony zaczęłam się dziwić to już tylko dziwię się bardziej, w dodatku z różnych powodów.

Chelsey Sullenberger uratował życie stu pięćdziesięciu pięciu osób, ot tak wziął i wylądował na rzece Hudson. Bez silników lądował. Nie lądował szybowcem, bo kto to widział szybowiec na sto pięćdziesiąt pięć osób? Lądował Airbusem A 320.

W jednym programie usłyszałam takie ha ha he he, że pewnie już Amerykanie drukują koszulki z twarzą pilota, bo to takie jest he he ha ha zabawne nadwyraz jacy ci jankesi są durni i odpustowi.

W kolejnym programie zasiadł pan Czempiński z panem Niemczyckim, jako eksperci od latania, piloci z doświadczeniem więc osoby wiarygodne do oceny sytuacji. Dziennikarka pyta czy to cud, czy jednak umiejętności pilota.Pytanie jest głupio zadane, jak każde pytanie ograniczające możliwość wyboru odpowiedzi, ale pomińmy to.

Panowie mówią, że umiejętności pilota lecz następnie zaczynają rozwijać myśl swą lotną.
Okazuje się, że co prawda umiejętności pilota, ale to kwestia pory dnia, bo jakby to było parę godzin później i byłoby ciemno to już mogłoby się nie udać, że w ogóle jakby zaistniały inne warunki to też mogłoby się nie udać, i że takich manewrów to się każdy adept sztuki uczy na szkoleniach. Co prawda uczy się na jednym wyłączonym silniku, ale się uczy w tym symulatorze. Tak mówili.
Miny mieli przy tym jakieś takie dziwne. Może siebie wzajemnie nie lubią, nie wiem.

Pozwoliłam swoim myślom, nie aż tak przecież lotnym, rozwijać się i wyobraziłam sobie, że ten pilot jest Polakiem i rzecz cała wydarzyła się w naszym kraju nad Wisłą. Oczywiście żadnych koszulek z podobizną. W życiu. Prawdopodobnie niebawem ktoś wpadłby na pomysł, żeby sprawdzić przeszłość tego pilota. Czy on aby zasługuje na miano bohatera? Czy nie czai się w jego życiu jakiś śmierdzący epizod? Czy ma porządne korzenie, czy nie zdradził żony, czy płaci alimenty, czy jest wierzący, czy… No i tak dalej.
Wyobraziłam sobie kilku blogerów piszących na ten temat. Ojoj.

Mój telewizor zaczął mówić o tym, że nikt nie słucha instrukcji stewardess na okoliczność awarii, o przeglądaniu obrazków umieszczonych w kieszeni poprzedzającego fotela nie wspominajmy nawet.
Jeden pan dziennikarz założył na siebie kamizelkę ratunkową, która jest zazwyczaj umieszczona pod fotelem pasażera i odkrył tam taką lampkę. Lampka jest na wypadek wodowania i zaczyna świecić kiedy nastąpi kontakt zakamizelkowanego z wodą. By się upewnić czy tak jest w istocie, młody człowiek wkłada specjalną końcówkę do szklanki z wodą. Jest! Jest światełko! Świeci się!
Zdumiewające prawda? Że tak nie dla picu to zrobili tylko naprawdę działa. Niesamowite.

Przestałam słuchać. Miałam dość. Może to organizm osłabiony odmówił.

Nie znoszę pleplania, nie raz już o tym mówiłam.

By przekierować swój tok myślenia i odsunąć narzucane mi obrazy, wyobraziłam sobie, że to ja siedzę w studio, i mnie ta dziennikarka pyta co sądzę. Dość abstrakcyjny obrazek, ale na tamtą chwilę wydał mi się mniej idiotyczny od tego co słyszałam.

Dz: Gretchen, co sądzisz o tym co wydarzyło się w Nowym Jorku?

G: Sądzę, że to był cud. Coś, co nie miało miejsca nigdy wcześniej. Coś, co jest prawdopodobne w symulatorze lotów, ale jest zdecydowanie mniej prawdopodobne w życiu. Nikomu, nawet jednej osobie nic się nie stało. Nic. Wszyscy wyszli bez szwanku. Wszyscy żyją.
Nie widzę innej interpretacji jak tylko to, że Ci z Góry postanowili włączyć się bardziej aktywnie niż zwykle, w akurat tę historię.

Dz: To znaczy, że umiejętności pilota nie miały tu żadnego znaczenia?

G: Proszę nie zadawać głupich pytań, proszę pani. Oczywiście, że miały ogromne znaczenie. Przecież Ci z Góry nie przejęli sterów prawda? Nie ogłuszyli pilota, by im nie przeszkadzał. Ten człowiek zwyczajnie współpracował z Nimi na najwyższym poziomie profesjonalizmu z jednej strony, ale z drugiej okazał się odpowiedzialnym człowiekiem.

Dz: Co masz na myśli Gretchen?

G: Co mam na myśli? Mam na myśli, że to wymaga bycia twardym jak stal w takiej sytuacji, opanowania normalnej i ludzkiej paniki, precyzyjnego myślenia, umiejętności podejmowania decyzji, na którą ma się kilka sekund.
Charakteru. Zasad. Skupienia. Precyzji działania.
I klasy, wielkiej klasy.
Nie wyrwał się jako pierwszy, ani jako drugi, ani nawet jako sto pięćdziesiąty czwarty z pokładu tonącego samolotu. Zanim wyszedł jeszcze sprawdził, podobno dwukrotnie, czy nikt nie został gdzieś wciśnięty z przerażenia pomiędzy fotele. Czy nikt nie siedzi sparaliżowany strachem w toalecie.

Dziennikarka szczęśliwie odpłynęła z tego obrazka w dal siną.

Odpłynął pilot, a nawet Ci z Góry.

Sto piędziesiąt pięć osób z nowym życiem, z możliwością oglądania tego czego mogliby już nie zobaczyć.

Tyleż samo rodzin, które cudem będą mogły nadal się sobą cieszyć, kłocić, jeść razem kolację.

Ileś dzieci, które będą miały szansę się urodzić.

Ileś wnuków, które będą nieprzytomnie rozpieszczane.

Ileś przyjaźni, które są lub będą.

Niech ktoś powie, że to nie jest Cud. No niech ktoś powie.

Chelsey Sullenberger:

z6167037X.jpg

Zdjęcia Tych z Góry nie mam. Jak dotąd.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

To jet wysoka technika pilotażu

Poczucie odpowiedzialności.
Czyli rzemiosło.

Kiedyś obecne także w Szkole Orląt w Dęblinie.
Czy teraz, nie wiem?

Marnowany jest dorobek wielu pokoleń.


Panie Igło,

było takie pojęcie, o ile wiem, jak Polnischwetter – pogoda, w którą tylko Polacy siadają za sterami. Żeleński o tym pisał.

“Fruwajcie, moi drodzy, fruwajcie!”

pozdrawiam


Panie Igło Szanowny

Ja też nie wiem, ale można mieć nadzieję. Chyba.

Polscy piloci wciąż uchodzą za jednych z najlepszych na świecie, więc może jeszcze będą z tego ludzie .

Mówię Panu, że ja bym sobie tę koszulkę z twarzą Sullenbergera sama wydrukowała.Właśnie za to o czym Pan pisze.


Pino

Było coś takiego, faktycznie.

Jeszcze w czasach jak lotnisko było na Polach Mokotowskich :)


Oglądałem ten wypadek

od pierwszych momentów pojawienia się na portalach agencyjnych.
Wszyscy bez wyjątku (CNN, BBC, FOX, AFP) pisali, że “Airbus A320 wpadł do rzeki Hudson”.
Żadnemu z dziennikarzy nawet do głowy nie przyszło, że mogło być to celowe wodowanie.

I do tego perfekcyjne.


Jeszcze coś było

że jeden minister (Malinowski? nie pamiętam, Reflektorem w mrok czytałam wiele lat temu) zginął dlatego, że… był ministrem.

Pilot uparł się wykonać jakiś ryzykowny manewr we mgle, bo wiózł pasażera ważnego. Normalnie by lądował bez nikakich.

A z historii najnowszej to Mirosławiec się kłania. Ech…

pozdrawiam


Panie Merlot

Nie mogło im to przyjść do głowy raczej. Zwłaszcza tam.

To było tak blisko Manhattanu…


Pino

No to pomyśl jak bardzo opanowany był ten Sullenberger…


Pani Gretchen

Piękny tekst.
Sto pięćdziesiąt pięć dowodów dotyku Mocy:)))
Chapeau bas!


Pani Agawo

Bardzo Pani dziękuję. Wzruszył mnie ten komentarz…

Bardzo się cieszę, że Pani zajrzała i tutaj :)))

Oczywiście i niezmiennie pozdrawiam.


Gretchen

Za sam text wielkie ukłony.

Odnośnie grzebania pilotowi w życiorysie. Myślę, że zahasałaś. Jest praktycznie tylko jedna okoliczność, w której do takich “akcji” mogłoby dojść. Wtedy, gdyby nie tylko podjęto próbe politycznego zdyskontowania (bo idę o zakład, że by podjęto), ale i przejęto niejako na wlasność i uwikłano w wypowiedzi związane z bieżącym konfliktem politycznym. Niezaleznie od tego, po której ze strony by się facet finalnie znalazł. Wbrew pozorom na zaistnienie aż takiej sytuacji szanse nie są wielkie.
W kazdej innej sytuacji, czyli wtedy, gdyby nie zabierał głosu prezentującego stanowisko polityczne, byłby tylko i wyłacznie bohaterem.
Pewnie krótko. Zresztą, w Ameryce tez nie będzie zbyt długo “brylował”. Chyba, że sam spróbuje zdyskontowac ten fakt w jakis sposób.


Artur

:)

Trochę zaszalałam, wiem. To przez Czempińskiego i Niemczyckiego, którzy tym swoim marudzeniem mnie lekko wyprowadzili i wyobraziłam sobie co mogłoby być.

Chodziło mi też o to, że u nas mało jest spraw jednoznacznie określonych i nazwanych. Tak czy inaczej znajdzie się ktoś kto spróbuje umniejszyć, podważyć, pomarudzić, że o innej porze, że w innych warunkach. A dla mnie to jest sytuacja, w której trza łeb przed gościem pochylić.

Ten tekst miał być pochyleniem łba przeze mnie.

Przed Tymi z Góry i przed pilotem.

Tak z innej strony. Widziałeś Fearless Petera Weir’a?
To staroć już z 1993 roku, ale wart obejrzenia. I na temat.


Gretchen

no trzeba i to bez gadania.
Jak facet nie jest kiep, to nie będzie gadał glupot i będzie tak można z pochyloną glową wytrzymac. Gorzej, jakby sie okazał kims na miare Dody, czy innego TOmka Kruza (scjentologa, wystaw sobie). Ale tak po mojemu, to Tamci raczej nie postawiliby na jakiegos kpa.
Choc istnieje tez taka możliwość, że facet zacznie nie tylko wygadywac głupoty, ale i np aktywnie dzialac w jakimś złym kierunku. Wtedy by było czuć siarką ten cud ;)))

Ja tego filmu nie lubię. Nie wiem Weira tak bezdyskusyjnie to lubię tylko “Piknik…” a i to chyba tylko dlatego, że się kiedyś w nim zakochałem (w filmie) jeszcze jako mlodzianek. Dziś, tzn. kilka miesięcy temu jak ostatni raz oglądałem juz tej magii nie mogłem dostrzec. Nie wiem.
Turturo byl fajny w Fairlessie.

Właśnie właczam sobie ten nowy Opór, z Craigiem, tę kłamliwa historie o Żydach walczących z Niemcami w czasie II Wojny.

Tu jest link
http://megavideo.com/?v=TJS5YKYW
jakbyś miala ochote zobaczyć- to leci on line z netu, bez zasysania. Więc prawo nie zostaje złamane ;))


miał szczęście

ale do tego też trzeba mieć szczęście


Artur

Tak czuję przez skórę, że jakby go zapytać to on powie, że zrobił co do niego należało gdyż taką ma robotę. Obym się nie myliła w tej mojej bezdennej naiwności.

Ciekawe by też było, tak bardziej scenariuszowo patrząc, wyobrazić sobie historię z zapachem siarki. Jakiś samolot, jakaś katastrofa bez ofiar, i to ma służyć Złemu. Odwracasz wektor.

Co do Fearless to za scenę katastrofy dostaje moją prywatną nagrodę wszechczasów. Pokazanie tego co się dzieje z tym człowiekiem (Jeff Bridgess oh yeaahh) po i jak mu lekko odbija. Dawno to widziałam, ale pamiętam, że coś tam było w końcówce skopane. Zakończenia to nie jest mocna strona amerykańskich filmów.

Dzięki za linka. Skoro prawo nie zostaje złamane, to przemyślę to :)


Stopczyku

Ładnie powiedziane.

Może to takie odbicie nowojorskiej traumy lotniczej?


Gretchen

facet wyglada właśnie na takiego, co by tak powiedział. I to jest jakoś budujące, że na świecie sa ludzie, ktorzy już na starcie robią takie wrazenie. A daj Boże, żeby tacy byli w istocie.

Z zapachem siarki to mi przyszedl taki błysk do głowy natychmiast, jak usłyszałem, że ludzie są raczej zgodni co do cudowności zajścia. Ja mam na temat cudów takie zdanie, ze my w ogóle zyjemy “wewnatrz” jednego gigantycznego cudu. Bo jeśli jest tak, jak donosza naukowcy, to szanse na to, że my tu sobie gadamy a to wszystko z big bangu (w przenośni, bo wiadomo juz, że żadnego big bangu nie było- a raczej coś w rodzaju expandowania wszechświata z osobliwosci, ktora sie pojawila nie wiadomo skąd), a po drodze te stygnące kupki gruzu w kosmosie, te odległości warunkujące życie takie dokładne, dinozaury, Lenin i cała reszta- no to prawdopodobieństwo tego wszystkiego jest bliskie zera. A raczej zerowe. Wiec cud jak cholera i tak na dobra sprawę czlowiekowi wierzacemu żadne kolejne cuda do niczego nie sa potrzebne. Dowód na istnienie cudu możemy badac golym okiem. Jest naokoło nas a i my jestesmy jego częscią.
Do tego dochodza te wszystkie Maki Boskie na szybach sklepików z galanteria itp. cuda wianki. W świetle przestróg Cieśli, byśmy sie wystrzegali podpuch organizowanych przez Złego i patrzac na to, jak ludziska histerycznie reagują na cudowności wątpliwe, śmiało mozna kombinowac w tym kierunku, że to sa podpuchy wlasnie. No i tu jest faktycznie filmowe story.
Jest facet, bohater, ktory dzięki cudowi ratuje ludzi. I ten facet na fali tego uniesienia cudownego wchodzi w jakieś dzialania, ktore z pozoru sa dobre ale kryją w sobie mroczna tajemnicę. A to wszystko jako wstęp do armageddonu. Fajny film mógłby być. Przydałaby sie jednak jeszcze jedna przewrotka w takim filmie, czyli wywrocenie akcji na nice.
Bo z tego wypadku można zrobic prolog. Z “punktem bez powrotu” umieszczonym tam, gdzie jest kulminacja akcji ratunkowej. Ddrugie zlamanie akcji wtedy, gdy sie dowiadujemy, że to roboa Złego. No ale to jest jakaś 40 minut filmu tak na dobra sprawę. I do końca byłoby nudno, gdyby to już miały być wszystkie zaskoczenia. O ile byłby to film kończący się armageddonem.

;))

Bridgesa lubie i nie lubię. Zalezy od filmu. Np. w Big Lebovsky go lubię (he he). Teraz leci taka kupa pt. Iron Man i tam Jeff gra takiego zlego sukinsyna. O grze się nie wypowiadam, ale design mu zrobili super. Dla samej mordy Jeffa warto zobaczyć ten film.

Spoko- jest taka stronka www.freefilms.pl i tam sa linki do sporej ilości filmów on line wlasnie. Czyli można sobie ogladac tak jak z jotubka. Bardzo wygodne zwlaszcza jak siema bezsenność. i laptopa pod reką ;) Trzeba tylko uważać, bo sporo tam zwyklej kupy.

Pozdro


Podpisuję się pod każdą literką

twojego tekstu tym bardziej ,że w czwartek(15.01) przed startem samolotu którym miałam
lecieć w czasie rutynowego pokazu-instruktarzu na temat zakładania kamizelki ratunkowej, wkulona w fotel czarnowidzko rozmyślałam, że nie ma sensu oglądać
tych instrukcji bo w zderzeniu z wodą i tak nikt nie ma szans na przeżycie.
Pora chyba skończyć z czarnowidztwem :)
A właściwie dlaczego twój blog nie poszedł do konkursu,a?


Artur

Exactement.Tak właśnie on wygląda jakby tak miał powiedzieć. Jest to prawdopodobnie kosmita :)

Oczywiście, że żyjemy wewnątrz cudu. Takiego, że się w głowie nie mieści. Gdybyśmy mieli coś takiego wymyśleć, to byśmy nie wymyślili.
Kiedyś widziałam taki film BBC, który pokazywał życie od początku. Ludzkie życie znaczy. Od zapłodnienia przez kolejne fazy, do śmierci.
I ten człowiek tam powiedział, że biorąc pod uwagę rachunek prawdopodobieństwa, zajście w ciążę jest niemal niemożliwe, a jednak codziennie się zdarza.

Codzienny powtarzający się cud. Dla ludzi to norma, a to jest cud.

Tak można to snuć w nieskończoność, tylko trzeba umieć się rozejrzeć dookoła. Z mojej perspektywy powtarzalność takiej weźmy na ten przykład wiosny już jest zjawiskiem nadprzyrodzonym. Żebym ja mogła tyle tego zobaczyć? A przecież w końcu kolejnej wiosny nie zobaczę.

Niezbyt dużo trzeba, żeby zdać sobie sprawę z siedzenia wewnątrz cudu, ale trzeba w tym kierunku coś zrobić. No niestety, to zła wiadomość dla leniwych i niechętnych wysiłkowi. Sorry.

Ten film nie powienien się kończyć armagedonem. Żadne oczywiście nawrócenie Złego w grę nie wchodzi,bo to cienkie jak polsilver.
Kluczem powinno być baaaardzo długie trzymanie widza w poczuciu, że Zły jest Dobry. Przeciągnąć to niemal za daleko. Okłamać widza straszliwie. A potem dać widzowi kopa, że tak powiem.
Co nie zmienia faktu, że akcja powinna się ze dwa razy przekręcić. No.

Jeff się brzydko starzeje jak na mężczyznę, ale charakter ma. A “Drzwi w podłodze” widziałeś?
Dziwny film, ale mnie jakoś wciągnął tajemnicą. Polecam na bezsenność.

Z linka skorzystam zapewne, a zwykłej kupy to wszędzie pełno więc trzeba się wyrabiać nie użalając się nad sobą (to o mnie, nie o Tobie) :))

Pozdrówka nocne połączone z życzeniami antyinsomnicznymi.

:)


Bianko

Otóż właśnie się okazało, że szanse są zawsze i wszędzie.
Dobrze przejrzeć instrukcję, żeby potem z rozdziawioną paszczą nie stać jak ta jemioła.

Dajmy Tym z Góry szanse na uratowanie nas w sytuacji, w której nie ma ratunku :)

Mój blog nie poszedł do konkursu z takiego powodu, że go nie zgłosiłam. No coś Ty?

Nie ma kategorii blog o wszystkim, ze szczególnym uwzględnieniem zaskakująco dziwnego oglądu świata autora :)))

A!

Poooozdrawiam nocą niedzielno-poniedziałkową.


Gretchen

cuda- otóz to! cuda permanentne. Ludzie zaś dziwnym trafem potrzebują wydarzeń spektakularnych, żeby poczuć na plecach ciarki niepoznanego. To jest troche tak, jak z lekami przeciwbólowymi. Jak się ich sporo je, to przestaja działać. Dawka się zwiększa ale jeszcze szybciej przestaje działac i tak da cappo al fine. Czarna dziura na koncu. Ludzie takie właśnie wrazenie sprawiają, jakby tego cudu było za dużo wokół nich, takiego cudu non stop i ci ludzie się nań uodpornili i dopierojakiś fest kop sprawia, że zaczynają czuć lekkie mrowienie. Trochę kicha, nie? Bo tak mnie się zdaje, że przez to ludzie są jakby mniej szczęśliwi.

film- to zależy. Mozna by to zrobic jako taka przewrotkę na koniec. Ale co z tego wynika dalej poza stosunkowo prostym przesłaniem, żeby sie miec na bacznosci? I nie wszystko złoto co się świeci? Ja pokombinowałem tak, żeby zrobic z tego apokalipsę wg św. Jana, ale w scenerii takiego właśnie nowojorskiego cudu, tego cudu bohatera itd. Bo co by prosci ludzie nie mówili na temat Biblii to niesie ona ze sobą takie bogactwo znaczeń, że aż grzech z tego nie skorzystać. Np. zobacz- taka cyfra 666 bez którego to numeru bestii nikt nie będzie mógł ani nic kupić ani nic sprzedać. W filmie mże to byc elektoroniczny chip wbijany pod skóre, z gpsem, permanentnym podsłuchem- inwigilacja totalna.
A nasz bohater, przecież może się szybko wdac w jakąś kampanię za wprowadzeniem takich chipów etc. A to tylko proste przeniesienie. Wex teraz w to wrzuć choć cząstke tego sensu, który to wszystko ze sobą niesie. Przecież tam jest walka o człowieczeństwo min. i to taka, że ze świecą szukac czegoś równie mocnego.
Wiadomo, że nie literalnie potraktować Apokalipsę, tylko na jej bazie pociagnąć. I zakonczyć armagedonem własnie i w tej chwili, gdy ważą się losy tej batali dac napisy tyłowe. Niech se doczytają, kto nie wie, jaksie to konczy ;)))

“Drzwi..” sa fajne. Ale ja w ogóle mam słabośc do Kim Bassinger. W sumie nie wiem dlaczego, bo jakby się tak jej przyjżeć toani ona jakoś szczególnie ładna ani aktorka wybitna. A jednak… cie choroba!

;))

Pozdro


Artur

Pierwszy akapit mogłabym sama napisać, więc co tu dodać? Nico.
Też uważam, że tak jest.
O ile Ci z Góry nie kopną w coś porządniście (na ten przykład w czyjś zadek) to ludkowie biegają jak te, za przeproszeniem, jełopy :)

Co do filmu, który tu kręcimy sobie, to pomysł dobry, tylko trzeba by to pomaleńku rozkręcać. Akcję znaczy. Że niby nic, nic się nie dzieje, nic się nie zmienia. Do czasu.Potem się okazuje w wersji pesymistycznej, że tego się już nie da zatrzymać. W wersji optymistycznej, czyli ku pokprzepieniu serc, coś się jednak udaje odmienić a ludność okoliczna wyciąga wnioski. Ja chyba wolę wersję czarną.

Taaak. Ani szczególnie ładna, ani wybitna aktorka, ale coś w niej jest. Fakt.

Wziąwszy pod uwagę godzinę Twojego komentarza, to Ty chyba rzeczywiście spać nie możesz.

Zatem pozdrówka nasenne :)


Kiedyś taki facet

najsampierw, dostawał uścisk dłoni prezydenta/generała/szefa.
A także order i nagrodę pieniężną, którą tradycyjnie przepijał z kolegami.
Potem udzielał wywiadów i szedł na instruktora do szkoły lotniczej gdzie uczył podobnych do siebie.

Teraz odpowiada na pytania dziennikarskich idiotek, tłumaczy się z tego, że miał kochankę dziennikarskim debilom, służy jako ikona ( przez miesiąc ) dla 16letnich matołków i kończy reklamując karmę dla psów albo podpaski.

Nie widzę w tym żadnej Mocy.
Wprost przeciwnie


To się zdarza Panie Igło

Zdarza się nie zauważać.

Pan niby widzący , ale bo ja wiem?

Zaśmiewając się łatwo stracić to, co istotne.

I po co ja znowu gadam po nic?

Najstarsi ludzie tego nie wiedzą.


Szanowna Gretchen

A gdzie ja się niby śmieję?
Nawet z pani.

Ja usiłuję zupełnie coś innego.

Że, niby, ale to tak między nami, no i weźmy Artura na świadka – dobrym pilotom ( i innym, dobrym) Moc daje szansę, a oni z niej korzystają.

To tak wedle mnie i mojego pojmowania Mocy.


Yhmmm

Korzystają i korzystać będą, choćby z nich sprzedawców psiej karmy robić żałosnych.

I bardzo dbają, by mocy swojej na drobne nie rozmieniać, choć drwina i śmiech się niesie.

Bo są zasady, których łamać nie można i słowa, które zawsze krzywdzą.

Nie da się inaczej niż przez nazwanie spraw po imieniu. Wszystko inne jest tchórzostwem.

Niektórzy sprzedawcy psiej karmy tchórzostwem gardzą. Wbrew swojej religii.

Z zakonu kaluzurowego mówiła


Eee.....

Z mojej wiedzy to wynika, że baba w zakonie to tak góra półtora dnia może wytrzymać.
Nawet podrapana

A potem ją korci.
I dobrze.

Bo i o co?
O paru żydów i pare kop Arabów?

Zobaczy pani jakie będzie wesele, wśród humanistów & wyznawców jak wieczny pokój zawrą, tak na jakie trzy kwartały.

I te same panienki & humanisty ogłoszą, że oto nam nastał dzień bez wojny a dzieci będą mogły wyjść z piwnic.
A te dzieci nie wiedząc o humanistycznych panienkch, owszem wyjdą, po to aby się wysadzić w powietrze.

I znowu się zacznie, a te same panienki zgłoszą się z tymi samymi łzawymi apelami po swoje wierszówki i tantiemy.

I o co iść do zakonu?


No jak słowo daję!

Tak sobie myślę po co ja cokolwiek dzisiaj napisałam?

No po co?

Bo czy ja o Żydach i Arabach pisałam, żebym teraz miała udzielać odpowiedzi na takie pytania?

Zapewne umrę z tym pytaniem: dlaczego ludzie nie widzą tego co na gałach?

Otóż widzą, ale zobaczyć nie chcą. Wiją się i ślizgają, bo tak jest łatwiej.

Koniec końców to ten, co jasno napisał, na skretyniałego debila wyjdzie. Oszołoma jakiegoś.

Może mnie Pan zapytać ile razy już to przerabiałam. Ale po co?

W tym wątku, który odbył zdumiewającą drogę.

Co zobaczę, to zobaczę. Taka moja filozofia żeby patrzeć, a nie napierdalać.

Nieustannie klauzurowo mówiła


Gretchen,

nieustająco irytująco pururu :) Chcesz, to tnij, ja tam i tak Cię lubię. Głowy oczywiście mogę więcej nie zawracać.

Choć zbyt surowo osądzasz niektórych bliźnich, obawiam się. A innych zbyt łagodnie.

Czego chcesz, za mną nie stoi gruby i dobrotliwy Budda ani też Siddartha medytujący nad strumieniem, tylko stosy, Loyola, Torquemada, konkwistadorzy i łupieżcy Ziemi Świętej ;)

Trzeba znać swoje roots, choćby krwawe były. Wtedy można ze sobą dojść do ładu.

Pozdrawiam


Pino

Jako całkowicie wykorzeniona nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć. Jedyne co mogę powiedzieć to, że bez korzeni też można dać radę. Mniejsza.

Za Tobą nie stoi Budda, ale stoi Jezus, a to zobowiązuje dokładnie tak samo.

Za mną są tylko pożary, trzęsienia ziemi, tysiąc razy rozpierdolony mikrokosmos, zdrady, upadki, kretynizmy, idiotyzmy, nigdy nie darowane prezenty, rozczarowania, walki, upodlenia, eksperymenty. Wszystko co zechcę, materiału jest sporo.

Po tym wszystkim, co też jest mną (jak bardzo!) odmówiłam sobie, coś znalazłam, na coś sobie już nie pozwolę. Cisza. Jedyne co zawdzięczam Nephesh, choć Budda był pierwszy.

Powiem Ci tak, nie wiem o co chodzi (co nie znaczy, że nie mogę się domyślać) i naprawdę nie warto walczyć w cudzej sprawie, której się nie rozumie. Nie obrażaj kobiety, której nie znasz, bo prawdopodobnie wcale na to nie zasłużyła. Dla Ciebie prawdopodobnie, dla mnie z pewnością.

Tyle.

Buddyjska piosenka


PIloci i nieloci

Rozumiem że z wypowiedzi polskich pilotów wynikało że w zasadzie za lądowanie odpowiada pogoda i brak wiatru. Właściwie opatrzność, a nie długie godziny szkoleniowe i profesjonalizm najwyższej klasy. Szkoda że nie wspomnieli że od dłuższego czasu nie można obsadzić naszych f 16. Wiem że to jest złośliwe co teraz napiszę ale tam pilot ląduje na wodzie samolotem rejsowym, a u nas rozbija się samolot wypełniony pilotami…


Gretchen

Gretchen

Pierwszy akapit mogłabym sama napisać, więc co tu dodać? Nico.
Też uważam, że tak jest.

wzięłabyś sie i nie zgodziła. Wdalibyśmy sie w bitke czy cos. A tak. Ech!

O ile Ci z Góry nie kopną w coś porządniście (na ten przykład w czyjś zadek) to ludkowie biegają jak te, za przeproszeniem, jełopy :)

jestem ciekaw tego kopania właśnie. Czy Oni Tam cokolwiek takiego robią, czy te spektakularne akcje zwyczajnie sie pojawiają w ramach logiki cudu bez jakiegoś dodatkowego zaangażowania Onych?

Co do filmu, który tu kręcimy sobie, to pomysł dobry, tylko trzeba by to pomaleńku rozkręcać. Akcję znaczy. Że niby nic, nic się nie dzieje, nic się nie zmienia. Do czasu.Potem się okazuje w wersji pesymistycznej, że tego się już nie da zatrzymać. W wersji optymistycznej, czyli ku pokprzepieniu serc, coś się jednak udaje odmienić a ludność okoliczna wyciąga wnioski. Ja chyba wolę wersję czarną.

wersje czarne są zawsze lepsze. Nie pełnia funkcji usypiającej. W tym sie mniej więcej zasadza mądrość ludzi średniowiecza, że oni to memento mori i ogólnie czarnokończące sie historie tworzyli. Znacznie to było mądrzejsze niż to współczesne lulanie ludzi do snu, że wszystko jakoś to będzie i w dodatku dobrze. Mam wrazenie, że przez ten happyendyzm ludzie w ogołe nie sa przygotowani na psikusy, które im może zafundowac życie

Taaak. Ani szczególnie ładna, ani wybitna aktorka, ale coś w niej jest. Fakt.

Wziąwszy pod uwagę godzinę Twojego komentarza, to Ty chyba rzeczywiście spać nie możesz.

bez sensu jest spac, skoro i tak trzeba wstac, nie? ;))

Zatem pozdrówka nasenne :)

Wzajem


Artur

Znowu się nie udało pobić. Ech…
W przyszłości obiecuję bardziej się jednak starać :)

Co więcej będzie to dalsza przyszłość, bo w kwestii filmów noir znowu się zgadzam. W sumie to już jestem tym zażenowana. Makabra.

Nie mam bezpośredniego połączenia telefonicznego z Górą, ale przeczuwam, że Oni czasem specjalnie dodają jakieś fajerwerki . Logika logiką, a poczucie humoru poczuciem humoru.

O! W kwestii spania możemy się pokłócić!
Spanie jest rewela.

Po co się budzić, jak można spać – to jest moje oficjalne stanowisko.

Aktualnie niestety nie śpię więc korzystając z okazji pozdrówka tradycyjne.


Ernestto

Faktycznie odniosłam takie wrażenie, że nasi starali się trochę umniejszyć. Może to tylko wrażenie, ale moje więc jestem przywiązana.

To ostatnie zdanie Twojego komentarza jest ponure bardzo…

Pozdrawiam Cię :)


Gretchen

masz na mnie zły wpływ. Przestaje przeklinać, jechac po stereotypach i robie się grzeczny.
Wstydź się!

Idę sie gdzieś wdac w bójkę.

Bez pozdrowień ;))))


Artur

Wstydzę się bardzo. Przeraźliwie się wstydzę. Zwiesiłam głowę i się kiwam.

Pozdrowienia mamroczę.


Gretchen

nie popadnij w chorobę sierocą czy coś w tym guście.
Proponuję dać w palnik, wyjść na balkon i wykrzyczeć ludziom, co sie o nich myśli.
Ale dac w palnik rzetelnie, bo inaczej nic się ciekawego ludziom o nich nie powie ;)))

Ukłony


Artur

Otrząsnęłam się jakoś, ale nie było łatwo. Wstyd mnie zżerał, powracały Twoje słowa…
Udało się jednak. Ufff…

Mam wszystko co potrzeba. Z wyłączeniem balkonu.

I co teraz? Hę?

Dygnięcia


Pozostało Pani

strategiczne okno, panno G. Na opisywaną drzewiej sąsiadkę.
Tyle, że to będzie przekaz sterowany...

Tak, czy owak, palnik jest tu kluczowy;-)


Gretchen

słuchaj Merlota, Merlot prawde ci powie ;))

Zamiatając kurz spod twych stóp piorami kapelusza


Oto

Przemówienie do ludzkości z okna kuchennego nie wydaje się wystarczająco poważne. Biorąc pod uwagę wskazania co do stanu w jaki miałabym to czynić i ogólne warunki architektoniczne, mogłabym uczynić krok kolejny i wstąpić na parapet sąsiadki…

Dach natomiast mógłby się nadać...

Choć wielkiej wiary w słuchaczy nie mam, to w końcu nie o nich chodzi.

Panowie… – delikatnie skłoniwszy głowę każdemu z nich, oddaliła się szeleszcząc suknią, w stronę swojej komnaty


Cna Gretchen

Nie godzi się białogłowie na dach wstępować czy też sąsiadki w konfuzje wprawiać parapety im depcząc. Człek prawy bowiem musi twardo swego sie trzymać i jeśli Niebiosa obdarzyły go jeno oknem, tedy z niego występować winien, z niego nauki swe głosić. Mniejsza tez o pospólstwo, wszak wiadomo, że sobie a muzom owa deklamacya prowadzona będzie. Wszelakoż causy by nie było, gdybyś, o cna Gretchen, pierwej doprowadzila sie do stanu świętego szaleństwa- czy to miodem, czy też przy pomocy technik Wschodu. Człek przebywający w tym stanie za nic ma to, co pospólstwo mimo okien przechodzące ma na ten temat do powiedzenia, czy li tylko pomyślenia. Grunt to swoje wykrzyczeć, możliwie najgłośniej.

Tymczasem żegnam cię, Gretchen i o pamięci swej zapewniam
P.S. umyślnego, ktory do komnaty twej zapukał, jeśli rekę o miedziaki wyciagnie, każ pachołkom precz przegnać, jako że wynagrodziłem go już sowicie.


Pani Gretchen

Lubi Pani serial “Dr House”? Ja bardzo więc zmykam oglądać.


>Gre

dach?


Miły Arturze

A godzi się to białogłowie w palnik dać, jak był Pan łaskaw się wypowiedzieć?
I skąd ja, naiwna oraz słaba kobieta wiem, co Waszeć mi odpowiesz?
To może ja się od razu zgodzę, żeby się na gniew Artura nie narazić?

tu zatrzepotała rzęsami głowę skromnie spuszczając, by nie dostrzegł rumieńca na jej licu i wyszeptała cicho:

Zobacz Waszmość jakie to czasy nastały dziwne, że białogłowa sama musi sobie przemówienia wygłaszać do ludzi, którzy sensu słów jej zrozumieć nie muszą, a jeszcze złość swą przeciwko niej skierować mogą. Dziwne to czasy i straszne.

Pan mnie żegnasz? Jakże to?

serce w niej zatrzymało się na chwilę, ale poznać tego po sobie nie dała

Pan mnie żegnasz na zawsze czy na czas jakiś? Ile by to trwać nie miało i ja Pana o swej pamięci zapewniam, myśli ku pokrzepieniu wysyłając a na rychłe spotkanie licząc.

Pachołka precz pognałam. Na nachalność sobie był pozwolił.

westchnęła ciężko i smutno. Głos zaczął je drżeć więc mówić dalej sobie zakazała


Panie Arturze

Bardzo lubię. Tylko jakoś oglądam z doskoku. Trzeba będzie chyba sobie jakieś odcinki zakupić i oglądać jak należy.

Miłego oglądania, o ile jeszcze Pan ogląda.

I pozdrowienia serdeczne jak zwykle :)


Stopczyku

Gdybym jeszcze zaczęła się w rytm poruszać, to dopiero byłoby widowisko.

Dzięki

:)


>Gre

jak Harrison? :) Ringo wymiata. to był jego koncert …


Pani,

Gretchen

A godzi się to białogłowie w palnik dać, jak był Pan łaskaw się wypowiedzieć?
I skąd ja, naiwna oraz słaba kobieta wiem, co Waszeć mi odpowiesz?
To może ja się od razu zgodzę, żeby się na gniew Artura nie narazić?

Białogłowie dać w palnik sie godzi jak najbardziej. Nie wśród pospólstwa, rzecz jasna, a wśród ludzi szlachetnie urodzonych. Wtedy zgorszenie nie płynie z góry w lud prosty. Gniewu mojego zaś lękać sie nie masz potrzeby, jako że białogłowy darzę estymą szczególną i prędzej bym sczezł, niźli szlachetnie urodzoną Paną przywiódłbym do konfuzji

Zobacz Waszmość jakie to czasy nastały dziwne, że białogłowa sama musi sobie przemówienia wygłaszać do ludzi, którzy sensu słów jej zrozumieć nie muszą, a jeszcze złość swą przeciwko niej skierować mogą. Dziwne to czasy i straszne.

Ha! Dziwne czasy ale żeby straszne? Kto by sie tam przejmował tym, co sobie pospólstwo myśli? Zwłaszcza, gdy jest przez okno co niebu wykrzyczeć!

Pan mnie żegnasz? Jakże to?

Służba, Pani, służba wzywa. Ale zapewniam, że podczas moich peregrynacji Waćpanna swoje miejsce mieć będzie w komnatach duszy mojej

Pan mnie żegnasz na zawsze czy na czas jakiś? Ile by to trwać nie miało i ja Pana o swej pamięci zapewniam, myśli ku pokrzepieniu wysyłając a na rychłe spotkanie licząc.

Przyszły na mnie, o Pani, termina ciężkie. Ischias mnie dręczy i na bój wzywa. Konie więc kulbaczę, druzyne skrzykuje i pachołków po wsiach z wiciami rozpuszczam. Wielka batalia przede mną a final jej nieznany. Da Bóg z tarczą wrócę.

Pachołka precz pognałam. Na nachalność sobie był pozwolił.

Kazałem oćwiczyć batogiem szubrawca wierząc, że ta wiadomość rozpromieni, Pani, twe lica.

Do stóp Wacpannie padam i o błogosławieństwo w batalii prosze


Ach... -

westchnęła ledwie pocztowy gołąb odlecieć zdążył, a ona przebiec wzrokiem słowa do niej skierowane

Gdzież ja bym z pospólstwem w palnik dawać się ośmieliła i dlaczegóż miałabym chcieć?
Lękać się Pana zamiaru nie mam, dość dał Pan mi ku temu radosnych powodów…

Piszesz do mnie Miły Arturze, że wielka przed Panem wyprawa w ważnym celu, której zakończenie zdaje się nie być całkiem jasnym.

oczy jej mgłą zaszły, lecz powstrzymała nadchodzące łzy

Mogę zapewnić, że pozostając tutaj będę zaczarowywać czas i wszelkie Moce, by z pomocą w trudnej godzinie bez zwłoki Panu pospieszyły.
To znacznie więcej niż błogosławieństwo, które również przy Panu będzie.

Jeśli w czasie walki spotka Pan gołębia pocztowego, i na myśl mnie on akurat przywiedzie, o pamięć się zwracam bym od zmysłów całkiem nie odeszła.

Tymczasem i ja o pamięci mojej Pana zapewniam niezmiennie.

Oczekując wieści…

Dłoń jej drżała kiedy przekazywała list…Odwróciła się nazbyt energicznie pospiesznie oddalając…


Dziń dybry,

postanowilam być lagodnie irytująca o poranku…

O, Missouri, ty wielka rzeko!
Ojcze rzek, kto bieg twój zmierzy
Wigwamy Indian na jej brzegach,
Away, gdy czółno mknie poprzez nurt Missouri.

O, Shenandoah jej imię było,
Ojcze rzek, kto bieg twój zmierzy
I nie wiedziała, co to miłość.
Away, gdy czółno mknie poprzez nurt Missouri.

Aż przybył kupiec i w rozterce
Ojcze rzek, kto bieg twój zmierzy
Jej własne ofiarował serce.
Away, gdy czółno mknie poprzez nurt Missouri.

A stary wódz rzekł, że nie może
Ojcze rzek, kto bieg twój zmierzy
Białemu córka wodza ścielić łoża.
Away, gdy czółno mknie poprzez nurt Missouri.

Lecz wódka białych wzrok mu mami;
Ojcze rzek, kto bieg twój zmierzy
Już wojownicy śpią z duchami.
Away, gdy czółno mknie poprzez nurt Missouri.

Wziął czółno swe i z biegiem rzeki
Ojcze rzek, kto bieg twój zmierzy
Dziewczynę uwiózł w kraj daleki.
Away, gdy czółno mknie poprzez nurt Missouri.

O, Shenandoah, czerwony ptaku,
Ojcze rzek, kto bieg twój zmierzy
Wraz ze mną płyń po życia szlaku.
Away, gdy czółno mknie poprzez nurt Missouri.

O, Missouri, ty wielka rzeko!
Ojcze rzek, kto bieg twój zmierzy
Wigwamy Indian na jej brzegach.
Away, gdy czółno mknie poprzez nurt Missouri.

:)))


Pino

Dziń dybry,

a co miało mnie zirytować? Nawet i łagodnie?

Nic nie rozumiem.

Ładna piosenka. Bardzo ładna.

:))


Pino

Lubisz Cat Stevensa?
Ja lubie o poranku i nie tylko. Nastraja lirycznie….

Morning Has Broken


Pani Agawo,

od kiedy zrezygnowal z naleśników i przeszedl na islam, to się trochę zepsul, moim zdaniem.

pozdrawiam


Peace Train

Mimo to niezle się trzyma
Yusuf (Cat Stevens) – Peace Train – Nobel Concert 2006

I’ve been crying lately
Thinking about the world as it is
Why must we go on hating?
Why can’t we live in bliss?

Come on, come on, come on the peace train…

Lubię marzycieli zwłaszcza jak mają chrapliwy głos


Dolly nie przeszła islam. Póki co.

Przeciwników artystki uprasza się o rechotanie po cichu...


Widzę,

że ten cichy zakątek zaludnia się.

Dokąd ten świat zmierza? No dokąd?

:)


Jak bankiet, to bankiet,

na kilka blogów;-)
Happy Birthday, G.!


Panie Merlot

Słuszna słuszność.

Dziękuję :)

Czy Pan już powrócił czy znowu dorwał się do cudzego komputera?


Sullenberger?!

A czy to polskie nazwisko?!

Sorry, to taki mało śmieszny żarcik, ale jakoś mi się nasunął w kontekście Twoich gdybań, co by było w Polsce…

I jeszcze pomyślałem, że mamy gotowy i sprawdzony obyczaj na wypadek, jakby nam airbus wpadł do Wisły czy do lasu pobliskiego: żałoba narodowa. Ale cóż mógłby ogłosić prezydent najjaśniejszej RP, w przypadku cudownego wypadku?
Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić ogłoszenie bodaj trzydniowego święta narodowego?

Bardziej serio, to ja też chcę koszulkę z tym pilotem. Co do tych z góry, taką z aniołem już mam, od ostatnich świąt. Choć to nie stróż w sensie ścisłym.

Dzięki, Gretchen, za ten artykuł. Choć tak późno doń zerknąłem.


Odysie

Rdzennie polskie :)

Nie jestem sobie w stanie wyobrazić jednej godziny radości ogłoszonej w ramach narodowego święta a Ty myślisz o trzech dniach? Hamuj Odysie, hamuj.

Procedur na cuda u nas nie ma. Brak koszulek. Należytego przygotowania co można by ewentualnie. Brak jeszcze czegoś...

Jeśli będę miała dojście do koszulek to wezmę i dla Ciebie, bądź spokojny.

Mam w pracy taki kubek do kawy z aniołkiem (całkiem poważnym aniołem to on nie jest) i z takim napisem, że kiedy już wszyscy cię opuszczą i nic nie będzie, żadnej nadziei i w ogóle masakra (z pamięci cytuję jak słychać) to trzeba pamiętać, że zawsze jest jeszcze anioł, który otuli nas swoimi skrzydłami.

I tego się trzymajmy, płynąc i serfując po łagodnych morzach i wzburzonych falach, najwspanialszej danej nam przygody.

W razie co, ktoś nas otuli.

Cieszę się, że zajrzałeś.


Aniol?

Jaki kurna aniol…

pururu mroczne i cyniczne zalączam


Jaki?

Skąd mam wiedzieć?


Panie Merlot

Niezwykłe, prawda?

I bez baloników, nikt nie był w koszulce z jego podobizną.

Proste, wzruszające, ludzkie.

Sullenberger… Wiadomo już dlaczego Tamci z Góry go wybrali. Nieźle Im poszło.

Dzięki :)


Subskrybuj zawartość